ďťż

Blog literacki, portal erotyczny - seks i humor nie z tej ziemi


20. Ponury schyłek życia
i śmierć bohatera

Jeszcze raz dane mu było wytchnąć, jeszcze raz poczuł So-
bieski powracające siły. Potrzebował ich, aby uczynić szczęśli-
wą tak drogą mu córkę, aby tej pięknej, mądrej królewnie dać
właściwego męża. Pod koniec lutego 1694 roku pojawił się w
Żółkwi oficjalny swat, baron Mayer de Selles, skoro tylko wy-
słani wcześniej wywiadowcy donieśli do Monachium korzystne
wieści o powierzchowności wybranki. Jak przedtem w sprawie
Jakuba, tak i teraz targowano się o posag. Bawarski poseł oba-
wiał się swego pana i przeraziły go wybuchy gniewu chorego
Sobieskiego. ' Wreszcie doszedł do skutku kontrakt małżeński,
który akceptował w posagu pół miliona talarów. Oprócz tego
narzeczona zabierała ze sobą biżuterię wartości 200 000 talarów.
Ślub per procura odbył się w Warszawie 15 sierpnia 1694 roku.
Królewicz Jakub zastępował elektora, obecny był bawarski am-
basador nadzwyczajny w osobie hrabiego Tórringa. Król jed-
nakże nie puścił tak. szybko od siebie swej ulubienicy.

Dopiero 13 listopada, po pełnym łez pożegnaniu, wyjechała
Kunegunda z Warszawy, zabrana przez barona de Sellesa i w
towarzystwie biskupa Załuskiego. Polignakowi poszczęściło się
mimo wszystko w wykorzystaniu tego bawarskiego małżeństwa
do celów francuskiej polityki. Młoda doktorowa otrzymała na
nową drogę życia od swej matki radę, by pozyskać męża dla
Ludwika XIV; Załuski miał jej w tym pomagać. Pierwotnie
mieli je] też towarzyszyć obaj młodsi bracia, Aleksander i Kon-
stanty, jednakże król sprzeciwił się temu. Tak więc obu króle-
wiczom żeglującym po francuskim nurcie została oszczędzona
niepotrzebna porażka. Albowiem Maksymilian Emanuel nie my-
ślał o tym, by wraz z żoną zmienić też polityczne nastawienie.

Kunegunda sfrunęła w objęcia statecznego małżonka i zapo-

362 Rozdział 20

mniała natychmiast o wszystkich otrzymanych radach. 2 stycznia
1695 roku potwierdzono małżeństwo w Wesel, następnie para
elektorska udała się do Brukseli, gdzie Maksymilian Emanuel
sprawował władzę nad austriackimi Niderlandami jako cesar-
ski namiestnik. I tam nowożeńcy przeżyli najbardziej romantycz-
ne miodowe miesiące. Z promieniejących szczęściem listów mło-
dej kobiety, w których przedstawia ojcu i braciom błogie chwile
miodowego miesiąca, nie dowiemy się niczego o polityce: "żem
jest szczęśliwa, jak bym go [Maksymiliana Emanuela] sobie obra-
ła, i w umorzę, i w osobie, dość na tym, że się kochamy amorami
jako kawaler z damą. Nigdy nie śledzie, jeno klęczy abo stoi prze-
de mną, całując mnie w ręce, a mówiąc, że mnie adoruje, że nigdy
tak nie kochał, jak mnie kocha, daj Bóg, żebyś waszeć sam na to
prętko patrzał." Tak więc pisze Kunegunda do brata i umieszcza
w tym liście, w dwa tygodnie po spotkaniu z małżonkiem, kre-
śląc jego wizerunek, następujące słowa: "bo i piękny, i ładny,
i rozum bardzo dobry, i srodze wesoły". Również elektor marzył
o swojej żonie, która - na wpół Polka, na wpół Francuzka -
ze wszystkich powabów jednoczyła w sobie te najwyśmienitsze,
była odmłodzonym i sympatyczniejszym odbiciem Marysieńki.
Lecz Maksymilian Emanuel nigdy nie popadł w zależność od
politycznych kaprysów swej pani. Przeciwnie, to on wpoił jej
własne poglądy. Na jesieni 1695 roku znajdziemy Kunegundę
u jego boku na wyprawie przeciwko Francuzom. Przedwczesny
poród, który się przytrafia małżonce elektora z przerażenia przed
wybuchającymi francuskimi granatami, staje się powodem, że
Jan III raz jeszcze na krótko przed swoją śmiercią, pełen współ-
czucia dla oddalonej córki, grzmi przeciwko dworowi w Wersalu.

Ta więc intryga - dywersja na bawarskim dworze nie udała
się Polignakowi. Pozostało mu główne zadanie utworzenia w
Polsce silnego stronnictwa profrancuskiego, które w zgodzie
z Marią Kazimierą i z Jabłonowskim mogłoby przy następnej
elekcji przeforsować właściwego kandydata. Wobec lekarskich
opinii, które poręczały bliski zgon Sobieskiego, ambasador nie
zadawał sobie szczególnego trudu, aby jeszcze za panowania
upartego Jana III doprowadzić do separatystycznego pokoju.
Cała uwaga skierowana była na osobę przyszłego króla i na
organizowanie jednolitego bloku podopiecznych Wersalu. To
splotło się ze sporem biskupa Brzostowskiego i Sapiehów, w któ-
rym się wyładowywały namiętności partyjne przyjaciół i wro-
gów Ligi Świętej, i z waśnią w domu królewskim, gdzie wy-

Ponury schyłek życia i śmierć bohatera

363

stępowali przeciwko sobie królewicz Jakub i jego dwaj młodsi
bracia, popierani przez Marię Kazimierę.

Walczące koguty, Brzostowski i Sapieha, od swojego pierw-
szego starcia nieprzerwanie dziobały się wzajem. Ten pierwszy
wnosił protest za protestem, drugi z całym spokojem pozwalał
swoim oddziałom kwaterować w biskupich dobrach i je pusto-
szyć. W czerwcu 1693 roku wileński najwyższy pasterz wyto-
czył przeciwko hetmanowi kanoniczny proces przed sądem nun-
cjatury. Santa Croce dostrzegł w postępowaniu dowódcy naru-
szenie kościelnego immunitetu i wezwał go do ustępstwa. Ten
jednak odpowiedział papieskiemu dyplomacie grubiańsko: niech
się kapłani troszczą o swoje własne sprawy i nie mieszają w
świeckie burdy. Teraz prymas Radziejowski, który sercem był
raczej po stronie Sapiehy, spróbował zlikwidować tę aferę, lecz
w lutym 1694 roku kompromis nie doszedł do skutku z powodu
uporu obu przeciwników. Biskup sięgnął wtedy po broń naj-
ostrzejszą i obłożył hetmana klątwą. W katedrze wileńskiej, wy-
pełnionej tłumnie, został odczytany dekret, który głosił, że Sa-
pieha, opętany przez diabła, uciska Kościół i jego poddanych
oraz pogardza swoim Najwyższym Pasterzem. Prymas jednak,
jako legatus natus, natychmiast uchylił ekskomunikę. Natomiast
nuncjusz wniósł sprzeciw, gdy tymczasem Brzostowski jako "pry-
mas Litwy" zaprzeczał kompetencji dla Wilna arcybiskupowi
gnieźnieńskiemu, prymasowi Polski. Wreszcie spór powędrował
do Rzymu przed sąd papieża. Innocenty XII zdjął klątwę i zarzą-
dził zbadanie sprawy; mieli to uczynić wspólnie Radziejowski

i Santa Croce.

W tym momencie ów nieszczęsny spór został ponownie roz-
niecony przez niemądrą interwencję dworu. Kiedy Stolica Apo-
stolska, ze względu na Sapiehów i ich poparcie dla Ligi Świętej,
zaniechała ostrzejszych środków, chociaż papież zasadniczo mu-
siał uznać prawo Brzostowskiego, zupełnie zbędne było to, żeby
Jan III przed sądem sejmowym wymienił hetmana jako gwałci-
ciela swobód kościelnych. A jeszcze mniej było potrzebne, aby
być bardziej papieskim niż sam papież, gdy polskiemu królowi
nie dostawało władzy, by zmusić do posłuszeństwa dużo mniej-
szych panów i dużo większych przestępców niż Sapiehowie. Sku-
tek tego sprowokowanego przez Marysieńkę i Polignaka wystą-
pienia przeciw litewskim królewiętom był taki, że całe Wielkie
Księstwo zostało ogarnięte wielkim oburzeniem. Sejmiki z grud-
nia 1694 roku rozbrzmiewały szczękiem broni. Wszędzie podej-

.364 Rozdział 20

mowano uchwały zagrażające Brzostowskiemu. Szlachta żądała
odwołania Polignaka, w którym rozpoznawała inspiratora postę-
powania przeciwko hetmanowi, potwierdzała swoją wierność Li-
dze Świętej i jawnie odwracała się od pary królewskiej.

Ambasador ten lepiej by zrobił, gdyby zachował w pamięci
instrukcję Ludwika XIV z 22 marca tego roku: "Nie mam w
tym żadnego interesu, by mieszać się do prywatnej sprzeczki
jakiegoś Sapiehy z biskupem z Wilna." Lecz przypominamy so-
bie przecież, że Polignac nawet wobec króla-słońce miał swój
własny rozum! Temu to rozumowi ma do zawdzięczenia biedny
Sobieski, że ostatni sejm pod rządami Jana III przebiegał ponad
miarę żałośnie. Przez ponad 40 dni zbierała się dzień w dzień
izba. Marszałek poprzedniego, również zerwanego sejmu otwie-
rał posiedzenie, litewscy delegaci z partii Sapiehów wnosili sprze-
ciw. Trwało to tak długo, aż wygasł termin mandatowy sejmu.
Potem wszyscy rozeszli się, podziękowawszy marszałkowi Krys-
pinowi "pro viriliter sustento martyrio".1 Prawdziwym męczen-
nikiem był jednakże ten, który leżał na łożu boleści w zamku
i nazywał się Jan Sobieski. Dolegliwości z powodu kamicy, po-
drażnienie nerek, reumatyzm i inne choroby sprawiały mu
ogromne cierpienia. Kłócący się delegaci nie zważali na chorobę
króla, napastowali go swymi waśniami. Skandal przeniósł się aż
na pokoje monarchy. Tam bili się panowie. Na zewnątrz w
mieście zaś bili się "pueri"2 i były nawet ofiary śmiertelne.

Na posiedzeniu senatu, które nastąpiło po tym nieszczęsnym
sejmie, większość była za tak zwanym sejmem konnym, zwo-
łaniem całej szlachty. Tak więc zatrzymano się tam, gdzie się
Polska znajdowała przed elekcją Sobieskiego, przy takiej samej
konfederacji jak ta z Gołębia. Szlachta nie miałaby nic prze-
ciwko temu, by jeszcze raz wyładować swój gniew na magna-
terii. Niezawodnym instynktem czuła, że oligarchia to zguba
ojczyzny i że król, nawet jeśli ongiś zwał się Wiśniowiecki i był
koronowanym zerem, a tym bardziej jeśli był to Sobieski i na-
wet jeśli został powalony wiekiem, chorobą i troskami, że mo-
narcha musi być z powołania wodzem i jedynym nośnikiem peł-
nej władzy państwowej. Trafne rozpoznanie znalazło się w piś-
mie polemicznym, które w imieniu narodu przedstawia sytuację
tymi słowy: "Jesteśmy pozbawieni obrony, władzy, sejmu, wszel-

1 La to, że z odwagą dźwigał męczeństwo.

'.n^odżi

Ponury schyłek życia i Śmierć bohatera 365

kiej rady; wewnątrz kraju zniszczyliśmy formę rządów Rzeczy-
pospolitej, a ta Rzeczpospolita to już nie ta sama, którą nam
zostawili w spadku nasi przodkowie."

Decyzja wymknęła się tymczasem z rąk władcy i szlacheckie-
go narodu. O losie królestwa decydowały intrygi i machinacje;

i trudno nam powiedzieć, czyje knowania były gorsze, czy te
Marii Kazimiery i Polignaka, Jabłonowskiego i Brzostowskiego,
czy te Jakuba Sobieskiego i austriackiego ambasadora Czernina,
Sapiehów i Lubomirskich. Tak czy inaczej, francuskiemu amba-
sadorowi należy się palma przebiegłości, a nie dorównującemu,
niegodnemu synowi wielkiego królewskiego ojca - prymat w
nikczemności.

Królewicz, po pewnym czasie pozornej zgody, późną jesienią
1693 roku, kiedy stan zdrowia Jana III znowu się groźnie po-
gorszył, szukał kontaktu z opozycją magnacką i znalazł go przez
austriackie pośrednictwo. Na początku grudnia Sapiehowie i Lu-
bomirscy obiecali Jakubowi Sobieskiemu pomoc w uzyskaniu
polskiej korony w razie zwolnienia się tronu pod warunkiem,
że Maria Kazimiera opuści kraj i że młodsi bracia kandydata
nie dojdą do żadnych urzędów. Odtąd najstarszy syn królewski
zabiegał o najściślejsze porozumienie z wrogami swoich rodzi-
ców. W konflikcie między litewskim hetmanem i Brzostowskim
stanął po stronie Sapiehów. Całą swoją nadzieję pokładał jed-
nakże nie tyle w swoich niepewnych rodakach, co w wiedeń-
skim dworze, w swoim powinowactwie z cesarzem.

Ponieważ królewicz Jakub nie mógł się wyrwać z Polski, szu-
kał więc bezpiecznej drogi poufnego porozumienia z austriacki-
mi władzami. 17 października 1694 roku prosi cesarzową Eleonorę
Magdalenę, by mu napisała, w jaki sposób mógłby przesyłać
swoje "tajemne myśli". Równocześnie ten szlachetny książę
zwrócił się do króla szwedzkiego Karola XI: ponieważ ojciec
Sobieski wkrótce umrze, czy nie byłoby możliwe zgromadzenie
na inflanckim pograniczu oddziałów wojskowych, które miałyby
wówczas wpłynąć na wynik elekcji? Bawarski dyplomata baron
de Selles został wysłany do Sztokholmu, by poprzeć tam z na-
ciskiem tę prośbę. Od przyjazdu hrabiego Czernina, w połowa
stycznia 1695 roku, dysponował Jakub Sobieski upragnionym:

drogami, by przesyłać do Wiednia swe najtajniejsze myśli. Moż-
na, nie bez uczucia wstrętu, poznać je, czytając listy, którym
zasypywał cesarzową. Najniewinniejsze są owe podyktowani
naiwnym samolubstwem i zamiłowaniem do spokoju plany kro

366

Rozdział 20

lewicza, aby kupić sobie księstwo w Rzeszy i wyjechać z Polski.
Jakże inaczej reagował Jan Sobieski na każdą myśl wyemigro-
wania z kraju, gdy go najdroższa mu kobieta chciała zwabić do
Francji! Gorzej już wygląda prośba o rekomendację do szwedz-
kiego króla, aby ten zapewnił zbrojną pomoc, również przeciwko
Marii Kazimierze i młodszym braciom. Jednakże przerażenie
ogarnia nas, gdy czytamy cyniczne zapytania, jak i co należało-
by zrobić, by w momencie śmierci Jana III zagarnąć skarby
króła, zanim matka i bracia weszliby w ich posiadanie, wów-
czas bowiem cóż miałby począć przeciwko "prześladowaniom
przez matkę i braci". (Ci bracia-"prześladowcy" mieli wtedy
17 i 14 lat).

Cesarzowej i szwedzkiemu królowi robiło się nieswojo, gdy
otrzymywali tego rodzaju listy. Odczuwali wstręt i niechęć, mu-
sieli jednak to przemilczeć z politycznych względów. Bądź co
bądź Karol XI ograniczył się do tego, by w mglisty sposób przy-
obiecać wsparcie. W Wiedniu powołano państwową konferencję,
podług rady której cesarzowa w stanowczym piśmie napominała
królewicza, by pogodził się z rodziną i pozostał w Polsce, żeby
być obecnym w momencie zejścia Jana III. Niech Jakub nie
zdradza za wcześnie swego zamiaru zagarnięcia ojcowskich skar-
bów. Austria pragnie nastawić korzystnie do planów królewskie-
go syna Szwecję i Brandenburgię.

Jednocześnie poczyniono wszelkie przygotowania, by nagła
śmierć polskiego władcy nie była zaskoczeniem. Wówczas bar-
dzo słusznie stało się, że podstępne działanie nikczemnego Ja-
kuba przestraszyło ostrożnych austriackich ministrów. Zaczęli
ponownie myśleć o kandydaturze na tron polski palatyna Karola
Filipa neuburskiego, ostateczną decyzję przesunęli jednak na
czas rozmów z Sapiehami. Ojciec Wolff, wytrawny dyplomata-
-duchowny, miał pojechać do Warszawy, aby zbadać na miejscu
sytuację. Hrabia Sedinitzky został wyznaczony na ambasadora
podczas przyszłego bezkrólewia.

Niecierpliwy królewicz jednak nie popuścił. W sierpniu 1695
roku zrealizował swój z dawna żywiony zamiar i uciekł po nie-
przyjemnych scenach na Śląsk austriacki. Stamtąd błagał o od-
działy swego cesarskiego szwagra; aby użyczyć swojej prośbie
odpowiedniego nacisku, zadenuncjował matkę i braci, jakoby za-
warli oni spisek z Francją: Aleksander i Konstanty chcą jechać
do Paryża i tam pozyskać błogosławieństwo dworu wersalskiego
na kandydowanie do tronu po Janie III. Leopold I był oburzony

Ponury schyłek życia i SmierS bohatera 367

na petenta, a Eleonora Magdalena, cesarzowa, odpowiedziała po-
nownie radą, żeby Jakub pojednał się ze swoimi bliskimi. Ojciec
Vota jak zwykle uczciwie wywiązał się w swej służbie pośred-
nika i w ten sposób uciekinier mógł wkrótce powrócić z dobro-
wolnego wygnania.

Jan III przyjął go przyjaźnie. Ten godny współczucia monar-
cha tak chętnie widziałby wokół siebie spokój i zgodę. Z wzru-
szającą radością dopatrywał się w nowo narodzonej córeczce
tego złego syna swoich własnych rysów. Jak to byłoby pięknie,
gdyby wszyscy, którzy są wzajem spokrewnieni i podobni do
siebie fizycznie, byli również jednej myśli! Z nie mniej wzru-
szającą gorliwością starał się król uśmierzyć teraz, jako że był
bliski grobu, spór z magnatami. Aż do śmierci Sobieski dochował
wierności obu wielkim ideom swego życia: jedności w chrześci-
jańskiej rodzinie narodów Zachodu, jedności wewnątrz własnego
narodu,

Z Jabłonowskim od około 1692 roku pod znakiem powrotu do
Francji nie było żadnej wyraźnej różnicy poglądów. Hetman
postawił wszystko na dwie karty: Marię Kazimierę i Polignaka;

otaczał śmiertelnie chorego towarzysza młodości obłudną przy-
jaźnią, już choćby dlatego, żeby jego najstarszego syna trzymać
z dala od ojca i od matki, od dworu i od następstwa tronu. Ta
cicha nadzieja na koronę obudziła nawet w hetmanie cnoty wo-
jenne jego młodości, które przez wiele lat, podczas jego podyk-
towanego politycznymi względami dowodzenia armią przeciwko
Turkom i Tatarom, nie były wcale widoczne. W lutym 1695 ro-
ku Jabłonowski odparł wyjątkowo ciężki najazd Tatarów. Te
monstra wdarły się wówczas aż na przedmieścia Lwowa i tylko
dzięki ofiarnym zmaganiom niewielkiej armii i dzielnych miesz-
kańców miasta zostały wreszcie przepędzone.

Militarne osiągnięcia hetmana nie rozbroiły, oczywiście, jego
dawnych towarzyszy ze sprzysiężenia oligarchii, austrofilów.
Sapiehowie i Lubomirscy, Potoccy i Sieniawscy, przez wzajem-
ne małżeństwa dopiero teraz najściślej ze sobą związani - pod-
czas gdy Jabłonowski od ożenku swego syna z córką zmarłego
Bethune'a jeszcze silniej był przykuty do Francji - kwiat rus-
kiej i litewskiej arystokracji, postanowili na jednym ze zjazdów
na początku 1695 roku przekreślić nadzieje hetmana i przy obsa-
dzaniu tronu poprzeć królewicza Jakuba, jak to już dawno zo-
stało z nim uzgodnione.

Zbliżenie z Sobieskim było więc możliwe, tylko nie mogło

368

Rozdział 20

się odbyć pod egidą królowej i podobnie jak ona bardzo znie- |
nawidzonego mimo swych towarzyskich zalet Polignaka. Ci dwo- ||
je wtrącali się jednak we wszystko. Tak więc starania Santa ;

't!t Croce'a były skazane na porażkę od momentu, kiedy Maria Ka- j
zimiera włączyła się w pośrednictwo między biskupem Brzostow- i
skim i Sapiehami. Kompromis, który opracowała wielka komisja "•
w tejże sprawie pod koniec roku 1695, został zerwany przez :

Polignaka. Niestety nie było Janowi III przeznaczone dożyć cza-
su pokoju, ani wewnątrz kraju, ani na zewnątrz.

O Marysieńce i Polignaku możemy przynajmniej powiedzieć
to, że uczciwie pragnęli tego pokoju, nawet jeśli nie bardzo się
nadawali do tego, by go urzeczywistniać. Natomiast gabinet w
Wersalu i sam Ludwik XIV nie mieli najmniejszej ochoty uży-
czyć spokoju temu ciężko doświadczonemu krajowi. Jeżeli nie
uda się doprowadzić do separatystycznego porozumienia między
Polską i Porta, to wojna ma trwać nadal - tak brzmi to w in-
strukcji dla Polignaka z 3 czerwca 1695 roku, a próby ambasa-
dora pogodzenia dworu i Sapiehów pod znakiem odwrotu od
Austrii zostały szorstko odrzucone przez francuskiego władcę.
Król-słońce odmówił nie tylko 400 000 liwrów, których żądał
Polignac, aby kupić magnatów i zorganizować dywersje na Wę-
grzech i Śląsku, lecz też zapłacenia za dostawy zboża, które
Maria Kazimiera z wielkim trudem posłała do Francji i w ten
sposób istotnie ułatwiła wyżywienie tego zablokowanego kraju.
Nie, półbóg w Wersalu nie zapomniał nigdy, że ta śmiertelniczka,
aż nadto śmiertelna, z Nivernais, ważyła się zostać jego "panią

siostrą'" i sprzeciwiać się jemu!

To, na co zdobył się Ludwik XIV w swojej łasce najwyższej,
to były ordery i pensje dla obu młodszych królewiczów i dla
niespożytego starego d'Arquiena. W krótkich odstępach czasu
kolejno ojciec Marysieńki i królewicze Aleksander i Konstanty
otrzymali gorąco wytęsknioną wstęgę orderu Świętego Ducha.
A w grudniu 1695 roku osiemdziesięciodwuletni markiz de La.
Grange d'Arquien został przyjęty do Świętego Kolegium. 25 lu-
tego 1696 roku Jan III przyozdobił raczej mało czcigodną głowę
w najczcigodniejszym wieku jeszcze zdolnego do wesołych przy-
gód miłosnych teścia kardynalskim biretem. Nie dość na tym,
ta nowa eminencja został obdarowany przez Ludwika XIV rentą
w wysokości 20 000 liwrów. Tak, tak, i ta zasługa bywa niekiedy

1 Jako panująca - (przyp. red.).

Ponury schyłek życia i śmierć bohatera

nagrodzona. A kardynał d'Arquien, któremu francuski monarcha
miał - jak sądził - płacić przez niedługi czas ten żołd hono-
rowy, jeszcze dwanaście lat przebywał na tym padole płaczu
i prowadził rozkoszne życie. Natomiast życie bohatera Jana So-
bieskiego pośród okropnych duchowych i cielesnych cierpień

dobiegało końca.
Już w lipcu 1694 roku królewski lekarz przyboczny Connor

starał się o pozwolenie wyjazdu wraz z księżniczką Kunegundą
na Zachód, ponieważ dni władcy wydawały się policzone, a ten
uczeń Hipokratesa, jako obcokrajowiec, nie bardzo chciał bye
uwikłany w rozważanie przyczyn przypadku zgonu Najjaśniej-
szego Pana. Ale wytrzymała konstytucja silnego jak niedźwiedź.
monarchy odwlekała wciąż nieunikniony koniec. Od lata 1695 ro-
ku przerwy między atakami choroby były coraz rzadsze. Król
cierpiał na bezsenność. Podczas upalnego lata marzł; siedział
więc otulony futrem, nie mogąc usnąć na swoim łożu. Polignac
i Vota zabawiali swoim esprit tego niezłomnego duchem czło-
wieka. W sierpniu na nogach i udach pojawiły się bolesne wrzo-
dy. "La sante du roy de Polegnę deperit a vue d'oeil,"1 rapor-
tuje francuski ambasador 7 października 1695 roku. Przy czym
wola życia władcy jeszcze nie wygasła. Właśnie tego dnia, gdy
Polignac stwierdza wyraźnie postępujący zanik sił, Jan III chce
wyruszyć z Warszawy na swą ukochaną Ruś, aby jeszcze ras
ujrzeć kraj swego dzieciństwa. Tylko z trudem Marysieńkc
i nuncjusz zatrzymali go w Wilanowie, we wspaniałym pała-
cyku, który wybudował on sobie pod bramami Warszawy.

Z początkiem stycznia 1696 roku lekarskie konsylium opisali
dolegliwości monarchy: oprócz obrzmień na kończynach, karnie
nie i kurcze nerek, kaszel, bóle w piersiach, trudności z odde
chem, uderzenia krwi do głowy i męcząca migrena. Kiedy krć
pod koniec stycznia poślizgnął się na spacerze i spadł z nie
wielkich schodów, sądzono, że nadszedł już koniec. Jednak wspE
niała żywotność Sobieskiego pokonała po raz ostatni to bezpc
średnie zagrożenie. W marcu 1696 roku Jan III był. w stan:

jeszcze przewodniczyć na posiedzeniu senatu. Przy czym wygł<
sił piękną mowę, która każdego wprawiła w osłupienie.

Ten bohater, dla którego żadna śmierć nie była straszna, chw;

cił się życia mocno i łudził się co do stanu, który nie budził ji
u nikogo żadnych wątpliwości. "Codziennie czuje jakiś ciężs

1 Stan zdrowia króla Polski pogarsza się z dnia na dzień,
24 - Jan Sobleski

370

Rozdział 20

który mu zagraża - pisze Polignac - lecz cokolwiek mu po-
wiedzieć, nie ma sposobu, żeby go przekonać, iż powinien przy-
gotować wszystko na wypadek śmierci; królowa i Jabłonowski
są zdenerwowani." My zaś odnosimy wrażenie, że Sobieski był
aż nadto dobrze zorientowany w zamiarach królowej i hetmana
i że nie czynił żadnych przygotowań na wypadek śmierci, aby
ani tym obojgu, ani niekochanemu synowi Jakubowi, który liczył
godziny życia ojca, nie pozostawić zapisu, na który, jak uważał,
oni wszyscy nie zasługiwali. Dążenie do czynów w umierającym
Lwie z Lechistanu ujawniało się z dziecięcą naturalnością. Kie-
dy dobry ojciec Vota zachęcał cierpiącego, że powinien przecież
powtórzyć swój czyn spod Wiednia i raz jeszcze pociągnąć na
pole walki, był to jedynie subtelny rodzaj pociechy. Sobieski
jednak brał to poważnie. W marcu 1696 roku mówił, że popro-
wadzi przyszłą kampanię.

Wówczas nastąpił nowy atak podstępnego wroga, choroby.
Głupota i polityczny zamysł połączyły się w jedno, by w tym
nieuchronnym zejściu dostrzec dzieło wiedeńskiego dworu. Lek
zaordynowany przez pewnego austriackiego lekarza, który przy-
wiózł ze stolicy cesarskiej opat Hacki, miał być podobno tru-
cizną, z pewnością, żeby zabić Jana III - najwierniejszą pod-
porę Ligi Świętej. Głupota, bez żadnego ubocznego polityczne-
go zamysłu, maltretowała tego przeznaczonego na śmierć swoim
szarlataństwem. Kazano sprowadzić wiejskiego znachora, który
obłożył chorego ziołami i odprawił swoje hokus-pokus. Kiedy
nastąpiło krótkotrwałe uśmierzenie bólu w obrzmiałych stopach,
zabobonna Maria Kazimiera mówiła o cudzie. Polepszenie znik-
nęło i oto już żydowski lekarz przyboczny, dr Jonasz, był winien
temu, ponieważ podał monarsze preparaty z rtęci.

Sobieski tracił stopniowo panowanie nad swoim nastrojem.
Z dni, podczas których był półprzytomny, pochodzą doniesienia,
jakoby spędził swe ostatnie lata w rozpaczy, skłócony z Bogiem
i światem, i zamknął się z obcymi, niegodnymi zausznikami,
z obu Żydami, Jonaszem i Becalem, z brytyjskim lekarzem
Connorem, do tego jeszcze z jezuitą ojcem Vota i z francuskim
abasadorem Polignakiem, nie dopuszczając wcale do siebie włas-
nych rodaków. Liczne świadectwa z archiwum udowadniają coś
wręcz przeciwnego, że Jan III aż do śmierci w dniach wolnych
od fizycznego bólu zachował doskonałą sprawność umysłu i du-
cha, że szukał towarzystwa i się nim rozkoszował; że brał żywy
udział w politycznych wydarzeniach i że nie stracił swego reli-

Ponury schyłek życia i śmierć bohatera

gijnego optymizmu aż po ostatnie chwile życia. Potwierd:

można jedynie to, a dotyczy to całego okresu od 1691 roku,
Jan III zdawał sobie sprawę z beznadziejności swoich pragni
i tym samym z klęski swego życiowego dzieła, że jednak s
sownie do skłonności swego rdzennie polskiego charakteru i
potrafił wyznać tej nieprzyjemnej prawdy i że innym, swej ;

nie i bliskiemu otoczeniu, pozostawił do wykonania to, cz<
sam nie chciał robić, i do ścierpienia to, czemu on sam nie 1
zdolny zapobiec. Szczęśliw, kto zapomina o tym, czego już
da się odmienić. W długich okresach swej starości Sobieski, i
nieważ potrafił zapomnieć, był szczęśliwy, brał udział w t,
cach i grach, w dowcipnej i uczonej rozmowie. Lecz p^zeży^
też męki piekielne, gdy go nawiedzały bóle, i wtedy kroczył s\
ją własną i swego narodu krzyżową drogą.

Pod koniec maja 1696 roku wszyscy wierzyli, wprowadź
w błąd tak długotrwałym zmaganiem Sobieskiego ze śmier
że monarcha w sprzyjających warunkach może jeszcze JE
czas pożyć. Marysieńka i pierwsi senatorowie pytali wielu eu
pejskich sław lekarskich z Rzymu, Paryża, Brukseli i Wrocła
o prognozę dla Jana III. Wynik został ujęty w protokole, kt
następująco opisuje symptomy choroby: "Stopy, nogi i bić
Najjaśniejszego Pana, podobnie też dolna część jego brzucha
ły dłuższy czas nabrzmiałe. Ten obrzęk codziennie przybie
od tego lata począwszy, mimo że stosowano najsilniejsze śro
aby powstrzymać jego przyrost i go spędzić. Kiedy się naci;

palcem ten obrzęk, to stwierdza się, że w najmniejszym na
stopniu się nie poddaje, albowiem jest prawie tak samo twa
jak żelazo, a tak ciężki, jak ołów. Kiedy Najjaśniejszy Pan
przechadza, uciska to tak, jak gdyby wielki ciężar był przy<
zany do Jego nóg. Nabrzmiałe części ciała nie są blade,
czerwonawe i prawie trochę purpurowe." Aby usunąć to si
rżenie, lekarze przyboczni Connor i Jonasz zalecili kuracji
uzdrowisku nadreńskim. Nawet tu wmieszała się do spr
okropna polityka. Maria Kazimiera, która ostatnio my;

o objęciu tronu przez swego zięcia Maksymiliana Emam
a następnie przez jednego ze swoich młodszych synów, chi
wykorzystać kurację męża do tego, by spotkać się z elektc
i córką Kunegundą możliwie blisko ich belgijskiej rezyde
Dlatego wymieniła Akwizgran; wreszcie zgodzono się, jak
bieski sobie tego życzył, na Wiesbaden. Na koszty podróży i

372

Rozdział 20'

znaczono 300 000 talarów. 2 czerwca zgromadzenie senatu, ostat-
nie za tych rządów, zaakceptowało wyjazd monarchy za granicę.

"Ponieważ zdrowie Jego Królewskiej Mości znajduje się w tak
poważnym niebezpieczeństwie, może więc Jego Królewska Mość,
jeżeli te w domu podawane remedia nie skutkują, zagranicznych
wód potrzebować." Monarcha dziękował, "ofiarując affectum et
gratias,1 pragnie, żeby Bóg mu środki i tak wiele zdrowia za-
pewnił, aby jeszcze pod jego panowaniem pacatam Patriam*
ujrzeć". Wreszcie ojczyznę spokojną - pierwsza i ostatnia myśl
Sobieskiego. W tych późnowiosennych dniach 1696 roku wolno
się było królowi łudzić nadzieją, że przed śmiercią dojdą do jego
ucha dźwięki dzwonów zwiastujących pokój. Waśń partyjna
przebrzmiewała. Brzostowski czekał w Rzymie na papieski wy-
rok w swoim sporze z Sapiehami. Ci ostatni poniechali ataków
na dwór. Była szansa na negocjacje pokojowe z wrogiem ze-
wnętrznym. Między cesarzem i królem Francji znowu rozpięto
nić porozumienia. Turcy i Tatarzy z jednej, Polacy z drugiej
strony znajdowali się prawie w stanie zawieszenia broni.

Wyprawa z 1695 roku przeszła bez godnych uwagi epizodów.
W zimie było trochę hałasu wokół zajętych przez Polskę moł-
dawskich twierdz nadgranicznych. Wówczas został zdjęty hospo-
dar Duca, a jego następca, Kantemir, pospieszył zapewnić Pola-
ków o swym ustępliwym usposobieniu. Pod koniec maja nad-
ciągnęli Tatarzy pod forty Świętej Trójcy. Sobieski obawiał się
o los tego przedmurza, lecz oni wycofali się bez walki. "On ne
sait pas pourquoi ils ont śte si humains."3

Czyżby nieświadomie uszanowali oni godzinę śmierci swego
wielkiego przeciwnika? Czyżby byli bardziej ludzcy, czy ci bar-
barzyńcy byli lepszymi ludźmi niż chrześcijanie, którzy otaczali
łoże śmierci Sobieskiego jak sępy żyjącą jeszcze ofiarę, która na
pustyni trwała w oczekiwaniu na ich szpony? Odkąd Jan III był
stracony dla życia, aż wirowało wokół niego od kandydatur do
tronu, od namiętności, którymi kierowała chciwość lub ambicja.
Oprócz trzech królewiczów, prócz Jabłonowskiego i z nim Marii
Kazimiery, mieli nadzieję na koronę: Hieronim Lubomirski, któ-
rego Polignac polecał jako najlepszego z ,,Piastów", margrabia
Ludwik z Badenii, Maksymilian Emanuel z Bawarii, książę Conti,

1 życzliwość i wdzięczność

2 spokojną ojczyznę

3 Nie wiadomo, dlaczego zachowali się tak ludzko.

___________Ponury schyłek życia i śmierć bohatera__________373

palatyn neuburski, młody syn Karola lotaryńskiego i tuzin po-
mniejszych ubiegających się. Polignac i właśnie przybyły na
miejsce Austriak Sedinitzky czekali, aby wejść w swe role na
hasło: "Sobieski nie żyje." A wokół skarbów w Żółkwi, sześciu
milionów talarów, krążyła pożądliwość matki i syna. Maria Ka-
zimiera, wspierana radą Francuza, Jakub, cesarskiego ambasa-
dora, pilnowali jak krogulce, aby natychmiast po śmierci króla

wzajemnie się ubiec.

Jeszcze jedzie Jan III, a raczej jego żywe zwłoki, do Warsza-
wy, gdzie 11 czerwca gości u jednego z magnatów. 15 czerwca
władca wraca ze spaceru w ogrodzie do domu z wysoką gorącz-
ką, Następny dzień przynosi niewielką poprawę, tak że rankiem
17 czerwca 1696 roku Sobieski jeszcze raz może podziwiać uko-
chane kwiaty. Może podziwiać, lecz już nie może poczuć ich za-
pachu. Z przerażeniem spostrzega zanik zmysłu powonienia.
Monarchę wniesiono z powrotem do pałacu. Tam zjada z apety-
tem obiad, rozmawia i żartuje z Marią Kazimierą i z dwoma
młodszymi synami. O szóstej godzinie wieczorem Sobieski nagle
blednie i już toczy się ciężkie ciało z łóżka na podłogę. Przez
godzinę wije się nieprzytomny w konwulsjach, tak że nikt nie
waży się go podnieść. Szybko przywołany kapłan udziela ostat-
niego namaszczenia. Polignac wyprowadza płaczącą Marysieńkę,
która myśli tylko o jednym, żeby Jachniczek choć na chwilę
odzyskał świadomość, aby móc się wyspowiadać. Biskup Załuski
kładzie na piersi umierającego Agnus Dei, którego przysłał Ojciec
Święty. Sobieski budzi się z głębokiego omdlenia. Nie pamięta
nic z tego, co zaszło, nawet w tej ostatniej godzinie jest jeszcze
dobrej myśli, każe sobie zdjąć szlafmycę, przynieść dobrą ko-
lację i wymyśla jak zwykle na lekarzy. Potem, jak dzielny żoł-
nierz patrząc śmierci w oczy, każe zawołać pewnego dominika-
nina, który mu towarzyszył niegdyś na pełnej chwały wyprawie
pod Wiedeń. Jan III spowiada się ze skupieniem, z całą świado-
mością i przytomnością umysłu. Już pojednał się ze swoim Bo-
giem. Ponownie zostają dopuszczeni ludzie. Komnata wypełnia
się przyjaciółmi, prawdziwymi i fałszywymi, oraz wrogami, któ-
rzy chylą broń przed majestatem śmierci. Aleksander i Kon-
stanty osunęli się płacząc do stóp ojca. Lecz brakuje Marysieńki
i Jakuba. Królową owładnął kamienny sen; najstarszego syna
nic nie przyciąga do tego łoża śmierci. Tak więc Jan III w krót-
kim napomnieniu zaleca swoim dzieciom zgodę i szacunek dis
matki. Modli się z wyciągniętymi rękami. Mija ósma godzin;

374 Rozdział 20

wieczorem. Słońce szykuje się do odejścia. Oto Jan Sobieski |
zapada się w sobie i w chwilę potem jego szlachetna dusza ula- :

tuje z cielesnej powłoki.

Bezpośrednią przyczyną śmierci, według protokołu z sekcji
zwłok i zgodnie z raportami o przebiegu choroby, nie była apo-
pleksja, lecz uremia. Pośrednio jednakże chroniczne zapalenie
nerek, puchlina brzuszna i rozszerzenie serca wspólnie zniszczy-
ły to ciało olbrzyma. Zwłoki pospiesznie zabalsamowano i zło-
żono na marach w królewskim zamku w Warszawie. Nie obyło
się bez incydentu, albowiem Jakub Sobieski jeszcze w nocy po-
spieszył do stolicy i zawładnął pałacem. Trzeba było dłuższych
pertraktacji, aby wpuścił śmiertelne szczątki ojca; nie ufał matce
i senatorom, którzy tworzyli orszak. Potem Maria Kazimiera
nie chciała oddać korony i wierny Matczyński nakrył głowę
swego zmarłego pana czapką hetmańską, która w gruncie rzeczy
ucieleśniała więcej sławy niż symbol poniżonej władzy monarszej.

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  •