Blog literacki, portal erotyczny - seks i humor nie z tej ziemi
Znacie takie powiedzenie, że szczęśliwi czasu nie liczą ? I faktycznie coś w tym jest. odcucie upływu czasu jest względne. Zależy od tego co w danym momencie robimy. Jeśli stoisz na peronie i czekasz na pociąg, to pięć minut wydajesię bardzo długi okresem, alejeśli siedzisz w kinie i oglądasz film w którym dużo się dzieje, to pięć minut mija bardzo szybko. Czasem też jest tak, że jakaś praca bardzo nas zaabsorbuje i wtedy nawet nie zauważamy kiedy robi się bardzo późno. Wszyscy to zjawisko znają. Wynika ono z pewnej tendencji umysłu, którą możemy zaobserwować podczas pierwszej medytacji. Z tendencji do specyficznego zatracania się w zjawiskach pojawiających się w umyśle. Przypomnijmy sobie, jak próbujemy utrzymać ciągłość liczenia oddechów i nagle orientujemy się, że ta ciągłość przerwałasię już dobrych
kilka oddechów temu i właściwienie wiemy gdzie jesteśmy. pojawiło się jakieś myślenie, fantazje marzenia, emocje, wszystko jedno co, poszliśmyza tym i zatacilismy się. Zatraciliśmy przytomność i kolejność oddechów której mielismy pilnować nam uciekła. W codziennym życiu mamy bez przerwy tysiące takich większych i mniejszych ?zatraceń się? w pogoni za czymś.
To nie są jakieś poważne i długofalowe monumentalne zyciowe tematy. Mam na mysli to co się wydarza z chwili na chwilę - zamyślenia, zapatrzenia się, podążanie za emocjami, próby pwstrzymania emocji, rozmowa, pozy...
Nasz umysł jest cały czas przytomny i obecny i w swojej ostatecznej naturze zawsze jest taki sam, ale jeśli ciągle podążamy za kolejnymi jego produktami, to efektem tego jest pewna nierównomierność naszej uważności i nastroju a co za tym idzie nierównomierność naszego wrażenia upływu czasu. W ciągu kilkudziesięciu sekund niektórzy ludzie potrafią sześć razy sobie wymyśleć całkowicie sprzeczne fantazje na temat własnej lub jakiejś innej osoby i sześć razy im się od tego zmieni nastrój i życiowe plany. To wszystko kosztuje nas mnóstwo energii i tworzy kompletne zaciemnienie odbioru sytuacji. Ta technika którą teraz opiszę zmierza do wypracowania równomiernej uważności i jest rozwinięciem i uzupełnieniem techniki pierwszej.
Powina być stosowana dodatkowo kiedy już poczujemy, że liczenie oddechów nam zaczęło jako tako wychodzić. Zwykle raczej nie bawimy się w to wcześniej.
Nie chodzi tu o stan w którym wkładamy wysiłek w nie koncentrowanie się na jednym aby koncentrować się na innym.
Takimi rzeczami w ogóle nie będziemy się zajmowali. To co nas interesuje, to stan przytomności który nie polega na wkładaniu w niego wysiłku. Jest to po prostu umysł w swojej pierwotnej, podstawowej czystości i przejrzystości. Uważność bez wysiłku. To jednak jest cel, który mamy dalekoprzed nami. Na początku trochę wysiłku może okazać się niezbędne. W tym ćwiczeniu nie staramy się nie mieć myśli, ale jednak jeszcze troszkę o coś się staramy. Staramy się pozostać uważni pomimo nieuchronności pojawiania się myśli.
Odkrywamy jak te myśli i wrażenia nas zaburzają i dążymy do tego, żeby pomimo tego zaburzania udało się utrzymać równomierną przytomność. Ta równomierna przytomność,
jeśli się ją odkryje, jest źródłem ogromnej wewnętrznej siły.
Technicznie wygląda to tak, że bierzemy zegarek ręczny z sekundnikiem i przyglądamy się
wskazówce. Ile trwa, powiedzmy, takie piętnaście sekund ? A później zasłaniamy dłonią zegarek i staramy się wyczuć przepływanie tych piętnastu sekund. Czekasz, odsłaniasz ręką tarczę i sprawdzasz, o ile się pomyliłeś.
Absolutnie nie liczymy sekund. Nie liczymy oddechu. Niczego nie liczymy.
Po prostu jesteśmy uważni i czekamy kiedy upłynie piętnaście sekund. Wyczuwamy moment. Bardzo proste. Nie stosuje się przy tym zadnych pozycji, oddychania itp. Można to zrobić w autobusie jadąc rano do szkoły.
Czas można później zwiększać do pół minuty, do minuty, do dwu...Znam takich, co potrafią
dwie i pół godziny wyczuć z dokładnością do paru sekund, ale to nie o to tu chodzi, żeby sobie z tego zrobić sport. To, nad czym tu pracujemy, to równomierna niezakłócona przytomność.
Nie powinno się tego robić zbyt często, bo łatwo w tym nabrac wprawy, a tu bynajmniej nie chodzi o wprawę w nieuzywaniu zegarka, tylko o tę przytomność właśnie. Poza tym przestrzegam przed budowaniem tabel wyników i uzależnianiem własnego samopoczucia od tego czy nam się udaje trafić czy nie. Najważniejsze - nie dać się zwariować. To ćwiczenie jest Twoim narzędziem, a nie Ty jesteś narzędziem tego ćwiczenia. Nie traktuj siebie instrumentalnie. Nie bij rekordów. Nie porównuj się. To ćwiczenie można robić od czasu do czasu. Kiedy się przypomni. Dobrze jest zrobić je na chwilę przed trudną akcją - kiedy idziesz na ciężkie negocjacje albo do sądu, albo masz za chwilę występ i dusi Cię trema itp...takie sytuacje kiedy człowiek łatwo zatraca wewnętrzny pion i daje się zwariować. Kiedy potrzebujesz, żeby Twój umysł chodził jak dobrze wyregulowany zegarek. Wtedy to się przydaje. Ale robi się to też na codzień jako uzupełnienie swojej normalnej praktyki liczenia
oddechów.
Inna wersja tego ćwiczenia może być wykonywana w windzie. Na przykład jedziesz na dziesiąte piętro. Patrzysz jak winda przejechała pierwsze dwa i zamykasz oczy. Starasz się wyczuć moment otworzenia oczu wtedy, kiedy ona dojedzie do dziesiątego. Podobnie jak z zegarkiem - niczego nie liczysz ani nie nasłuchujesz. Po prostu jesteś całkowicie przytomny i
wyczuwasz czas. Można używać do tego różnych życiowych sytuacji. Właściwie wszystkiego tego, co przebiega równomiernie i jest łatwe do błyskawicznego zweryfikowania. Ważne jest jedno - ten stan równomiernej uważności pomimo natłoku różnorodnych wrażeń który uzyskujesz wyczuwając upływ czasu.