Blog literacki, portal erotyczny - seks i humor nie z tej ziemi
Kupujcie parasolki
czyli o smutnych efektach chowania się przed deszczem
Kolejny chory tekst (c) by Pewien GośćReklamacji nie uwzględniamy
Zapytany, co tak właściwie mogłoby wytrącić mnie z równowagi, odrzekłbym pewnie, że nic takiego oczywiście nie istnieje. Możliwe nawet, że już tak komuś właśnie odpowiedziałem. Ale kłamstwo ma krótkie nogi.
Nie tak dawno temu siedziałem sobie spokojnie na zielonym, plastikowym krzesełku w mrokach mojej szacownej uczelni. Życie jest doprawdy pełne niespodzianek... Siedzę sobie zatem spokojnie, oswajając się powoli z niedorzeczną pozornie myślą, że oto wygnany zostałem z sali wykładowej, gdzie odbywał się właśnie jakiś straszliwy egzamin. Wygnany zostałem, a co więcej oznajmiono mi, że egzamin straszliwy został mi zaliczony bez konieczności jego zdawania. Czegóż więcej chcieć? Gdyby nie warunki atmosferyczne, udałbym się z pewnością jak najdalej od budynków Collegium, by świętować odniesioną właśnie wiktorię. Ale warunki atmosferyczne chciały inaczej i tym sposobem siedzę sobie w ciemnym korytarzu, z czołem pochylonym w zadumie, zapewne nad marnością gatunku człowieczego - co w niedalekiej przyszłości ma się okazać nadzwyczaj trafne.
Siedzę więc sobie, machając w powietrzu czubkiem prawego buta, myśląc i rzucając cień - przy czym to ostatnie, przyznaję, wychodziło mi najzgrabniej. Nudy straszliwe (ponoć inteligentni się nie nudzą - no, różnie to bywa), ale deszcz nie ustaje. Wtem - zdarzenia najbardziej doniosłe zawsze przychodzą w takich właśnie chwilach - zaszło coś, co wstrząsnęło moim światopoglądemm, co będzie mi się pewnie jeszcze długo śnić po nocach, i co będzie chyba przewodnim tematem całej mojej kariery pisarskiej - o ile oczywiście kariera taka w ogóle zaistnieje, wszak żyjemy w czasach niedocenionych geniuszy.
Najpierw mroki korytarza rozświetla - no, może nie łuna ognista, ale w każdym razie mroki robią się trochę mniej mroczne. Potem daje się słyszeć dźwięk odrzwi smarowanych wprawdzie całkiem niedawno, ale otwartych wprawnym a śmiałym ruchem, niecierpiącym jakiejkolwiek zwłoki ze strony przedmiotu martwego, jakim są wspomniane odrzwia. Następuje krótka, acz efektowna pauza, po czym w zionącym niebiańską jasnością (i nieco bardziej ziemskim, mocno zużytym powietrzem) otworze drzwiowym ukazuje się najpierw noga, a potem cała postać. Zdaje się, że to jakiś starożytny heros zstąpił na nasz padół, by pogardliwym spojrzeniem omieść ludzkość, a następnie wszystko za grzechy tej ostatniej w proch i popiół obrócić. Ale nie. Po chwili otumanienia bezdyskusyjną wspaniałością oprawy audiowizualnej nieliczni świadkowie tej sceny powracają do rzeczywistości i okazuje się, że to nie heros, nie żaden półbóg, ani nimfa leśna nawet. Jakkolwiek smutne może się to wydać, jest to najzwyklejszy śmiertelnik.
Śmiertelnik, najzwyklejszy, oraz - jakby tego było mało - jednostka najpospoliciej spotykana na korytarzach większości krajowych uczelni. Student, znaczy się. Śmiertelny student, okazale się wprawdzie prezentujący, bo bez mała dwumetrowy, a wszerz liczący sobie chyba trzy razy tyle, co autor tego tekstu, jednak po posępnym obliczu jego widać, że ambrozji z mieszkańcami Olimpu nie jadał ni nektaru nie pijał; na lirze też Dzeusowi nie przygrywał, Meduzy by nie dał rady zdekapitować, a złotego runa by nie znalazł, bo nie wiedziałby, co to jest. Słowem, rozczarowanie okrutne.
I tu przychodzi bezlitosna refleksja, i tu autor tych paru słów łapie się oburącz za swą biedną, przedwcześnie osiwiałą głowę. Zaprawdę, nie masz dziś porządku na tym dzikim, niesprawiedliwym świecie! Przecież to niesamowite indywiduum to mój, pożal się Boże, pożalcie się wszyscy bogowie Wschodu i Zachodu, starożytnych Greków, Rzymian, Egipcjan, Inków, Azteków, Persów, Asyryjczyków, Chińczyków, Peruwiańczyków, Hebrajczyków, Hetytów, hermafrodytów i hipopotamów - pożalcie się, albowiem indywiduum to jest moim kolegą-studentem!
Tak. Oto, czym grozi lekkomyślne przesiadywanie w korytarzach. Bodajbym raczej rozpłynął się na tym deszczu (który tymczasem ustał, ale kto by zważał na kaprysy żywiołów, gdy tak doniosłe dylematy moralne czekają na rozwiązanie), niżbym miał oglądać widowiska takie, jak to! Siedzę teraz nie na krzesełku zielonym, a na szpilkach, mój światopogląd chwieje się w posadach i za chwilę rozleci się w pizdu, a tymczasem przed oczami moimi paraduje beztrosko przerośnięty kolo o wygolonej gładko czaszce i odziany w... DRES. Tak. Tak. Ja to naprawdę widzę, wymienione wyżej bóstwa widzą również, każdy pasek na owym DRESIE widzą i nie tylko nie grzmią, ale wręcz pomrukują z aprobatą, bo ten w dresie idzie przed siebie z miną zadowoloną a bezczelną.
Odwracam wzrok, zgorszony wielce, a w myślach moich istna burza rozpętywać się zaczyna, niejako kontynuacja zjawiska atmosferycznego sprzed paru minut. Bo jakże to tak? Żeby po murach instytucji, szczycącej się dziedzictwem sławnej Akademii Zamojskiej obijał się, w charakterze innym niż sprzątaczki, osobnik o ilorazie inteligencji równym liczbie pasków na swoich spodniach? To się w przysłowiowej pale pomieścić nie może.
Przyznam, że ze mnie mało bystry obserwator życia codziennego. Być może zaaferowany innymi składnikami tegoż życia nie zwróciłem uwagi, jak inni jeszcze posiadacze dresowych komplecików przemykali koło mnie z kserówkami pod pachą. Może umknęło mojej świadomości, że w gruncie rzeczy kształcę się w tłumie dresiarzy. Może zbyt późno do mnie dotarło, że na każdym kroku ocieram się o cztero- bądź pięciopaskowe, sportowe spodenki. Całkiem możliwe, iż co drugi z mojej grupy wykładowej to kryptodresiarz, a reszta potajemnie popiera dresowe bractwo. Nie wykluczam, że jestem jedynym nie-dresiarzem w tej szkole (Ale czy aby na pewno jestem? A nuż to znowu tylko złudzenie...). Może tego wszystkiego po prostu nie zauważyłem. Niemniej, uważam, to wszystko to jeden wielki, niesłychany skandal.
Oświata powszechnie dostępna? Powoje wiedzy przed wszystkimi otwarte? Równość wszystkich klas? Ja to wszystko rozumiem i jak najgoręcej popieram. Chce się dres kształcić, niech się kształci - krzyżyk mu na drogę. Z drugiej strony taki już ze mnie konserwatywny beton, że zamiast takich widowisk, jak to zwięźle opisane powyżej, wyjdę następnym razem popatrzeć z bliska na burzę. A choćby i na gradobicie. Zaś o nasz system edukacyjny jestem całkiem spokojny. No bo przyznajcie sami: co tu jeszcze taki Giertych, nawet jako minister, może spieprzyć?
Pewien Gość
zlosliwiec@epf.pl
7.06.2006
Tylko tu znajdziesz Prawdę... Kliknij -
darkcult.gamedev.pl