Blog literacki, portal erotyczny - seks i humor nie z tej ziemi
214
ROZDZIAŁ XXIV
Malluch został u progu. Ben-Hur wszedł do tej samej komnaty, w której pierwszy raz widział
kupca. Nic się tu nie zmieniło, tylko tuż przy krześle stał mosiężny, polerowany słup, w
drewnianą podstawę wpuszczony, wyższy od najroślejszego mężczyzny, a dźwigający z pół
tuzina, a może więcej srebrnych palących się lamp. Przy tym oświetleniu wyraźnie odznaczały
się półki zdobiące ścianę, złocone gałki gzymsu i sklepienie mieniące się fioletową miką.
Ben-Hur wstrzymał się niedaleko wejścia, czując na sobie wzrok Simonidesa, Ilderima i
Estery.
Mimo woli spojrzał po nich, jakby szukając odpowiedzi na postawione w myśli pytanie:
czego ci ludzie mogą chcieć ode mnie? Zanim na nie zdołał odpowiedzieć, już drugie mu się
nasuwało; są to przyjaciele czy wrogowie?
Tu oko jego spoczęło na Esterze.
Mężczyźni odpowiedzieli na jego spojrzenie wzrokiem pełnym dobroci, w jej twarzy było
przecież coś więcej jak dobroć coś tak duchowego, że nie da się określić słowami; spojrzenie
to wzruszyło go do głębi.
Synu Hura. Tu gość zwrócił się do mówiącego.
Synu Hura mówił Simonides, powtarzając to wezwanie z wolna i z pewną deklamacją,
jakby tym przemówieniem chciał dodać słowom uroczystego znaczenia. Oby pokój Boga
ojców naszych był z tobą tu wstrzymał się, a potem dodał: Życzę ci tego od siebie i moich.
Mówiący siedział na krześle, ale jego ciemne oczy patrzyły prosto spod białych brwi, blask
ich dodawał jeszcze powagi tej królewskiej głowie i bladej twarzy, co pozwalały odwiedzającym
go zapominać o połamanych członkach i zniszczonym ciele tego człowieka. Nastąpiła
chwila milczenia, po czym kupiec złożył pokornie ręce na piersi.
Ruch ten i pozdrowienie nie mogły był niezrozumiałymi, więc Ben-Hur wzruszony przemówił:
Simonidesie, życzenie pokoju z wdzięcznością przyjmuję. Oddając ci je wzajemnie jako
syn ojcu, niemniej czuję, że nam się porozumieć trzeba.
Słowami tymi chciał delikatnie usunąć stosunek pana do sługi, zawiązując inny, wyższy i
świętszy.
Simonides opuścił z wolna ręce, a zwróciwszy się do córki rzekł: podaj panu krzesło córko
moja.
Spiesznie uczyniła zadość życzeniu ojca, przyniosła krzesło i stanęła zmieszana patrząc
kolejno to na ojca, to na młodzieńca. Czekali, z obawą co dalej nastąpi. Milczenie stawało się
coraz przykrzejsze, przerwał je Ben-Hur, przysuwając krzesło do nóg kupca i mówiąc:
Tu moje miejsce usiadł.
Oczy jego spotkały się ze wzrokiem Estery na jedną krótką chwilę, ale ta chwila zrobiła
ich lepszymi. On poznał, że mu jest wdzięczą; ona była pewna, że jest wspaniałomyślny i
pełen pobłażania.
Simonides skinął na znak przyzwolenia i rzekł oddychając swobodniej:
Estero, przynieś mi papiery. Dziewczyna zbliżyła się do jednej z framug w ścianie,
otworzyła ją, wyjęła zwój papierów i podała je ojcu.
Dobrze rzekłeś, synu Hura zaczął Simonides rozwijając papiery porozumieć nam się
trzeba. Przeczuwając twe żądanie a byłbym je sam postawił, gdybyś tego nie uczynił,
przedkładam ci dowody, które ci wszystko wytłumaczą, a mianowicie stan majątkowy i nasz
wzajemny do siebie stosunek. Czy chcesz teraz czytać?
Ben-Hur wziął papiery, rzucił jednak okiem na Ilderima.
Niech cię obecność szejka nie wstrzymuje, rachunki potrzebowały świadka, imię jego
jest już na nich, wie więc o wszystkim i jest twoim przyjacielem. Czym był dla mnie, będzie i
dla ciebie.
Mówiąc to Simonides, patrzył na Araba i skinął mu uprzejmie głową, na co tenże odpowiedział
również skinieniem głowy, a nareszcie rzekł: Jest jakoś powiedział!
Wiem jak doskonała jest przyjaźń twoja odparł Ben-Hur i pragnę stać się jej godny.
Później przeczytam uważnie twe rachunki, Simonidesie; teraz daj mi ich główny zarys, jeśli
cię to zbytnio nie utrudzi.
Simonides wziął znów papiery w rękę.
Estero, stań przy mnie i odbieraj przeczytane kartki, inaczej mogłyby się pomieszać.
Uczyniła zadość życzeniu ojca, a stojąc obok, położyła rękę na jego ramieniu, co czyniło
wrażenie jakby oboje zdawali sprawę.
Oto mówił Simonides pierwszy dokument, wykazuje jakie pieniądze miałem od twego
ojca, a oto drugi na sumy, które wydarłem Rzymianom; nic prócz pieniędzy nie dało się
uratować, a i to tylko dzięki naszemu żydowskiemu systemowi rozmieszczania majątku na
weksle. Sumy ocalone ściągnąłem z Rzymu, Aleksandrii, Damaszku, Kartaginy i innych
miejsc, leżących w obwodzie handlowym, suma ta wynosi sto dwadzieścia talentów monetą
żydowską.
To rzekłszy, oddał kartkę Esterze, a wziął drugą mówiąc:
Z tą sumą stu dwudziestu talentów zacząłem interesy: z niej wyrósł mój kredyt wyrażam
się tak, aby ci następnie wykazać korzyści, z pomocą tych pieniędzy otrzymane.
Tu odczytał z pojedynczych kartek rozmaite pozycje rachunków, które ogółem tak się
przedstawiały:
W okrętach 60 talentów
W towarach na lądzie 110
W transporcie 75
W wielbłądach i koniach 20
Na składach 10
W rachunkach bieżących 54
W gotówce 224
Razem 553 talenty
Do tego, to jest, do pięćset pięćdziesięciu trzech talentów; dolicz kapitał, który mi twój ojciec
powierzył, a otrzymasz sześćset siedemdziesiąt trzy talenty!
Wszystko to twoje i jesteś najbogatszym człowiekiem na świecie.
Wziął papiery z rąk Estery, zostawiając sobie tylko jeden; zwinął je razem i oddał Ben-
Hurowi z pewnym odcieniem nie obrażającej nikogo dumy, bo pochodziła raczej z zadowolenia
po spełnionym obowiązku lub odnosiła się tylko do osoby młodego pana bez względu na
swoje zasługi.
I nie ma takiej rzeczy pod słońcem mówił dalej niskim głosem której byś nie mógł
osiągnąć, ani dzieła, którego byś nie zdołał dopełnić.
Była to chwila coraz bardziej zajmująca dla obecnych; Simonides skrzyżował znów ręce
na piersiach, Estera i Ilderim zdawali się w milczeniu rozważać, że w chwilach wielkiego
powodzenia człowiek największą przechodzi próbę.
Ben-Hur wziął pergamin i walcząc ze wzruszeniem, rzekł: Wszystko to zdaje mi się
światłem z nieba rozjaśniającym tę noc tak straszną i długą, że sądziłem iż się nigdy nie skończy.
Najpierw dziękuję Panu, który mnie nie opuścił, potem tobie, Simonidesie. Wierność
twoja zwyciężyła okrucieństwo ciemiężycieli i czyni zaszczyt ułomnej ludzkiej naturze. Rzekłeś,
iż nie ma na ziemi dzieła, którego bym nie mógł dokonać, spróbuję czy to potrafię!
Mógłby inny człowiek w tak szczęsnej jak obecna chwila, przewyższyć mnie we wspaniałomyślności?
Zaiste nie dopuszczę do tego i ciebie, szejku, wzywam na świadka wraz z tobą,
Estero, która jesteś dobrym aniołem swego ojca! Słuchajcie!
Tu wyciągnął rękę ze zwojem papirusowym ku Simonidesowi.
Rzeczy, których spis zawierają te papiery okręty, domy, towary, wielbłądy, konie, pieniądze,
od najdrobniejszych do największych, oddaję tobie, Simonidesie, czyniąc je twoimi,
przeznaczam je tobie i twoim na wieki!
Estera uśmiechnęła się przez łzy, Ilderim szybko i gwałtownie gładził brodę, oczy jego
świeciły niby drogie kamienie, tylko Simonides był spokojny.
Przeznaczam je tobie i twoim na wieki ciągnął Ben-Hur dalej, pokonując wzruszenie
ale pod jednym warunkiem.
Obecni wstrzymują oddech.
Chcę, aby sto dwadzieścia talentów, które były własnością mego ojca, wróciły do mnie.
Twarz Ilderima rozchmurzyła się na te słowa.
Dalej żądam, abyś mi dopomógł w szukaniu matki i siostry, używając w tym celu
wszystkich środków, jakie się okażą potrzebne,
Simonides uległ wzruszeniu, a wyciągnąwszy rękę mówił: Coraz to lepiej poznaję cię, synu
Hura i wdzięczny jestem Panu, iż cię takim przywiódł. Jeśli wiernie służyłem ojcu twemu
za życia, jeśli równie wiernym zostałem jego pamięci, toć i ciebie nie zawiodę, a jednak tego
warunku przyjąć nie mogę. Tu wziął pozostałą kartę i mówił dalej;
To coś odczytał, nie jest końcem rachunków, są jeszcze inne oto są, czytaj je głośno!
Ben-Hur uczynił zadość żądaniu.
SPIS NIEWOLNIKÓW HURA
SPORZĄDZONY PRZEZ ZARZĄDCĘ SIMONIDESA
1. Annah Egipcjanka w pałacu jerozolimskim.
2. Simonides, pełnomocnik w Antiochii.
3. Estera, tegoż córka.
Nigdy nie powstała w umyśle Ben-Hura myśl, że córka niewolnika jest niewolnicą podług prawa,
a Estera w jego marzeniach była zawsze rywalką Egipcjanki, przedmiotem w danym razie godnym
miłości. Na tę niespodziewaną wiadomość spłonął rumieńcem i spojrzał na nią nieśmiało: widząc,
że i jej twarz oblana szkarłatem, spuścił oczy, a mnąc kartę papirusu, mówił żywo:
Zaprawdę bogatym jest człowiek posiadający 600 talentów i może zaiste czynić co chce,
cenniejszym jednak od pieniędzy jest umysł, który je zebrał i serce, którego bogactwo nie
zepsuło. Nie lękajcie się, zacny Simonidesie i ty piękna Estero. Szejk Ilderim poświadczy, że
w chwili, w której was jako niewolników poznałem, otrzymaliście wolność, pospieszę to i
pisemnie poświadczyć.
Zaiste, niewolę zdołałbyś słodką uczynić, o synu Hura, jednak pomyliłem się, mówiąc,
żeś mocen wszystko uczynić, bo to pewne, że nie masz prawa zrobić nas wolnymi. Jam niewolnikiem
po wsze czasy, ojciec twój przybił ucho moje do drzwi, jak to widzisz.
Czyż ojciec mój mógł to uczynić?
Nie poważaj się sądzić go przerwał Simonides uczynił to na prośba moją, bo tak żądała
moja Rachela, matka tego dziecka, i nie chciała być moją żoną, dopóki bym nie był jej równy.
Była niewolnicą po wsze czasy?
Tak.
Ben-Hur mierzył szerokimi krokami pokój wszerz i wzdłuż, wyraźnie cierpiał nad swą
niemocą.
Byłem wpierw już bogatym rzekł stając nagle. Byłem bogaty darem dobrotliwego
Ariusza, teraz przybywa mi nowa fortuna wraz z tym, który ją zebrać potrafił. Czyżby
Opatrzność działała w tym bez celu? Poradź mi Simonidesie, wskaż, pomóż ujrzeć sprawiedliwość
i uczynić jej zadość. Dopomóż, abym był godny imienia mego, stań się tym w rzeczywistości,
czym jesteś podług prawa, a wdzięcznym ci będę po wsze czasy.
Twarz Simonidesa zdawała się jaśnieć od wewnętrznego zadowolenia.
Synu pana mego! Uczynię więcej, służyć ci będę całą mocą mego umysłu i serca. Ciała
nie mam już, poświęciłem je tobie, ale umysł i serce twoimi są. Przysięgam ci to na ołtarze
Boga naszego i na te ofiary, co na nich płoną! Uczyń mnie jednak prawnie tym, czym jestem.
Cóż mam uczynić? rzekł gorąco Ben-Hur.
Skoro mnie uczynisz zarządcą, pełnomocnikiem twego majątku, wtedy działać pocznę.
Od tej godziny jesteś nim i uważaj się za takiego. Czy mam to uczynić pisemnie?
Dość twego słowa; tyle dawał twój ojciec, nie chcę więcej od syna. Teraz zaś, kiedyśmy
się porozumieli..
Tak, jam gotów rzekł Ben-Hur.
A ty, córko Racheli, nie masz nic do powiedzenia? rzekł Simonides, zdejmując rękę jej
ze swego ramienia.
Estera zostawiona samej sobie, stała chwilę zapłoniona i milcząca, potem zbliżyła się do
Ben-Hura i dziwnie łagodnie rzekła:
Nie jestem zacniejsza od mojej matki, gdy jej zabrakło, pozwól, o panie, abym pielęgnować
mogła ojca mego!
Ben-Hur wziął z wolna jej rękę, położył ją na krawędzi krzesła Simonidesowego, mówiąc:
Dobre z ciebie dziecko, niechaj się stanie jako chcesz.
Kupiec podniósł jej rękę na swe ramię i cisza zaległa komnatę.
Mimo zaszłych zmian Simonides spojrzał wzrokiem pana w koło siebie, a potem rzekł
spokojnie:
Estero, późno już, wiele jeszcze mamy do omówienia, każ przynieść napoje, by nam sił
nie zabrakło do pracy, która nas czeka.
Dziewczyna zadzwoniła na służbę i wnet wniesiono wino i chleb, które sama obniosła,
częstując gości.
Jakkolwiek porozumieliśmy się rzekł Simonides nie sądzę, aby już wszystko między
nami było załatwione. Życie nasze ma odtąd płynąć jak dwie rzeki, które połączyły wody swoje
w jedno. Jeśli bieg ich ma być swobodny, trzeba nam z nieba wszelkie usunąć chmury. Kiedyś
odszedłeś od drzwi moich z uczuciem niezadowolenia i przekonaniem, że nie chcę uznać tych
praw, które ci właśnie przyznałem w najszerszym znaczeniu. Że tak uczyniłem, to prawda, bo
poznałem cię; Estera i Malluch zaświadczą chętnie, że nie spuściłem cię odtąd z oka.
Malluch! zawołał Ben-Hur zdziwiony.
Kto tak jak ja przykuty do krzesła, ten musi mieć daleko sięgające ręce i dużo tych rąk,
jeśli chce coś znaczyć na świecie, z którego tak okrutnie został usunięty. Mam więc wielu
ludzi, Malluch zaś najlepszy z wielu... Czasem znów tu rzucił okiem na szejka pożyczam
dobrego serca u drugich, jak u Ilderima Dobrotliwego, męża pełnego zacności i odwagi. Pozwól,
niech i on ci powie, czym kiedy zapomniał o tobie.
Ben-Hur spojrzał na Araba, a Ilderim skinął głową i zmrużył oczy na znak potwierdzenia.
Trudno, panie mówił dalej Simonides poznać człowieka bez próby. Gdym cię ujrzał,
widziałem obraz twego ojca: skąd mogłem jednak wiedzieć, jakim jesteś człowiekiem?
Wszak zdarzają się ludzie, dla których majątek bywa przekleństwem. Więc wysłałem Mallucha,
aby mnie zastąpił i był w tej służbie moimi oczami i moimi uszami. Uczynił zadość mej
woli, same dobre przynosił mi wieści; nie bierz mu tego za złe, proszę.
Uczynił dobrze i nie mam żalu do niego odparł Ben-Hur ani do was, bo mądrość kierowała
waszymi czynami.
Słowa te miłe są sercu memu rzekł kupiec z uczuciem bardzo miłe, nie boję się nieporozumienia
i niechaj rzeki płyną już sobie, jak im Bóg każe!
Po przerwie mówił dalej:
Tkacz siedzi u krosien i puszcza czółenko, sukna przybywa, rosną desenie i figury, a on
marzy i myśli... Tak rosła w mych rękach fortuna i dziwiłem się jej wzrostowi, pytając samego
siebie jakim sposobem? Widziałem, że starania innych, równie pilne jak moje, nie osiągają
przecież celu, piaski pustyni zasypywały nieraz całe majętności kupców, mnie przeciwnie,
burze pędziły okręty, innym druzgotały się. Co więcej, ja tak zależny od innych, przykuty do
krzesła, prawie martwa bryła, nie poniosłem nigdy straty z winy wykonawców mych rozkazów
nigdy nie byłem oszukany. Tak służyły mi żywioły, a ludzie byli mi wierni.
Zaiste, rzecz to godna zastanowienia mówił Ben-Hur.
Tak jak rzekłem i w końcu przyszedłem do tego przekonania, że Bóg jest w tym, a dziś
pytam wraz z tobą, jaki jest Jego cel, jaka Jego wola? Nic się nie dzieje bez zamiaru. Nie wątpiłem
też nigdy, że przyjdzie dzień, który On uzna za stosowny, w którym wskaże mi cel i
ujrzę go również wyraźnie, jakbym ujrzał biały dom widniejący na wzgórzu. Dziś wierzę, iż
to się już stało!
Wiele lat temu, z moją rodziną matka twoja, Estero, piękna jako poranek nad starym
Oliwetem, była ze mną siedzieliśmy przy drodze północnej wiodącej do Jerozolimy, w pobliżu
grobów królewskich. Na drodze ujrzeliśmy trzech jeźdźców na dużych białych wielbłądach,
tak pięknych, że nigdy im równych nie widziano w świętym mieście. Byli to ludzie obcy
z dalekich przybywający stron. Pierwszy wstrzymał wielbłąda i zapytał mnie: Gdzie jest
ten, który się narodził, Król Żydowski? Do pytania, jak gdyby dla większego zdziwienia
mego dodał: Widzieliśmy Jego gwiazdę na wschodzie i przybywamy oddać Mu cześć. Nie
zrozumiałem, co chciał powiedzieć, ale szedłem za nimi aż do bramy Damasceńskiej. W ciągu
całej tej drogi zadawali przechodniom toż samo pytanie, a nawet strażnikowi u bramy.
Wszyscy równie się dziwili jak ja, a powszechnie mówiono, że słowa te tyczą się przepowiedni
Mesjasza szczegółów już wiele zapomniałem, a rzeczy chyba się nie zmieniły. My
ludzie, a nawet najuczeńsi między nami, jesteśmy jako dzieci. Drogi Jego odmienne są od
naszych, a kroki Jego na ziemi często wieki całe oddzielają. Czy widziałeś Baltazara?
Tak i słyszałem jego opowiadanie odparł Ben-Hur.
Cud, prawdziwy cud! wołał Simonides. Gdym słyszał to opowiadanie, zdało mi się,
iż ono jest odpowiedzią i ujrzałem jasno cel Opatrzności. Skoro przybędzie król ubogi, pozbawiony
przyjaciół, bez orszaku, wojska, miast i zamków, czy nie będzie za późno? Zanim
więc przyjdzie, zanim Rzym może runąć, trzeba założyć królestwo. A ty, panie, ty silny, w
broni wyćwiczony, bogaty, czy widzisz powód, dla którego Bóg cię zesłał? Czy cel Jego nie
może być twoim? Powiedz, panie, czy może człowiek urodzić się dla większej chwały?
Ostatnie pytanie stawił Simonides z całą siłą wewnętrznego przekonania.
Tak ci się wydaje, bo nie pomnisz rzekł Ben-Hur gorąco, że królestwo, które głosi
Baltazar, ma być królestwem duchowym.
Simonides był Żydem, dumnym ze swej narodowości, toteż odparł z ironią w głosie:
Baltazar był świadkiem cudownych rzeczy cudów. Gdy o nich mówi, kornie przed nim
schylam głowę, bo je widział i słyszał. Jest jednakże synem Mizraima, nawet nie prozelitą,
trudno więc przypuścić, aby miał szczególną wiedzę, zwłaszcza w tłumaczeniu postanowień
Bożych, tyczących się narodu izraelskiego. Prorocy mieli światło wprost z nieba, tak jak i on
proroków jest wielu, on jeden, a Jehowa zawsze ten sam. Miałbym nie wierzyć prorokom?
Estero, przynieś mi Torę.
Nie czekając, aż córka przyniesie księgę, mówił dalej:
Zresztą czy nie mamy świadectwa całego narodu? Przejdź od Tyru, co leży nad morzem
ku północy, do stolicy Edomu, co jest na południu pustyni, a nie znajdziesz wyznawcy Schemy.
ani takiego, co by składał jałmużnę w świątyni, ani takiego, który jadł baranka wielkanocnego,
żeby ci nie powiedział, że oczekuje królestwa i króla. Dzień przybycia jego, będzie
dniem szczęścia, a królestwo, jako królestwo ojca naszego Dawida. Spytasz, skąd mają tę
wiarę? Wskażę ci i to.
Właśnie wróciła Estera, niosąc kilka pergaminowych zwojów, starannie owiniętych ciemnobrązową
materią, złotymi znakami pokrytą.
Trzymaj, córko, zwoje; podasz mi je, gdy zażądam rzekł ojciec łagodnym głosem, jakim
zwykle do córki się odzywał, potem mówił dalej:
Trwało by to długo, zbyt długo, gdybym chciał wymieniać imiona świętych, którzy za
wolą Opatrzności zajęli miejsce proroków. Nie mieli ci następcy świętego ognia Eliasza lub
Elizeusza, jednak pisali i nauczali po powrocie z niewoli, a światła pożyczali od pochodni
Malachiasza, tego ostatniego z rodu proroków. Hillel i Shammai mają i teraz imię jego na
ustach, nauczając młodzież. Zapytajmy ich o królestwo: Któż jest panem trzód w księdze
Ezechiela? Któż jeśli nie król, o którym mówimy? Tron gotów na jego przyjęcie, schodzi na
ziemię, a inni królowie spadają z tronów swych, prześladowcy Izraela wrzuceni będą w jaskinie
podziemne między słupy ogniste.
Śpiewak psalmów mówi: Wejrzyj, Panie, na lud Swój, oddaj Izraelowi króla jego, daj go
w czasie, jaki uznasz, o Boże, daj go, aby rządził Izraelem, dziećmi Twymi... I zmusi narody
ziemi pod jarzmo swoje i służyć mu będą. I będzie sprawiedliwym królem, od Boga naznaczonym...
będzie rządził ziemią słowem Jego na wieki. Posłuchaj Ezdry. tego drugiego Mojżesza,
gdy opowiada swe nocne widzenia, i spytaj kim jest ten lew, co ludzkim głosem przemawia
do orła, który oznacza Rzymianina: Kochałeś kłamców i zgwałciłeś miasta pracujących
i obaliłeś ich mury, chociaż nie czynili nic złego. Dlatego znikniesz, aby ziemia była
odnowiona, podniosła się i uwierzyła, w sprawiedliwość i litość Tego, który ją uczynił. Odtąd
oczy jego nie widziały orła. Zaprawdę, panie, dość byłoby tego świadectwa; jednak gdy droga
do źródła otwarta, czemużby doń nie dotrzeć? Podaj wina, Estero, a potem Torę.
Wszak wierzysz, panie, w proroków? pytał pijąc. Wiem, że wierzysz, bo taką była
wiara ojców twoich. Podaj mi, Estero, księgę widzeń Izajaszowych.
Wziął zwój, który dla niego rozwinęła i czytał: Lud, który chodził w ciemnościach, ujrzał
światłość wielką: mieszkającym w krainie cienia śmierci, światłość im weszła. Albowiem
maluczki narodził się nam, syn jest nam dany, i stało się panowanie na ramieniu Jego. Rozmnożone
będzie państwo Jego, a pokojowi nie będzie końca: na stolicy Dawidowej i na królestwie
Jego siedzieć będzie; aby je utwierdził i umocnił w sądzie i w sprawiedliwości, odtąd i
aż na wieki. Zawistna miłość Pana Zastępów uczyni to.
Wierzysz prorokom, panie? Teraz, Estero, podaj mi słowa Pana do Micheasza.
Dziewczyna podała zwój, którego żądał.
..A ty czytał a ty. Betlejem Efrata. malutkieś jest między tysiącami Judzkimi; z ciebie
mi wynijdzie. który będzie panującym w Izraelu, a wyjścia Jego od początku, do dni wieczności.
Zaiste, On to był dziecięciem, które widział Baltazar. On. któremu oddał cześć w jaskini.
Wierzysz, panie. Prorokom? Podaj mi, Estero, słowa Jeremiasza.
Wziąwszy zwój podany, czytał:
Oto dni przychodzą, mówi Pan: a wzbudzę słowo dobre, którym mówił do domu Izraela i
do domu Judy. W onym dniu i w onym czasie uczynię, że spłodzi Dawid płód sprawiedliwości,
a będzie czynił sąd i sprawiedliwość na ziemi. W one dni będzie zbawień Juda i Jeruzalem
mieszkać będzie bezpiecznie; a to jest imię. którym go nazwą: Pan sprawiedliwy nasz. Bo
to mówi Pan: Nie zginie z Dawida mąż, który by siedział na stolicy domu Izraelowego.
Czyż nie wyraźnie jest tu mowa o królu i czy możesz, panie, nie wierzyć w proroków? Teraz,
córko, podaj mi przepowiednie tego syna Judy, na którym nie ma żadnej plamy.
Podała mu księgę Daniela.
Słuchaj panie rzekł: Patrzyłem tedy w widzeniu nocnym, a oto z obłoki niebieskimi
jako syn człowieczy przychodził i aż do starowiecznego przyszedł: i stawili Go przed oblicze
Jego. I dał Mu władzę, i cześć, i królestwo: i wszystkie narody, pokolenia i języki służyć Mu
będą, władza Jego. władza wieczna, która nie będzie objęta: a królestwo jego, które się nie
skazi. Czyżbyś nie wierzył prorokom, panie mój?
Zaiste, dosyć już, wierzę wołał Ben-Hur.
Tak, ale to nie dosyć mówił Simonides jeśli król przyjdzie ubogi, czy mu coś udzielisz,
panie, ze swej wspaniałości?
Zaiste, tak, i to do ostatniego sykla i do ostatniego tchnienia mej piersi. Czemużby jednak
miał przyjść ubogim?
Podaj, Estero, słowa Pana, które słyszał Zachariasz rzekł Simonides.
Estera zaś podała zwój.
Posłuchaj, panie, jak król przybędzie do Jerozolimy: Raduj się wielce, córko Syjonu,
wykrzykuj, córko Jeruzalem: oto król twój przyjdzie tobie sprawiedliwy i zbawiciel, on ubogi,
a wsiadając na oślicę i na źrebię, syna oślicy.
Ben-Hur patrzał w dal.
Co widzisz, panie?
Rzym! odparł ponuro. Rzym i jego legiony. Walczyłem z nimi i znam ich potęgę.
Ach! rzekł Simonides ty będziesz wodzem legionów króla i wśród milionów wybierać
będziesz.
Wśród milionów? zawołał Ben-Hur ze zdziwieniem.
Simonides milczał chwilę, a potem rzekł:
Nie dręcz się, panie, potęgą Rzymu. Tu Ben-Hur spojrzał na kupca pytająco. Pokazałem
ci króla ubogo przybywającego do stolicy i widziałeś go po prawej, a Rzym po lewej i
rzekłeś: czyż może on zwyciężyć?
Zaprawdę, odgadłeś, takimi były moje myśli.
O mój panie ciągnął Simonides nie masz pojęcia, jak potężny jest Izrael. Ty sobie go
wyobrażasz niby starca płaczącego nad rzekami babilońskimi. Nie myśl tak, a udaj się do
Jerozolimy koło Wielkiej Nocy, stań nad brzegiem Ksystu, albo na ulicy Berber i stamtąd
przypatrz się narodowi. Obietnica Pana, uczyniona Jakubowi, gdy opuszczał Padam Aram,
stała się prawem. Naród nasz nie przestał się mnożyć, nawet w niewoli, czy to pod jarzmem
Egipcjan, czy pod rzymskim, i jest zaprawdę wielkim narodem. Tak, wierzaj mi, panie; chcąc
poznać siłę, na jaką może liczyć nowy król, nie trzeba rachować najbliższych, ale i tych, co w
najodleglejszych stronach wiarę w jednego Boga wyznają. Zwyczajem jest mówić i myśleć o
Jerozolimie jak o Izraelu, tymczasem jest on jako złoty haft na koronacyjnym płaszczu Cezara,
kamieniem świątyni, sercem w ciele. Odwróć twe oczy od legionów rzymskich, choć potęga
ich tak wielka, a porachuj szeregi wiernych, co czekają na dawne hasło: Izraelu, spiesz
do namiotów! Zlicz tych, co żyją w Persji, a są dziećmi tych, co woleli pozostać na obczyźnie,
i tych, co zamieszkują brzegi Afryki i Egiptu. Porachuj, panie, Hebrajczyków osiadłych
dla zysku na Zachodzie w Bodinum i Hiszpanii, nie zapomnij, synu Izraela, czystej krwi prozelitów
w Grecji i na wyspach rozsianych wśród wód Oceanu, dalej w Poncie, w Antiochii, a i
tych, co żyją w samych nieczystych murach Rzymu. Mało to czcicieli liczy Pan wśród tych,
co niedaleko nas na pustyni w namiotach mieszkają, lub tych, co wzdłuż Nilu osiedli! I nad
Morzem Kaspijskim i w starym kraju Gog-Magog żyją nasi bracia jako odłam tych, którzy
rokrocznie, uznając Boga, składają dary w świątyni i tych policzymy! Gdyśmy tak skończyli
rachunek, spójrz, panie, na szereg mieczy oczekujących wodza, bo oto królestwo czeka
na Tego, który ma uczynić sąd i sprawiedliwość na całej ziemi, tak w Rzymie, jak na Syjonie,
a ostatnie słowo to pewność, że co może Izrael, to może i Król.
Obraz nakreślony z zapałem był dla Ilderima niby pobudka wojenna; wołał też z żalem,
powstając: Ach, gdybym był młodym! Ben-Hur natomiast siedział nieruchomy i nie dziw,
mowa kupca była wezwaniem go do poświęcenia mienia i życia tajemniczej Istocie, która
była źródłem nadziei tak Simonidesa, jak pobożnego Egipcjanina. Myśl ta nie była nowa,
owszem nieraz, jak wiemy, obiła się o jego uszy, czy to w rozmowie z Malluchem w rozkosznym
gaju Dafny, czy to wyraźniej, gdy Baltazar wykładał mu swoje pojęcie o królestwie,
później jeszcze wśród cieni starego gaju, gdzie właściwie przyszedł do postanowienia dość
przykrego i bolesnego. Dziś rzeczy miały się inaczej, dziś widział, że Pan jest w tym dziele,
cała zaś sprawa świętą. Czuł, że się przed nim otwarła jakby brama dotąd zamknięta, a oświecająca
go nagłym światłem, wzywającym go do służby, co była niby spełnieniem jego marzeń.
Służba to w daleką wiodąca przyszłość, pełna nagród za spełnioną powinność, słodka i
miła dla jego słusznej dumy. Brakło tylko jeszcze jednego skinienia.
Wszystko co mówisz, Simonidesie, uznaję rzekł Ben-Hur przypuszczam, że król
przyjdzie i założy królestwo podobne Salomonowemu; przypuszczam także, że oddam siebie
i wszystko co posiadam Jemu i Jego sprawie, co więcej, wierzę nawet, że cały bieg mego życia
i szybki wzrost twego majątku były zrządzeniem Bożym w najwyższym celu, to jednak
nie znaczy, abyśmy mieli działać na ślepo. Nasuwa się pytanie, czy mamy czekać na króla i
jego wezwanie, czy już zacząć działać? Masz wiek i doświadczenie za sobą, mów! Simonides
nie ociągał się z odpowiedzią.
List, który trzymam w ręku rzekł nie zostawia nam wyboru. Jeślibyśmy nie działali,
ulegniemy Messali i Gratusowi, wpływ nasz w Rzymie nie pokona ich, a tutaj zabraknie sił.
Gdy cię raz schwycą, zginąłeś, a jakie jest ich miłosierdzie, wiem najlepiej. Na to wspomnienie
zadrżał starzec.
Panie mój! mówił dalej, zwalczając wzruszenie ty sam pobudzasz mnie do działania.
Ben-Hur zdawał się nie rozumieć tych słów, Simonides mówił dalej:
Gdym był młody, jakiż świat cudowny widziałem przed sobą.
Nie brakło ci mimo to siły do poświęcenia.
Tak, dała mi tę siłę miłość.
Simonides potrząsnął głową i rzekł: Myślisz o ambicji?
Wszak ambicja nie przystoi synowi Izraela...
Pozostaje więc zemsta.
Zdało się, że iskra zapalna padła na serce, ręce zadrżały i Ben-Hur odparł szybko: Tak,
masz słuszność, zemsta jest prawem Żyda.
Wielbłąd, pies nawet pamięta krzywdę dorzucił Ilderim.
Simonides nie zwlekając, pochwycił zerwaną nić swych myśli:
Tak, zanim król przyjdzie, jest coś do zrobienia. Nie wątpimy, że Izrael będzie Jego prawą
ręką, ale niestety to ręka pokoju nie zna przebiegłości, ni dzieła wojny.
Wśród milionów nie ma jednej wyćwiczonej ręki, nie ma wodza. Nie mogą tu liczyć Herodowego
żołdactwa, bo ono jest na to, aby nas uciskać. Położenie i stan kraju są takimi, jak je
chce mieć Rzymianin. Rządy jego wydały spodziewane owoce ucisku. Czas przeobrażenia już
nadszedł, niech pasterz wdzieje zbroję, weźmie miecz i dzidę, a pasący trzody niechaj się
zmienią w lwy walczące. Ktoś stanąć musi przy królu i zająć miejsce po jego prawicy! Któż
nim ma być, czy nie ten, kto pracę tę podejmie i jej podoła?
Twarz Ben-Hura rozjaśniła się na tę myśl i rzekł:
To widzę jasno, że rzecz spełnić należy, ale jak?
Simonides wypił wino, które mu Estera podała, i odpowiedział:
Szejk i ty, panie, będziecie wodzami, każdy w odrębnym zakresie. Ja pozostanę tu, jak
zawsze, bacząc, aby nie wyschło źródło pomyślności. Ty udasz się do Jerozolimy, stamtąd na
puszczę, aby tam zebrać rozproszonych, a zdolnych do broni synów Izraela. Podzielimy ich w
dziesiątki i setki, ustanawiając wodzów i ćwicząc w ustronnych miejscach w robieniu bronią.
Na to wszystko ja dostarczę środków. Zaczniesz od Perei, pójdziesz stamtąd do Galilei, skąd
tylko krok do Jerozolimy. W Perei masz pustynię poza sobą, a Ilderima w pobliżu. On będzie
pilnował dróg, aby na nich nic nie zaszło, o czym byś nie miał wiadomości, a wielkie usługi
będą, które ci odda. Zanim wszystko będzie w gotowości, nikt prócz nas nie będzie miał celu.
Ja będę waszym sługą. Z Ilderimem już mówiłem, a ty, panie, powiedz co o tym myślisz?
Ben-Hur spojrzał na szejka.
Jest tak, jak rzekł odparł Arab jemu wystarcza moje słowo, tobie złożę przysięgę,
przysięga, która zwiąże mnie i moje pokolenie wraz z całym mieniem, aby ci służyło w potrzebie.
Wszyscy troje, Simonides, Ilderim i Estera patrzyli wyczekująco na Ben-Hura.
Każdemu człowiekowi rzekł smutnie przeznaczony jest jakiś kielich szczęścia, prędzej
lub później skosztuje z niego tylko nie ja, tak się dzieje... Tak, Simonidesie i szejku,
pojmuję was. Jeśli uczynię po waszej woli i pójdę wskazaną drogą, żegnaj mi szczęście, żegnaj
nadziejo, którą się tak cieszyłem! Jeśli przejdę przez otwierającą się przede mną bramę,
zamknie się za mną na zawsze, bo Rzym stoi przy niej na straży. Siepacze ich prześladować i
ścigać mnie będą. a groby w pobliżu miasta i jaskinie w górach staną mi się mieszkaniem,
kędy jeść i spoczywać będę.
Łkanie żałosne przerwało mowę młodzieńcowi. Wszyscy zwrócili się w stronę Estery, a ta
ukryła twarz na ramieniu ojca.
Zapomniałem o tobie, Estero rzekł łagodnie Simonides ze wzruszeniem.
Łatwiej znieść ciężką dolę mówił Ben-Hur skoro się znajdzie litość nad sobą. Pozwól
mi mówić dalej.
I znów słuchali wszyscy.
Sam rzekłeś, że nie mam wyboru i muszę objąć zadanie, któreście mi przeznaczyli; a jeśli
tu śmierć mi zagraża, to czemuż nie mam zaraz się wziąć do dzieła?
Czy mamy spisać tę ugodę pytał Simonides przyzwyczajony do załatwienia handlowych
spraw.
Polegam na twym słowie rzekł Ben-Hur.
I ja dodał Ilderim.
W tak prosty sposób zawarto związek, co miał zmienić życie Ben-Hura. On też pierwszy
się odezwał, mówiąc:
A więc stało się.
Oby Bóg Abrahama wspierał nas! zawołał Simonides.
Jeszcze słowo, przyjaciele moi rzekł Ben-Hur pozwólcie mi rozporządzać sobą aż do
wyścigów. Nie jest prawdopodobne, aby Messala zdołał mnie zgubić przed odpowiedzią prokuratora
na ów list. Odpowiedź ta przed siedmiu dniami od wysłania pisma nadejść nie może.
Tymczasem rozkosz spotkania się z nim w cyrku kupiłbym za każdą cenę.
Ilderim chętnie zgodził się na to ze względu na swoje ukochane konie. Simonides znów
patrzył na sprawę ze strony praktycznej i dlatego powiedział:
To opóźnienie ma swoją dobrą stronę i pozwoli mi oddać ci przysługę. Zdaje mi się, że
wspomniałeś o sukcesji Ariusza. Czy to są posiadłości ziemskie?
Willa pod Misenum i domy w Rzymie.
W takim razie radzę sprzedać własność, a pieniądze bezpiecznie przechować. Daj mi
bliższe objaśnienie, a wnet przygotuję pełnomocnictwo i wyślę umocowanego do tej sprzedaży
człowieka. Przynajmniej jeden raz więcej uda się nam uprzedzić cesarskich rabusiów.
Objaśnienia mieć będziesz jutro.
A zatem dzieło dnia dzisiejszego skończone! rzekł Simonides. Ilderim skłonił głowę
dodając: i dobrze spełnione.
Estero, jeszcze chleba i wina! Szejk Ilderim uszczęśliwi nas, jeśli zechce, zostając do jutra.
A ty, panie?
Każ przyprowadzić konie rzeki Ben-Hur wrócę do gaju. Gdy teraz pojadę, nieprzyjaciel
nie spostrzeże mnie, a i twoje arabczyki rade mi będą dodał zwracając się do Ilderima.
Już dniało, gdy Ben-Hur z Malluchem stanął u drzwi namiotu.
KONIEC ROZDZIAŁU