Blog literacki, portal erotyczny - seks i humor nie z tej ziemi
2. Na drodze do władzy i sławy
Sobieski miał niedługo rozkoszować się swym nowym szczęś-
ciem. Teraz należało za nie zapłacić osobistym działaniem. 12 lip-
ca wyruszył marszałek wielki koronny, by ścigać swego poprzed-
nika na urzędzie, Jerzego Lubomirskiego, który podniósł żagiew
buntu przeciw Janowi Kazimierzowi. Wojsko przeciągało tam
i z powrotem przez Wielkopolskę, przy czym nie doszło do żad-
nych poważniejszych potyczek. Trwało to kilka miesięcy, aż
8 listopada, dzięki pośrednictwu dwóch biskupów, doszło do za-
warcia tymczasowego pokoju. Ani Jan Kazimierz, ani Lubomir -
ski nie mieli ochoty na zimową wyprawę. Sobieski, którego w
obozie trapiła paląca tęsknota za swoją Marysieńką, nie zgadzał
się jednakże z takim zakończeniem kampanii; uważał, że zwy-
cięstwo mu się wymknie, i liczył na ponowny wybuch działań
wojennych z początkiem roku. Przy tym jego dobre cechy cha-
rakteru skłaniały go wciąż do pojednania. Jeden serdeczny list
od Lubomirskiego wystarczyłby, żeby marszałek wielki koronny
zmiękł i zapragnął zwrócić swoją godność pozbawionemu jej
poprzednikowi.
Zaiste, Maria Kazimiera i francuski poseł Bonzy nie mieli
łatwego życia z tym opierającym się wewnętrznie wszystkim ich
knowaniom człowiekiem, który pragnął używać swej szabli tylko
przeciwko wrogowi ojczyzny w uczciwej walce i którego bardzo
irytowało to, że miast rozkoszować się spokojnym domowym
szczęściem u boku ukochanej żony, jest przez nią podżegany do
coraz to bardziej zawikłanego politycznego przetargu. Sprawa
pogorszyła się znacznie przez to, że Bonzy zakochał się po uszy
w Marysieńce i że obaj z Sobieskim byli o siebie zazdrośni, pod-
czas gdy Maria Kazimiera wodziła ich, jak chciała, na pasku, nie
łamiąc przy tym wierności małżeńskiej.
Na drodze do władzy i sławy
W takim paskudnym nastroju dowódca armii musiał znowu
wyruszyć w maju 1666 roku przeciwko Lubomirskiemu. Teraz
został również mianowany hetmanem polnym koronnym, czyi:
otrzymał rangę jednego z dwóch najwyższych dowódców polskie;
armii. Z Francji nadeszła propozycja awansu na marszałka Fran-
cji, jeżeli udałoby mu się przeprowadzić wybór Kondeusza ne
tron polski. Sobieskiego te tytuły ni grzały, ni ziębiły. Skarży
się na zakłócone szczęście małżeńskie i przekleństwo bratobójcze,
walki. Doświadczenia z sejmu kwietniowego 1666 roku, kiedy t(
posłowie wzbraniali się przyznać następcy Jerzego Lubomirskie
go godności marszałka wielkiego koronnego, wywarły na Sobies
kim przygnębiające wrażenie. Przy tym podejrzewał, że dwó'
przy pojednaniu z tym buntowniczym magnatem będzie chcia
złożyć w ofierze jego, dowódcę tej "lojalistycznej" armii i żi
mogłoby to zaszkodzić przede wszystkim interesom Marysieńki
dziedziczącej po Zamoyskim. Złamany i jak w koszmarnym śni'
przedzierając się przez te ciężkie czasy, nie miał Sobieski doś
siły, by oprzeć się woli Jana Kazimierza i nie podejmować decy
dującej bitwy; owszem, dał się do niej nakłonić, i to właśnie v
takim momencie i w takim miejscu, które po temu były na j
mniej odpowiednie.
Pod Mątwami w Wielkopolsce, na bagnistym terenie, przekra
czał w obliczu oddziałów Lubomirskiego jakąś małą rzeczkę. Za
nim się jeszcze dragoni hetmana polnego na drugim brzegu ufor
mowali w szyki, zostali okrążeni przez przeciwników galopują
cych półkolem i w ciągu zaledwie jednej godziny większość krć
lewskiej armii poległa. Sobieski i walczący obok niego d'Arquier
jeden z dwóch braci Marysieńki przybyły z Francji, z truder
zdołali się uratować. Kiedy wydarzyło się to nieszczęście, krc
przypisał za nie winę pokonanemu. Oba stronnictwa były wstrzo
śnięte tą masakrą, która rozpętała się jakby przypadkowo. Tera
wszczęte pertraktacje doprowadziły do ponownego pokoju, któr
został zawarty w zaledwie trzy tygodnie po bitwie pod Mątwam
31 lipca 1666 roku, w Łęgonicach nad Pilicą.
Układ, stanowiący formalnie połowę, a w istocie całkowil
zwycięstwo Jana Kazimierza, pozbawił Lubomirskiego owocó1
jego buntu. Rezygnacja króla z wyboru swego następcy viven1
rege1 pozostała na papierze; ujarzmienie, poddanie się dawneg
marszałka wielkiego koronnego było faktem i po kilku tyg<
1 za życia króla
42 Rozdział 2
dniach uciekł on po raz trzeci ze swej ojczyzny, której już nigdy
więcej nie zobaczył, na Śląsk. Mimo to Ludwika Maria bez-
trosko kontynuowała swoje plany i rozważała ponownie, już
wiele razy rozpatrywaną, propozycję ze strony rebeliantów wę-
gierskich schwytania i zamordowania Lubomirskiego. Także So-
bieski zamieszany był w te knowania, by dawnego przyjaciela
pochwycić i powiesić.
W Jaroszynie, gdzie 8 sierpnia odgrywała się scena zwodni-
czych przeprosin Jana Kazimierza przez Lubomirskiego, odbyło
się też milczące spotkanie Sobieskiego z tym rebeliantem. Po
dokonaniu aktu państwowego upokorzony magnat obszedł krąg
senatorów i uścisnął każdemu z nich dłoń. Kiedy doszedł do
hetmana polnego, spojrzał mu bez słowa w oczy, potem ujął jego
prawicę i położył ją sobie na głowie. Wymowny wyrzut, który
tkwił w tym geście, wstrząsnął wrażliwym Sobieskim do głębi.
Przeżycia z czasów wojny domowej skłoniły tego zwykle tak
samowolnego mężczyznę do pojednawczej postawy wobec Zamoy-
skich i Wiśniowieckich. Między spadkobiercami pierwszego mał-
żonka Marii Kazimiery i parą małżeńską Sobieskich został za-
warty kompromis, na mocy którego otrzymała ona sumę 450 000
guldenów, częściowo w gotówce, częściowo w posiadłościach ziem-
skich. Małżeństwo młodego Michała Wiśniowieckiego, siostrzeńca
zmarłego wojewody lubelskiego, a późniejszego króla, z siostrze-
nicą hetmana polnego, księżniczką Teofila Ostrogską, miało przy-
pieczętować to pojednanie. Obie sprawy, pieniądze i powiązania
rodzinne, były Sobieskiemu bardzo na rękę. Znajdował się on
bowiem w finansowej opresji. Jego pokaźny majątek składał się
z samych nieruchomości, a wystawny tryb życia, do którego
zmuszały go charakter małżonki i polskie zwyczaje, pochłaniał
ogromne sumy. Przyjaźń z Wiśniowieckimi i Zamoyskimi wzmoc-
niła polityczną pozycję marszałka wielkiego koronnego do tego
stopnia, że stał się najznaczniejszym magnatem wśród ruskich
królewiąt.
Wsparta na takich układach para małżeńska Sobieskich obrała
znowu kierunek na Francję, aby zdobytą już tam pozycję po-
stawić na jeszcze mocniejszych fundamentach. Tych dwoje mą-
drych ludzi znało wystarczająco dobrze królową Ludwikę Marię,
^y ^llliiIIP^ć uwolnić się wreszcie od tej "chorągiewki na wie-
trze", óu tego "kameleona" - tak nazwana została władczyni
w korespondencji Marysieńki i jej małżonka - a mogło dojść
do tego jedynie przez rozległe stosunki z innymi polskimi wiel-
Na drodze do władzy i stawy
możami i przez bezpośrednie związanie się z francuskim dw
rem. Atoli w pewnej kwestii istniała rozbieżność zdań międ;
Sobieskim a Marysieńką. Dla tej kobiety, która w Polsce min
wszystko pozostała obcą, wpływ i znaczenie u Sarmatów by
tylko odskocznią, aby zyskać splendor i rangę we Francji. Prą
nęła, po zlikwidowaniu wszystkich swych polskich interesó'
wraz ze swoim drogim Celadonem wrócić do własnej ojczyzł
i tam błyszczeć jak gwiazda. On, małżonek, życzył sobie na
wyżej francuskich odznaczeń, by jako dobry strateg zabezpi
czyć sobie linię odwrotu, z której zresztą najchętniej by nig<
nie skorzystał.
Z powodu tej i różnych innych rzeczy, które były powiążą;
z przesadną obustronną zazdrością tej pełnej temperamentu p
ry, dochodziło między Orondatem i jego Astreą do sprzecze
a te przybierały formy, jakich nie znały już ani powieści ryce
skie, ani też idylle pasterskie. Sobieski nie chciał puścić sw
małżonki, ona upierała się przy ponownej podróży do Franc
on zarzucał jej zalotne krygowanie się wobec tego lub owe^
ona obwiniała go o małżeńską zdradę (zarówno jedno, jak i dr
gie nie miało żadnych do tego podstaw). W końcu Marysień:
przeforsowała swoją wolę. 2 czerwca 1667 roku w Jaworów
rozstała się z tym, z owej przyczyny niepocieszonym "najdrc
szym z małżonków i najbardziej namiętnym z kochanków"
wielkiej kłótni, po której, według świadectwa osób najbardzi
w to zaangażowanych, przez cały dzień "traktowała go gor2
jak psa".
Jan Sobieski cierpiał niesłychanie z powodu rozłąki ze "sw
im sercem", wszelako możemy sobie powiedzieć, że ten kryz
małżeński był dla niego, dla Polski, nawet dla tak niebanair
wspólnoty tych dwojga niezwykłych ludzi zbawienny. Dopc
hetman polny widział przy sobie żonę, był niezdolny do żadne
innego zajęcia, jak tylko dotyczącego jej i jej planów. Mai
Kazimiera zaś nie nauczyła się jeszcze dostosowywać swoje
zachowania i projektów do miary tego wielkiego męża, które
przeznaczyła jej łaskawa Opatrzność.
Droga Marysieńki do Paryża wiodła przez Warszawę statki
do Gdańska, potem przez północne Niemcy, Holandię i Belg
Chevalier d'Arquien i 40 osób orszaku towarzyszyło małżor
polskiego możnowładcy. Nie dała też sobie dwa razy powtar2
swemu troskliwemu Sylwandrowi, że ma żyć przynajmniej t
samo wystawnie, jak podczas swego ostatniego pobytu we Frań
44 Rozdział 2
jako pani Zamoyska. Cel wizyty w ojczyźnie został zresztą, jeśli
chodzi o konkrety, jednomyślnie uzgodniony. Maria Kazimiera
miała odbyć poród na swojej rodzinnej ziemi i uprosić Ludwi-
ka XIV ha chrzestnego ojca oczekiwanego potomka rodu; miała
zakończyć pewną sprawę spadkową dotyczącą jej rodziny w po-
dobny sposób, przez kompromis, jak z Zamoyskim w Polsce;
' przede wszystkim jednak musiała wyjednać umowę, która w kon-
kretnej formie przyrzekałaby Sobieskim zaproponowane przez
francuską dyplomację ,,zaszczyty".
Marysieńka, chociaż pochodziła ze zdrowego, długowiecznego
rodu, nigdy nie odznaczała się szczególnie silnym zdrowiem;
jej pierwsze dziecko z małżeństwa z marszałkiem wielkim ko-.
ronnym przyszło na świat przedwcześnie, przy czym życie matki
było poważnie zagrożone. Tak więc pomyślano, by nową ciążę
rozwiązać pod opieką znakomitych francuskich lekarzy. Umowa
z francuskim dworem, według mniemania Sobieskiego, musiałaby
obejmować obietnicę nadania godności marszałka, dziedzicznego
parostwa, tytułu księcia i orderu Świętego Ducha; oprócz tego,
naturalnie, szereg korzyści dla rodziny d'Arquien, między inny-
mi pomyślną decyzję w sporze spadkowym o dziedzictwo po
kuzynce Marii Kazimiery, hrabinie de Guitaut, wreszcie kon-
kretne materialne koncesje: podwyższenie pensji wynoszącej
12 000 liwrów, którą Sobieski niezależnie od wszystkiego właśnie
pobierał, posiadłości ziemskie we Francji albo pałac w Paryżu.
Jak z tego widać, ta młoda kobieta odznaczała się rączej wszy-
stkim, lecz w żadnym razie skromnością.
Kilka z tych spraw udało się pomyślnie załatwić. Dziecko,
którego się spodziewała, przyszło szczęśliwie na świat w Paryżu
2 listopada 1667 roku. Król-słońce został jego chrzestnym ojcem,
a jeśli wolno sądzić po krzyku, który wydał z siebie nowy oby-
watel przy tym świętym akcie, to po Louisie Jacques'u Sobieskim
należało oczekiwać naprawdę czegoś wielkiego. Przezorni rodzice
nadali mu od razu dwa torujące drogę w życiu imiona: Ludwik,
ze względu na Francję, i Jakub, po dziadku Sobieskim, ze wzglę-
du na Polskę. Nie można przecież było przewidzieć, dokąd ten
chłopiec, dorósłszy, skieruje kiedyś swoje kroki. Marysieńka
kwitła na francuskiej ziemi; była zdrowa, rześka, wesoła i pięk-
na jak nigdy. Wróciła do domu po piętnastu miesiącach, uboższa
o 70 000 guldenów, a bogatsza w doświadczenia. Jednakże punk-
ty drugi i trzeci planu, dzięki którym właśnie zdobyła doświad-
czenia, nie przebiegły całkowicie podług ustalonego programu.
Na drodze do władzy i slawy
Wszystko, co dotyczyło Sobieskiego, Ludwik XIV był gotów zs
gwarantować. W piśmie odręcznym z 15 października 1668 rok
król obiecywał książęcy tytuł i parostwo, order i piękny dor
w Paryżu wraz z pensją roczną, jeżeli Enghien, syn Kondeusz;
zostanie wybrany na króla po ustąpieniu Jana Kazimierza, jec
nakże na życzenia d'Arquienów był monarcha głuchy. Oburzać
go pożądliwość tej drobnej, prowincjonalnej szlachty, która chcis
łaby ciągnąć grube korzyści z małżeństwa swej pięknej córecz]
z tym uległym polskim magnatem. Taboret dla Marysieńki, pi
tent porucznika Gardes du Corps dla kawalera d'Arquien, opai
two dla drugiego brata, zaszczyty i pieniądze dla ojca, ingerenc,
w sporze prawnym o markizat Espoisses - co to miało wspólni
go z polskimi sprawami?
Tak więc wróciła Marysieńka z jednym wilgotnym, a drugi
suchym okiem do domu. Suche oceniało trzeźwo obiecane dow
dy życzliwości dla małżonka, wilgotne opłakiwało niełaskę wob1
jej francuskiej rodziny. I w zależności od tego, którym okie
popatrywała na małżonka zachwyconego jej powrotem do dom
ten przybliżał się lub oddalał od francuskiego stronnictwa.
Jednakże w czasie, gdy Maria Kazimiera rozgrywała dyplom
tyczne pojedynki z francuskimi ministrami i intrygowała, ko
wersowała i czarowała na dworze Ludwika XIV, osiągnął S
bieski swą historyczną wielkość, która wyniosła go daleko pon
dotychczasową pozycję jednego z przywódców francuskiej fra
cji. Pierwsze miesiące roku 1667 przyniosły śmierć dwóch ns
potężniejszych osobistości Polski. Jerzy Lubomirski zmarł
swoim śląskim wygnaniu 31 stycznia, właśnie wtedy, gdy prz
gotowywał się do nowego powstania. Jego wielka przeciwniczl
Ludwika Maria, pożegnała się z tym światem 10 maja w W;
szawie wskutek burzliwej rozprawy z jednym z Paców, ktć
przeszedł z francuskiego do austriackiego stronnictwa. Tak w
obie partie nie miały już przywódców. W obliczu zdecydowane
postanowienia Jana Kazimierza, by złożyć władzę, było podw
nie ważne, komu przy bliskich już zmaganiach o następstwo ti
nu przypadnie przywództwo tych dwóch wrogich obozów.
cesarskim kandydatem, który jeszcze wcale nie był wyznaczo]
występowali brat Jerzego Lubomirskiego, Aleksander, kanci
Jan Leszczyński, Pacowie i Potoccy; na organizatora i fakty
nego dowódcę zaofiarował się wielkopolski polityk Grzymułtc
ski, który wprawdzie, według słów Leszczyńskiego, będzie o wi
mniej kosztować i nie mniej działać od zmarłego przywó<
46
Rozdział 2
ostatnich buntów szlacheckich, lecz nie ma takiego poważania,
jakie miał tamten dumny magnat. Po francuskiej stronie rzeczy
wyglądały podobnie. W kręgu przeważającej tu ruskiej arysto-
kracji nie było żadnej dominującej osobowości prócz Sobieskiego,
a nadzwyczaj mądremu Morsztynowi brakowało, jak Grzymuł-
towskiemu, koniecznego autorytetu. Tak więc marszałek wielki
koronny objął, jakby to było samo przez się zrozumiałe, po Lud-
wice Marii przywództwo francuskiej frakcji w kraju.
Jednakże pewne wydarzenia oddaliły go dla dni sławy od
waśni partyjnych i dały mu okazję do działania w interesie ca-
łego narodu. Podczas zastoju w wydarzeniach politycznych we-
wnątrz kraju, co umożliwiła rezygnacja Ludwika XIV z kandy-
datury Kondeusza i uzgodnienie między cesarzem, Francją
i Brandenburgią kandydatury palatyna neuburskiego na przy-
szłego króla Polski - wynikało to z sytuacji ogólnej - krajowi
zagroził wróg z zewnątrz, od dawna już nie dający znać o sobie,
ale obawiano się go bardziej niż innych. Byli to Turcy.
Dopóki dwór warszawski trzymał się niewzruszenie Ludwi-
ka XIV, Tatarzy czynili wprawdzie małe wyprawy łupieżcze na
Polskę, jednakże te najazdy należały do ,,katastrof żywiołowych",
jak powódź czy plaga szarańczy, którymi się specjalnie nie przej-
mowano i które po prostu należało przeczekać. Tym razem nie-
proszeni goście pojawili się w tak wielkiej liczbie jak nigdy do-
tąd. Źródła mówią o 160 000 wraz z 24 000 Kozaków i 3000 Tur-
ków. Możemy więc przyjąć, że faktycznie było ponad 20 000 wro-
ga, któremu naprzeciw pospieszył Sobieski, na czele zaledwie
8000 żołnierzy armii koronnej. Dowódca, dzięki swym znakomi- .
tym uzdolnieniom, trzymał w szachu te, w każdym razie liczeb-
nie, przeważające hordy i gwarantował Janowi Kazimierzowi
czas na zebranie pospolitego ruszenia, które zwykle postępowało
powoli.
Hetman polny uwzględnił, oczywiście, w swoim planie wojen-
nym doświadczenia z oblężenia Zbaraża, w którym wziął udział
jako bardzo młody człowiek. Jak wówczas, tak i teraz armię
barbarzyńskich najeźdźców przykuło silnie umocnione, bronione
przez zastęp bohaterów miejsce. "Sisto gradum pod Podhajca-
mi - pisał Jan Sobieski w swoim uniwersale z 4 października
1667 roku do szlachty - chcąc, jeżeli nie avertere malum... pro-
priis viribus... saltem przedłużyć do czasu, ne ruat impetus na
niespodzianych nieprzyjacielski, a siebie samego podając w ścisłe
oblężenie z częścią wojska, drugą... ordynowałem do WMościów
Na drodze do władzy i sławy
Panów, occurende... częstym i potężnym zagonem nieprzyjacie
skim, aby impune mógł grasować w Rzeczypospolitej."'
Podhajce, miasto i zamek, chroniła woda, bagno i lasy. Przi
dwa tygodnie odbijały się odeń wszystkie ataki Tatarów i i<
sprzymierzeńców. Jednakże oprócz dzielności żołnierza pomog
też zręczność dyplomaty w osłabieniu chęci przeciwnika do cią
łych szturmów na twierdzę. Sobieski, który z weześniejszyi
czasów znał usposobienie Tatarów i miał dobre stosunki z kilk
ma ich przywódcami, znalazł właściwą potajemną drogę do ser
i kiesy oblegających. I skoro nadeszły wiadomości, że podob:
hetman kozacki Sirko z przyjaznymi Polsce Kozakami prze
sięwziął wyprawę łupieżczą na odsłonięty przez wojska Perekc
ci synowie stepów byli gotowi do zawarcia pokoju.
Po 'trzydniowych pertraktacjach, 19 października 1667 rok
w Podhajcach został zawarty układ, na podstawie którego h<
mań kozacki Doroszenko poddał się znowu Rzeczypospolitej. I
tarzy zostali ułagodzeni "grzecznościami", obiecali zwrot jeńc<
i przestrzeganie nienagannego sąsiedztwa. Ten rezultat nie t
olśniewający, jeśli się go rozważa w próżni, za to niezwykle l'
rzystny w obliczu warunków, w jakich został osiągnięty. Oc
żałe pospolite ruszenie było dopiero w drodze na swoje miej;
przeglądu, gdy Tatarzy właśnie się wycofywali. Bywało już,
nie nadciągało ono, powolniejsze od grenadierów Offenbacha, i
wet po zakończeniu bitew. Zmęczony rządami król Polski odeg
jednakże w tej całej aferze prawie że rolę głupiego Augus
w cyrku. Przesłał Sobieskiemu nieproszoną i niepotrzebną n
oraz wyraził potem bohaterowi spod Podhajców aprobatę i uzi
nie.
Hetman polny stał się narodowym bohaterem, on, który, ,
to brzmiało w jednej z uchwał sejmikowych, potęgę nieprzyjac
przed oczyma całej Europy "magis scientia militari quam an
depressit et repressit".3 Jako tryumfator pojawił się l ma
1668 roku na sejmie w Warszawie; od 5 lutego był, jako nastę]
zmarłego Stanisława Potockiego, hetmanem wielkim koronn
1 Utrzymuję pozycję pod Podhajcami, chcąc... jeżeli nie odwrócić :
szczęścia własnymi siłami, to przynajmniej przedłużyć do czasu, aby
runął impet na... abyście wybiegli naprzeciw... częstym i potężnym ZE
nom nieprzyjacielskim, aby bezkarnie [nie] mógł grasować w Rzecz;
spolitej.
2 Postać z ludowych anegdot niemieckich - (przyp. red.).
3 bardziej znajomością rzeczy wojennych niż orężem zgniótł i odes
48
Rozdział 2
i tym samym najwyższym dowódcą armii. Łączył w swojej oso-
bie oba najważniejsze ministerstwa i zbierał wszędzie plony swo-
jej wielkiej popularności. Kiedy we wspaniałej, przez sześć koni
ciągnionej karocy, w otoczeniu gwardii i Kozaków, dragonów
i hajduków, janczarów, pojmanych Tatarów, Wołochów oraz
husarzy, ubranych na koszt hetmana w nowe szaty, jechał uli-
cami stolicy, nie było końca wiwatom. Sto tysięcy guldenów
kosztował ten jeden dzień sławy, liczne posiadłości, tysiące pod-
danych padły ofiarą najazdu tatarskiego, który był przygrywką
do sukcesu pod Podhajcami; pobyt w Paryżu Marysieńki po-
chłonął, jak już mówiliśmy, olbrzymie sumy. Jednakże cała ta
rozrzutność i wszystkie te straty były dobrze ulokowanym ka-
pitałem. Albowiem, gdy Jan Kazimierz wypowiedział wreszcie,
16 września 1668 roku, swoją abdykację na sejmie, kiedy wra-
cająca do domu Marysieńka 20 tego samego miesiąca w Gdańsku
mogła wziąć w objęcia swojego małżonka, wówczas ten był naj-
znaczniejszym i najwładniejszym człowiekiem w Polsce, jeszcze
nie władcą tego kraju, jednakże tym, który zdawał się decydo-
wać o koronie.
Jak to się często zdarza, pozory myliły. Nieobliczalne przy-
padki polityki, kaprys tłumu czy zrządzenie losu strąciły Sobies-
kiego z jego wyżyn, kiedy zbliżał się już do szczytu swej kariery.
Oznaczało to wprawdzie tylko przerwę w jego dążeniu wzwyż;
niech więc nam się wydaje, że była ona konieczna, tak jak na
drodze ku jasnym przestworzom wędrowiec musi raz jeszcze
zejść ze strzelistego wzniesienia na ostatnią przełęcz, w ten ostat-
ni wąwóz.
Hetman wielki koronny, chociaż jego ,,Jutrzenka" wróciła
z mieszanymi uczuciami ze swego rodzinnego kraju, był w za-
sadzie zdecydowany na wybór francuskiego kandydata na króla
Polski. Bez względu na to, jakie były złudzenia Wielkiego Elek-
tora i palatyna co do zamiarów Sobieskiego, zdecydował się on
już w listopadzie 1668 roku, wraz z Aleksandrem Lubomirskim,
Michałem Radziwiłłem, Morsztynem i kanclerzem Leszczyńskim,
na protegowanego Francji, Kondeusza, obok którego oficjalnie
podstawiony palatyn Filip Wilhelm służył tylko za pilota, za nim
bowiem kryła się właściwa kandydatura Hohenzollernów i praw-
dziwy faworyt Austrii, książę Karol lotaryński. 22 listopada het-
man zobowiązał się formalnie wobec Courtois, agenta Kondeusza,
że dopomoże ze wszystkich swoich sił zwycięzcy spod Rocroy
wstąpić na tron polski. Skrupuły, jakie naszły wrażliwego het-
Na drodze do władzy i sławy
mana, czy wolno mu wybierać pana, od którego przyjął pewn
dary - sejm ustanowił bowiem przysięgę, którą mieli złoży
wszyscy wyborcy, że oddadzą swój głos zupełnie bezinteresow
nie - skrupuły, które były nie na miejscu i nie na czasie, ze
stały uśmierzone przez samego arcybiskupa Prażmowskieg<
interrexa i najwyższego prałata.
Maria Kazimiera, sekundująca bardzo gorliwie prymasów
o mało nie stała się mimowolną przyczyną zawodu, jaki mim
wszystko sprawiłby jej mąż. Najpierw rozchorowała się na osp
i nikt nie był zdolny zrozpaczonego hetmana odwieść od łóż
ukochanej żony. Ledwo wyzdrowiała, a już, nie zważając n
grożące jej niebezpieczeństwa, ruszyła ze Lwowa w drogę d
Warszawy, jednakże tu uległa nawrotowi choroby i z Sobieskii
znowu nie można było rozmawiać. Tak oto siedział przy cierpię
cej, która urodziła martwe bliźnięta, łzy spływały mu po ogc
rzałych policzkach, trzymał najdroższą dłoń i nie troszczył s:
o to, czyje skronie uwieńczy korona. Ledwo jednak polepszy]
się Marysieńce, dzielna, żywotna kobieta znów się chwyciła pc
lityki, a jej małżonek natychmiast został zwrócony życiu pi
blicznemu. Ta para małżeńska pertraktowała na różne zreszt
sposoby z Bonzym, francuskim posłem, zaś potem, kiedy nacis
wzburzonej szlachty wykluczył Kondeusza z walki o koron
z pełnomocnikiem palatyna neuburskiego i księciem lotaryńskin
Naiwność i zapał tłumu udaremniły subtelną grę magnató\
19 czerwca 1669 roku został wybrany na króla Polski "Piast
Michał Wiśniowiecki, siostrzeniec pierwszego męża Marysieńh
Sobieski, który już i tak był mocno rozsierdzony wykluczenie!
Kondeusza, nie chciał się poddać z początku decyzji narodu, r;
czył się jednak zdecydować w obliczu stosunku sił - 80 0(
szlachty i część magnatów przeciwko kilku zaledwie tysiące:
czepiającej się pańskich klamek pozostałej arystokracji - i z;
aprobować to, co zaszło, w nadziei, że wkrótce da się to unii
ważnić.
Nowemu królowi w kręgu Sobieskiego nadano przezwisko "
singe".1 Przypomniano sobie tego uczonego, niezdarnego i nr
zgrabnego młodzieńca, który w Zamościu biegał truchtem :
swoją piękną ciotką Marią Kazimierą, cherubin, wyglądający JE
obłaskawiony szatan, półczłowiek, półmężczyzna, o zdrożnyc
skłonnościach, po którym nie można było rozpoznać ani dzie
1 małpa.
4 - Jan Sobieski
50
Rozdział 3
nego, brutalnego, sprytnego ojca, ani pobożnej, wielkodusznej
i nieznośnie wprost nienagannej matki. Hetman koronny czuł
z wielu przyczyn odrazę do tego narzuconego mu przez nieroz-
sądek szlachty monarchy i pogardzał nim. Przede wszystkim
dlatego, że uważał tę żałosną figurę za niezdolną do ochrony
,,ojczyzny i wiary świętej", następnie, miał w pamięci dawną
wrogość familijną między panami na Żółkwi i Wiśniowieckimi,
która obecnie znowu rozgorzała, a także z powodu urazy, że tak
niegodny rywal odniósł zwycięstwo nad nim, dotychczasowym
ulubieńcem szlacheckiej nacji.
Hetman w kilka dni po elekcji opuścił Warszawę, nie zapomi-
nając przekazać Bonzy'emu, że jeszcze teraz, wspólnie z Praż-
mowskim, Morsztynem i innymi przyjaciółmi, mogą wynieść na
tron Kondeusza, jeśli tylko Francja udzieli pomocy. Ludwika XIV
rozgniewały bardzo sukcesy Wiśniowieckiego, zarazem jednak
odczuł dużą radość, że nie powiodło się Marii Kazimierze. "Nie
mogę wymazać z mej pamięci słów, jakie ta kobieta powiedziała
panu Courtois: ŤNie ma opactwa [dla brata Marysieńki], nie ma
łaski; nie ma podarunków, po raz wtóry nie ma łaski.ť Dlatego
jestem zdecydowany, i to pewnie i ostatecznie, pozostawić ich,
Sobieskich, w tym upokorzeniu, w jakim się obecnie znajdują."
To były plony siewu, który Astrea, tak wówczas nieostrożna,
rozsiała na paryskiej glebie. Nikt bezkarnie nie może się ważyć,
tym bardziej dawna poddana, butnie stawiać warunków królowi-
-słońcu jak komuś równemu sobie, nawet jeśli jest kobietą. Oczy-
wiście nawet Ludwik XIV nie okazał się w postępowaniu tak
porywczy, jak gorący był jego gniew. Kiedy więc brat Mary-
sieńki przybył do Francji z notyfikacją objęcia tronu przez Mi-
chała I i wykorzystał okazję, by natychmiast podjudzać prze-
ciwko temu właśnie monarsze, radość ze zmartwienia Sobieskich
wkrótce się rozwiała. Lionne, syn francuskiego ministra spraw
zagranicznych, który pojechał do Polski na koronację Wiśnio-
wieckiego, przywiózł hetmanowi koronnemu order Świętego Du-
cha i dokument własnoręcznie napisany przez Ludwika, podwyż-
szający roczną pensję tego cennego sprzymierzeńca do 20 000
liwrów.
Równocześnie francuski delegat nawiązał niezobowiązujące roz-
mowy z przywódcami francuskiego stronnictwa w związku z wy-
borem innego króla; brano pod uwagę hrabiego de St. Pauł,
siostrzeńca Kondeusza. Marysieńka podczas swego ostatniego po-
bytu w Paryżu zwróciła uwagę na tego olśniewającego, młodego
Na drodze do władzy i sławy
kawalera i miała mu dużo mniej do zarzucenia niż Kondeuszow
który był protektorem jej kuzyna, wrogo do niej nastawioneg
hrabiego de Guitaut, i zdecydowanym przeciwnikiem jej ojc;
D'Arquien, wymieniony wyżej brat Marii Kazimiery, omów
całą sprawę z kandydatem do tronu i jego matką. Tak więc poć
czas sejmu, na którym został ukoronowany Michał, 14 listopad
1669 roku, niezadowoleni magnaci ułożyli list, w którym zape-w
niali Ludwika XIV o swej wierności i prosili o wyznaczenie frar
cuskiego kandydata do polskiej korony. Przy okazji Sobieski '
specjalnym piśmie do Lionne'a potwierdził ponownie swoją gotc
wość do współpracy, jednak zażądał przy tym dowodów prz;
chylności dla nienasyconych d'Arquienów.
Gniew hetmana doszedł do wrzenia, gdy dowiedział się o bli;
kim małżeństwie króla Michała I z arcyksiężniczką. Jakże t'
ta małpa, ten głupiec ("le sof") miałby poślubić Habsburżani-
i przez to w pewnej mierze stworzyć sobie ochronę przed detr<
nizacją? A w głębi serca tkwił cierń, że władca zapomniał o te
z którą związek niegdyś, jako zubożały, pozbawiony urzędu ksi;
że, tak sobie cenił, wówczas, kiedy Wiśniowieccy (i Zamoysc
na krótki czas pojednali się z Sobieskimi: o księżniczce Ostro;
skiej, siostrzenicy wielkiego hetmana koronnego - z nią to prz'
cięż chciał się żenić. Waśń obu tych rodów magnackich wzmog
się jak nigdy dotąd. Minęły już czasy pozornie znośnych stosu;
ków na dworze królewskim, minęły te dni w Krakowie, kiec
Marysieńka jesienią 1669 roku wypróbowywała na nowym kro
trwający wciąż jeszcze urok swych łask, którymi dawniej raczy
darzyć go od czasu do czasu w Zamościu, i kiedy złe języki n
dawały tej niewinnej kokieterii brzydkie znaczenie.
Dymitr Wiśniowiecki, stryj króla i "młodszy" kolega awans
wanego na hetmana wielkiego koronnego Sobieskiego, rozp
wszechniał po całej Polsce zeznania pojmanych Tatarów, jako1
mieli być do swego ostatniego najazdu podżegani przez przyj
cielą ich sułtana i ich murzy; przez tego to samego człowiek
który jak nikt inny przed nim uczynił ze swej własnej piei
szaniec obronny dla Polski przeciwko grabieżczym wyprawę
tych barbarzyńców! Kraj zalała powódź pamfietów, w który
obydwaj hetmani i ich zwolennicy szkalowali się nawzajem i z
rzucali sobie brak patriotyzmu.
W powietrzu wisiał już zapach prochu. W pełnej tych prz
krości i niezadowolenia zimie 1670 roku nie mówiono o nicz^
innym, jak o wojnie domowej i detronizacji. W końcu styczr
52 Rozdział 2
przywódcy opozycji porozumieli się co do hrabiego de St. Pauł
jako nowego króla Polski. Obcy dyplomaci jednak zaczęli roz-
powiadać o własnych zamiarach Sobieskiego, czy raczej jego
małżonki, zdobycia polskiej korony. "Sobiescius licet ad actiones
tardus ab uxore stimulatus sceptrum Michaeli Wiśniowieccio
porrectum sibi oblatum putat"1 - są to słowa z doniesienia
z 9 kwietnia, a w lipcu francuski agent Paulmiers melduje na
wpół szyderczo o "chimeres", które główkę Marysieńki wypeł-
niają i każą jej widzieć hetmana królem.
Czy te ambitne nadzieje Sobieskich mogły rzeczywiście powstać
już na początku panowania Michała I? Czy Maria Kazimiera
wreszcie - jak podejrzewa lotaryński poseł specjalny Chavagnac,
a Austriak Mayern daje do zrozumienia - już przy elekcji w
czerwcu 1669 roku planowała jakąś niespodziankę, z której mia-
łoby wyniknąć, że zamiast Wiśniowieckiego wybrańcem szlachty
zostałby zwycięzca pod Podhajcami? Mamy na to pewien ważny
źródłowy dowód w postaci fragmentu z korespondencji małżon-
ków Sobieskich; również psychologiczne prawdopodobieństwo za
tym przemawia, a mianowicie przede wszystkim fakt, że ta upar-
ta, zapalczywie żądna sławy Maria Kazimiera nigdy nie będzie
mogła zapomnieć, iż już jako podlotek była do tego przeznaczo-
na, by nosić koronę, że jej pierwszy nieszczęsny małżonek przez
chwilę był kandydatem do tronu w planach Ludwiki Marii. Co
tamtemu, niegodnemu przeznaczono, a co mu się sprawiedliwie
nie należało, to musi się słusznie należeć "najpiękniejszemu, naj-
droższemu Jachniczkowi". ,,Wć chciała - to słowa listu do Ma-
rysieńki z 15 kwietnia2 1671 roku - abym [był] hospodarem w
tym kraju."
Jednakże na wszystkich przecież dokumentach, które na miej-
sce wykluczonego Kondeusza powołują hrabiego de St. Pauł,
znajdujemy podpis Sobieskiego! Przypomnijmy więc sobie pol-
* ski przekaz, że każdy wysuwał pozorną kandydaturę, za którą
kryły się jego własne zamiary, i stare przysłowie, że gdzie dwóch
się bije, tam trzeci korzysta. Hetman nie mógł się spodziewać,
że zostanie wysunięty przez równych mu stanem towarzyszy ja-
ko przeciwnik; Wiśniowieckiego. Chodziło raczej o to, żeby naj-
pierw załatwić wreszcie sprawę Michała I. Co potem miało się
1 Sobieski, chociaż powolny w działaniu, zachęcony przez żonę sądzi, że
berło ofiarowane Michałowi Wiśniowieckiemu znajduje się w zasięgu jego
ręki.
2 W rzeczywistości "ist ten pisany był 15 maja - (przyp. red.).
Na drodze do władzy i sławy
zdarzyć, to dalsza sprawa. Do nieba wysoko, Francja dalek<
a Sobieski - ze swą całkowicie oddaną mu armią - blisko.
Tego rodzaju rozważania jednak chowało się głęboko w ZE
nadrzu. Na zewnątrz hetman popierał wespół z innymi niezadc
wolonymi przede wszystkim sprawę francuskiego tajemnego pr<
tendenta do tronu. Wrogie stosunki z dworem zmieniły się tylk
o tyle, że przez pośrednictwo doprowadzono do przelotnego pc
jednania między Dymitrem Wiśniowieckim i Sobieskim, a rdzs
niem ugody miał być raz jeszcze związek rodzinny tych obi
Odkrycie korespondencji St.. Paula ze sprzysiężonymi i wniesi<
nie na sejm na podstawie przechwyconych listów oskarżeń:
o zdradę przeciwko Morsztynowi i Grzymułtowskiemu (obecn:
gorliwie profrancuskiemu, dawnemu austrofilowi) przytłumi:
zapał opozycji; tempo politycznych machinacji zostało zwolnit
ne, jednakże nie zmieniło to wcale wrogiego nastawienia c
Wiśniowieckiego. Najcięższy jednak cios przeciw planowanerr
powstaniu nie został zadany przez polską dłoń, raczej nadszei
z Francji, a został wymierzony przez tych, na których pomc
liczono. Tak jak w roku 1667 Ludwik XIV pozwolił upaść kai
dydaturze Kondeusza, wówczas gdy wszystko było gotowe r
jego przyjęcie, tak również i teraz król francuski zabronił w;
jazdu następnemu kandydatowi na tron, a zwolennikom St. Pau
wypadło na własną rękę przystosować się do nowej sytuacji.
Jak przed trzema laty, tak teraz musiał nieoficjalny pełni
mocnik kandydata do tronu - pełnomocnik siostrzeńca Koi
deusza nazywał się abbe de Courthonne de Paulmiers i był człi
wiekiem wielkiej odwagi, żywego umysłu i niedościgłej prz
biegłości - znosić cierpliwie zarzuty zawiedzionych. Jak prz<
trzema laty, tak i obecnie względy ogólnopolityczne, zwłaszcza
dotyczące krótkotrwałego odprężenia między Francją i Austri
skłoniły Ludwika XIV do złożenia ofiary ze swoich polskie
stronników. Jak przed trzema laty wreszcie, Marysieńka mia
swój udział w tym odwrocie. W sierpniu 1670 roku ponown
wyjechała do swojej ojczyzny, z powodów podobnych jak prz
szłym razem. I wzbudziła niezadowolenie francuskiego króla, je;
te możliwe, w jeszcze większym stopniu niż poprzednio. Z d
niesienia Akakii, pewnego agenta używanego do na j drażliwszy i
zadań w Europie Wschodniej, przesłanego do ministra Lionne'
możemy wnioskować, że przypuszczenia o własnych zamiarai
Sobieskich co do tronu współdecydowały o tym, że w Pary:
zahamowano przebieg wydarzeń w Polsce.
54 Rozdział 2
Jak zwykle nieobecność małżonki rozluźniła stosunki hetmana
wielkiego koronnego z Francją, pobyt z dala od domu tej intry-
gującej wciąż i mściwej kobiety działał korzystnie na polityczną
pojednawczość z natury lubiącego spokój i dobrodusznego So-
bieskiego. Kiedy przebywający przy armii Paulmiers w połowie
listopada 1670 roku przekazał nakaz swojego dworu, żeby zrezy-
gnować z przygotowanej już w każdym szczególe konfederacji
wojska przeciwko Wiśniowieckiemu i pozwolić temu ówczesnemu
monarsze spokojnie sprawować swą królewską władzę, kiedy
Gryzelda Wiśniowiecka, otaczana najwyższą czcią i szacunkiem
przez Sobieskiego, matka króla, wyzyskała pobyt za granicą Ma-
rysieńki i zaprosiła obie strony do pojednania, kiedy wreszcie
obydwaj hetmani, po długich przygotowaniach, naprawdę podali
sobie ręce, wówczas dopiero sprawy dojrzały do zawarcia we-
wnętrznego pokoju.
Wesele hetmana polnego Dymitra Wiśniowieckiego z księżnicz-
ką Ostrogską, siostrzenicą Sobieskiego, 10 maja 1671 roku, zgro-
madziło w Warszawie przywódców obu partii wokół dostojnych
rodzin, które sądząc po pozorach doszły między sobą do zgody.
Małżonek Marii Kazimiery, pozbawiony codziennych uszczypli-
wości swojej drugiej połowy, cieszył się, że może w uroczystym
świątecznym gronie przyjaznych sobie i wrogich panów braci
popić, potańczyć i pogawędzić. Wszystko widział teraz w różo-
wym kolorze. Matka króla, wspaniała, szlachetna kobieta; królo-'
wa Eleonora, anioł, piękna, dobra i mądra. Nawet ta ukorono-
wana małpa nie była taka znowu najgorsza. Tylko jedna kropla
goryczy spadła w tak wiele wspaniałości, lecz właśnie ona prze-
pełniła serce: przebywająca z dala małżonka słała wciąż niedobre
listy, twierdziła, że ma powody do niewierności, bowiem Celadon
ją oszukuje - ach jak bardzo cierpiał ten biedny, silny, a zara-
zem słaby mężczyzna z powodu wstrzemięźliwości, jakże dzie-
cinne są jego skargi nad skutkami tej niezawinionej ascezy, któ-
rej wszakże wzdychając i biadoląc poddał się mimo wszystko.
Lecz Marysieńka wyjaśniała mu w kółko, że nie chce wcale wra-
cać do tego niewdzięcznego dla niej kraju Sarmatów.
Nie wolno nam jednak brać zbyt tragicznie ani złośliwostek
żony, ani krzyków rozpaczy męża. "Afektacja nad afektacjami"
należałoby raczej zawołać wobec tych, w tym momencie z pew-
nością prawdziwie gorzkich listów, których urok polega właśnie
na tym, że były prawdziwym teatrem - taką tragicomedie
humaine o historycznym znaczeniu. Pani Sobieska starała się ze
Na drodze do władzy i sławy
wszystkich swoich sił ściągnąć krnąbrnego małżonka do Francji
on zaś starał się sprowadzić tego uparciucha z powrotem do Poi
ski. Z tych zapasów jednakże wynika pełen chwały morał. Pai
stworzenia zostaje zwycięzcą, Madame zażywa jeszcze kąpiel
u wód w Bourbon, ale na Boże Narodzenie pojawia się jedna:
znowu w Polsce.
W tym czasie zdążył jeszcze Sobieski, z genialną wprost ła1
wością, która charakteryzowała wszystkie jego wielkie militara
i polityczne akcje, wpłynąć trochę na historię świata i ot tal
przy okazji, dokonać paru czynów zbrojnych, należących d
najwspanialszych. Dzięki warszawskiej uroczystości pojednań:
i dzięki zmartwieniu z powodu tej złej Marysieńki w jednaki
mierze duchowo predysponowany, aby zwrócić swój gniew i
nieprzyjaciół ojczyzny, rzucił się hetman koronny z małą arm
4000 ludzi, składającą się z doborowych oddziałów, na wojsi
tatarskie i na sprzymierzonych z nimi Kozaków. Tym razem w;
giądało to inaczej niż w czasie bitwy pod Podhajcami, gdz
upartą defensywą starano się utrzymać kluczową pozycję. Obe
nie trzeba było w odważnym ataku zmuszać dużo liczniejsze
przeciwnika do walki w pojedynkę. Również to zadanie, ktć
po raz pierwszy miał do wykonania jako głównodowodzący, z
stało świetnie rozwiązane przez genialnego wodza. Myśl stra1
giczną, którą przy tym rozwinął i która miała mu przyni(
jeszcze niejeden tryumf, zaczerpnął wprawdzie z polskich c
świadczeń wojennych przeciwko hordom barbarzyńców, jednał
w realizacji jest ona wyłącznie własnością tego znakomitego h
mana. Dokładna znajomość psychiki własnych żołnierzy, wo
nieprzyjaciela, jak też miejscowej ludności, łączyła się tu z i
skonałym rozpoznaniem terenu i nieprawdopodobną wprost pr:
tomnością umysłu, która błyskawicznie pozwalała mu przysto
wać się do każdej sytuacji. Dodajmy do tego odwagę, fizyc:
odporność i porywającą wszystkich siłę rozpędu Sobieskie
a wtedy otrzymamy najistotniejsze elementy, którym zawdzię
on niesłychany sukces swej wyprawy.
Trasa, którą pokonał w walce, w 6 dni 240 km, zawiodła ]
ską armię aż pod Bar. Miasto za miastem, twierdza za twier
poddawały się lub były zajmowane w pierwszym szturmie.
wody łaski i łagodnego traktowania tych, którzy się pode
czyniły swoje, i tak w połowie października cały olbrzymi, pi
dziesiątkami lat utracony przez Rzeczpospolitą teren, pię
i urodzajna Ukraina, został odzyskany. Kłócący się między i
56 Rozdział 2
hetmani kozaccy starali się na wyścigi zdobyć przychylność pol-
skiego wodza. Również najpotężniejszy wśród nich, ów Doro-
szenko, który się poddał pod Podhajcami i od tamtej pory prze-
szedł do wrogiego Polsce obozu, chciał wrócić, być przy boku
obecnego zwycięzcy.
Gdyby nie wywarły teraz swego zgubnego działania oba grze-
chy pierworodne Polaków, wszystko przebiegłoby zgodnie
z pragnieniami; cuda dzielności i zręczności, których dokonał
Sobieski, zostałyby ukoronowane trwałym posiadaniem odzyska-
nych prowincji. Z niewielką gromadą bohaterów można było jed-
nak w wyjątkowych wypadkach, jak w tym właśnie, przemierzyć
cały kraj, całe niemal królestwo; by utrwalić zwycięstwo, po-
trzebne były wielkie zgrupowania oddziałów, nadesłane w odpo-
wiednim czasie, a do zorganizowania tego nie byli ani zdolni, ani
chętni ci, którzy pozostali w domowych pieleszach. Ogłoszone
przez króla pospolite ruszenie nie dało nawet znaku życia, nie
wykonało nawet pozornego gestu gotowości, nie zapewniono też
i dostatecznego żołdu i zaprowiantowania. Pomijając już egoizm
i anarchię, które w tych posępnych okolicznościach zwykle da-
wały znać o sobie, doszła tu też do głosu obrzydliwa stronniczość.
Wrogowie Sobieskiego zazdrościli mu sukcesów i bali się jego
prestiżu, który wyrósł z tego zwycięstwa. Michał I niewielką po-
nosi winę za rozwój tych wypadków, jego znakomity doradca,
mądry i szlachetny podkanclerzy, biskup Olszowski, nawet się im
przeciwstawiał i działał, jak zresztą podczas całego okresu rzą-
dów osadzonego dzięki niemu właśnie na tronie monarchy, na
rzecz narodowej jedności.
Jednakże Pac, litewski hetman wielki i wróg śmiertelny So-
bieskiego jeszcze z czasów, kiedy w swej młodości skrzyżowali
ze sobą w pojedynku szable,' Pac, który odstąpił od Francji i stał
się klientem Austrii i który w głębi swego dumnego serca pota-
jemnie żywił zamiary objęcia tronu, pozbawił znienawidzonego
rywala i tym samym Polskę zdobyczy ukraińskiej kampanii.
16 października nagle armia litewska została rozpuszczona, co
zmusiło zdanego obecnie na swoje liczebnie nie wystarczające
oddziały hetmana wielkiego koronnego do zarządzenia natych-
miastowego odwrotu. Jeszcze nie wszystko było stracone, jeszcze
obozowały polskie garnizony w najważniejszych ze zdobytych
1 Sobieski w młodości pojedynkował się z innym Pacem, nie z później-
szym hetmanem wielkim litewskim - (przyp. red.).
Na drodze do władzy i sławy
miejsc, jednakże łatwo było przewidzieć dalszy przebieg zdarzei
Katastrofa z roku 1672 wynikała bezwzględnie ze zdradzieckieg
postępku Paca i z gnuśności polskiej szlachty.
Głęboko wstrząśnięty tym wydarzeniem, podupadły mocno n
zdrowiu przez trudy wojenne, leżał Sobieski, po rozstaniu z armi
rozdzieloną na zimowe kwatery, chory we Lwowie. Wiadomo;
o przybyciu Marysieńki poderwała ledwie zdrowiejącego na nóg
popędził jej naprzeciw, tej tak gorąco wytęsknionej, i został ns
tychmiast z powrotem pozyskany do wysłuchiwania podszeptó'
Paulmiersa, którym się opierał, nim jeszcze "Jutrzenka" zdążyi
wzejść na horyzont swego Orondata. Tak więc znowu został
wyciągnięte stare plany konfederacji. Hetman koronny uznał ;
teraz całkowicie za słuszne, nie tylko z powodu urażonej cz
rozbudzonej ambicji, lecz dlatego że wątpił, by w obecnej s;
tuacji można było stawić czoło nadciągającej tureckiej nawal
W Warszawie szło mu wszystko na opak. Armia nie mogła s:
spodziewać tak od dworu, jak i od sejmu, ani pieniędzy, ani mi
teriału technicznego, ani zapasów, ani też rekruta. Zamiast te^
przeniesiono na grunt armii waśnie partyjne, mianowano nii
udolnych komendantów tylko dlatego, że Sobieski ich nie cię:
piał, i odkładano na stronę, nie biorąc ich wcale pod uwag
wszystkie nalegające memoranda hetmana.
Gdybyż tylko był jakikolwiek widok na zmianę! Nawet ten
ten strateg nie uczepił się w żadnym razie kurczowo mys
o zbrojnej insurekcji, marzenia o własnym wywyższeniu n
przybrały konkretnej postaci. Mieli rację Olszowski i pos
austriacki Mayern, kiedy próbowali przede wszystkim udobn
chać Sobieskiego, umieli bowiem odróżnić jego r z e c z o w
powody do niezadowolenia od chęci zemsty i innych osobistyc
uczuć, które popychały do buntu Prażmowskiego, Morsztyl
i większość pozostałych niezadowolonych. W obrzydliwych, bru<
nych intrygach, które najintymniejsze sprawy pożycia małźei
skiego króla czyniły centralnym punktem politycznego przedsi
wzięcia, nie miał Sobieski udziału. Dążył do otwartego męskiej
postępowania, które zostawiłoby także wolną drogę do ugoc
z dworem.
W połowie czerwca pojawił się na sejmie w Warszawie, i
którym, jak dotąd, miała przewagę partia królewska. Obecno
oficerów i żołnierzy hetmana spowodowała, że to ciało ustaw
dawcze znalazło się pod silnym naciskiem. Spoglądając na ma
sowę postacie w pomieszczeniu dla przysłuchujących się obr
58 Rozdział 2
dom, można było mieć wrażenie, że się jest w parlamencie Crom-
wella. W czasie debat tłum wojskowych wzrastał, a ich zacho-
wanie wobec argumentów partii dworskiej, "ultima ratio regum",'
szczęk wyciąganej broni, doprowadzało do starć. Sobieski, cho-
ciaż obecnie miał faktyczną władzę w swoich rękach, jednak
okazywał umiar. On to powstrzymał porywczego prymasa Praż-
mowskiego, który chciał ogłosić detronizację Michała I, i, jak
się okazało, miał rację. Albowiem w samym środku ostatecznych
. przygotowań do rewolucyjnego aktu spadła niczym bomba wia-
domość. że St. Pauł, wybrany kontrkandydat, 12 czerwca 1672 ro-
ku padł podczas przeprawy przez Ren. Teraz więc wskazany był
kompromis, oba stronnictwa zaś obstawały przy swoim i trwały
we wzajemnym gniewie. Odłożono jednak rozstrzygnięcie spraw
spornych, albowiem od południowo-wschodnich prowincji doszły
rozpaczliwe wołania o pomoc. Wróg zbliżał się.
W lipcu jak burza y/padli Tatarzy i Kozacy i wymietli z Ukrai-
ny i Podola resztę polskiego wojska. W sierpniu pojawiła się stu-
tysięczna, otoczona olbrzymim taborem królewska armia Osma-
nów, pod wodzą samego sułtana Mehmeda, księcia wiernych,
władcy krajów i mórz. Kamieniec, niedostępna skalista twierdza
nad Dniestrem, klucz do świata chrześcijańskiego, padł po ty-
godniowym oblężeniu, bohatersko broniony przez małą załogę
wyposażoną w niedostateczne środki. Nawała turecka przewaliła
się przez Pokucie, zdobyła zamki i dotarła aż pod Lwów, podczas
gdy Tatarzy rozciągnęli swe podjazdy hen poprzez całe Podkar-
pacie, aż do Wisły.
Owo słynne-niesławne pospolite ruszenie zebrało się pod miej-
scowością Gołąb, dokąd je zwołał król Michał, jednakże ta roz-
przężona masa oszczędzała swej odwagi i gniewu, by obrócić je
na wewnętrznych nieprzyjaciół dworu, zamiast przeciw tureckiej
inwazji. Lwów musiał się wykupić od otaczających go muzułma-
nów, nieszczęsna ludność południowo-wschodnich prowincji by-
ła wydana na łup Tatarom, którzy wedle chęci i okrutnego ka-
prysu mordowali, palili, brali w jasyr kobiety, dziewczęta i dzieci.
Bezbronna, mimo tych 80 000, którzy pod Gołębiem krzyczeli,
pili i kłócili się, musiała Polska przyjąć warunki padyszacha.
Jak jagnię, jednak, ach!, nie tak zupełnie bez winy jak ono, da-
łaby się zaciągnąć na rzeź, gdyby nie zjawił się "lew Lechistanu",
Jan Sobieski.
1 najwyższa racja .stanu
Na drodze do władzy i sławy
Znowu dokonał rzeczy niewiarygodnej, wprost nadludzkie:
5 października ruszył do ataku z jak zwykle liczebnie bardz
małą armią, którą zgromadził wokół siebie. Od tego dnia d
14 tego samego miesiąca przemierzył 305 km, co dzień prawi
odnosząc zwycięstwo. 1500 żołnierza rozbijało po kolei pojedyr
cze oddziały hord tatarskich, liczących ponad 10 000 ludzi, wy
zwalało dziesiątki tysięcy wziętych w jasyr i oczyściło całe pas
mo kraju na zachodzie i północy Pokucia z najeźdźców. Ten czy
nie zdołał wprawdzie odwrócić losu wojny, jednakże wpłyni
na warunki hańbiącego pokoju, który został zawarty w Buczacz
17 października 1672 roku. Jeżeli istnieje gradacja w hańbie, 1
Sobieski przyczynił się do tego, że ta przeznaczona jego ojczyzn:
hańba została zmniejszona o kilka stopni. Trybut w wysokoś
22 000 złotych guldenów, który w przyszłości Polska miała z;
płacić Wysokiej Porcie, był mniejszy, niż go pierwotnie ustal:
Turcy. Podole przeszło wprawdzie w ręce Osmanów, Ukraina z<
stała odstąpiona Kozakom, ale zwycięzcy zagwarantowali kill
ustępstw tyczących swobody wyznania i niezakłóconego wyma
szu tamtejszej szlachty, a także wytyczenie granic miało b;
korzystniejsze dla Polski, niż żądano tego na początku.
W tym momencie wezbrał w masie szlacheckiej gniew, Chw:
ciła za broń, wyruszyła z Gołębia, rozlała się po kraju z urzek
jącym wprost zapałem, podjęła twarde, przepełnione rzyms!
surowością decyzje. Przeciwko komu jednak został skierował
ten żywiołowy wybuch? Przeciw bohaterowi wyprawy na Tat
rów, przeciwko obrońcy polskiej czci żołnierskiej, przeciw Jan
wi Sobieskiemu. Splądrowano jego dziedziczną posiadłość Pięłaś
kowice, żądano jego banicji i skazano prymasa Prażmowskie
na utratę urzędu.
Teraz miara już się dopełniła, a nawet przebrała. 24 listopa
armia koronna pod wodzą Sobieskiego zawiązała koniederac
i hetman dążył obecnie do tego, by zaprowadzić porządek w Pi
sce. Wciąż jeszcze mając wzgląd na nieszczęsnego króla, był n
mo to zdecydowany nie spocząć prędzej, aż przywództwo naro
dostanie się faktycznie w ręce tego, kto na to zasługuje i l
udowodni czynem, że jest do tego zadania powołany. Jeśli
możliwe, cel ten miał być osiągnięty bez wojny domowej, 1(
jeśli będzie to konieczne, nie wahał_się wszakże podjąć krwav
rozprawy z wewnętrznym wroaji^mĄd-^^
Wprost z teatru wojny na^^ftudnralQCn wschodzie, naty<
miast po zawarciu pokoju, aopieftl^^^isię na wybrzeże B
B ET iB-fatMi P
60 Rozdział 2
tyku, aby zapewnić sobie poprzez morze łączność z Francją.
Nie pogardził też ofiarowaną pomocną dłonią cesarza i dążył do
zachowania pokoju ze wszystkimi chrześcijańskimi mocarstwa-
mi, tak samo jak do zgody wewnątrz kraju. Tak więc znalazły
chętne ucho słowa mądrego papieskiego nuncjusza Buonvisiego,
który właśnie przybył w odpowiednim momencie do Warszawy,
aby tam pośredniczyć w zawarciu kompromisu między gotowymi
do walki stronnictwami. On i sympatyczna dwudziestoletnia kró-
lowa Eleonora po wielu tygodniach burzliwych dyskusji dopro-
wadzili zwolenników dworu i opozycję do tego, że zgodzono się
na "Constitutio pacis interioris"1 z 12 marca 1673 roku, która po-
zostawiała tron Michałowi I, a Sobieskiemu przyznawała fak-
tyczne kierownictwo polityką w czasie wojny i pokoju. A że nie-
znośny, intrygancki prymas Prażmowski zmarł w bardzo odpo-
wiednim czasie, 15 kwietnia 1673 roku, nie spotkało się to roz-
wiązanie z żadnym sprzeciwem również ze strony dotychczaso-
wych niezadowolonych. Podkanclerzy biskup Olszowski i hetman
wielki koronny poczynili wspólnie kroki zaradcze, by w tym ro-
ku oprzeć się skuteczniej ponownemu uderzeniu osmańskiej na-
wały.
Wódz opracował plan na wielką skalę, który tymczasem był
obliczony na daleką przyszłość i miał na oku ni mniej ni więcej
tylko przepędzenie Turków z Europy dzięki koalicji wszystkich
chrześcijańskich mocarstw. Najpierw jednak należało bronić gra-
nic polskich. Przy istniejących stosunkach, z podwójnego podzi-
wu godną żelazną energią zebrał Sobieski armię liczącą 40 000
ludzi; tak wielkiej Polska od dawna nie wystawiała. Nad tą tym-
' czasem dobrze przeszkoloną armią przejął on osobiście dowodze-
nie z początkiem października 1673 roku w Glinianach pod Lwo-
wem, gdy ciężko chory Wiśniowiecki zrzekł się naczelnego do-
wództwa.
Koniec panowania i życia Michała I potwierdza, że ów poża-
łowania godny monarcha jako człowiek był lepszy niż opinia
o nim i niż narzucone mu przez splot zrządzeń losu czyny; tak,
wolno nam nawet dodać, że jego kres był w swojej stoickiej wiel-
kości i pokorze doprawdy królewski, nawet gdyby płomień życia
Wiśniowieckiego zgasł w skromniejszej oprawie. Władca ten
wprawdzie nie stawił już czoła nieprzyjacielowi, lecz śmierci
spbjrzał odważnie w oczy. Umierał w pełni świadomości, myśląc
o swojej małżonce, wobec której nie zawsze był wzorowym par-
1 Ustawa o pokoju wewnętrznym
Na drodze do władzy i sławy
tnerem, i o ojczyźnie, wiedząc, że przyczynił się do jej nie-
szczęścia. 10 listopada 1673 roku we Lwowie Michał I pożegnał
się z tym światem na zawsze.
W tej samej godzinie Sobieski wraz z armią stał pod turecką
twierdzą graniczną Chocimiem, nad Dniestrem. Pac, hetman
wielki litewski, i jego oddziały były u boku Sobieskiego. Na
krótki czas ustały uczucia zazdrości, a wobec wielkodusznej pro-
pozycji Sobieskiego, że podporządkuje się konkurentowi, gdy tyl-
ko zostanie dokonany szturm na obóz osmańskiej armii pod do-
wództwem Huseina paszy, wobec tego dowodu bezinteresowność
zamilkły nieżyczliwość i zawiść. Zgodna w godzinie największego
zagrożenia polsko-litewska armia urzeczywistniła 11 listopada
ten, jak zwykle znakomicie obmyślony i świetnie przeprowadzę
ny, plan wojenny Sobieskiego. Po kilku godzinach nieprzyjaciel
skie pozycje były zdobyte, z armii tureckiej, która liczyła pona<
20 000 żołnierzy i znajdowała się w doskonałej pozycji do obro
ny, mogło się uratować zaledwie parę tysięcy, chroniąc się w po
bliskim Kamieńcu. Reszta została zabita lub dostała się do nie
woli. Sobieski był wciąż w pierwszych szeregach. Podążał d
ataku na czele swych dragonów, później, kiedy przez chwilę lo
bitwy był niepewny, popędził w sam środek walczących. Do nie
' go, wodza, należało to zwycięstwo, jego zasługą była ta kara z
Buczacz. Chorągiew sułtana i 76 dział znalazło się pośród trc
feów. Armaty mogły dobrze przysłużyć się Polsce, proporzec wy
słano papieżowi do Rzymu i tam, po raz pierwszy, całemu świat
chrześcijańskiemu upamiętnił nazwisko Jana Sobieskiego.
,,Dextra Domini fecit virtutem!"1 Tymi słowy rozpoczyna hel
mań sprawozdanie z pola walki, pisane "z namiotów Huseir
paszy" dla biskupa Olszowskiego. Owe dumnie pokorne słowa p<
bożnego bohatera stały się szybko porzekadłem, obiegły w li
cały świat i stały się świadectwem tego, że duch zapanuje ni
wet nad najoporniejszą materią. Przy pomocy tych samych luds
którzy przedtem nie umieli nic więcej, jak biadolić i oskarża
jak się między sobą handryczyć i czekać na pomoc obcych, d'
konał wielki dowódca, a jeszcze większy charakter rzeczy ni
słychanej - odniósł zdecydowane zwycięstwo na ziemi turecki
nad osmańską armią. Prawica Pana sprawiła cud, obdarzyła m
stwem, narzędziem jej jednakże był człowiek wybrany, zesłał
przez Opatrzność, wódz.
1 Prawica Pana zesłała męstwo!