Blog literacki, portal erotyczny - seks i humor nie z tej ziemi


1






























Józef Bliziński

Marcowy Kawaler

Krotochwila w jednym akcie

























OSOBY
IGNACY, wła¶ciciel wsi
HELIODOR, literat
PANNA EULALIA, guwernantka
GRZEMPIELESKI, ekonom Ignacego
PAWŁOWA, gospodyni Ignacego
Rzecz na wsi, w domu Ignacego
Teatr wyobraża pokój kawalerski; po prawej stronie kanapa i stół, po lewej biurko i zwierciadło
stoj±ce; kilka krzeseł. Drzwi główne w głębi, boczne po obu stronach; z lewej okno.





















SCENA I
HELIODOR , poważny, suchy, łysy, w okularach, siedzi przy biurku i notuje co¶, wypisuj±c z
małej ksi±żeczki podręcznej, któr± trzyma w ręku; IGNACY, szlachcic opiekły z w±sami, stoi
za nim niecierpliwi±c się.
IGNACY ( po chwili milczenia) Pisze i pisze… ani się z nim dogadać… ( po chwili) Mój Heliodorku,
dałby¶, duszko, pokój tej robocie… Będziesz miał dosyć czasu, powróciwszy do
Warszawy, toć i tak zebrałe¶ sporo… Zapisałe¶ parę takich ksi±żeczek… ( po chwili)
Chciałem z tob± pogadać, zasięgn±ć twojej rady…
HELIODOR ( pisz±c) Zaraz, zaraz…
IGNACY ( pochodziwszy, po chwili, staj±c za nim, zniecierpliwiony) Jak cię życiem kocham,
nudny jeste¶, jak flaki z olejem.
HELIODOR ( odwracaj±c się do niego) Flaki z olejem! Czy to przysłowie używane tu jest
przez lud… nie uważałe¶?
IGNACY A dajże mi ¶więty pokój!… Diabli wiedz±… Nie zbieram przysłów.
HELIODOR To bardzo Ľle robisz… Skarby macie pod ręk± i marnujecie je.
IGNACY I ty dałby¶ temu pokój… Czy ci się to opłaci?
HELIODOR Tak jak ty rozumiesz, na gotówkę, może i nie… Ale jacy¶cie wy materialni ¦
pfe!
IGNACY Wiesz, co powiedział wczoraj sędzia, gdy mu chciałem gwałtem przy preferansie
wpakować bilet prenumeracyjny na twój opis naszej okolicy?
HELIODOR Zapewne, że nie ma pieniędzy, bo wy¶cie wszyscy tacy.
IGNACY Tego nie mógł powiedzieć, bo należało mu się dwa razy tyle wygranej.
HELIODOR Więc cóż?
IGNACY Że jako urodzony w tej okolicy zna j± sto razy lepiej niż ty i nic nowego nie dowie
się z twojego dzieła.
HELIODOR Pokazuje się, że pan sędzia bywa czasem dowcipny.
IGNACY Miał po czę¶ci rację, duszeczko… jak cię życiem kocham… ( po chwili, podnosz±c
go gwałtem) Mój drogi, przerwij to pisanie, proszę cię, i po¶więć mnie kilka chwil… Przecie
jeste¶ moim koleg± szkolnym, przyjacielem… ( ci±gnie go na ¶rodek)
HELIODOR O cóż chodzi?
IGNACY ( obejrzawszy się, po chwili, ¶ciskaj±c jego ręce) Słuchaj no, powiedz mi… tak
otwarcie… jak ci się zdaje… jak ty uważasz?
HELIODOR Cóż takiego? ( dobywa cygarnicy)
IGNACY Nic nie wie! Mówię o moich zamiarach matrymonialnych.
HELIODOR Z twoj± s±siadk±, t± wdówk± z Topolina?
IGNACY Ehę!
HELIODOR Pani± Klotyld±?
IGNACY No, naturalnie.
HELIODOR ( zapaliwszy papieros) Na nic się nie zdało.
IGNACY A to dlaczego?
HELIODOR Co ci to po tym?
IGNACY ( obruszony) Jak to, co mi po tym?
HELIODOR Za stary już jeste¶, za ciężki.
IGNACY Ale bredzisz, duszeczko, jak cię życiem kocham… przecież wiesz, że mam dopiero
czterdziesty… czwarty.
HELIODOR Czterdzie¶ci sze¶ć podobno.
IGNACY Ale nie, czterdzie¶ci cztery.
HELIODOR Czterdzie¶ci sze¶ć, porachuj… Rodziłe¶ się w roku tysi±c…
IGNACY ( prędko) No, czterdzie¶ci pięć…
HELIODOR Tak, czterdzie¶ci pięć skończyłe¶, więcej jak przed pół rokiem…
IGNACY A chociażby tak było, to przyznasz, że wdowa dwudziestokilkoletnia jest nader
stosown± dla mnie parti±… Kilkana¶cie lat różnicy…
HELIODOR Jest w sam raz… Przeciwko temu nie mam nic.
IGNACY Więc o cóż ci chodzi?
HELIODOR Twój sposób życia, nałogi starokawalerskie, którym się mimo woli poddałe¶,
sprawiły, że zestarzałe¶ się może nad wiek swój, ociężałe¶, zgrubiałe¶…
IGNACY ( mierz±c się) Ale co znowu…
HELIODOR Mówię pod przeno¶ni±… Nie to, żeby¶ się zaokr±glił zbytecznie… ale wzięcie
się, nawyknienia, ruchy ociężałe…
IGNACY Jak cię życiem kocham, w przeszły jeszcze karnawał prowadziłem wszystkie mazury…
( robi kilka hołubców)
HELIODOR ( zawsze poważny) Tylko ostrożnie…
IGNACY Nie obawiaj się… przeskoczyłbym jeszcze dziewięciu waszych warszawskich zdechlaczków.
HELIODOR Tak ci się zdaje, a jakby przyszło do czego…
IGNACY Mój Heliodoreczku, pomówmy, duszko, bez żartów… przecież przyszłe szczę¶cie
kolegi i przyjaciela powinno cię choć troszeczkę interesować.
HELIODOR ( ¶ciskaj±c jego rękę z powag±) B±dĽ pewny!
IGNACY Więc powiedz mi, co ty, ty masz przeciwko pani Klotyldzie?
HELIODOR Przeciwko niej nic a nic, tylko przeciwko tobie.
IGNACY Przeciwko mnie? ¦liczny przyjaciel!…
HELIODOR Jako przyjaciel wła¶nie powiadam ci: ¦ Za póĽno! To już nie dla nas.
IGNACY Proszę cię, nie mięszaj nas pod tym względem, duszeczko…
HELIODOR No, więc nie dla ciebie… zreszt± jeżeli¶ jeszcze dosyć młody na męża, to z
pewno¶ci± za stary na konkurenta… ( Ignacy chce co¶ mówić, ale się wstrzymuje i zamy-
¶la) Zanadto odwykłe¶ od ¶wiata i towarzystw. Widziałem cię razem z twoj± pani± Klotyld±,
i gdybym nie wiedział sk±din±d, nie domy¶liłbym się wcale, że się masz do niej… Zapomniałe¶
już, jak się brać do kobiety…
IGNACY ( z lekk± uraz±) Dobry sobie jeste¶, jak cię życiem kocham… Ja zapomniałem, jak
się brać!… ( tajemniczo) A gdybym ci też powiedział, że mam sprzymierzeńca w samej
fortecy… Co?!… Czy jeszcze by¶ utrzymywał, że jej nie zdobędę?
HELIODOR Najlepszym sprzymierzeńcem byłby sam dowódca tej fortecy; ale jaka¶ tam
panna Eulalia, jej dawna guwernantka…
IGNACY Zgadł!!!
HELIODOR Czy my¶lisz, że nie patrzę i nie widzę?… Zrazu nawet my¶lałem, że się do niej
bierzesz.
IGNACY A niechże cię… To paln±ł!… ( po chwili) Wiesz? Obiecałem jej kolczyki brylantowe
w razie pomy¶lnego skutku i jestem pewny, że zrobi mi interes.
HELIODOR To już najlepszy dowód, jake¶ się zestarzał i ociężał… ( po chwili) Zreszt±, jest
jeszcze jedna przeszkoda, a najważniejsza, chociaż j± może za nic rachujesz… Co na to
powie Pawłowa?
IGNACY ( ogl±daj±c się mimo woli) Co ten plecie! Co ten plecie!
HELIODOR Że ona ciebie zawojowała, to rzecz pewna.
IGNACY Ale jak cię życiem kocham… Dajże pokój.
HELIODOR Tak mi się zdaje.
IGNACY Trzeba ci wiedzieć, że to jest kobiecisko poczciwe z ko¶ciami, gospodyni idealna, a
przywi±zana do mnie, że nie idzie dalej…
HELIODOR Tym gorzej, bo i ty¶ się do niej przyzwyczaił, przywi±zał.
IGNACY ( unosz±c się) Ale bo powiadam ci, że to kobieta…
HELIODOR Nieoszacowana, ja wiem… ( dobywaj±c ksi±żeczkę) Patrz! To wszystko od
niej… Jakie przysłowia jędrne… a co pie¶ni!… Samej tej: ( nuci) „Parobeczek do niej, ona
mu się broni”… znasz?… podyktowała mi dwadzie¶cia wariantów.
IGNACY Ten znowu swoje… ( chodzi)
HELIODOR Co wszystko nie przeszkadza, że cię prowadzi na pasku.
IGNACY ( chodz±c) Ale zabawny jeste¶… ( po chwili zamy¶lenia, staj±c) Słuchaj no, powiadasz,
że się nie umiem brać… Gdyby jej tak zrobić jak± niespodziankę, siurpryzę…
HELIODOR Komu? Pawłowej?
IGNACY Przestańże z t± Pawłow±, proszę cię.
HELIODOR Więc pani Klotyldzie?
IGNACY Jak cię kocham, ¶liczna my¶l… Gdyby tak urz±dzić jak±¶ partyjkę… co¶ na kształt
podwieczorku…
HELIODOR Gdzie, tu, u ciebie?
IGNACY A naturalnie.
HELIODOR A Pawłowa?
IGNACY Jest! ( chodzi po scenie; po chwili na stronie) Ma trochę racji… ( po chwili, gło¶no)
Mój Heliodorku, moja duszeczko… Ty¶ mój przyjaciel… i jeste¶ sprytny… O! Jeste¶
sprytny, nie zapieraj się!… Powiedz, jak by to zrobić?
HELIODOR Bardzo prosta rzecz; urz±dzić przejażdżkę, zaprosić pani± Klotyldę, zręcznie
przywieĽć do siebie, a Pawłowej kazać upiec kurcz±t.
IGNACY My¶lałem, że¶ sprytniejszy… ( po chwili) To, widzisz, łatwo mówić, ale u mnie po
kawalersku… Służba nie nawykła… Zaraz domysły, plotki…
HELIODOR Jakie plotki? Cóż cię plotki mog± obchodzić… Czyż nie my¶lisz na serio o tym
zwi±zku?
IGNACY Ale zupełnie na serio, jak cię życiem kocham.
HELIODOR Więc gdzież logika?
IGNACY Ale co mi tam wyjeżdżasz z logik±! Co innego logika, a co innego moja konkurencja…
HELIODOR Toteż wła¶nie!
IGNACY Tylko proszę cię, nie łapże mnie za słówka.
HELIODOR Więc o cóż ci chodzi?
IGNACY ( obejmuj±c go i całuj±c) Żeby¶ się tym zaj±ł, moja duszeczko, dam ci zupełne pełnomocnictwo…
HELIODOR Względem Pawłowej?
IGNACY Aha!… ( po chwili) Urz±dzisz z ni± wszystko, wydasz dyspozycje, żeby było dobrze
i z szykiem… ( ogl±daj±c się) Bo to, widzisz, z ni± trzeba jak z jajkiem…
HELIODOR Z pani± Klotyld±?
IGNACY Nie dowcipkuj, mój Heliodoreczku…
HELIODOR Więc z Pawłow±… ( Ignacy rusza ramionami) Dlaczegoż z ni± trzeba jak z jajkiem?
Kazać i kwita.
IGNACY ( żywo) Toteż każ! Upoważniam cię.
HELIODOR A czy usłucha?
IGNACY ( jak wyżej) To już twoja rzecz.
HELIODOR Wyborny jeste¶… Zbałamuciłe¶ j±, zepsułe¶, że ci kołki po głowie ciesze.
IGNACY ( obruszony) Ale jak cię życiem kocham…
HELIODOR Jeżeli tak ci przychylna, jak powiadasz, to powinno j± cieszyć, że się żenisz z
kobiet±, do której masz przywi±zanie…
IGNACY Rozumie się, i ja tak s±dzę… ale… ( żywo) Widzisz, ja jestem prędki, łatwo się
unoszę… Każę jej zrobić to i owo… Jej się to nie będzie zdawać… ( poufnie) Bo rzeczywi¶cie,
z powodu innych zalet na wiele jej pozwalam… Będzie mi robić uwagi, ja się zniecierpliwię…
i… pojmujesz mnie…
HELIODOR Ale najzupełniej… Boisz jej się…
IGNACY IdĽże do diabła… ( po chwili) Ja mu mówię w zaufaniu, ż±dam przyjacielskiej posługi,
a on dowcipkuje…
HELIODOR Więc cóż mam zrobić?
IGNACY Urz±dzić wszystko tak, żeby było dobrze… moja duszeczko… Ty to potrafisz…
( po chwili, z wahaniem) Zreszt±, b±dĽ co b±dĽ… gdy się ożenię… ona tu nie będzie mogła
zostać… więc, możesz jej dać do zrozumienia… tak delikatnie, że jak będzie fochy stroić,
nie słuchać, co jej się każe, i wtr±cać się w nie swoje rzeczy… to… jednej chwili wyleci
st±d… U mnie krótko…
HELIODOR Czyli innymi słowy, nie chc±c się sam poparzyć, moimi rękoma chcesz wyci±gn±ć
kasztany z pieca ( po chwili) Ha! Spróbuję…
IGNACY ( ponuro) Zrobisz mi wielk± przysługę… ( zamy¶la się)
SCENA II
POPRZEDZAJˇCY; PAWŁOWA, ubrana pół po wiejsku, pół z szlachecka, w chustce zawi±zanej
na głowie, przy fartuchu; GRZEMPIELESKI.
PAWŁOWA ( we drzwiach po prawej, do Grzempieleskiego, który wchodzi za ni±) To się na
nic nie zdało, mógł pan Grzempieleski od razu powiedzieć tej babie, żeby sobie poszła z
panem Bogiem.
GRZEMPIELESKI ( ekonom nowomodny z pretensjonalnymi ruchami i wysłowieniem) Ale
co się pani Pawłowa tak sierdzi, to piękno¶ci może szkodzić… ( spostrzega pana i zmienia
ton; gło¶no) Ma się rozumieć, będzie tak, jak pan dziedzic każe, i kwita…
PAWŁOWA Jak każe, tak każe, ale trzeba opowiedzieć, jak było, bo ino każdy by go chciał
w pole wywie¶ć.
IGNACY No, no, cóż to tam za hałasy?
GRZEMPIELESKI To tu przyszli¶my ze spraw±, proszę łaski pana dziedzica.
IGNACY Z jak± spraw±?
GRZEMPIELESKI Ma się rozumieć nic wielkiego, przepraszam pana dziedzica, tylko według
tego, że wczoraj… ( uderzaj±c się w usta) Co ja gadam, łżyj gębo… Onegdaj, w czasie
niedobytno¶ci pana dziedzica, złapali¶my defraudację w lesie…
IGNACY Co takiego?
GRZEMPIELESKI Więc to była, ma się rozumieć, za pozwoleniem pana dziedzica, taka stara
baba z kulaw± łap±… żebraj±ca… ale więc tedy, ponieważ kradła szczapy z s±gów, zabrał
jej gajowy fartuch, chustkę i tym podobne…
IGNACY E, kradła, kradła… Cóż tam mogła wzi±¶ć…
PAWŁOWA Oho! Jak to już pan będzie się litował nad każdym.
IGNACY ( zimno) Nie wtr±caj się.
PAWŁOWA ( do Heliodora, który pilnie uważa i j±, i Grzempieleskiego) Widzi pan, to tak
zawsze… Niech wszystkie s±gi rozbier±, to nic nie szkodzi.
GRZEMPIELESKI Przepraszam pokornie pana dziedzica, więc tedy ponieważ potrzeba koniecznie
dobrego przykładu, ja rekwirowałem, że się złoży te łachy do wójta.
IGNACY Powiadacie, że to stara, uboga kobieta? ( Pawłowa rusza ramionami)
GRZEMPIELESKI Tak jest… Więc tymczasowie, akuratnie kiedy chciałem, ma się rozumieć,
odesłać, przychodzi ta baba z listem od pani z Topolina…
IGNACY ( żywo bior±c list) Od pani z Topolina! ( do Heliodora, rozpromieniony) Od niej!…
( do Grzempieleskiego) A sk±dże to jest ta kobieta?
GRZEMPIELESKI Akuratnie stamt±d…
IGNACY ( na stronie) Co ona pisze?… Jak pachnie! ( do Heliodora) Pow±chaj… ( przyłożywszy
ukradkiem do ust, otwiera kopertę) Ciekaw jestem. ( zagl±da w list i krzywi się) Do
diabła, po francusku… od guwernantki… Co za głupia my¶l… ( czyta polskim akcentem)
„S i v o u s t e n e z a o b l i g e r u n e p e r s o n n e q u i v o u s e s t c h é r e”… ( do
siebie) Obliże? Co to znaczy? Diabli wiedz±… ( do Heliodora) Przeczytaj no, moja duszeczko,
proszę cię, i przetłumacz mi… bo, przyznam ci się, zapomniałem po francusku…
Tyle już lat, jak… Proszę cię bardzo.
HELIODOR ( przeczytawszy) Pisze, żeby¶ darował winę tej kobiecie i pu¶cił j± wolno…
Sprawisz tym pani Klotyldzie przyjemno¶ć, za któr± będzie rada podziękować ci osobi¶cie…
podkre¶lone…
IGNACY ( uradowany, zagl±daj±c w list) Podkre¶lone „osobi¶cie”… ¶liczny pretekst… Zaraz
jadę… Pojedziemy obaj, moje duszeczko… Podwieczorek odłożymy na póĽniej… ( do
Grzempieleskiego) Kazać zaprzęgać zaraz do powozu, a tej kobiecie wydać fartuch i
chustkę, i niech sobie idzie z Bogiem.
GRZEMPIELESKI Dobrze, proszę łaski pana dziedzica… ale wszelako… według fantowego,
co się należy gajowemu…
IGNACY Dobrze, dobrze… Ja mu sam zapłacę…
GRZEMPIELESKI Więc tedy, moim zdaniem, jest także takim, że, ma się rozumieć, oddać…
IGNACY ( niecierpliwi±c się) Powiedziałem wyraĽnie: tej kobiecie wszystko oddać i zaprzęgać
do powozu.
( Grzempieleski wychodzi na prawo)
SCENA III
IGNACY, PAWŁOWA, HELIODOR.
PAWŁOWA Boże mocny, z panem bo już!
IGNACY Proszę cię, moja kochana, nie wtr±caj mi się w nie swoje rzeczy… Mówiłem ci już
nieraz, patrz tego, co do ciebie należy…
PAWŁOWA O, o, jak to już pan będzie nade mn± odmawiał.
IGNACY Dajże mi pokój… ( chodzi; po chwili) Wody do mycia!
PAWŁOWA Już! Panie Boże dopomóż! Będzie się pan moderował gdzie¶ na hulsztyki!
IGNACY ( nie uważaj±c na to, przegl±da się, probuj±c zarostu na brodzie; do Heliodora, który
usiadł na kanapie) Słuchaj no, może by się ogolić?
HELIODOR Zdałoby się.
PAWŁOWA No, no, niech ino pan tak cięgiem jeĽdzi, niech ino pan tak figuruje, to się tu
będzie dobrze działo!…
HELIODOR ( zapisuj±c w notysce) Wyborna jest… ( do Pawłowej, wstaj±c) Ale widzicie,
moja kobietko, przecież pan ma rozmaite interesa, musi jeĽdzić tu i owdzie…
PAWŁOWA To nieprawda jest. Może siedzieć w domu, kiej mu dobrze…
HELIODOR No, ale przecie kawaler… A gdyby się chciał żenić?
IGNACY ( ci±gn±c go) Cicho!… Daj pokój… To póĽniej.
PAWŁOWA ( patrz±c niespokojnie panu w oczy) Oho! To do¶ć na staro¶ć rogom ro¶ć! ( Heliodor
spiesznie zapisuje)
IGNACY Co ta głupia z rogami… Także wyjechała!… Lepiej cicho b±dĽ i każ mi dać wody
do umycia.
PAWŁOWA ( ci±gn±c go za rękaw, podczas gdy Heliodor jest przy biurku, z przymileniem,
smutno) Gdzie to pan jedzie?
IGNACY Dlaczego?
PAWŁOWA A, bo może znowu do Topolina?
IGNACY No to i cóż z tego?… Jaka ty dziwna jeste¶… ( głaszcze j± ukradkiem)
PAWŁOWA ( smutnie) A bo tam pana zawdy co¶ ci±gnie… Tutaj, w domu, co dzień, to pana
ino cień, a w Topolinie to wszystek…
IGNACY ( rozrzewniaj±c się) Jaka ona do mnie przywi±zana.
PAWŁOWA ( jak wyżej) Bo to może i prawda, co ten pan powiedział… ( żywiej) Żeby pan
miał tak zrobić, tobym!…
IGNACY Ale cicho, głupia… przecie ty wiesz… ( szepce jej do ucha, głaszcz±c; po chwili)
No, no, idĽ, naszykuj wody…
( Pawłowa wychodzi na lewo)
SCENA IV
HELIODOR, IGNACY
HELIODOR ( po chwili odwracaj±c się do biurka i widz±c, że Ignacy stoi na ¶rodku sceny
zamy¶lony) Czy już nie jedziemy?
IGNACY ( ożywiaj±c się) Ale sk±dże znowu… Jedziemy, jedziemy zaraz… Bardzo jestem
kontent z tego zdarzenia… Powiem, że miałem zamiar być najsurowszym i ukarać przykładnie
tę kobietę… ale na jedno słowo pani moich my¶li… słuchaj no, czy dobrze będzie:
„pani moich my¶li”?
HELIODOR Dosyć.
IGNACY Jak ty zimno to mówisz… Dziwna rzecz, że mój zapał nie oddziaływa nic a nic na
ciebie, duszeczko…
HELIODOR Nie oddziaływa, bo sztuczny… i powtarzam jeszcze raz, na nic się nie zda.
IGNACY Znowu!
HELIODOR Patrzałem dobrze na was spod oka, jake¶cie przed chwil± z sob± szeptali… Oj!
Ta Pawłowa…
IGNACY ( na stronie) Zdrajca! ( gło¶no) Ale cóż z tego… że ma pewne prerogatywy, które
zepsuły równowagę, wielkie rzeczy!… Jak cię kocham, rezonujesz, jak kto¶, co nie zna ludzi…
a jeste¶ literat… Widzisz!
HELIODOR Wła¶nie dlatego, że znam ludzi, widzę, co się dzieje; to pojmuję, że ż±dasz mego
wmięszania się dla pozbycia się jej, bo jeste¶ słaby i ¶lamazarny… Ale dlaczego, powzi±wszy
to postanowienie, łudzisz j± jeszcze?
IGNACY Jak to łudzę?
HELIODOR O, tylko nie graj ze mn± komedii, proszę cię… mam przecie oczy…
IGNACY ( po chwili, miękko) Więc cóż mam zrobić?
HELIODOR Działaj otwarcie, bez podstępów. Oddal j± natychmiast, a za wiern± służbę wynagrodĽ,
wyposaż.
IGNACY ( po chwili, ponuro) Pój¶ć, pójdzie sobie… ale pieni±dze ci¶nie mi pod nogi i zrobi
scenę… Ja j± znam.
HELIODOR Więc taki jest wasz stosunek? To co innego.
IGNACY Cóż chcesz, to samo tak jako¶ przyszło.
HELIODOR Nie samo przyszło, tylko z własnej winy uwi±złe¶ po szyję i nie wydobędziesz
się tak łatwo z fałszywego położenia… chyba że…
IGNACY Że co?
HELIODOR Hm! Bóg wie, jak ci radzić… Powiesz, żem wariat… Bo to my wszyscy lubimy
się rz±dzić egoizmem…
IGNACY Egoizmem?… Ja, egoista!… Lubię cię…
HELIODOR Gdy nie troszczysz się o to, jak ona zniesie gwałtowne zerwanie stosunku, który
sam zawi±załe¶, i my¶lisz tylko o sobie, zdaje mi się, że to jest czysty egoizm.
IGNACY Ale to łatwo mówić… Wiesz przecie, jakie s± względy do zachowania…
HELIODOR Więc kiedy cię to nic nie kosztuje, to zerwij… a im prędzej, tym lepiej…
IGNACY ( na stronie) Diabła tam nie kosztuje… Żeby on wiedział!… ( chodzi; po chwili,
staj±c) Czy tylko tę radę miałe¶ przed chwil± na my¶li?
HELIODOR Owszem, wprost przeciwn±: ożeń się z ni±.
IGNACY Czy¶ zwariował?
HELIODOR A widzisz, że¶ egoista.
IGNACY Ale bój się Boga, palcami by mnie wytykali.
HELIODOR Mój drogi, większe mezalianse zdarzaj± się co dzień; na najohydniejsze spekulacje
matrymonialne patrzymy z pobłażaniem, a nawet nie odmawiamy im uznania. Twój
postępek byłby po prostu uczciwym… Zreszt±, gdyby¶ się zaj±ł jej wykształceniem…
IGNACY Ale literat jeste¶, bujasz po obłokach.
HELIODOR Za win± musi i¶ć pokuta, bratku.
IGNACY Jaka pokuta? Co za pokuta? Toć by¶my już wszyscy chyba musieli stać się pokutnikami…
Gadasz, nie wiedzieć co… Cóż, u diabła, przecież jeste¶my kawalerowie, nie panienki.
HELIODOR ( żartobliwie) Ha! Kiedy takie s± twoje zasady, to chyba chcesz, żebym ci j±
zbałamucił, i tym sposobem dał pozór do zerwania.
IGNACY ( ironicznie) Dobra my¶l, gdyby była do wykonania.
HELIODOR Jak to?
IGNACY Nic by¶ nie wskórał, duszeczko.
HELIODOR Tak pewny jej jeste¶?
IGNACY Pewny czy niepewny, jest jeszcze druga kwestia.
HELIODOR Jakaż na przykład?
IGNACY ( ironicznie) Czy ty możesz być dla niej niebezpiecznym, duszko.
HELIODOR ( urażony) Za cóż mnie to już masz?
IGNACY Niby nie zgrubiałe¶, jak ja… ale… przejrzyj się… jako¶ tak… maj±c egzemplarz
do porównania… ( porównywa się w zwierciadle)
PAWŁOWA ( wchodz±c z lewej strony) Ma pan już wodę.
IGNACY Idę.
HELIODOR ( jak wyżej) Zarozumialec jeste¶.
IGNACY I to do tego stopnia, że zostawiam was samych bez obawy… ( na stronie) Nie może
strawić pigułki… ( idzie na prawo; przy drzwiach zatrzymuje się; do Heliodora) Nie przebierzesz
się, duszeczko?
HELIODOR Pojadę tak, jak jestem.
IGNACY ( ¶miej±c się) Więc życzę szczę¶cia ( wychodzi na lewo)
SCENA V
HELIODOR, PAWŁOWA.
HELIODOR ( na stronie) Nie chodzi mi o to, ale dałbym wiele, żebym mógł mieć prawo
¶miać się z niego… ( po chwili) Zawsze sprobuję… choćby dla jego dobra… ( zbliża się do
Pawłowej, poprawiaj±c okularów)
PAWŁOWA ( ¶miej±c się) Hi, hi, hi… Po kiego licha pan zawdy ma na oczach te ¶kiełka?
( pokazuje palcem)
HELIODOR Po licha mam te ¶kiełka?… Żeby lepiej widzieć ciebie…
PAWŁOWA To pan lepiej widzi bez nie?
HELIODOR Naturalnie ¦ po cóż bym nosił?
PAWŁOWA Bo ja mówiłam, że kto ¶lepy, to i tak ¶lepy, choć to założy, a ¶kiełka to nie od
tego, żeby widzieć lepiej, ino żeby się oczy nie psuły.
HELIODOR ( zawsze poważnie) Słuszna uwaga… Wiesz co, moja kobietko, tak jeste¶ dowcipna,
że mam ochotę wy¶ciskać cię za to… ( przysuwa się)
PAWŁOWA ( zasłaniaj±c się) A panu sk±d się wzięło?… Taki pan był dotychczas spokojny…
HELIODOR Sk±d mi się wzięło? Ja sam nie wiem… Pewno jakem ci się bliżej przypatrzył…
( posuwa się ku niej)
PAWŁOWA ( jak wyżej) No, no… Niech się pan obędzie tymczasem…
HELIODOR Bierze mnie ochota pocałować cię.
PAWŁOWA Niech ino pan da pokój… To nieładnie na takiego pana.
HELIODOR Cóż to nieładnego?
PAWŁOWA ( patrz±c nań z politowaniem) Boże kochany, pan też zdatny do umizgów…
HELIODOR ( na stronie) Cóż u diabła we mnie takiego… Chyba się umówili…
PAWŁOWA ( jak wyżej) Rychtyg jak Żyd do wi±zki siana.
HELIODOR A to porównanie oryginalne… I dlaczegoż to?
PAWŁOWA Taki pan biedny, bledziuchny.
HELIODOR ( urażony) Biedny, bledziuchny… Otóż, żeby cię przekonać… ( chce j± obj±ć w
pół)
PAWŁOWA ( rezolutnie) No, no, bez tego wszystkiego… Bo jeszcze pana zdyfamuję i będzie
nieładnie…
HELIODOR ( na stronie, trac±c odwagę) Zdyfamuje mnie! ( po chwili, na stronie) Najwidoczniej
więcej zyskam notuj±c jej jędrne wyrażenia… ( dobywa ksi±żeczkę) To „Żyd do wi±zki
siana” było kapitalne. ( siada przy biurku) Więc powiadacie, moja kobietko, że to nieładnie
być bladym?
PAWŁOWA To ino po szlachecku ładnie tak blado, ale u nas to nie…
HELIODOR ( zapisuje) Nie wiedziałem o tym…
PAWŁOWA A zreszt±, czy w szlacheckim stanie, czy w kujawskim, to zawdyk szykowniej,
kiej człek tłusty.
HELIODOR Czy w szlacheckim, czy w kujawskim… ( zapisuje) A wasz Paweł jaki był…
Czy także tłusty?
PAWŁOWA E, gdzie tam, wygl±dał jak szczypa… wypisz, wymaluj, na pana podobny…
( wskazuje na niego)
HELIODOR ( krzywi±c się) To pochlebnie dla mnie! Widzicie, a jednake¶cie go kochali.
PAWŁOWA A panu kto to powiedział? Wła¶nie, że nie.
HELIODOR A poszli¶cie za niego.
PAWŁOWA A boć mię ludzie tak zgłupili… Miałam wej takiego chłopaka kiej malowanie,
taki był szykowny, zawdyk czerwony na gębie, a takie oczy miał ¶mieszne… Z samej postury
każdemu się podobał.
HELIODOR ( zapisuj±c ¶piesznie) Postury…
PAWŁOWA A jaki był filozof!
HELIODOR Filozof!… Co u diabła… Jak to filozof?
PAWŁOWA Ano filozof… Taki ucieszny, krotofilny… ( Heliodor zapisuje) A jaki przy¶cipny
do wszystkiego!
HELIODOR ( jak wyżej) Przy¶cipny… ( na stronie) A, to trzeba stenografa.
PAWŁOWA Zapewne! I do Boga, i do ludzi… A jakem się w karczmie zeszli, to hulsztyki
takie wyprawiał, że się każdy nie mógł napatrzeć… Oj! Asystował mi, oj, asystował, oj,
szeptał do onego ucha… ale ojciec z matul± i wszyscy ludzie, jak mi zaczęli brechtać,
kła¶ć w głowę: a to żeń się z Pawłem, niczego przy nim nie ułakniesz, będziesz chodzić w
samych niedwabiach… tak mię też i przerobili na swoje…
HELIODOR ( pisz±c ci±gle) Że¶cie usłuchali…
PAWŁOWA Bogać to człowiek przenikni±cy, żeby naprzód wiedział, co Ľle, a co dobrze…
chociaż to powiedaj±, że każdy wdowiec, to jak pies do owiec…
HELIODOR ( jak wyżej) Więc to był wdowiec?
PAWŁOWA A bogać co! I miał trzy córki, tyle już prawie, co ja; jedna była najstarsza, druga
wej ¶rednia, a trzecia najmłodsza.
HELIODOR ( jak wyżej) Nie może być!
PAWŁOWA ( płacz±c) Bodaj on z piekła nie wyjrzał, ¶leporód, za mnie, biedn± sierotę!
HELIODOR ( jak wyżej) Więc nareszcie umarł?
PAWŁOWA ( szlochaj±c) Dopiero na jesieni… Będzie temu ze trzy kwartały…
HELIODOR ( ¶miej±c się) Dopiero!
PAWŁOWA ( jak wyżej) Taki był zgęziały, że ino miał klapn±ć, ledwie łaził, ady jednak żył
kilka lat… Ale nie mogłam z nim wysiedzieć i dawno rozeszlim się z kupy… Jakem się
żeniła, mój duch zaraz przeczuwał, że to tak będzie.
HELIODOR ( pisz±c) Może was bił?
PAWŁOWA E, żeby, toby nic nie było. Toć to powiedaj±, że jak chłop kobiety nie bije, to w
niej w±troba gnije…
HELIODOR ( jak wyżej) Tego nie słyszałem…
PAWŁOWA I że każda dopiero dobra, jak j± bez dziesięć progów przewlecze…
HELIODOR ( notuj±c pilnie) Ale on was nie włóczył?
PAWŁOWA E, gdzie tam… On był taki nijaki… Jak przyłaził do mnie, kiej się miał żenić, to
bywało, on nic nie mówi i ja nic nie mówię… siedziemy kiej dwa samsony.
HELIODOR ( jak wyżej) Więc to był niezły jaki¶ człowieczyna…
PAWŁOWA Toć… taki, do niczego… Ino tym jego córuchnom byłam na zawalisku…
Wszystkie trzy takie tarachy, trzepaki, cud boski wyrabiały, już mi się nieraz w głowie
kołowrociło ¦ a najbardziej najstarsza, niezawarte piekło z ni± miałam… silna zapieka, a
nygus! za gruby koniec nie wzięła, ino letki chlebek jej pachniał… Co dzień, bywało, wybryńduje
się, ustroi, dwie watówki wetknie na się, żeby była rzęsista, i dalej do karczmy ¦
po całych dniach się wałęzgała ¦ a na mnie bij zabij, jak to bywa, że kto sam w piecu lega,
to kogo ożogiem sięga.
HELIODOR ( jak wyżej, na stronie) A to skarbnica niewyczerpana.
PAWŁOWA Cóż! Ja tam panu tak tylko z trzeciego powiedam, ale żebym tak wszystko popowiedała…
HELIODOR Mówcie, mówcie, moja Pawłowa… Tak dobrze mówicie…
PAWŁOWA Nie mówię, ino powiedam… Mówić, to, o co komu… jak to pan zaraz przekrętnie
powie…
HELIODOR ( zapisuj±c) Wszystko jedno ¦ powiadajcież dalej…
PAWŁOWA E, co tam, b±dĽ co powiedać… Pan się jeszcze wy¶mieje…
HELIODOR Ale gdzież tam, owszem, żałuję was… Więc powiadacie, że tak wam te pasierbice
dokuczały…
PAWŁOWA Bogać nie, a najbardziej najstarsza… nic, ino owe grajatyki, owe tańce, ostatni
grosz czasem wyniesła do karczmy ¦ choć ciała urzn±ć, a duszę posilić; a mnie nie wolno
było do niczego; i co miałam chodzić w niedwabiach, to na wszystko musiałam ino patrzeć
z daleka, jak ona gapa w gnat.
HELIODOR ( zapisuje z admiracj±) Jak gapa w gnat! Co to za dosadno¶ć!
PAWŁOWA Ale czekajcie! Dłużej mojego ubóstwa niż czyjego¶ państwa…
HELIODOR ( jak wyżej) No, a cóż się zrobiło z tym waszym pierwszym, co to był czerwony
na gębie… ( zagl±daj±c do notat) i przy¶cipny…
PAWŁOWA I on nic potem, choć pisał się takim przywi±zaniem. ¦wiadomo Bogu i ludziom,
że płakałam za nim, o on, ¶leporód, nie wyszło trzy miesi±ce, ożenił się z drug±. Te mężczyzny
to nie uszły psa.
HELIODOR ( jak wyżej) Wszędzie i zawsze jedna historia.
PAWŁOWA I jeszcze wzi±ł tak± sztabę, chałdygę, że Boże zmiłuj się… Do karczmy, bywało,
jak wlezie, to stoi, kiej zatyka.
HELIODOR ( jak wyżej) Dlaczego?
PAWŁOWA A bo nikt jej nie chciał wzi±¶ć w taniec; miała odbyt rychtyg kiej ¶ledziowa
główka w Wielg± Niedzielę.
HELIODOR ( jak wyżej) I żyj± z sob± dobrze?
PAWŁOWA A toć jest dzieci kiej u Żyda czapek… ( po chwili, z płaczem) A ja wyszłam kiej
panna z tańca… ni dziewucha, ni wdowa, ino ludzka obmowa… ( płacze) O mój Boże, mój
Boże!
HELIODOR No, przecie teraz już jeste¶cie naprawdę wdowa, a przy tym trafili¶cie na dobrego
pana, nieprawdaż?
PAWŁOWA ( przestawszy płakać) Toć zapewne, że dobry.
HELIODOR I mnie się zdaje, że wam u niego lepiej, niż żeby¶cie byli poszli za tego swojego
z czerwon± gęb±.
PAWŁOWA Jakby pan wiedział. Co się mam zapierać.
HELIODOR ( wstaj±c) A nie wywdzięczacie mu się za jego dobre… Widziałem sam nieraz,
że robicie mu na zło¶ć, nie słuchaj±c go, on każe tak, a wy siak.
PAWŁOWA ( naiwnie) Ja go i tak kocham…
HELIODOR ( na stronie) Masz tobie, to już widzę, dalej zaszło niż my¶lałem… ( gło¶no) No, a
powiedzcież mi, jak będzie, gdy się ożeni…
PAWŁOWA A jemu co po żonie?
HELIODOR No, jużci, nic by dziwnego nie było… kawaler, ma maj±tek…
PAWŁOWA Niech pan tak nie gada, bo mi zaraz markotno…
HELIODOR Ale widzicie, moja kobieto, musicie sobie wyperswadować, że to jednak kiedy¶
do tego przyj¶ć może… i przyjdzie z pewno¶ci±… Powinni¶cie mieć rozum i nie sprzeciwiać
mu się…
PAWŁOWA ( po chwili, wybuchaj±c płaczem) To kochanie, ¶leporód, to gorsze kiej choroba…
Na chorobę s± leki, a to jak człowieka ogarnie, to rady sobie dać nie może…
HELIODOR ( na stronie) U! Ľle… skłonna do płaczu… jeżeli z nim często używa tej broni, to
padam do nóg… on taki mazgaj… ( gło¶no) Czegoż płaczecie u licha?
PAWŁOWA A bo mi tak jako¶ matyja¶nie!
HELIODOR ( bior±c notyskę) Jak to, matyja¶nie?
PAWŁOWA A bo to pan nie rozumie?… Czy nieprzyjemnie, czy dziwacznie, czy matyja¶nie,
to wszystko jedno… ( płacz±c znowu) Wolałabym wej zaraz ¶mierci pozbyć, niż cobym
miała tego doczekać.
SCENA VI
HELIODOR, PAWŁOWA; IGNACY wystrojony z parafiańska, w tużurku, wchodzi triumfalnie
z lewej strony.
IGNACY No, jestem!… ( idzie do zwierciadła i zakręca wyczernione w±sy; ogl±da się i spostrzega
Pawłowę) A ty czego¶ znowu beczała?
PAWŁOWA ( z u¶miechem zza łez, patrz±c na niego z uwielbieniem) I nie maj± to panny wej
pana kochać!
IGNACY ( zadowolony do Heliodora) Patrz, jak ona mi oddaje sprawiedliwo¶ć! ( głaszcze j±
po twarzy, ona tuli jego rękę do ust i całuje; do Heliodora, szyderczo) No i jakże ci poszło?
HELIODOR Doskonale.
IGNACY No, no gadaj!
HELIODOR Mam pełno notat.
IGNACY Chyba, to co innego… O! Ona jest niewyczerpana… a prawda, że dowcipna, co?
( głaszcze Pawłowę)
PAWŁOWA ( po cichu, błagalnym tonem) Gdzie pan jedzie?
IGNACY ( spotkawszy jej spojrzenie, na stronie) Żal mi jej… ( gło¶no) Gdzie… gdzie… z
wizyt±…
PAWŁOWA ( jak wyżej) Tak się pan wystroił, to pewno do Topolina…
IGNACY No, chociażby tak, to cóż?
PAWŁOWA Pan cięgiem tak jeĽdzi, a ja tu sama ostaję, kiej utrapiona…
IGNACY Ale dajże mi pokój.
PAWŁOWA Jak pan wyjedzie, to przecie ani Boże daj powrócić, zaraz długo w noc siedzieć…
IGNACY ( głaszcz±c j±) Ale gdzież tam, powrócę wcze¶nie… ( do Heliodora) No, jedĽmy…
HELIODOR ( cicho) Słuchaj, Ignacy, lepiej dajmy pokój, bo się to na nic nie zda.
IGNACY O, nudny jeste¶.
HELIODOR ( jak wyżej) Przepowiadam ci, że, czy chcesz, czy nie chcesz, skończy się na
tym, że zrobisz tak, jakem ci radził.
IGNACY Sam nie wiesz, co gadasz, duszeczko… No, służę ci… ( wyprawia go naprzód,
ogl±daj±c się mimo woli na Pawłowę, z progu ostrożnie przesyła jej od ust pożegnanie, a
widz±c, że ona niby tego nie uważa, woła po cichu) Marysia, pst! Marychna!
PAWŁOWA ( d±saj±c się) Nie potrzebuję… ( po chwili, nagle podbiega i ci±gnie go na przód
sceny) A to kto widział, tak się żegnać z daleka… ( rzuca mu się na szyję)
IGNACY ( zakłopotany, ogl±daj±c się na drzwi) Głupia, pognieciesz mi gors… będę wygl±dał
Bóg wie po jakiemu…
PAWŁOWA ( namiętnie) Ja pana i tak kocham!
IGNACY ( jak wyżej) Jeszcze kto zobaczy…
PAWŁOWA ( z wyrzutem) Jak się to pan wej będzie wstydził!
IGNACY ( jak wyżej) No, już dosyć… b±dĽ zdrowa, bo tamten czeka…
PAWŁOWA ( przymilaj±c się) A wróci pan dzisiaj?
IGNACY Ale wrócę, mówiłem ci… Cóż, u diabła, nie wierzysz mi…
PAWŁOWA ( unosz±c się) Bo pan taki faryzeusz, taki przedajbóg!… co innego pan gada, a
co innego ma na my¶li…
HELIODOR ( we drzwiach, w okryciu i kapeluszu) No, jedziemy, czy nie?
IGNACY ( zakłopotany) Krawat mi poprawiała… ( wychodz±)
SCENA VII
PAWŁOWA ( sama) Jak odejdzie i tak sama wej ostanę, to nie mam wskórania, tak mi jako¶
tęga… ( ¶piewa, porz±dkuj±c po pokoju)
Płynie woda po kamieniach
W dolinie,
Oj, przykrzy się bez Jasieńka
Dziewczynie;
Kaj ty mi się, kochaneczku,
Obracasz,
Że tak długo do twej Mary¶
Nie wracasz?
Oj, żebym ja ptasich skrzydeł
Dostała
I Jasieńka, gdzie pojechał,
Dognała,
Oj, skryć by się chciał przede mn±
Daremnie.
Zobaczyłabym, czy tęskni
Beze mnie.
A je¶li on nie dba o mnie
Mój Boże,
Wrócę do dom, w zimny grób się
Położę.
Może z grobu nieszczę¶liwa
Zobaczę
Że on za mn±, chociaż wtedy,
Zapłacze.
Już mi mój jankluz powieda, że on tam niedarmo jeĽdzi… Mój Boże, mój Boże, biedna ja
sierota…
SCENA VIII
PAWŁOWA, GRZEMPIELESKI.
GRZEMPIELESKI ( wchodz±c z prawej strony, z inn± min± niż w drugiej scenie). Pojechali
sobie… Pani Pawłowa teraz sama…
PAWŁOWA ( zamy¶lona) To i cóż z tego?
GRZEMPIELESKI Nic… tylko, że to już, ma się rozumieć, parę godzin od obiadu, więc
zdałoby się pomy¶leć względem podwieczorku.
PAWŁOWA ( ruszaj±c ramionami) Nie wiem, co się pan Grzempieleski tak teraz w to jadło
włożył ¦ cięgiem je¶ć i je¶ć.
GRZEMPIELESKI ( siadaj±c na kanapie) Moja pani Pawłowa… Przecież to, jak się mówi,
człowiek na to je, żeby żył, czyli raczej na to, żeby jadł; więc tedy, ma się rozumieć, jak je,
to żyje, a im lepiej je, tym lepiej żyje… to każdy wie…
PAWŁOWA Ady i ja wiem, że pan aby na dobre jadła patrzy…
GRZEMPIELESKI Ale jak dostanę kawy z gęst± ¶mietank±, to co¶ powiem.
PAWŁOWA Zawdy pan Grzempieleski chce ino tej ¶mietanki gęstej… ady pan już i tak tłusty
kiej lepa…
GRZEMPIELESKI Ale co¶ powiem i, ma się rozumieć, ciekawego…
PAWŁOWA Co takiego? Czemuż pan Grzempieleski nie gada?
GRZEMPIELESKI A kawa?
PAWŁOWA Toć się już grzeje… zaraz będzie… Ale pan cygani…
GRZEMPIELESKI Broń Boże! Ma się rozumieć, powiem, je¶li mi będzie smakowała.
PAWŁOWA Oj, szpekulantny pan Grzempieleski, oj, szpekulantny! Oj, m±dry! ( wychodzi na
prawo)
SCENA IX
GRZEMPIELESKI ( sam; wstaje) Zapewne, że szpekulantny i m±dry… Muszę, ma się rozumieć
z ni± dzi¶ skończyć… Trzeci rok tu już jest musiała co¶ uciułać… Trzeba kuć żelazo,
póki gor±ce… ( idzie do biurka) Warto by wypalić cygarkę… Stary może gdzie¶ zostawił…
( szuka pomiędzy papierami) Akurat s± dwie… jedn± trzeba zostawić dla niepoznaki… albo
nie, wezmę obie… Jak nie będzie miał na oczach, to, ma się rozumieć, sam nie przypomni…
O, i papierosy s±… ( bierze kilka; przegl±da rejestra, notatki, niektóre chowa do
kieszeni)
SCENA X
GRZEMPIELESKI, PAWŁOWA.
PAWŁOWA ( nios±c kawę i chleb z masłem) Co tam pan Grzempieleski grzebie na biurku,
nie widzieć czego… Pan, jak pozna, to się będzie jadowił…
GRZEMPIELESKI Nic nie szkodzi… pani Pawłowa, ma się rozumieć, go umityguje.
PAWŁOWA Ale kiej nie potrzeba… Co tu leży, to niech sobie leży.
GRZEMPIELESKI ( zasiadaj±c do kawy, na stronie) Mrucz sobie, mrucz… ( zapija i zajada
łakomo)
PAWŁOWA ( na stronie) Ciekawo¶ć, co on ma mi powiedzieć. ( kręci się)
GRZEMPIELESKI ( spogl±daj±c na ni± spod oka) Hm, hm!
PAWŁOWA Co?
GRZEMPIELESKI ( z pełnymi ustami) O, jak to pani Pawłowa chciałaby się prędzej dowiedzieć.
PAWŁOWA Ja tam nie ciekawa.
GRZEMPIELESKI Albo to prawda! Co by to za kobieta była?
PAWŁOWA No, no, lepiej, co pan Grzempieleski ma na my¶li, niech psom ci¶nie.
GRZEMPIELESKI Szkoda by było, boby się pani Pawłowa nie dowiedziała.
PAWŁOWA To nie!
GRZEMPIELESKI Ha, kiedy nie, to nie!
PAWŁOWA Z panem Grzempieleskim to jakby w farynę grał… Ani raz do rychtu nie można
przyj¶ć…
GRZEMPIELESKI ( skończywszy je¶ć i wstawszy) No, niech tam! Powiem… ale, ma się
rozumieć… ( kryguje się, chrz±ka) Hm, hm… niech pani Pawłowa zgadnie…
PAWŁOWA Bogać to człowiek przenikni±cy, żeby mógł zgadn±ć.
GRZEMPIELESKI Oto mam dla pani Pawłowej kawalera.
PAWŁOWA A mnie co po kawalirach?
GRZEMPIELESKI Pani Pawłowa inaczej gada, a inaczej by rada… Przecie teraz, kiedy, ma
się rozumieć, już prawie rok jak nieboszczyk umarł i żałoba wychodzi, toć przecie… Jak
się nazywa… Com chciał mówić… ( na stronie) Wcale się nie cieszy… Co to jest?
PAWŁOWA No i co takiego?
GRZEMPIELESKI Że kiedy ręce rozwi±zane, toć tak nie zostaniecie… A kawaler, ma się
rozumieć, gdyby lala…
PAWŁOWA I jaki to kawalir?
GRZEMPIELESKI ( z gracj±) A to ja!
PAWŁOWA Pan Grzempieleski! ( ¶mieje się, patrz±c na niego) To też dopiero!
GRZEMPIELESKI ( na stronie) ¦mieje się, to, ma się rozumieć, dobry znak… ( po chwili)
Widzi pani Pawłowa, ja tak sobie my¶lę; ożeniemy się, pani Pawłowa ma łaski u dziedzica,
to ja zostanę, ma się rozumieć, rz±dc±, a pani Pawłowa będzie sobie pani± Grzempielesk± i
pani± rz±dczyni±… co?
PAWŁOWA ( zamy¶lona) Ho, ho, rożenki strugać, a ptaszki w lesie!
GRZEMPIELESKI Cóż by to złego było?… Czy to nie mogę być rz±dc±?… Jestem, ma się
rozumieć, pi¶mienny…
PAWŁOWA ( jak wyżej) Wielkie rzeczy! Kto się zna na pi¶mie, ten się najbarzej do piekła
ci¶nie.
GRZEMPIELESKI Ja wiem, że niewielka rzecz, bo pani Pawłowa, chociaż niepi¶mienna, ale
ma więcej rozumu w głowie niż, ma się rozumieć, niejeden w tym małym palcu… Ale jak
się takich dwoje m±drych pobierze, to, ma się rozumieć, będzie m±ż i żona, aż miło… czy
nieprawda?
PAWŁOWA ( ¶miej±c się) Wie dziad i baba, że w niedzielę ¶więto… A toć nie co, ino m±ż i
żona.
GRZEMPIELESKI ( na stronie, ucieszony) Zgadza się!… ( przysuwaj±c się) Więc, ma się rozumieć,
zgoda!
PAWŁOWA ( odsuwaj±c go) Obędzie się cygańskie wesele przez marcypanu…
GRZEMPIELESKI Jak to! Nie chcecie?!… A to dlaczego?
PAWŁOWA O! Dajcie mi ta pokój… Moje sumienie tego nie skazuje, i basta!
GRZEMPIELESKI A to dlaczego?
PAWŁOWA ( zniecierpliwiona) Dlaczego, dlaczego ¦ no, dlatego, że nie! ( zabiera szklankę
itd. po kawie i wychodzi na prawo)
GRZEMPIELESKI ( sam) Niechże cię siódma skóra zaboli!… Ostatnia kompromitacja mię
ogarnęła… Czekaj, babo, nie daruję ci!… ( do wracaj±cej Pawłowej) Niech się pani Pawłowa
lepiej namy¶li póki czas, bo jak dziedzic się ożeni i dziedziczkę do domu sprowadzi,
to pani Pawłowa nie będzie długo tu popasać…
PAWŁOWA ( rozirytowana) A ty sk±d wiesz o tym? Widzisz go, będzie plotki znosił! Pan się
żeni, to żeni, a komu to zasię do tego!
GRZEMPIELESKI ( cofaj±c się) No, no, ostrożnie, bo mi oczy wydrapiecie ¦ a ja, ma się
rozumieć, chciałbym się jeszcze przypatrzeć, jak będziecie się wynosić z manatkami… ( po
chwili) No więc, ostatni raz, zgoda między nami czy nie?
PAWŁOWA ( na pół z płaczem) Niech pan Grzempieleski idzie sobie z Panem Bogiem i da
mi ¶więty pokój.
GRZEMPIELESKI Nie, to nie ¦ niech was tam pies płacze, bo ja nie będę… Ale wyjdziecie
Ľle na tym, przepowiadam… ( spojrzawszy w okno) Oho! Patrzcie państwo, jak to tu wali
prosto gubernantka z Topolina… To się co¶ ¶więci nie na żarty… ( wychodzi spiesznie
drzwiami na prawo; odwracaj±c się z progu) Radzę się jeszcze namy¶leć…
( Pawłowa, która także przyszła do okna, opiera na nim głowę i płacze po cichu)
SCENA XI
PAWŁOWA, PANNA EULALIA.
EULALIA ( wchodzi głębi±) Korzystałam z tego, że Klotylda wyjechała na parę godzin do
prezesowej i wymknęłam się niby na spacer… ( gadatliwie, chodz±c po scenie) Muszę się
rozmówić z panem Ignacym i skończyć raz… Byle tylko zdobył się na krok stanowczy, to
interes już zrobiony. Klotylda nie jest od tego.
PAWŁOWA ( u okna) Co ona tu będzie tak spacerować i murgotać… ( otarłszy oczy, przybliża
się i przygl±da jej się)
EULALIA Boże kochany, co to za niezno¶ne stworzenia ci starzy kawalerowie; zdawałoby
się, że powinni być kuci na wszystkie cztery nogi, tyle przeszedłszy… Gdzie tam!… Ten
na przykład, jak malowany, ani be ani me ¦ ust przy Klotyldzie nie umie otworzyć, jak
Bozię kocham… Co to za różnica od nas, panien dojrzałych… ( spostrzega się) Bodajże
cię, wymknęło mi się… ( do Pawłowej) Moja dziewczyno, jest pan?
PAWŁOWA Dziewczyno! Kto pani powiedział, że ja dziewczyna!… Ja taka dziewczyna, jak
i pani…
EULALIA ( z godno¶ci±) Jestem pann±, rozumiesz?
PAWŁOWA Kaduk tam wiedział!… Ja jestem sobie kobieta jak się należy… wdowa.
EULALIA A więc moja kobiecino, jest pan?
PAWŁOWA Nie ma.
EULALIA Nie ma! Co za szkoda! Gdzież pojechał?
PAWŁOWA Katać ja go patrzę, gdzie jeĽdzi.
EULALIA ( na stronie) Zaczekam… może pojechał tylko do Topolina i zminęli¶my się w
drodze, bo udałam się umy¶lnie przez lasek… ( znowu chodzi) Skoro Klotylda jest gotowa,
kolczyki jakbym miała w kieszeni… A może i co więcej oberwę ¦ może wtenczas nareszcie
ten zdrajca, Anastazy, przestanie się wahać i klęknie przede mn±… Głupiec!… Za błogosławieństwo
boskie powinien by sobie uważać pozyskanie za żonę kobiety takiej jak
ja!… MężczyĽni s± ¶lepi, jak Bozię kocham… ( do Pawłowej) Moja kobieto, czego się tak
na mnie patrzysz?
PAWŁOWA Przecie nie schowam oczu do kieszeni.
EULALIA ( na stronie) Uu! Ma gębę od ucha do ucha… ( gło¶no, obrażonym tonem) Co? Jake¶
powiedziała?
PAWŁOWA ¦wiat nie po temu, żeby powtarzać dwa razy głuchemu.
EULALIA ( na stronie) Impertynencję mi gada, chce mnie się pozbyć, jak Bozię kocham… To
pewno ta, co o niej słyszałam… ( przygl±da się) Fe! to gust dopiero!… Jacy ci mężczyĽni…
PAWŁOWA Co mi się pani będzie tak przygl±dać?
EULALIA Sama¶ powiedziała, że nie można schować oczu do kieszeni.
PAWŁOWA A to pani słyszała, a pytała się drugi raz…
EULALIA ( na stronie) Jak Bozię kocham, irytuje mnie… Jednak trzeba by j± wymiarkować…
a w razie potrzeby ugłaskać… Może ona tu więcej znaczy, niż ja my¶lę… ( po
chwili gło¶no) Moja kobieto, macie dobrego pana, prawda?
PAWŁOWA Nie byłam tam, gdzie prawdę rozdawaj±.
EULALIA ( na stronie) ¦więtej cierpliwo¶ci trzeba, jak Bozię kocham… ( gło¶no) Musi tak
być, bo wszyscy na parę mil wokoło powtarzaj±, że dobry…
PAWŁOWA Jak dla kogo…
EULALIA Kiedy dla wszystkich dobry, to tym bardziej dla was…
PAWŁOWA Jaki jest, to jest, co komu do tego.
EULALIA Już ja wiem, wiem, jakbym patrzała, ale też my¶lę, że mu za to dobrze życzycie i
że chcieliby¶cie, żeby mu było jak najlepiej.
PAWŁOWA Albo mu to Ľle?
EULALIA Zawsze, widzicie, szkoda, że taki człowiek, co ma i maj±tek, i jeszcze żwawy, tak
najlepsze lata marnuje na kawalerstwie ¦ ludzie powiadaj±, że żyje jak pustelnik i że brak
mu nieraz najniezbędniejszych wygód…
PAWŁOWA Ten głupi, co to powiedział, i ten, co powtarza.
EULALIA ( na stronie) Jak Bozię kocham, niezno¶na baba… ( gło¶no) Czy to prawda, czy nie,
zawsze szkoda, że się nie żeni… ( po chwili, poufnie) A i wy by¶cie lepiej na tym wyszli.
PAWŁOWA ( na stronie) Widzita! Jaki to faryzeusz… ( gło¶no) A to jakim sposobem?
EULALIA Już ja bym w tym była.
PAWŁOWA Ale ciekawo¶ć, co to wej pani do tego?
EULALIA Widzicie, życzę mu dobrze i chciałabym go uszczę¶liwić, ł±cz±c z osob±, któr±
kocha.
PAWŁOWA ( na stronie) Czekaj, zaraz ty tu zapomnisz języka w gębie… zmy¶lę, ale niech
tam! ( gło¶no) I komu to tak pani rajfuruje?
EULALIA ( ze zgroz±) Rajfuruje!
PAWŁOWA Może komu¶ z Topolina?
EULALIA Komu¶ z Topolina! A wy sk±d to wiecie?
PAWŁOWA Tak sobie pomy¶lałam… bo jeszcze dzisiaj słyszałam, jak powiedział mój pan
do tego pana, co tu siedzi, że tam jaka¶ gubernantka z±bki sobie na niego ostrzy.
EULALIA Guwernantka! Kto to mówił? Kiedy mówił?
PAWŁOWA Ady powiedam, że mój pan.
EULALIA ( na stronie) On to mówił!… Co to znaczy? Jak Bozię kocham, nic nie rozumiem.
PAWŁOWA ( na stronie) Widzisz, jak to ta mruczysz!
EULALIA I cóż więcej mówił?
PAWŁOWA A cóż? ¦miał się.
EULALIA ¦miał się!
PAWŁOWA Powiedział: ¦ Czy ona my¶li, że ja oczu w głowie nie mam?
EULALIA Oczu w głowie!
PAWŁOWA Ale nawet nie ¶miem dalej powiedać.
EULALIA ( chwytaj±c j± za rękę) Mówcie, mówcie wszystko… wysłucham mężnie.
PAWŁOWA Bo jeszcze pani powtórzy komu, abo co.
EULALIA Nikomu, jak Bozię kocham!
PAWŁOWA Powiedział do tego pana, co tu siedzi: ¦ A tobym się opatrzył! Babsko stare kiej
¶wiat…
EULALIA Kto babsko stare?
PAWŁOWA A ju¶cić ta gubernantka… A do mnie rzekł: ¦ Nie bój się, abo mi to z tob± Ľle,
żebym się miał żenić.
EULALIA O zgrozo!
PAWŁOWA A jakby¶ zobaczyła… ino że ja jej nie znam… że ten stary klak tu jedzie, to daj
mi zaraz znać, żebym się schował przed ni±.
EULALIA Stary klak!… Kto stary klak?
PAWŁOWA A jużci ta…
EULALIA ( zatykaj±c jej usta) Nie mów!… Profanacja!… ( na stronie, w poruszeniu) Stary
klak!… Ja!… ( spostrzegaj±c wchodz±cych: Ignacego i Heliodora, mdleje) Ach! ach! ach!
SCENA XII
HELIODOR, PAWŁOWA, IGNACY, EULALIA.
IGNACY Panna Eulalia! Co się tu dzieje?
PAWŁOWA Abo ja wiem?
IGNACY Co jej się stało?… Zemdlała!
PAWŁOWA Co jej ta będzie! Złego licho nie weĽmie.
IGNACY Musiała¶ jej tu co¶ powiedzieć… niezawodnie! Głupstw nagadała¶… Zemdlała
naprawdę!… Jeszcze mi tu zachoruje albo umrze.
PAWŁOWA Olaboga! Nie zrobiłaby się w niebie dziura, ino na ziemi góra.
IGNACY Trzeba j± ratować. ( cuci j±) Dawaj wody… prędzej!…
( Pawłowa przynosi karafkę i leje na Eulalię)
EULALIA ( spazmuj±c) Ach! ach! ach!
IGNACY Bójcie się Boga, może by rozsznurować.
EULALIA ( jak wyżej) Ach! ach! ach!
PAWŁOWA Zaraz ja j± tu roztrzyĽwię… ( krzyczy jej w ucho) Trrr…
EULALIA ( zrywaj±c się) Ach! Cóż za niezno¶na baba! ( wierci palcem w uchu)
IGNACY ( chc±c j± wzi±¶ć za rękę) Na Boga, co się stało?… Panno Eulalio!
EULALIA ( odskakuj±c) IdĽ pan sobie… Nie dotykaj się mojej ręki… ( Ignacy, nie rozumiej±c,
patrzy po wszystkich; gwałtownie) Jeste¶ pan niegodziwiec, potwór! Bałamucić dwie
kobiety, a potem je obgadywać!
IGNACY ( osłupiały) Dwie kobiety!
EULALIA Co mówię dwie… trzy kobiety… ( gestem dramatycznym wskazuj±c Pawłowę,
ironicznie) Bo i to, jak się przekonałam, jest przedmiot twoich westchnień i czarnych machinacyj.
IGNACY Ale jak pani± poważam…
EULALIA Nie zaklinaj się pan!… Wiem wszystko… Stary klak!
IGNACY ( oburzony) Ja, stary klak!
HELIODOR ( na stronie, ¶miej±c się) Uderz w stół, nożyce się odezw±.
EULALIA O! Zemszczę się, nie daruję!… Klotylda wszystko wiedzieć będzie!… Dowie się,
że o włos nie stała się ofiar± najobłudniejszego z ¶więtoszków!… Dowie się, w kim ma
szczę¶liw± rywalkę…
IGNACY ( zniecierpliwiony) Jak± rywalkę, do milion diabłów!
EULALIA ( majestatycznie) Diabłami sadzi!… O, dobrana z was będzie para… ona także to
potrafi… możecie sobie dać buzi… dalej!… przy mnie!… nie żenujcie się!… owszem!
będę miała więcej co opowiadać…
IGNACY ( trzęs±c się z gniewu, do Pawłowej) Gadaj mi, co się tu stało!
( ta się odwraca, skubi±c fartuch z figlarn± min±)
EULALIA Co się stało? To się stało, że nie potrzebuję pańskich kolczyków… Dostanę je od
Klotyldy, gdy jej powiem, że mi je pan ofiarowałe¶ za pomaganie mu do schwycenia jej w
swoje sieci… Ale wybij j± pan sobie z głowy, bo ( uroczy¶cie) jakem Eulalia Trajkotkiewiczówna…
tu mi włosy na dłoni wyrosn±, jeżeli pan j± dostaniesz… A d i e u! Uniżona sługa!…
( wychodzi drzwiami w głębi; odwracaj±c się z progu) Do prędkiego niewidzenia
się!… Potwór!… ( wychodzi)
SCENA XIII
PAWŁOWA, IGNACY, HELIODOR.
IGNACY ( po chwili osłupienia, do Pawłowej) Ty¶ pewno jej co tu nagadała.
PAWŁOWA Nagadałam, to nagadałam ¦ niech pan będzie kontent, że sobie odeszła… ( odchodzi
ku drzwiom na prawo)
IGNACY Ale co? Ja muszę wiedzieć!
PAWŁOWA ( figlarnie) Nie powiem… Niech pan jedzie do Topolina i zapyta jej się.
IGNACY Ta kobieta do w¶ciekło¶ci mię przyprowadzi… ( przyskakuje do niej z zaci¶niętymi
pię¶ciami) Powiesz, czy nie?
PAWŁOWA Nie powiem! ( wybiega na prawo)
IGNACY Niegodziwa!… ( wybiega za ni±)
SCENA XIV
HELIODOR ( sam; po chwili) O b s t u p u i!… Teraz widzę, że sama da sobie radę i sprowadzi
rozwi±zanie, jakie mu przepowiadałem… ( słychać za scen± krzyki Ignacego i płacz
Pawłowej: - O mój Boże! Mój Boże! Laboga, rety!) Ale tymczasem on j± tam chyba zabije!…
Wyleciał za ni± w¶ciekły… ( chce i¶ć za nimi, a wtem tymi samymi drzwiami wchodzi
Ignacy, ci±gn±c za sob± płacz±c± Pawłowę)
SCENA XV I OSTATNIA
PAWŁOWA, IGNACY, HELIODOR.
PAWŁOWA ( zanosz±c się od płaczu) O mój Jezu, mój Jezu! Laboga, rety!… Pan mię jeszcze
zabije… Ratujta ludzie!
HELIODOR ( odci±gaj±c Ignacego) Mój kochany, zastanów się, przekonaj się najprzód, jak
było…
IGNACY Dajże mi pokój!
PAWŁOWA ( jak wyżej) O mój Boże! Mój Boże!
HELIODOR Nie pozwolę na to.
IGNACY IdĽże do diabła, mówię ci.
HELIODOR Gniewaj się, albo nie gniewaj…
IGNACY Nie doprowadzaj mię do ostateczno¶ci.
HELIODOR Nie b±dĽ wariatem! ( szarpi± się)
PAWŁOWA ( innym tonem, bez ¶ladu płaczu, ostro do Heliodora) Czego pan będzie nos między
nas wtykał… Pogniewamy się, to się pogodziemy i kwita… A panu zasię od tego!
HELIODOR ( osłupiały) A to kapitalne, wiecie państwo… tego rysu mi brakowało… ( zapisy)
IGNACY ( na stronie) Żal mi jej… zawsze to dowodzi przywi±zania… ( chodzi, patrz±c spod
oka na Pawłowę; po chwili) No, powiesz? ( głaszcze j±)
PAWŁOWA ( z u¶miechem, choć zad±sana) Pewnie za te siniaki, co mi pan porobił.
IGNACY Zagoj± ci się… Nie bój się…
PAWŁOWA A ju¶ci!
IGNACY ( głaszcze j± ukradkiem przed Heliodorem) No, przepro¶ mnie… ( podaje jej rękę do
pocałowania; ona odwraca się) Przepro¶ zaraz… ( unosz±c się) Co ty mi zawsze nadokuczasz!
PAWŁOWA ( półgłosem) Ja i tak pana kocham.
IGNACY ( spojrzawszy na Heliodora) Cicho! ( Pawłowa całuje jego rękę kilkakrotnie) głupia…
( głaszcze j±; po chwili) A gdybym też był, uniosłszy się naprawdę, wyrzucił cię z
domu i wybił tak, żeby¶ się ruszyć nie była w stanie?
PAWŁOWA ( patrz±c na niego tkliwie) Tobym się pozbierała, jak mogła… i przywlekła chociaż
pode drzwi.
IGNACY ( wzruszony, na stronie) Rozbeczę się, jak mi Bóg miły… ( gło¶no) Obmyj sobie
oczy, bo ci napuchn±… i nos ci się zaczerwienił… widzisz!
HELIODOR ( zapaliwszy cygaro, siada przy biurku) Mój Ignacy, teraz jestem pewny, że prędzej
czy póĽniej zi¶ci się moja przepowiednia… A nawet więcej jeszcze powiem: będziesz
najdoskonalszym pantoflem.
IGNACY Zobaczymy, zobaczymy… ( na stronie) Prawdę powiedziawszy, teraz to już
wszystko jedno… Ta plotkarka będzie wszędzie tr±bić… Nosa nie będę mógł nigdzie pokazać…
( po chwili) Zadrwię ze wszystkich! ( do Pawłowej półgłosem) Marychna… dobrze¶
zrobiła… nie pożałujesz tego! ( szepce jej po cichu; ona przyklęka i obejmuje jego
kolana; on kładzie rękę na jej głowie; z triumfem i ironi± spogl±daj±c na Heliodora) Ja,
pantofel!!

KONIEC KSIˇŻKI
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  •