Blog literacki, portal erotyczny - seks i humor nie z tej ziemi
Platon
ION
Przełożył oraz wstępem i objaśnieniami opatrzył WŁADYSŁAW WITWICKI
Władysław Witwicki
WSTĘP
Nowy znajomy spotyka Sokratesa. Już nie stary wyga retor, tylko
młody człowiek, artysta, recytator. Z kolonii ateńskiej pochodzi, z Efezu
na wybrzeżu Azji Mniejszej, a wraca z uroczystego obchodu na cześć boga
zdrowia, podczas którego śpiewać musiał ustępy z Iliady lub z innego
utworu homeryckiego. Strojny, zadowolony z odniesionego triumfu, pewny
powodzenia na przyszłość. Sokratesa, widać, zna i szanuje, chętnie go
słucha, zwierza się przy sposobności, zapala się, unosi, zachwyca, nie ma
pretensji do zbyt wielkiej mądrości i ambicję ma tylko na dwóch punktach:
że najlepiej recytuje Homera ze wszystkich śpiewaków i najlepiej się na
jego twórczości zna ze wszystkich współczesnych.
Homera uważa za źródło wszelkiej możliwej wiedzy, a ponieważ sądzi,
że się na Homerze zna, więc uważa po cichu, że ta znajomość postawiła go
bardzo wysoko intelektualnie.
Nie (odbiega na tym punkcie od opinii szerokich kół współczesnych.
Powszechnie przecież wówczas opierano wykształcenie na studium języka i
literatury ojczystej. Sokrates uważał, że zapoznanie się z literaturą
żadnego wykształcenia nie daje.
Zapas słów i zwrotów zasłyszanych, swada i zapał nie stanowią
mądrości. Można żyć bardzo blisko z dziełami poetów, a nie rozumieć się na
niczym, a nawet na nich samych ani trochę; można samemu tworzyć
artystycznie i zgoła nie pojmować, co się robi.
Twórczość artystyczna nie wyrasta z rozumu, tylko z natchnienia.
Sokrates mówi o tym w "Obronie", mówi w "Fajdrosie"; tu ma sposobność
pomówić na ten temat szerzej. Dowodzi też Ionowi, że to, co recytator brał
za swą wiedzę i co uważał za znajomość Homera, niczym podobnym nie jest;
dobra deklamacja i przejmowanie drugich własnym zapałem, nie mają nic
wspólnego z wiedzą.
"Ion" jest drobiazgiem o wysokich wartościach artystycznych. Zwraca w
nim szczególniej uwagę wielka przenośnia w dłuższym monologu Sokratesa.
Nosi tak wyraźne piętno stylu platońskiego, że podejrzewać autentyczności
dialogu niepodobna, choć podejrzewało ją wielu. Ci, którzy dialog uważają
za autentyczny, biorą go za utwór młodzieńczy Platona, pamiątkę okresu, w
którym rzucił poezję, spalił swoje młodociane dramaty, a przylgnął do
Sokratesa, aby się poświęcić pracy badawczej i pracy nad własnym
udoskonaleniem. Trudno na to przysięgać, ale przyznać trzeba, że w tym
świetle "Ion" nabiera wiele uroku. I jeśli Ion jest w dialogu tak naiwny,
a taki kochany przy tym, to mniej dziwi, kiedy się pomyśli, że to satyra,
którą młody Platon pisze sam na siebie.
Platon
ION
OSOBY DIALOGU:
Ion
Sokrates
I SOKRATES. Jak się Ion ma! Skądżeś do nas przyjechał? Pewnie z domu, z
Efezu?
ION. Nic podobnego, Sokratesie: z Epidauru, ze świąt Asklepiosa.
530 SOKRATES. A, to turniej śpiewaczy urządza na cześć boga Epidauros?
ION. Naturalnie, i także innych dzieci muz.
SOKRATES. No i cóż? Stawaliśmy do zapasów; jakże się powiodło?
ION. Pierwszą nagrodę wzięliśmy, Sokratesie.
SOKRATES. To pięknie; no - teraz jeszcze, żebyśmy i na Panatenajach
zwyciężyli!
ION. Jakoś to będzie, jak bogowie dadzą.
SOKRATES. Doprawdy ja nieraz, Ionie, zazdrościłem wam, śpiewakom, sztuki
waszej. Bo takiemu artyście zawsze się i ubrać ładnie wypada i wyglądać
bardzo pięknie, a przy tym mieć do czynienia z poetami, z wieloma
rozmaitymi i dobrymi, a już najwięcej z Homerem, najlepszym i najbardziej
boskim spośród poetów i wyuczać się jego myśli, nie tylko słów - o - to
jest rzecz zazdrości godna. Przecież nie wyjdzie na śpiewaka taki, który
by nie rozumiał słów poety. Przecież śpiewak musi być dla słuchaczy
tłumaczem myśli poety. A zrobić to dobrze nie rozumiejąc, co mówi poeta -
niepodobna. Więc to wszystko jest godne zazdrości.
II ION. Prawdę mówisz, Sokratesie. Ja też miałem najwięcej pracy z tą
częścią sztuki, toteż zdaje mi się, że najlepiej z ludzi mówię o Homerze
D tak, ani Metrodoros z Lampsaku, ani Stesimbrotos z Tazos, ani Glaukon, ani
nikt inny z jakichkolwiek czasów nie miał o Homerze tylu pięknych myśli do
powiedzenia, ile ja mam.
SOKRATES. Pięknie mówisz, Ionie! Oczywiście, nie będziesz mi ich żałował
i dowiedziesz, że tak jest.
ION. Doprawdy; warto posłuchać, Sokratesie, jak pysznie oddaję Homera;
homerydzi powinni mnie złotym wieńcem nagrodzić. Myślę, żem tego wart.
SOKRATES. Tak, tak; ja się jeszcze postaram o jakąś wolną chwilę, żeby
531 cię posłuchać. A teraz tyle mi tylko odpowiedz. Czyś ty tylko w Homerze
taki tęgi, czy i w Hezjodzie, i w Archilochu?
ION. Nic podobnego. Tylko w Homerze. Myślę, że to całkiem wystarczy.
SOKRATES. A bywa, że Homer i Hezjod mówią o czymś jedno i to samo?
ION. Zdaje się; i to chyba nie o jednym.
SOKRATES. A z takich rzeczy, to piękniej byś wyjaśnił to, co Homer mówi,
czy to, co Hezjod?
ION. Jednakowo, Sokratesie - takie rzeczy, o których mówią jedno i to
samo...
B SOKRATES. No cóż - a takie, o których nie mówią jednego i tego samego?
Jak na przykład o sztuce wieszczbiarskiej mówi coś Homer i Hezjod także.
ION. Owszem.
SOKRATES. Więc cóż; to, co jednakowo i co rozmaicie o sztuce
wieszczbiarskiej mówią, ci dwaj poeci, otóż, czy ty byś to piękniej
potrafił wyjaśnić, czy też z wieszczków ktoś, z tych lepszych?
ION. Ktoś z wieszczków.
SOKRATES. A gdybyś ty był wieszczkiem, to prawda, że gdybyś umiał
wyjaśniać powiedzenia podobne, to potrafiłbyś też i odmienne powiedzenia
wykładać?
ION. Oczywiście, że tak.
C SOKRATES. Więc czemuż jesteś tęgi tylko w Homerze, a w Hezjodzie nie,
ani w innych poetach? Czy Homer mówi o czymś innym niż wszyscy inni
poeci? Czyż nie o wojnie opowiada dużo i o tym, jak obcują ze sobą ludzie
dobrzy i źli, tacy, którzy nic nie umieją, i którzy coś umieją i o bogach,
jak obcują jedni z drugimi i z ludźmi, jak to między nimi bywa i co się w
niebie dzieje, a co w Hadesie i narodziny bogów i bohaterów. Czyż nie to
są rzeczy, które Homer wziął za przedmiot swojej poezji?
ION. Prawdę mówisz Sokratesie.
III SOKRATES. Więc cóż? Czy inni poeci nie O tym samym śpiewają?
ION. Tak, Sokratesie, ale nie tak samO śpiewają jak Homer.
SOKRATES. Jak to? Gorzej?
ION. Znacznie gorzej.
SOKRATES. A Homer lepiej ?
ION. O! Lepiej; na Zeusa!
SOKRATES. Prawda? Ionie ukochana głowo, kiedy o liczbach mówi wielu
ludzi, a jeden z nich najlepiej - to przecież ktoś pozna tego, co
najlepiej mówi?
E ION. Przyznaję.
SOKRATES. A czy ten sam, który i źle mówiących, czy ktoś inny.
ION. Ten sam, przecież.
SOKRATES. Prawda? To jest ten, który posiada sztukę arytmetyki?
ION. Tak.
SOKRATES. A cóż, kiedy wielu mówi o zdrowotnych pokarmach, jakie też są,
i jeden mówi najlepiej, to czy wtedy ktoś inny pozna się na tym, który
mówi najlepiej, że on najlepiej mówi, a znowu ktoś inny na tym, co gorzej,
że gorzej mówi, czy też zrobi to jeden i ten sam?
ION. Oczywista przecież, że jeden i ten sam.
SOKRATES. Któż taki jak on się nazywa?
ION. Lekarz.
SOKRATES. Prawda? W nagłówku sobie napiszemy, że jeden i ten sam pozna
532 się zawsze, kiedy wielu ludzi mówi o jednym i tym samym, kto mówi dobrze i
kto źle. Albo, jeśli się nie pozna na tym, kto źle mówi, to oczywiście i
na tym się nie pozna, kto dobrze; ten sam przecież temat.
ION. Tak jest.
SOKRATES. Prawda? Ty powiadasz, że Homer i inni poeci, wśród których
jest i Hezjod, i Archiloch, mówią o jednym i tym samym, chociaż nie w ten
sam sposób; jeden mówi dobrze, a drudzy gorzej.
ION. I prawdę mówię
SOKRATES. Prawda? Jeżeli tego, co dobrze mówi, znasz, to powinien był
B poznać się i na tych, którzy gorzej mówią, że mówią gorzej?
ION. Zdaje się, że tak.
SOKRATES. Nieprawda, przyjacielu; jeżeli powiemy, że Ion jest równie
tęgi w Homerze, jak w innych poetach, nie pobłądzimy, bo on się i sam
zgadza, że jeden i ten sam człowiek będzie w sam raz odpowiednim sędzią
wszystkich, którzy mówią o jednym i tym samym, a poeci prawie wszyscy
robią właśnie to samo.
IV ION. Więc cóż to może być za przyczyna. Sokratesie, że ja, kiedy ktoś o
innym poecie rozmawia. to nawet nie uważam; nie mogę ani dwóch słów
C dorzucić, o których warto by było mówić - więc ja po prostu zasypiam, a
jak tylko ktoś wspomni Homera, natychmiast się budzę i uważam, i mam dużo
do powiedzenia?
SOKRATES. To nie trudno zgadnąć, przyjacielu. Każdy pojmie, że umiejętnie
i na podstawie wiedzy mówić o Homerze nie potrafisz. Bo, gdybyś umiał
robić to umiejętnie, to potrafiłbyś mówić i o wszystkich innych poetach;
wszystko to przecież poetyka. Czy nie?
ION. Tak.
D SOKRATES. Prawda? Jeśli ktoś weźmie i inną jakąkolwiek sztukę jako całość,
to przecież istnieje ta sama metoda badania każdej. A jak ja to rozumiem,
chcesz posłuchać, Ionie?
ION. Ależ tak, na Zeusa, Sokratesie; chcę; bardzo chętnie słucham was -
mędrców.
SOKRATES. Cieszyłbym się bardzo, gdyby to była prawda, Ionie. Ale mędrcy -
to raczej wy; śpiewacy i aktorowie i ci, których wy poematy śpiewacie. A
ja nic innego nie mówię, tylko prawdę; ot, jak taki sobie człowiek, co nic
E nie umie. Przecież i to, o com cię teraz pytał, zobacz, jakie to marne i
nieumiejętne i dla każdego człowieka naturalne, com mówił, że jedno jest
badanie każdej, jeżeli ktoś weźmie sztukę jako całość. Weźmy, tak, na
rozum: malarska sztuka przecież, to jest pewna całość.?
ION. Tak.
SOKRATES. Prawda? I malarzy wielu jest i było wielu dobrych i lichych?
ION. Oczywiście.
SOKRATES. A czyś ty widział już kogo, który by mówiąc o Polygnocie, synu
Aglaofonta, znakomicie umiał wykazywać, co on dobrze maluje, a co nie, a o
innych malarzach mówić nie potrafi. I, kiedy ktoś rozbiera dzieła innych
533 malarzy - ten śpi i nie ma głosu i nie potrafi swoich trzech groszy
dorzucić, a kiedy trzeba o Polygnocie, czy innym, jakim chcesz,
malarzu jednym jedynym, zdanie wypowiedzieć, on się budzi i uważa i dobrze
wie, co ma powiedzieć?
ION. No - nie, na Zeusa; przecież nie.
SOKRATES. Cóż tedy? A o rzeźbiarstwie; jużeś kiedyś widział takiego, co
tęgi jest w wykładzie prac Dedala, syna Metiona, czy Epeijosa, syna
Panopeusa, czy Teodora z Samos, czy innego jakiegoś rzeźbiarza jednego
B jedynego; powie, co dobrze zrobione, a co nie; a kiedy mowa o dziełach
innych rzeźbiarzy, on jest w kłopocie i zasypia, bo nie ma nic do
powiedzenia?
ION. Nie - na Zeusa i takiegom nie widział.
SOKRATES. A pewnie; i mnie się tak zdaje, że i ze sztuką gry na flecie tak
samo i na kitarze i ze śpiewem przy kitarze i bez kitary - nigdyś nie
C widział człowieka, który doskonale tłumaczy i omawia Olimposa i Tamyrasa,
albo Orfeusza, czy Femiosa, śpiewaka z Itaki, a o Ionie z Efezu mówić by
nie potrafił i nie umiałby od siebie dorzucić słówka, powiedzieć, co też
on dobrze śpiewa, a co nie.
ION. ]a ci na to nie potrafię odpowiedzieć, Sokratesie, tylko z tego sobie
sam przed sobą zdaję sprawę, że o Homerze, to ja najpiękniej ze wszystkich
mówię i mam co i wszyscy inni powiadają, że ja o nim pięknie mówię, a o
innych to nie. Więc zobacz to, co to jest takiego?
V SOKRATES. ]a widzę, Ionie, i zaczynam ci wyjaśniać, co to jest, według
D mego zdania. To jest to, że ty nie posiadasz sztuki, która by ci pozwalała
dobrze i pięknie mówić o Homerze, jak przed chwilą powiedziałem; tylko w
tobie mieszka, jakaś boska siła, która cię porusza tak, jak w tym kamieniu
który Eurypides magnetytem nazwał a szerokie koła zwą go Herakleiskim.
Otóż ten kamień nie tylko, że sam przyciąga pierścionki żelazne, ale
jeszcze taką siłę w nie wprowadza, że mogą znowu to samo robić, co ten
E kamień: inne pierścionki przyciągać tak, że nieraz, bywa, długi łańcuch na
nim zwisa z żelazek i pierścieni pozczepianych, jedne z drugimi. A
wszystkich tych kawałków siła zawisła od owego kamienia. Tak i muza
sprawia, że bóg w kogoś wstępuje; przez nią naprzód, a za pośrednictwem
tych, w których bóg naprzód wstąpił, tworzy się i zwisa od nich długi
łańcuch innych entuzjastów. Bo wszyscy poeci, którzy dobre wiersze piszą,
nie przez umiejętność to robią, nie przez sztukę: tylko bóg w nich
wstępuje i oni w zachwyceniu wszystkie te piękne poematy mówią, a
534 pieśniarze dobrzy tak samo: Jak korybanci nie przy zdrowych zmysłach
tańczą, tak i pieśniarze nie przy zdrowych zmysłach piękne pieśni
owe składają, tylko, kiedy jeden z drugim wpadnie w harmonię i w rytm, w
rodzaj szalu, w zachwycenie - to już, jak owe bachantki, miód i mleko z
rzek czerpią w zachwycie, a przy zdrowych zmysłach nie; tak i pieśniarzy
dusza sama to robi, co ich usta mówią. Przecież mówią nam poeci, że z
B miodopłynnych źródeł i po jakicheś ogrodach muz i dolinach zbierają pieśni
i przynoszą je nam, jak pszczoły; i oni też tak latają. I prawdę mówią. Bo
to lekka rzecz taki poeta i skrzydlata, i święta. A nie prędzej potrafi
coś zrobić, zanim bóg w niego nie wejdzie, zanim zmysłów nie straci i nie
pozbędzie się rozumu. Jak długo ma ten majątek, nie potrafi żaden człowiek
być poetą, ni wieszczem. Zatem to nie jest twórczość na umiejętności
oparta, kiedy mówią wiele pięknych rzeczy o tym czy owym, jak na przykład
C ty o Homerze; tylko z bożej łaski to jedno każdy ładnie robić potrafi, do
czego muza go popchnie; jeden dytyramby pisze, drugi pochwały, tamten
chóry mimiczne, ten heksametry, a ów jamby. Poza tym nic nie wart każdy z
nich. Im tego przecież nie dyktuje sztuka, tylko siła bóstwa, bo przecież,
gdyby o jednej rzeczy umieli mówić umiejętnie, umieliby też o wszystkich
innych.
D A dlatego im bóg rozum odbiera i używa ich do swej posługi i wieszczów i
wróżbitów boskich, abyśmy, słuchając, wiedzieli, że to nie oni sami mówią
te bezcenne rzeczy; nie ci, których rozum odszedł, tylko bóg sam mówi i
przez nich się do nas odzywa.
A największym świadectwem tego słowa Tynnichos z Chalkidyki; nigdy żadnego
poematu nie napisał, o którym by warto wspomnieć, tylko ten jeden pean,
który wszyscy śpiewają, bodaj że najpiękniejszy ze wszystkich pieśni; tak
po prostu, jak sam powiada: muzy ten hymn wynalazły. Tutaj nam, uważam,
E najlepiej bóg wskazuje, żebyśmy nie wątpili, jako iż nie ludzkie są owe
piękne poematy i nie od ludzi pochodzą, ale boskie są i od bogów. A poeci
nie są niczym więcej, tylko tłumaczami bogów w zachwyceniu; każdego jakiś
bóg w zachwyt wprawia. To właśnie chciał pokazać bóg, kiedy przez usta
535 najlichszego poety najpiękniejszą pieśń wyśpiewał. Czyż nie myślisz, że
prawdę mówię, Ionie?
ION. Tak, na Zeusa - ja - tak. Jakoś mnie słowami tak za serce chwytasz,
Sokratesie, i mam wrażenie, że to z bożej łaski tak nam dobrzy poeci słowa
bogów tłumaczą.
VI SOKRATES. Prawda? Wy znowu śpiewacy, poetów nam tłumaczycie?
ION. I to prawda, co mówisz.
SOKRATES. Więc jesteście tłumaczami tłumaczów?
ION. Ze wszech miar.
SOKRATES. Czekaj no, a to mi też powiedz, Ionie, a nie kryj, o cokolwiek
B bym cię zapytał. Kiedy tak dobrze wiersze mówisz i najwięcej strachem
przejmujesz widzów, albo o Odyseuszu śpiewasz, jak na próg domu wskakuje,
zjawia się nagle przed zalotnikami i strzały wysypuje pod nogi albo o
Achillesie, jak godzi na Hektora, albo coś z tych łzawych rzeczy o losach
Andromachy lub Hekaby, czy Priama - czy ty wtedy jesteś przytomny, czy też
wychodzisz z siebie i gdzieś tam przy tym, ma wrażenie twoja dusza, że
jest, o czym śpiewasz właśnie; bóg w niej siedzi, a rzecz się dzieje na
C Itace, czy w Troi, czy gdzie tam indziej poemat się rozgrywa?
ION. Wiesz - jakeś ty mi jasne świadectwo powiedział, Sokratesie; nie
skryję; wszystko ci powiem: kiedy mówię coś smutnego, to mi się oczy łzami
napełniają; a jak coś strasznego, okropnego, to mi włosy dębem na głowie
stają ze strachu, a serce skacze tak mocno!
D SOKRATES. Więc cóż powiemy, Ionie? Jest wtedy przytomny ten człowiek,
który odziany w szatki pstre, z wieńcem złocistym na skroni, płacze
podczas ofiar i obrzędów, chociaż nic nie zgubił; wszystko to ma na sobie
albo się boi, stojąc pośród więcej niż dziesięciu tysięcy ludzi życzliwych
i nikt go nie obdziera, ani mu krzywdy nie robi?
ION. No - nie, na Zeusa; nie bardzo, Sokratesie, żeby tak prawdę
powiedzieć.
SOKRATES. A wiesz przecież, że i u niejednego z widzów wywołujecie
zupełnie to samo?
E ION. I bardzo dobrze wiem. Przecież zawsze patrzę na nich z góry, z
estrady, jak płaczą i straszne spojrzenia ciskają i drżą od słów poematu.
Ja też musze dobrze na nich uważać, bo, jeżeli im łzy z oczu wycisnę, sam
się będę śmiał: dostanę pieniądze, a jak śmiech, to będę płakał, bo mi
pieniądze przepadną.
VII SOKRATES. Wiesz ty, że ten widz, to ostatni z pierścionków, o których ci
mówiłem, że pod wpływem kamienia Herakiejskiego jeden od drugiego siłę
536 bierze. Pośrednie ogniwo to ty, śpiewak i aktor, a pierwsze: sam poeta.
A bóg przez nich wszystkich wlecze dusze ludzkie, dokąd zechce; zaczepił
siłę jednych o drugich. I jak od owego kamienia, tak od tych ludzi zwisa
długi łańcuch chórzystów i nauczycieli i młodszych nauczycieli; ci
przyczepiają się z boku do tych pierścionków, które muza prosto trzyma. I
jeden poeta u tej muzy wisi, a drugi u innej. A nazywamy to u niego
B zachwytem. I to bliskie; bo go coś chwyta i trzyma naprawdę. A poeta znowu
także jeden na drugim wisi i boga z niego w siebie bierze; jedni z
Orfeusza, drudzy z Muzajosa. A wielu z Homera czerpie natchnienie i jego
się też trzymają. Jednym z nich jesteś ty, Ionie, i czerpiesz natchnienie
z Homera; toteż, jeśli ktoś śpiewa innego poetę, śpisz i nie masz nic do
powiedzenia, a niech tylko zabrzmi pieśń jaka tego poety, natychmiast się
C budzisz i dusza ci tańczyć zaczyna. O, wtedy ty wiele masz do powiedzenia.
Bo ty nie dzięki umiejętnej sztuce, dzięki wiedzy mówisz o Homerze to, co
mówisz, tylko z bożej łaski i w zachwycie; jak korybanci tylko jedną
słyszą pieśń doskonale; pieśń boga, z którego czerpią natchnienie i do tej
pieśni nie brak im ani gestów ani wyrazów; o inne pieśni nie dbają. Tak
i ty, Ionie; niech tylko wspomni ktoś Homera, jesteś pan i u siebie, a gdy
D kogo innego - toś biedak. A pochodzi to stąd, jakeś mnie przedtem pytał,
czemu cię na tyle stać o Homerze a o innych nie, że ty nie dzięki sztuce,
ale dzięki łasce bożej jesteś tęgim wielbicielem Homera.
VII ION. Dobrze mówisz, Sokratesie. A jednak dziwiłbym się, gdybyś aż tak
dobrze mówił, żeby mnie przekonać, że ja w zachwyceniu i w szale niejako
wielbię Homera. Myślę nawet, że nie miałbyś tego wrażenia, gdybyś słyszał,
jak ja mówię o Homerze.
SOKRATBS. Ja chcę słyszeć, doprawdy; ale nie prędzej, zanim nic odpowiesz
mi na to: z tych rzeczy, o których Homer mówi, o czym ty dobrze umiesz
E mówić? Bo przecież chyba nie o wszystkich?
ION. Ale bądź przekonany, Sokratesie: nie ma takiej rzeczy, o której by
nie!
537 SOKRATES. Przecież chyba nie i o tych rzeczach, na których się właśnie nie
znasz, a Homer o nich mówi.
ION. A cóż to znowu będzie, o czym Homer mówi, a ja się na tym nie znam?
SOKRATES. Przecież i Homer nieraz wiele mówi. Na przykład o powożeniu
końmi. Jeżeli sobie przypomnę wiersze, to ci powiem.
ION. Ależ ja powiem; ja przecież pamiętam.
SOKRATES. Powiedzże mi, co mówi, Nestor synowi Antilochowi, kiedy mu radzi
uważać na zakręcie podczas wyścigów na cześć Patroklosa.
ION.
Przechyl się trochę powiada, na wozie wspaniale rzeźbionym
w lewą stronę a konia pamiętaj zacinać prawego
B Batem i krzycz po imieniu a lejce mu poddaj rękoma.
Metę, gdy będziesz miał blisko, lewego ściągnij ku sobie
Nie myśl, że piasta zadraśnie brzeg koła gładko toczony.
Byleś tylko na kamień czasem nie trafił po drodze.
SOKRATES. Wystarczy. W tych wierszach, Ionie, czy Homer ma słuszność, czy
C nie; kto potrafi to lepiej poznać lekarz czy woźnica ?
ION. Woźnica, przecież.
SOKTARES. Czy dlatego, że posiada odnonśną sztukę, czy dlaczegoś innego?
ION. No nie; tylko dlatego, że sztukę.
SOKTARES. Nieprawdaż? każdej sztuce pozwolił bóg rozumieć się na jakiejś
robocie. Bo przecież co poznajemy z pomocą sztuki sternika, tego nie
poznamy z pomocą sztuki lekarskiej.
ION. No, nie - przecież.
SOKTARES. Nieprawdaż? I podobnie ze wszystkimi innymi sztukami. Co
poznajemy z pomocą jednej, tego nie poznamy z pomocą drugiej. Ale na to mi
przedtem odpowiedz: Ty uznajesz, że jedna sztuka jest inna, a druga znowu
inna.
ION. Tak.
D SOKRATES. Więc tak, jak ja: na tej podstawie, że jedna jest wiedzą o
innych rzeczach, a druga znowu o innych - dlatego też jedną sztukę
nazywamy tak, a drugą inaczej. Otóż ty tak samo?
E ION. Tak.
SOKRATES. Przecież gdyby to była jakaś wiedza o jednych i tych samych
rzeczach, to po cóż byśmy mieli jedną tak nazywać, a drugą inaczej,
skoroby się od jednej i drugiej można tego samego dowiedzieć. Tak, jak ja
teraz, poznaj, że tych palców jest pięć i ty tak samo jak ja; to samo
poznajesz. A gdybym cię zapytał, czy my tu z pomocą tej samej sztuki
poznajemy jedno i to samo: z pomocą arytmetyki, ja i ty, czy też z pomocą
innej sztuki, to byś pewnie powiedział, że z pomocą tej samej.
ION. Tak.
538 SOKRATES. Więc to, o co cię przed chwilą miałem zapytać, teraz mi powiedz:
czy o wszystkich sztukach tak myślisz; że za pomocą tej samej sztuki musi
się poznawać to samo, a z pomocą drugiej nie to samo, ale, skoro to jest
inna sztuka - to i poznaje coś innego.
ION. Tak mi się zdaje, Sokratesie.
SOKRATES. Nieprawdaż; ktokolwiek nie posiada danej sztuki, ten nie
IX potrafi, jak należy rozeznawać tego, co się o tej sztuce mówi, albo co się
w niej robi.
ION. Prawdę mówisz.
B SOKRATES. A tak w tych wierszach, któreś przytoczył; to, czy słusznie mówi
Homer, czy niesłusznie, ty łatwiej poznasz, czy woźnica?
ION. Woźnica.
SOKRATES. Bo ty jesteś przecież śpiewak, a nie woźnica?
ION. Tak.
SOKRATES. A sztuka śpiewaka, to inna niż sztuka woźnicy ?
ION. Tak.
SOKRATES. Jeżeli więc inna, to jest też wiedzą o innych rzeczach?
ION. Tak.
C SOKRATES. No cóż; a jak Homer powie, że zranionemu Machaonowi Hekameda,
służąca Nestora, daje pić miksturę na posiłek; i powiada tak jakoś :
Wino pramnijskie - powiada - weź; na to sera koziego
Utrzyj na tarku brązowym a napój przypraw cebulą!
Czy słusznie to Homer Mówi, czy nie - to lekarska sztuka rozpoznać jak
należy, czy sztuka śpiewacka ?
ION. Lekarska.
SOKRATES. A cóż, kiedy Homer powie:
Ona, do kuli z ołowiu podobna, zapadła w głębiny,
Która na róg bawołu nabita, co w polu nocował,
D Spada żarłocznym rybom, śmierć niosąc w morza otchłanie.
To znowu ocenić, powiemy, będzie rzeczą sztuki rybackiej, czy też sztuki
śpiewackiej; co też Homer mówi i czy dobrze mówi, czy nie?
ION. Oczywiście, Sokratesie, że rybackiej.
SOKRATES. Przypatrzże się; gdybyś ty zadawał pytania i zapytał mnie tak:
Sokratesie, jeżeli ty dla każdej sztuki wyszukujesz coś w Homerze, co jej
E wypada rozstrzygać, to proszę cię, znajdźże i coś dla wieszczka i dla
sztuki wieszczbiarskiej - coś, co by wieszczkowi wypadało rozeznać, czy to
dobrze napisane, czy źle - to popatrz, jak ja ci łatwo i jak prawdziwie
odpowiem. Bo w wielu miejscach w Odysei mówi Homer, jak na przykład to, co
powiada Teoklymenos, wieszczek z rodu Melampodidów, do zalotników.
539
Bójcie się boga; jak straszny wasz los; wszak okropna i czarna
Noc głowy wasze obwija i twarze, i członki skulone.
Jęk się straszny rozlega i łza wasze skrapia policzki,
Mary się cisną w przedsionku, upiorów pełna świetlica,
Lecą w przepaście Erebu i w ciemność.
Słońce na niebie Zgasło na zawsze i mroki ziemię zaległy grobowe.
A często w Iliadzie; na przykład podczas walki o mur. Mówi się przecież i
tam:
Ptak się nad nimi ukazał, gdy chcieli się wedrzeć na mury:
Orzeł, mieszkaniec obłoków od lewej na wojsko napierał;
Węża sploty czerwone szponami ściskał ostrymi.
C Straszny gad jeszcze drgał; jeszcze żył i zaciekłym ostatkiem
Sił broniąc życia ostatków pierś orła ukąsił pod szyję,
Wstecz się wygiąwszy w powietrzu. Ptak męką zdjęty straszliwą
Puścił gada na ziemię. Ten spadł między wojsko zdumione.
D Orła krzyk rozdarł powietrze; ptak wichrem poleciał w przestwory.
Otóż takie i tym podobne rzeczy, powiem, że wieszczek powinien i
rozpatrywać, i oceniać.
ION. Prawda i to, co mówisz, Sokratesie.
X SOKRATES. I to, co ty mówisz, Ionie, to także prawda. Ale teraz ty mnie
E znowu tak, jak ja tobie wybrałem miejsca z Odysei i z Iliady: jedne
odpowiednie dla wieszczka, drugie dla lekarza, inne dla rybaka, tak i ty
mnie wybierz; przecież i lepiej się znasz na Homerze ode mnie; co by też
tam było dla śpiewaka, Ionie, i dla sztuki śpiewackiej; co by się też
śpiewakowi godziło i rozpatrywać, i rozsądzać raczej niż wszystkim innym
ludziom?
ION. Ja mówię, Sokratesie, że wszystko w ogóle.
SOKRATES. Ależ; ty przecież nie mówisz, że wszystko w ogóle. Doprawdy.
Chyba, że masz taką krótką pamięć. Przecieżby nawet nie wypadało, żeby
taki mąż, śpiewak - miał krótką pamięć.
540 ION. A cóż ja zapominam?
SOKRATES. Zapominasz coś powiedział: że sztuka śpiewaków jest inna od
sztuki woźniców.
ION. Przypominam sobie.
SOKRATES. Nieprawdaż, i zgodziłeś się, że będąc inną będzie też inne
rzeczy rozeznawała.
ION. Tak.
SOKRATES. Zatem nie będzie rozeznawała wszystkiego w ogóle, wedle twego
słowa, nawet śpiewak tego nie zrobi.
B ION. Oprócz, może czegoś w tym rodzaju, Sokratesie.
SOKRATES. Ależ, "coś w tym rodzaju" mówisz, a to będzie mniej więcej to,
co pozostanie poza przedmiotami innych sztuk. Więc na czym to się będzie
śpiewak rozumiał, skoro nie na wszystkim?.
ION. Ja myślę, że na tym, co wypada powiedzieć mężczyźnie, a co przystoi
mówić kobiecie, co niewolnikowi, co wolnemu, co poddanemu, a co panu.
SOKRATES. Co przystoi mówić panu, powiadasz, takiemu którego okręt burza
pędzi po morzu - więc to będzie lepiej śpiewak wiedział, czy sternik?
ION. No - nie. Takie rzeczy, to sternik przecież.
C SOKRATES. A co powinien powiedzieć pan niewolnika chorego, to śpiewak
lepiej pozna i dojdzie, czy lekarz?
ION. Ani to nie jest rzecz śpiewaka.
SOKRATES. Ale, co przystoi niewolnikowi, powiadasz?
ION. Tak.
SOKRATES. Na przykład niewolnikowi, któremu się bydło gzić zaczyna, a on
je ma uspokoić? Otóż taki co ma powiedzieć, to śpiewak lepiej rozezna czy
hodowca wołów?
ION. No - nie to przecież.
SOKRATES. Ale to, co wypada mówić kobiecie, która przędzie: o przeróbce
D wełny.
ION. Nie.
SOKRATES. Ale może to rozezna, co wypada mówić wodzowi, kiedy przemawia do
żołnierzy?
ION. Tak, na takich rzeczach zna się śpiewak.
XI SOKRATES. Jak to: sztuka śpiewaków to strategika?
ION. Już ja bym tam wiedział, co wódz powinien mówić.
E SOKTARES. Więc może ty i wodzem jesteś. Ionie? A jednak, gdybyś był
ujeżdżaczem a równocześnie kitarzystą, rozpoznawałbyś konie dobrze i źle
ujeżdżone. Gdybym cię jednak zapytał, z pomocą której sztuki, Ionie,
rozpoznajesz konie dobrze ujeżdżone; czy robisz to jako ujeżdżacz, czy
jako kitarzysta? Cobyś mi odpowiedział?
ION. Że jako ujeżdżacz.
SOKRATES. Prawda; a rozpoznając tych, co dobrze grają na kitarze,
zgodziłbyś się z pewnością, że robisz to z pomocą tej sztuki, która cię
kitarzystą czyni, a nie z pomocą tej, przez którą jesteś ujeżdżaczem?
ION. Tak.
SOKRATES. A kiedy znowu sprawy wojskowe rozpoznajesz, to rozpoznajesz je z
pomocą tej, która cię wodzem czyni, czy tej, przez którą jesteś
śpiewakiem?
ION. Mnie się zdaje, że tu nie ma żadnej różnicy.
541 SOKRATES. Jak to; mówisz żadnej różnicy? Mówisz, że to jedna sztuka:
śpiewactwo i strategika, czy też dwie sztuki?
ION. Mnie się zdaje, że jedna.
SOKRATES. I kto tylko jest dobrym śpiewakiem, ten jest już i dobrym
wodzem.
ION. Bardzo dobrym, Sokratesie.
SOKRATES. Aha; I kto jest dobrym wodzem, ten jest już i dobrym
śpiewakiem?
ION. Nie - to mi się znowu nie wydaje.
SOKRATES. A co ci się jednak wydaje, że kto jest dobrym śpiewakiem, ten
B jest też i dobrym wodzem?
ION. Tak jest.
SOKRATES. Nieprawda; ty jesteś najlepszym śpiewakiem między Hellenami?
ION. Bez żadnego porównania, Sokratesie.
SOKRATES. Ionie! a czyż i wodzem jesteś najlepszym spośród Hellenów?
ION. Żebyś wiedział, Sokratesie; i tego też nauczyłem się z Homera
XXII SOKRATES. Nie - cóż znowu! Na bogów, Ionie! W obu kierunkach, jesteś
najznakomitszym spośród Hellenów i wodzem, i śpiewakiem, a włóczysz się po
Helladzie i śpiewasz pieśni, zamiast dowodzić wojskiem; cóż, ty myślisz,
C że Hellada takiego śpiewaka ze złotym wieńcem na głowie bardzo potrzebuje,
a wódz się jej na nic nie przyda?
ION. Sokratesie, nasze państwo zostaje pod rządami i pod dowództwem
waszego; toteż zupełnie nie potrzebuje wodza, a wasze znowu państwo i
spartańskie nie wybrałoby mnie wodzem. Wy uważacie, że wystarczacie sobie
sami.
SOKRATES. Ionie - jesteś niezrównany. A nie znasz ty Apollodora z Kyzikos?
ION. Cóż to za jeden?
SOKRATES. Ateńczycy często obierali go wodzem, choć to człowiek obcy. I
D Fanostenesa z Andros i Herakleidesa z Kladzomenów; to wszystko przecież
ludzie obcy, a jednak wykazali, że warto o nich mówić; więc ich nasze
państwo i na strategie wprowadza i na inne urzędy. A Iona z Efezu miałoby
nie wybrać i nie poczcić go, jeżeli się pokaże, że warto o nim gadać? Cóż;
E czy wy z Efezu nie jesteście Ateńczykami z dawnych lat? A Efez nie jest
przecież mniejszy od żadnego innego miasta! Tymczasem ty, Ionie, jeżeli
prawdę mówisz, że potrafisz Homera wielbić z pomocą sztuki i wiedzy ~ to
popełniasz zbrodnię, boś mi przyrzekł to wykazać a robisz mi zawód i nie
ma mowy o tym, żebyś mi to wykazał. I nie chcesz mi powiedzieć co to jest
takiego w czym ty jesteś tęgi, choć ja cię od dawna o to błagam. Tylko
tak, po prostu, jak Proteusz, wykręcasz się na wszystkie strony, wywijasz
mi się tędy i owędy, ażeś mi w końcu uciekł i zjawiasz się w postaci
542 wodza, byle tylko nie pokazać, żeś tęgi w mądrości dotyczącej Homera. Więc
jeżeli posiadasz sztukę, jak mówiłem przed chwilą i przyrzekłszy mi wywód
o Homerze, teraz mnie w błąd wprowadzasz i robisz zawód, toś zbrodniarz. A
jeżeli nie posiadasz sztuki, tylko z łaski bożej i z Homera czerpiąc
natchnienie, mówisz wiele pięknych rzeczy o tym poecie, choć nic nie wiesz
- jeśli jest tak, jak ja o tobie powiedziałem - to jesteś zupełnie
niewinny. Wybieraj więc - co wolisz; za co cię mamy uważać: człowiek zbrodniarz,
czy mąż boski?
ION. To jest wielka różnica, Sokratesie; znacznie piękniej uchodzić za
boskiego.
B SOKTARES. Więc też to piękniejsze należy ci się od nas, Ionie: boski jesteś
i wolny od umiejętności wielbiciel Homera.
KONIEC
OBJAŚNIENIA TŁUMACZA
Już w pierwszych słowach czuć pewną pobłażliwą serdeczność w tonie starego
filozofa, którego spotkał młody, wykwintnie ubrany artysta. Nawet to nabieranie
łagodne, które się zaraz zaczyna, nie kryje śladów goryczy, tonów żalu i
pogardy. Raczej przyjacielska zaczepka i wyciąganie młodego człowieka na plac,
na zapasy.
No pokaż, czy rozumiesz Homera - mówi niejako Sokrates. A w jego ustach
znaczy to pokaż, czy się znasz na tych przedmiotach, o których Homer śpiewa. Ion
nie odpowiada na to wyzwanie, tylko na inne nieco, które właściwie nie padło.
Twierdzi, że umie pięknie mówić o Homerze i pragnie go zadeklamować. Złoty
wieniec mu się należy od recytatorów, albo od rodu Homera. Filozof rezygnuje z
proponowanego popisu, natomiast szerzej wyjaśnia swoje stanowisko.
Znać się na poezji, to jego zdaniem, znać się na przedmiotach, które poeta
opiewa. A że na każdym przedmiocie zna się odpowiedni fachowiec, zatem fachowiec
od pewnego działu znać się powinien na wszelkiej poezji i na każdym poecie.
Poeci mówią przecież wszyscy o jednym i tym samym, więc kto się zna na jednym,
znać się powinien na wszystkich. Czytając to, można się wahać, czy Sokrates
serio mówi, czy żartuje; my bowiem zgoła nie tak pojmujemy znawstwo w zakresie
wiedzy o sztuce. Ciaśniej. Znajomość przedmiotu dzieła sztuki jest tylko jednym
z warunków znawstwa. Zawsze jednak warunkiem niewystarczającym a niekiedy może
nawet trudnym do pomyślenia.
Jeśli przedmiotem dzieła nazwiemy to, co autor w dziele przedstawia, te
przedmioty, których wyobrażenia autor z pomocą dzieła w świadomości widza
wywołać zamierza, to zgodzimy się z Sokratesem, że nie będzie żadnym znawcą
Praksytelesa lub Michała Anioła, ani żadnego innego plastyka, ktoś, to się na
budowie ciała ludzkiego nie zna gruntownie.
Ale nie wystarczy być meteorologiem, żeby się poznać i być znawcą ustępu o
chmurach z Pana Tadeusza. Z drugiej strony znowu, trudno się znać na niebie i
piekle, i czyśćcu, a przecież są ludzie, którzy się znaj - na Boskiej Komedii.
Co prawda, to i ci nie obejdą się bez pewnych wiadomości teologicznych, ale one
same literackiego znawstwa ich nie stanowią.
Przez znawcę, w dziedzinie sztuki, rozumiemy tego, który potrafi opisać
dzieło sztuki, porównać je z innymi, dokonać jego rozbioru, wytłumaczyć je
psychologicznie, socjologicznie i dziejowo, rozpoznać je świadomie w zestawieniu
z falsyfikatem i uzasadnić swe rozpoznanie. Do tego celu potrzebna jest teoria
danego działu, system pojęć i zasad, którymi każdy znawca amator i tak operuje,
jeśli tylko jest znawcą, choćby i amatorem, acz operuje może mniej lub więcej
nieświadomie.
Te pojęcia nie były obce Platonowi. Sam stworzył program retoryki w
Fajdrosie, uczeń jego największy zestawił obok retoryki poetykę. Tak też pojmuje
Sokrates znawstwo już w rozdziale IV naszego dialogu. Na razie jednak podobało
mu się mówić tak, jakby znawstwo sztuki ograniczał do samej znajomości
przedmiotu dzieła.
Ion, który się podał za znawcę jedynie tylko Homera, musi się teraz
tłumaczyć, dlatego znawstwo jego ma tak ciasne granice; z Sokratesowego bowiem
pojmowania rzeczy wynikałoby, że powinien być znawcą wszystkich dzieł i autorów,
którzy ten sam przedmiot traktują.
Iona odpowiedź pierwsza nie jest tak zła. Homer nie tak samo pisze jak inni
i stąd ograniczenie jego usprawiedliwione, jak uważa. Ion zdaje się w tej chwili
słusznie zwracać uwagę na to, że znawcę więcej obchodzi w dziele to, "jak" niż
to, "o czym" i "co". Tylko odpowiedź jego jest niejasna, bo wieloznaczna. To
"nie tak samo"(?) może oznaczać i właściwości gatunkowe epiki, i indywidualne
cechy techniki epickiej Homera, i wartość estetyczną wyższą lub niższą od innych
autorów.
To ostatnie chwyta Sokrates. Ion, zapominając, o co chodzi właściwie,
podejmuje to słowo i musi wysłuchać wywodu oczywistego, że znawstwo nie może się
ograniczać do utworów pewnego tylko stopnia wartości estetycznej.
Jednak, nie na wszystko można się w tym wywodzie zgodzić. Zgodzilibyśmy
się, gdybyśmy wartość słownych, czy plastycznych wytworów człowieka mierzyli
tylko ich stosunkiem do przedmiotu i dobrymi nazywali te, które wiernie
odtwarzają przedmioty, a złymi te, które to robią mylnie. My jednak wiemy, a wie
to i Platon równie dobrze, że zadaniem wytworów artystycznych nie jest
informowanie odbiorców o tym, jakie są przedmioty. Do tego celu służy nauka.
Wytwory sztuki mają przecież bawić oko i ucho swą budować, stosunkiem części do
całości, odpowiednim doborem środków do założonego celu.
Zwrot "dobrze ktoś mówi" dotyczyć może zarówno prawdy czyichś słów, ich
zgodności z rzeczywistością, a może też dotyczyć ich układu, ich strony
formalnej, estetycznej. Może ktoś mówić bardzo dobrze pod względem rzeczowym,
ale bardzo źle pod względem formalnym, jeśli np. najsłuszniejsze w świecie
wywody podaje rozwlekle, jąkając się, stękając, mrucząc i tak je ułoży zawile,
że się słuchacz lub czytelnik spoci i jeszcze w nich głowy i ogona nie znajdzie,
zamiast, żeby jednym rzutem oka ująć mógł całość i części.
Stąd, kiedy wielu ludzi mówi o jednym i tym samym, niekoniecznie jeden i
ten sam pozna się na tym, kto mówi dobrze, a kto źle. Niekoniecznie, bo dobrze i
źle są wyrazami dwuznacznymi; zaczem jeden się poznać może na wysokiej wartości
oratorskiej jednej mowy, a drugi na wysokiej wartości rzeczowej drugiej mowy.
Niekoniecznie jeden i ten sam człowiek będzie w sam raz odpowiednim sędzią
wszystkich, którzy mówią o jednym i tym samym. Wystarczy zresztą, żeby o oczach
kobiety jeden napisał sonet, a drugi traktat chirurgiczny. Dobry okulista
miałby jedno i drugie oceniać?
Dotyka Platon tej kwestii w Fajdrosie i skłania się od razu do
spartańskiego stanowiska, że jedyną sztuką mówcy, jedyną jego zaletą estetyczna,
jest mówić prawdę - w końcu jednak przechodzi na to, że mówić prawdę jest tylko
jednym warunkiem wartości mowy, ale nie jedynym. Są i inne, których Sokrates
zdaje się w tej chwili znowu nie dostrzegać. Właściwą Ionowi niezdolność do
wypowiadania sądów trafnych i ciekawych o wszystkich innych poetach poza Homerem
tłumaczy Sokrates brakiem potrzebnej wiedzy, który zarazem podkopuje wartość
sądów recytatora i o samym Homerze. Wiedza, o którą Sokratesowi idzie w tej
chwili, to już nie tylko wiedza o przedmiotach sztuki, ale o samej sztuce; w tym
wypadku, ponieważ mowa o epice i o liryce: poetyka. Teoria poezji. Z toku słów
Sokratesa widać, że miał na myśli obok poetyki i teorię sztuk plastycznych,
która by pozwoliła umiejętnie mówić o Polygnocie, sławnym twórcy patriotycznych
obrazów na ścianach malowanego portyku w Atenach, o mitycznym Dedalu, który miał
pierwszy rozdzielić nogi swym posągom, aby im pozory ruchu nadać, o Epejosie,
który miał drewnianego konia pod Troją zbudować i o Teodorze z Samos, który
wynalazł odlewanie z brązu (około 570 r. przed Chr.). Teoria muzyki znowu byłaby
podstawą znawstwa w swoim zakresie i pozwoliłaby mówić rozumnie o mitycznych,
czcigodnych postaciach jak Orfeusz, czy Olimpos i o sympatycznym znajomym
Sokratesa. Dobry teoretyk nie może być znawcą jednego tylko autora; będzie miał
warunki do uzasadnionej oceny analizy każdego, bo każdego rozpatruje z ogólnych,
dobrze określonych stanowisk. Tutaj trzeba się z Sokratesem zgodzić bez
zastrzeżeń.
Dlaczego Ion pięknie mówi o Homerze, to próbuje Sokrates tłumaczyć nie
jakąkolwiek umiejętnością śpiewaka, tej mu odmawia filozof. Tylko transem, który
Sokrates przenośnie w tej chwili opisuje. Zmieniły się od czasów Platona
znaczenia niektórych słów. W jego ustach "sztuka" odpowiada raczej naszej
umiejętności. Stąd niekiedy dwoma wyrazami tłumaczyć trzeba było greckie techne,
aby wydobyć przeciwstawienie między twórcą, który się intelektem kieruje w
robocie, a tym, który sam nie wie, co i dlaczego robi, ale się jego rzeczy
podobają mimo to i ogół je mianem dzieł sztuki pochwala. Ustęp ten wpada
miejscami w rytmy, sypie porównaniami, stopniuje, przeskakuje z patosu w żart, z
podniosłego tonu w gawędę starego organisty. Tego nie podrobił byle kto. Ustęp
typowo platoński.
Sokrates nie drwi z poetów. Tylko tak, jak on zawsze, uśmiecha się; nawet
wtedy, kiedy czci. Wstydzi się porywów. Jeśli ironizuje, to i samego siebie.
W głosie Sokratesa brzmi miłość dla sztuki, a równocześnie jakby
pobłażliwy uśmiech ironii, jeśli nie politowania, w kierunku poetów. Rozdział
ten trudno traktować jako układ twierdzeń o sztuce, bo to jest najwyraźniej
ustęp poetycki a nie wywód. Formułowanie przenośni jako tezy otwiera zbyt
szerokie pole dowolnościom. Prócz tego, Platon tu nie wynajduje niczego, tylko
powtarza w pięknej formie popularną już w Grecji teorię natchnienia "z góry".
Trafną w niej jednak podał obserwację psychologiczną: utwór poetycki rodzi się
zazwyczaj nie od tytułu i nie od treści począwszy, tylko wychodzi z harmonii
pewnej i z rytmu, do którego się słowa jakoś same dobierają. Potwierdził to
Schiller u siebie i wielu innych za nim.
Odpowiedniki peanu Tynnichosa z Chalkidyki można by i w polskiej
literaturze znaleźć. Ion ulega sugestii, udziela mu się nastrój Sokratesa. Za
chwilę wpadnie w jego rytm, odsłoni się, będzie szczery, aż do uśmiechu z samego
siebie. I ładnie mu z tym.
Bardzo trafne uwagi psychologiczne na temat żywej wyobraźni artystów, która
zaciera granice między rzeczywistością a fikcją i stanowi tło osobliwego
kłamstwa przed drugimi, a nawet jakby przed sobą samym. Pod wpływem artysty i
odbiorca ulega dobrowolnemu złudzeniu. Ale i on właściwie okłamuje siebie
samego, podobnie, jak artysta jego, gdzieś, brzegiem pola świadomości i jeden, i
drugi zachowują jednak orientację normalną, nie zatracają samokontroli i
samokytyki, rzekomo uśpionej, jak to jaskrawo wydobywa Ion w ostatnich słowach
rozdziału.
To są uwagi niezmiernie cenne dla każdego, kogo interesuje kwestia
szczerości i bezpośredniości artysty i odbiorcy dzieła sztuki, niezmiernie
doniosłe, jeżeli się zważy rolę pierwiastka artystycznego w życiu społecznym,
religijnym, sugerowaniu mas wymową, odezwą, literaturą pisaną, teatrem. Ion
nabiera chwilami znaczenia wielkiego symbolu.
Zakończenie dużego obrazu z magnesem i korybantami. To byli czciciele
Dionizosa; szalonymi, hałaśliwymi tańcami, aż do zapamiętania się, cześć
oddawali bóstwu, które w nich wstępowało. Stąd nazwa entuzjastów, czyli
tych, którzy boga mają w sobie.
I Platon, i Ion musieli zauważyć, że w Sokratesa w tej chwili "bóg jakiś
wstąpił" i oto staruszek mówił bardzo pięknie, ale inaczej, niż zwykł rozmawiać
po trzeźwemu. Ion nie może się przyznać, żeby aż boga czuł w sobie, kiedy
deklamuje - po co takie wielkie słowa i czynniki nadprzyrodzone - młody człowiek
radby coś zadeklamować i Zamiast oklasku dostać uśmiech od Sokratesa w nagrodę.
Filozof znowu chce młodzieńcowi pokazać, że deklamacja i przejęcie się jakimś
poetą a umiejętna znajomość jego sztuki, to rzeczy zgoła różne. Ion ulega tej
słabostce, którą Sokrates stwierdza u fachowców w swej Obronie; zdaje mu się, że
się na wszystkim dobrze rozumie dlatego, że jest w jednym fachu tęgi.
Sokrates spróbuje mu dowieść, że rzekoma sztuka recytatorska, czy
śpiewacza, nie jest żadną sztuką (w znaczeniu Platona), bo nie jest żadną
wiedzą. Zatem nie rzuca światła na żadną dziedzinę faktów i kwestii i nie robi
człowieka znawcą w żadnym zakresie. Na razie ustalają obaj tezę, że istnieją
różne sztuki, czyli działy wiedzy o wykonywaniu różnych rzeczy. Każda z nich
nosi osobną nazwę i każda ma swój, sobie właściwy, zakres czynności.
Rozpoczyna się bardzo zabawne poszukiwanie przedmiotu właściwego rzekomej
sztuce Iona. Zasada mu przyświeca taka: ktokolwiek nie posiada danej sztuki, ten
nie potrafi oceniać ani zdań dotyczących czegoś z jej zakresu, ani czynności i
dzieł, które do niej należą. Posiadać daną sztukę znaczy zaś w ustach Sokratesa
wcale nie być wykonawcą dzieł z pewnego zakresu, tylko znać teorię wykonywania
dzieł i teorię samych dzieł, i skutkiem tego być zdolnym do ich wykonywania.
W Homerze znajdujemy na każdym kroku zdania, dotyczące czegoś z zakresu
różnych sztuk, na każdym kroku Homer daje opisy czynności i dzieł, należących do
zakresu różnych umiejętności.
Sokrates objawia znakomitą pamięć, której by mu Ion mógł pozazdrościć i
przytacza szereg miejsc, których wartość mogliby tylko zawodowcy ocenić. Tak
mówi Sokrates. My byśmy powiedzieli: nie wartość, tylko obiektywność, a do niej
nie da się sprowadzić wartości dzieła sztuki w naszym rozumieniu.
Ion, zapytany o ustęp z Homera, który by zawierał rzeczy z zakresu sztuki
recytatorskiej, mógł był przytoczyć np. występ Demodoka na dworze u Feaków i to
co o tym śpiewaku mówi Homer. Nie zrobił tego, bo nie bardzo szedł za myślą
Sokratesa. Filozof przypomina mu, że wedle zasad, które ustalili, muszą się
teraz oglądnąć za przedmiotem właściwym wyłącznie tylko sztuce śpiewaka i tego
przedmiotu poszukać w Homerze.
Ion, nie rozróżniając poetyki od teorii deklamacji i nie wiedząc dobrze, co
by być mogło przedmiotem jednej i drugiej, myśli, że wszystko w Homerze obejmuje
jego specjalność. W końcu zdobywa się na odpowiedź nie tak złą, jakby się
wydawało, tylko ją formułuje nie dość jasno. Chodzi mu o to, że znawca poezji
powinien umieć ocenić trafność charakterystyki zawartej w sposobie mówienia
osób, które się odzywają w danym utworze literackim. Tak przynajmniej można jego
odpowiedź zrozumieć. Nie chce jej tak rozumieć Sokrates. Jakby nie wiedział, że
Ion ma formę na myśli, wytyka mu, w szeregu zabawnych pytań, brak przy gotowania
zawodowego do oceny treści słów ludzkich. Tego przygotowania nie da mu sztuka
recytatorska.
Ion nie nadąża za Sokratesem, daje natomiast popis naiwności. Ten rozdział
ma zakrój mocno satyryczny. Może aluzje do obieranych strategów ateńskich, może
wytykanie naiwności dyletantom, którym się zdaje, że natchnieniem zastąpią
wiedzę zawodową, może uśmiech ironii w stronę przesadnych wielbicieli literatury
ojczystej, chcących na niej oprzeć wychowanie i zastąpić nią wiedzę rzeczową,
może wszystko to razem.
Śmiech Sokratesa na tle naiwnej miny Iona. Filozof traktuje arystę jak małe
dziecko z pieszczotliwą pobłażliwością. Streszcza w końcu to, czego chciał
dowieść i zamyka dialog tezą. W tezie tej nie ma pogardy, mimo jej formy
figlarnej. Przeciwnie, dla sztuki: cześć. Dla artystów: wyrazy pobłażania
wyrozumiałego.