ďťż

Blog literacki, portal erotyczny - seks i humor nie z tej ziemi


31






























Rozdział VI
Podczas gdy mężczyźni przymocowywali kajak do przystani, zapłakana
Judyta weszła sama do domu. Zdziwiła się niezmiernie zastawszy tu
Zwierzobójcę i z płaczem przypadła do jego piersi.
— Jak się masz przyjacielu — rzekła smutna. — Czy Mingowie ulitowali
się nad tobą i puścili cię, czy też udało ci się od nich uciec?
— Ani jedno, ani drugie. Jestem tu posłem i muszę do nich wrócić.
— Jakiż zakład wzięli od ciebie — spytała ciekawie młoda dziewczyna.
— Moje słowo — odparł myśliwy — a czyż ono nie powinno być największą
poręką człowieka?
— Czyli dane słowo zobowiązuje cię do powrotu do tych okrutnych i
niemiłosiernych wrogów, gdzie' wiadomo, iż śmierć czyha w każdej
chwili.
Zwierzobójca obrzucił ją tak pogardliwym spojrzeniem, iż zamilkła na
chwilę.
— Kiedy upływa termin twego powrotu? — spytała w parę chwil później
drżącym ze wzruszenia głosem.
— Jutro w południe — odparł Zwierzobójca. — Mingowie lękają się
odwetu angielskich żołnierzy dlatego nie chcą tracić czasu.
Postanowili, jak mi się zdaje, w razie niepowodzenia sprawy, oddać
mnie na tortury po południu. Słuchajcie mnie uważnie, przyjaciele —
mówił. —Mingowie uważają się teraz za wszechwładnych panów jeziora i
są przekonani, że nikt z was nie ośmieli się im przeciwstawić.
Zgadzają się, aby Harry i Szyngaszguk odeszli wolno, żądają jednak w
zamian wydania Witawy i córek Toma, chcą, aby one zabrawszy cały swój
majątek, przeniosły się do ich wigwamów. — O tym wszystkim pomówimy
jeszcze jutro. Dziś chciałbym spędzić z wami spokojny wieczór. Nie
wiadomo, czy jeszcze się kiedyś zobaczymy.
— Niech idą do wszystkich diabłów, oto nasza odpowiedź dla łotrów! —
wołał Harry. — Natychmiast udam się do nich i powywieszam jak psy.
Nie byłbym inaczej Huori Garrym.
— Niezwykłe ucieszysz ich swoim przybyciem — rzekł sucho
Zwierzobójca. — Mówili, że jeżeli Wysoka Sosna zapragnie walczyć ż
nimi, niech przybywa. A ty co powiesz na te żądania Szyngaszguku?
Jako posłuszny poseł muszę przynieść Mingom twoją odpowiedź.
Młody wódz powstał i rzekł:
— Słuchaj odpowiedzi Wielkiego Węża dla wilków z Kanady. Zresztą
Mingowie próżno nazywają się wilkami, to wściekłe psy. Powiedz im,
aby wyli głośniej, inaczej Szyngaszguk nie odnajdzie ich w lasach,
gdzie zakradają się jak lisy, zamiast wojować jak na prawych
wojowników przystało. Wódz przychodził do Mingo zabrać swą własność,
dziewczynę delawarską, i nie będzie prosił o pozwolenie włóczących
się psów. Witawa pozostanie u niego i będzie piekła mu dziczyznę.
Delawarowie umieją zapędzić Mingo do ich nor.
— Nazbyt to śmiała odpowiedź, przyjacielu Szyngaszguku. Strasznie ich
ona rozgniewa. A co wy mi powiecie, Judyto i Getti?
— Widocznie Mingo nie znajdują różnicy między czerwonoskó-rymi i
białymi — spokojnie rzekła Getti — inaczej nie żądaliby od nas byśmy
osiedliły się w ich wigwamach. Matka mówiła nam zawsze, że powinniśmy
mieszkać między chrześcijanami. Zresztą nie chcę porzucać tak drogich
mi mogił, znajdujących się na dnie jeziora.
— Zuch Getti! — zawołał Zwierzobójca z zachwytem.
— Getti ma rację — powiedział Harry — a ty Judyto, zanim odpowiesz,
wysłuchaj mnie — rzekł, zwracając się do drugiej siostry.
— Od dawna podobasz mi się, dlatego też proszę cię o twą rękę. Możesz
być pewna, iż potrafię obronić siebie i swą żonę od tysiąca
czerwonoskórych.
Judyta poruszyła głową przecząco.
— Nie, Harry — odrzekła. — Żoną twą zostać nie mogę, przyjacielem
twym jednak pozostanę na całe życie. Daj mi rękę.
— Kiedy tak, — odrzekł Harry, niechętnie podając rękę dziewczynie —
nie pozostanę tu ani chwili dłużej. Lepiej udam się do twierdzy z
prośbą o przysłanie angielskich żołnierzy.
Rozstawszy się z wszystkimi przyjaźnie, Harry wskoczył do łodzi i
dość szybko przeprawił się na drugi brzeg, będący bliżej twierdzy.
Dziewczęta zaczęły porządkować rzeczy oraz papiery i dokumenty
pozostałe po zmarłym Hutterze; z listów jakie pozostały okazało się,
że Tom, którego prawdziwe nazwisko brzmiało Hower, karany był za
morskie rozboje i stawał przed sądem. Wyszło też na jaw, że Judyta i
Getti bynajmniej nie były jego córkami, że pochwycił
je wraz z matką i zabrał do swojej siedziby na jeziorze. Nazwisko i
pochodzenie sióstr pozostawało nierozwiązaną zagadką.
Młode dziewczęta nie mogły dojść do siebie po tak niespodziewanym
odkryciu. Judyta pierwsza jednak zapanowała nad sobą, mówiąc
wzruszonym głosem:
— Pozwól, abyśmy lepiej pomówili o tobie, Zwierzobójco. Wiedz, że
obie z siostrą gotowe jesteśmy poświęcić cały majątek dla twego
ocalenia.
— Mingowie uważają za swą własność ten dom i wszystko co się w nim
znajduje — odrzekł myśliwy. — Jeżeli nawet oddasz im klucze od zamku
i kufrów, to możesz być pewna, Judyto, że nie podziękują.
Do późnej nocy obmyślano sposoby uwolnienia Zwierzobójcy, nie mogli
jednak nic wymyśleć.
Gdy zbliżyła się godzina powrotu myśliwego do Mingów, Judyta
przyniosła mu w podarunku wspaniałą broń Toma Huttera, on jednak
pozostawił ją Szyngaszgukowi.
Pożegnanie było bardzo smutne. Punktualnie w samo południe
Zwierzobójca przybył do cypla, gdzie już Mingowie nań oczekiwali.
— Skończyłem wszystkie sprawy ziemskie i gotów jestem stanąć przed
Bogiem bladych twarzy! — głośno i dobitnie wyrzekł młodzieniec.
— Blada twarz jest uczciwa — rzekł Riwenoac.— Lud mój cieszy się, że
schwytał człowieka, a nie lisa. Postąpimy z, tobą, jak z wodzem.
— Zabiłeś — mówił dalej — naszego wojownika, gotów jesteś jednak
przejść próbę życia. Młodzi nasi wojownicy przekonani byli, że krew
bladej twarzy nie będzie płynęła. Ty im dowiedziesz, że serce twoje
jest również silne jak i ciało.
— Jeśli rada starszych — kończył Riwenoac — postanowi, że Antylopa
nie może sam jeden wędrować w krainie duchów i że w ślad za nim
należy posłać jego nieprzyjaciela, przekonają się, iż Antylopa padł z
ręki bohaterskiej i wyróżnią cię takimi oznakami przyjaźni, jakie
przynależą wielkim wodzom.
Z tymi słowy wódz oddalił się, jeńcowi powiedziano, że dopóki
starszyzna nie wyda ostatecznego wyroku, może pozostawać na wolności.
W pół godziny później Zwierzobójcy polecono stanąć przed sądem
złożonym z kilkunastu starszych wojowników.
— Sokole Oko, rzekł doń Riwenoac — posłuchaj mądrych słów starszyzny!
— Jeden z naszych braci padł niedawno z twojej ręki. Upłynie wiele
czasu zanim syn jego zdoła go zastąpić. Wdowa potrzebuje tymczasem
pożywienia dla siebie i dla dzieci, siedzących na podobieństwo ptaków
w gnieździe. Ręka twa uczyniła ich nieszczęśliwymi.
— Oto Sumacha — mówił dalej — mieszkająca sama w wigwamie, a oto
broń. Bierz ją, idź do lasu i upoluj zwierzynę, przynieś tą zwierzyną
Sumasze, nakarm jej dzieci i weź ją za małżonką. Wówczas przestaniesz
być Delawarem, a zostaniesz Mingiem. Uszy Sumachy — kończył — nie
posłyszą więcej płaczu głodnych dzieci, a lud mój będzie miał tyle
samo wojowników.
— Mingowie — zawołał Zwierzobójca — pomyślcie czego żądacie ode mnie.
Jestem bladą twarzą, nie mogę brać za żonę czerwonoskórej. Nie Mingo,
kochać mogę tylko białą kobietę i mieszkać pośród białych albo
Delawarów.
Śmiałe słowa myśliwego wywołały niezadowolenie u Indian, w odpowiedzi
na nie dały się słyszeć nieprzyjazne okrzyki. Najwięcej groziły stare
kobiety, a najgłośniej krzyczała piękna Sumacha.
Brat jej, Pantera, jeden z najodważniejszych wojowników, poczuwając
sobie za ujmę, iż siostra jego zostanie żoną białego, wpadł teraz we
wściekłość, gdy Zwierzobójca odrzucił z pogardą propozycją
starszyzny.
Wybierając za cel głowę Zwierzobójcy rzucił tomahawkiem, on jednak z
rzadka spotkaną zręcznością chwycił lecący toporek. Jeniec miał teraz
szansę obrony; zanim otaczający go Indianie spostrzegli się cisnął
tomahawkiem we wroga. Ostrze żelaza rozkroiło głowę Pantery, raniony
śmiertelnie Indianin padł na ziemię.
Mingowie otoczyli Panterę, a Zwierzobójca, korzystając z tego rzucił
się do ucieczki, w pogoń puściła się cała gromada Indian. Wbiegłszy
na wierzchołek wzgórza, obejrzał się, odległość między nim a
goniącymi Indianami nie była duża. Nie miał szansy dobiec do łódki.
Jednym skokiem skrył się wśród konarów rozłożystego drzewa.
Prześladowcy nie zauważywszy go przebiegli obok kierując się ku
brzegom jeziora.
Zwierzobójca stał nieruchomo, przypatrując się temu wszystkiemu, co
się działo w dolinie. Kiedy prześladowcy jego zniknęli mu z oczu,
ruszył ich śladem, przemykając od drzewa do drzewa. Miał jeszcze do
przebycia mały okryty odcinek przybrzeżnej dolinki, gdy dzicy go
spostrzegli. Rzucili się za nim z dzikim rykiem.
Na szczęście zdążył dotrzeć do swojej łodzi, wskoczył i odbił od
brzegu, lecz z przerażeniem stwierdził, że nie ma wioseł, aby więc
uniknąć strzał i kul nieprzyjacielskich pozostało leżeć spokojnie w
łodzi i oczekiwać chwili przypływu, która odepchnie jego łódź na
środek jeziora.
Przeleżawszy tak z kwadrans, zaczął już mieć nadzieję, iż kule Mingów
nie dosięgną go, gdy nagle uczuł, iż dno łodzi ociera się o piasek, a
nad nim rozciągają się zielone gałęzie. Zerwawszy się zobaczył, że
fala zepchnęła łódź do brzegu na którym oczekiwali go
Indianie — widzieli bowiem, iż łódź płynie w ich kierunku i aby go
zaskoczyć zachowali zupełną ciszą — teraz runęli nań z dzikim
okrzykiem.
— Dosyć pływałeś, przyjacielu — zawołał wódz — zapomnisz teraz
zupełnie jak Biegają ludzie.
Jeńca odprowadzono do obozu, silnie przywiązano sznurem do drzewa,
tak że nie mógł się poruszyć. Stojąc z odkrytą głową pośród palących
promieni słońca, Zwierzobójca wyczekiwał spełnienia swego losu.
Riwenoac skrycie podziwiał odwagę i wszystkie umiejętności myśliwego,
chciał więc zatrzymać u siebie tak dzielnego wojownika, dlatego
postanowił uciec się do ostatecznego środka. Namówił Sumachę, aby
wyrzekła się zemsty za brata i za męża, przekonując ją, że biały może
jej być bardzo przydatnym.
Indianka zgodziła się na to i zbliżając się do jeńca rzekła:
.— Okrutny biały człowieku, nie widzę już wśród żywych ani
szybkonogiego Antylopy, ani dzielnego Pantery, za to widzę ciebie. —
Tyś ich zabił, — mówiła dalej — chociaż nic złego ci nie uczynili.
Mimo tego, Mingo gotowi są zapomnieć ci wszystko zło, któreś uczynił,
jeśli zobowiążesz się karmić, Sumachę i jej dzieci!
— Nic z tego! — zawołał Zwierzobójca. — Niechaj wodzowie wasi czynią
ze mną co chcą, ale ty nie możesz zostać moją żoną.
Usłyszawszy powtórną odmowę, Mingowie wpadli we wściekłość. Biały
shańbił ich pokolenie, odrzucając Sumachę i przekładając śmierć nad
ich wspaniałomyślność, którą okazali ofiarując mu żonę ze swego
szczepu. Podobny występek domagał się krwawej zemsty. Riwenoac
zmuszony więc był poczynić przygotowania do stosowania tortur.
Najpierw rozpoczęto rzucanie toporami w drzewo, o włos od głowy
skazanego. Indianie tak zręcznie rzucali tomahawkami, iż te zaledwie
tylko ocierały się o niego.
Ani jeden muskuł nie drgnął na twarzy Zwierzobójcy podczas tej
okropnej sceny. Z lodowatym spokojem patrzył na latające ustawicznie,
wokoło siebie topory; zyskał sobie tym jeszcze większy szacunek
Mingów.
Wreszcie wojownicy zaprzestali rzucania tomahawkami, po czym Riwenoac
zawezwał pięciu najcelniejszych strzelców.
Zwierzobójca, pomodliwszy się, przygotowywał się na śmierć,
pocieszając tym, iż zginie od ukochanej broni — strzały.
Wycelowano, strzelano i znów strzały, podobnie jak topory,
przebiegały tuż ponad głową myśliwego, głęboko wbijając się w drzewo.
Zwierzobójca zaczął szydzić, iż nie potrafią dokładnie celować.
Pragnął bowiem, aby raz z nim skończono, jednak podstępni tubylcy,
odgadłszy jego zamiary celowali dalej, jak poprzednio, do drzewa.
W tym czasie czyniono przygotowania do nowych tortur.
U nóg Zwierzobójcy zgromadzono suche gałęzie i zaostrzone pale; pale
te zamierzano powbijać w ciało ofiary i zapalić. Riwenoac dał znak.
Zapalono stos i wysoki płomień ogarnął ciało ofiary.
W tej samej jednak chwili u stosu zjawił się młody wojownik, który
błyskawicznie poprzecinał więzy krępujące jeńca, po czym spokojnie
odwrócił się do Mingów twarzą. Z wysokiego czoła, śmiałego spojrzenia
i całej dzielnej postawy poznano młodego wodza Delawarów,
Szyngaszguka, który trzymając w obu rękach wycelowaną broń i nie
zwracając na obecnych żadnej uwagi, wsadził jedną ze strzelb w ręce
Zwierzobójcy.
Następnie dumnie podniósłszy głowę, wyrzekł głośno i z przekonaniem:
— Mingo, czyż nie starcza dla wszystkich ziemi? Po tej stronie
wielkich jezior żyją Irokezi — po tamtej Delawarowie. Ja jestem
Szyngaszguk, syn Unkasa, wnuk wielkiego Tamemunda. — Stęskniony za
białym przyjacielem — mówił dalej — lękając się o niego, przybywam,
gdyż Delawarowie oczekują na swego białego brata. Pozwólcie pożegnać
się przyjacielsko i rozejść każdy w swoją stronę.
Mingo osłupieli z wrażenia, jakie wywarło na nich to niespodziewane i
śmiałe pojawienie się Szyngaszguka i nim doszli do siebie w lesie
rozległy się dziwne głosy i ziema trzęsła się jakby przechodziło
stado bizonów. Wkrótce na ciemnym tle drzew zarysowywać się zaczęły
różne postacie, zabłysnęła broń, a na polance ukazały się pąsowe
mundury angielskich żołnierzy. Mingowie pochwycili za broń, kobiety i
dzieci tłumnie zaczęły uciekać.
Zwierzobójca tak długo zachowujący spokój i zimną krew popędził za
uciekającymi, a spostrzegłszy dwóch wojowników, którzy tyle mu
uczynili złego, wycelował i położył dwa trupy na miejscu.'
Mingowie rozpoczęli ostrzeliwanie, Anglicy zaś rzucali się na nich z
bagnetami. Bój skończył się zupełnie porażką Indian.
Nazajutrz, rankiem, gdy wzeszło słońce, było już cicho i spokojnie na
brzegach jeziora i lustrzana jego głębia odbijała w sobie jedynie
błękitne niebo.
Po przystani przechadzał się wartownik. Kilku żołnierzy zajętych było
opodal kopaniem grobów dla poległych.
Wśród rannych znalazła się Getti. Kula przebiła jej bok. Gdy ciche,
spokojne dziewczę umarło, ciało jej wrzucono na dno jeziora tam,
gdzie spoczywała jej matka.
Judyta odjechała do jednej z twierdz, gdzie wkrótce wyszła za mąż za
pewnego młodego angielskiego oficera, Szyngaszguk zaś i Zwierzobójca
powrócili do Delawarów i wsławili się w wojnie, która rychło potem
wybuchła.
Po kilkunastu latach, obaj przyjaciele odwiedzili znów jasne jezioro,
w towarzystwie piętnastoletniego chłopca, syna Szyngaszguka. Matka
jego, Witawa, dawno już nie żyła. Śmierć jednakowo nie szczędzi
białych i czerwonoskórych.
Miejscowość pozostała taka jak dawniej, widocznie nikt nie odwiedzał
brzegów jeziora od czasu zaszłych wydarzeń. Z siedliska Piżmowego
Szczura pozostały już tylko same ruiny. Burze zimowe zniosły dach;
fundamenty zgniły i zapadły się w ziemię, na wschodnim zaś brzegu
leżał zmurszały kajak do połowy napełniony wodą.
Upływający czas wszystko unosi z sobą.

KONIEC KSIĄŻKI
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  •