ďťż

Blog literacki, portal erotyczny - seks i humor nie z tej ziemi


17. Ponowny zwrot
w stronę Austrii i Ligi Świętej

Ze zrozumiałych względów Francuzi starali się wykorzystać
rozgoryczenie Sobieskich, tak jak papieska dyplomacja, uświa-
domiwszy sobie natychmiast wagę tego incydentu, próbowała go
szybko załagodzić. Realizacji zadania, nad którym Bethune od
swego ponownego przybycia do Polski trudził się przez cztery
lata (chodziło mianowicie o zerwanie z Ligą i powrót Polski do
sojuszu z Francją w sensie układu z Jaworowa), Jan III wciąż
przeciwstawiał swoją wierność świętemu przymierzu i wolę wy-
walczenia honorowego pokoju z Porta na polach bitewnych. Król
nie miał też wcale chęci wdawać się w wojnę z innymi chrześci-
jańskimi władcami i spodziewał się, że swój wewnątrzpolityczny
program zrealizuje przy aprobacie lub przynajmniej tolerancyj-
nej postawie Austrii. Sobieski wiedział, że na dworze wersalskim
ma nieprzejednanego wroga, owego Morsztyna, który jeszcze
pod koniec roku 1687 oskarżył Bethune'a w napęczniałym jadem
memorandum o służalczość wobec Sobieskiego i zdradę fran-
cuskich interesów. Pertraktacje z Francją, które od - wywoła-
nego sporem o księstwa naddunajskie - oziębienia austriacko-
-polskich stosunków posuwały się bardzo opieszale, nie dały żad-
nych konkretnych wyników. Przemyślny Bethune wmawiał
wzruszająco w Croissy'ego, by przeznaczyć na żonę dla Jakuba
Sobieskiego jedną z Burbonek. Lecz kiedy Ludwik XIV ponow-
nie chłodno odmówił, ponieważ przyszłość młodego księcia nie
była dostatecznie zagwarantowana, wówczas w Warszawie nie
przyjęto tego zbyt tragicznie, liczono bowiem na bliskie małżeń-
stwo Jakuba z księżniczką Radziwiłłówną.

Dwukrotna podróż, którą przedsięwziął do Francji w matry-
monialnej sprawie francuski dworzanin Sobieskiego, Daleryac,
do których to podróży jako pretekst posłużyły transport wody

Ponowny zwrot w stronę Austrii i Ligi Świętej 313

vichy dla chorej na śledzionę Marysieńki i sprowadzenie podobno
czyniącego cuda kapucyna Ange, ta doprawdy niewinna dywer-
sja na zagranicznej ubocznej arenie wojny miała głównie taki
skutek, że wzmogła nieufność cesarskich ministrów co do za-
miarów Jana III. Prawdopodobnie ta nieudana misja nie tylko
chybiła celu na wersalskim dworze, lecz również przyczyniła się
do tego, że Strattmann zaczął się starać gorliwiej niż do tej po-
ry o udaremnienie małżeństwa królewicza Jakuba z wdową po
margrabim. Ten austriacki kanclerz przypuszczał, że za podróża-
mi Daleryaca kryją się najbardziej ponure misteria. Kazał ująć
tego emisariusza w drodze powrotnej przez Austrię i przetrząsnąć
jego bagaż, przede wszystkim dlatego, że podejrzewał w nim
posłańca po francuskie subwencje dla powstańców na Węgrzech.

Owa wciąż jeszcze trwająca podejrzliwość co do zamiarów
Sobieskiego w Siedmiogrodzie i na Wołoszczyźnie obciążała cał-
kowicie Ligę Świętą prawie niemożliwą do umorzenia hipoteką.
Nieufność ta wzrosła jeszcze bardziej, kiedy Jan III począł czy-
nić przygotowania, by ponownie na czele swego wojska wkro-
czyć do Mołdawii. Poza tym polski król w tej chwili, gdy Maria
'Kazimiera i Jakub zjawili się u niego ze smutną wiadomością
o niedotrzymaniu słowa przez Ludwikę Karolinę, był rozgnie-
wany na Austrię, że ta próbowała zastosować wobec hospodarów
podobną metodę jak w Siedmiogrodzie. Serban Cantacuzino
z Wołoszczyzny i Konstantyn Kantemir z Mołdawii, którzy po
raz nie wiadomo który zapraszali Sobieskiego, by przybył im na
pomoc ze swoimi oddziałami, aby się potem mogli przyłączyć
do Polski, rozpoczęli znowu któryś tam z kolei akt wiarołomstwa,
poddając się potajemnie cesarzowi.

Ponieważ teraz do wszystkich tych okoliczności dołączyła się
głęboka zawziętość z powodu palatyńskiego małżeństwa narze-
czonej-milionerki, która się wymknęła sprzed nosa, Jan III uży-
czył wreszcie posłuchu chórowi połączonych głosów Marii Ka-
zimiery, Bethune'a i innych przyjaciół Francji. Najpierw obsta-
wał przy nowej wyprawie na Mołdawię. Austriackie stronnictwo
Sapiehów i Potoccy przeszkodzili mu w tym, lecz z wielkim tru-
dem. Natomiast teraz klienci wersalskiego dworu przynaglali
do ofensywy na Osmanów. Ta osobliwa zamiana ról da się wy-
jaśnić ogólną sytuacją światową.

Francja zamierzała znowu podjąć wojnę z Habsburgami, Wil-
helm Orański szykował się do przepędzenia Stuartów z Anglii
i wydania wojny Ludwikowi XIV w przymierzu z Austrią. Wo-

316 Rozdział 17

nym zaś razie do wspólnego pokoju Ligi Świętej z Turkami;

Jabłonowskiego należy umocnić w jego ponownym frankofilskim
nastawieniu odpowiednią sumą pieniędzy, Sapiehów zaś można
pozyskać obłożonymi aresztem dobrami Ludwiki Karoliny, obec-
nie palatynki.

Francuska akcja, jak to się działo przeważnie, była spóźniona
i nie liczyła się ze szczególnymi warunkami w Polsce. Gabinet
wersalski jak zwykle wysuwał na pierwszy plan własne życze-
nia. i próbował to, co uważał za niezbędne we francuskim inte-
resie, przedstawić Sarmatom jako smakowity kąsek; natomiast
sprawy, na których szczególnie lub nawet wyłącznie zależało
warszawskiemu dworowi i na które obeznany z miejscowymi
realiami Bethune zwracał szczególną uwagę, były albo mimo-
chodem zbywane, albo załatwiano je krótką i prędką odmową.
Negocjacje z Sapiehami okazały się nie na czasie. Ów zdecydo-
wanie nastawiony proaustriacko ród, którego dziedzice służyli
w armii austriackiej, nie dał się wziąć na lep radziwiłłowskiego
majątku chociażby dlatego, że tymczasem, dzięki znacznej sumie
pieniędzy od Leopolda I, został nakłoniony do ochrony właśnie
tego majątku przed zakusami innych, nawet polskiego dworu.
Najazd na Prusy Książęce zaś uniemożliwiło od początku oświad-
czenie Szwedów, że w takim wypadku natychmiast pospieszą
Hohenzollernom z pomocą. Bez wątpienia zakończyłby się on mi-
litarną klęską w wielkim stylu, ponieważ także w Polsce musiał-
by rozpętać natychmiast reakcję sprzeciwu opozycji i interwencję
Sapiehów. W końcu elektor brandenburski Fryderyk swoją mą-
drą uległością ułatwił pokojowe rozwikłanie tego kryzysu. Je-
dynie dwa argumenty skłoniłyby Sobieskich do realizacji propo-
zycji francuskich, ale właśnie te argumenty Ludwik XIV odsu-
nął pogardliwie na bok.

Polski król, zaraz po ponownym wybuchu wojny między Habs-
burgiem i Burbonem, pragnął znowu zostać pośrednikiem w spra-
wie zawarcia pokoju. Jego ambicja i prawdziwie europejski
chrześcijański światopogląd popychały go do tej roli. Francja wy-
niośle odrzuciła tego rodzaju mrzonkę elekcyjnego monarchy.
Podobny los przypadł w udziale niezrażającemu się żadnym nie-
powodzeniem Bethune'owi, kiedy najbardziej przekonywający-
mi argumentami udowadniał konieczność małżeństwa Jakuba So-
bieskiego z francuską księżniczką, tym razem Mile de Chartres.
Wreszcie wszystko się skończyło jak przed trzema laty. Jan III

Ponowny zwrot w stronę Austrii i Ligi Świętej

pozostał wierny swemu wewnętrznemu przekonaniu i tym sa-
mym Lidze Świętej.

Podczas sejmu, który obradował w Warszawie od 17 grudnia
1688 roku do 2 kwietnia 1689 i na którym miano uczynić pierw-
szy krok do ustanowienia monarchii dziedzicznej Sobieskich,
można było rzeczywiście sądzić, że liga antyturecka rozpadnie
się, że Francja zdobyła ostatecznie przewagę i nagromadzona
energia narodu musi się wyładować w wojnie z Brandenburgią,
jeśli nie z całą cesarsko-angielską koalicją. Sprawa palatynki Lu-
dwiki Karoliny wzbudziła uczucia najgwałtowniejszej niechęci,
nie tylko u zdecydowanych zwolenników dworu, lecz też u spra-
wiedliwie myślących mężów opozycji. Polacy nie byli obojętni
wobec obelgi, którą uczyniono ich panującemu domowi. Jednak-
że jako wynik tego wielkiego harmideru ujawnił się tylko fakt,
którego nie mogły usunąć nawet najwymyślniejsze dyplomatycz-
ne sztuczki, że chrześcijańska jedność przeciwko Półksiężycowi
silniej była zakorzeniona w polskiej świadomości niż inne emo-
cje, że zdrowy narodowy instynkt, wynosząc się ponad chwilo-
we nastroje i humory, osądzał sprawę tak, jak czynił to Jan III,
ów powołany rzecznik i najszlachetniejsze ucieleśnienie polskie-
go ducha narodowego.

Na sejmikach ziemskich, późną jesienią 1688 roku, panowała
bardzo burzliwa atmosfera. Dwór agitował krzywdą, którą mu
wyrządzono palatyńskim małżeństwem. Szlachta w większości
podzielała pogląd szlachty halickiej, która stwierdzała, że "w
osobie jaśnie oświeconego królewicza również całe królestwo
przez owo wiarołomstwo zranione zostało". Ze strony opozycji
natomiast wyciągnięto sprawę następstwa. Skarżono się, jak na
przykład biskupi Opaliński i Madaliński w swoich szeroko roz-
powszechnianych okólnikach, że Jan III pragnie "populorum stu-
dia' zniewolić i sukcesora na tronie osadzić".

Tak jak w Grodnie, również teraz przewaga przyjaciół króla
była wyraźna. Znakomity doradca monarchy, Stanisław Szczu-
ka, został wybrany bez kłopotu marszałkiem; był on wypróbo-
wanym przyjacielem Francji, którego Bethune przywiązał do sie-
bie przez bogate datki. Z początku zapał do wojny z Branden-
burgią i oburzenie z powodu Ludwiki Karoliny zapanowały
wszechwładnie. Tygodniami i miesiącami mówiło się o konfiska-
cie radziwiłłowskiego majątku, do czego powodu dostarczał re-

1 wolę ludu

320 Rozdział 17

i obiecał przeciwstawić się tym okrutnym podróżnikom w każ-,1
dym przypadku. Jeśli dołączymy do tych austriackich skarg i ża-|
łów - Wołoszczyzna, Węgry, Siedmiogród, Śląsk i Tatarzy -i
polskie oskarżenia: brak koncesji w księstwach naddunajskichy
jednostronne negocjacje pokojowe z Porta i wreszcie aferę Lud-;

wiki Karoliny, to zrozumiemy dobrze rozpacz i gorliwość papie-
skich dyplomatów, którzy obawiali się bliskiego końca Ligi Świę-
tej, tego wspaniałego, wielkiego dzieła Innocentego XI.

Lecz stop. Una piccola combinazione!1 W kwietniu 1687 roku
biskup Zbąski, jako polski poseł nadzwyczajny, nadmienił o pa-
latyńskim związku. Wówczas nie zaszczycono tego pomysłu żad-
ną uwagą. Ale teraz mógłby tu znaleźć się klucz do tej niebez-
piecznie powikłanej sytuacji. Palatyn Karol Filip, szczęśliwy ry-
wal Jakuba Sobieskiego, miał przecież nie tylko dwie siostry,
które siedziały na cesarskim i hiszpańskim tronie królewskim,
lecz było ich jeszcze kilka w zapasie w domu rodzicielskim,
jedna piękniejsza, smuklejsza, łagodniejsza i uleglejsza od dru-
giej. A jeśliby tak dostarczyć tylokrotnie odprawianemu księcia
w zamian za poślubioną palatynowi Radziwiłłównę, palatynkę?
Czyż to nie będzie zaszczyt dla syna monarchy elekcyjnego, gdy
poślubi Witteisbachównę, siostrę cesarzowej, szwagierkę cesarza
i króla Hiszpanii, żywą gwarantkę roszczeń dziedzicznych do pol-
skiej korony, za którymi wówczas stałby dom Habsburgów? Oj-
ciec tego królewskiego pomysłu nazywał się Carlo Maurizio Vo-
ta, przebywał od czterech lat, z małymi przerwami, na polskim
dworze i stał się godnym Bethune'a przeciwnikiem. Ów jezuita
z Sabaudii, zręczny, światły jak jasny dzień, nieprzenikniony jak
ciemna noc, "l'un de ces hommes universels dans toutes les scien-
ces, qui possedent toutes les connaissances et toutes les lumieres...
en un mot un des plus savants hommes de son temps, qui avait
une si grandę facilitś a parler qu'il la soutenait aisement du ma-
tin jusqu'au soir."2 I "semblable a une machinę qui va de la lon-
gueur de son ressort, des que son esprit est monte sur une ma-
tiere, ii ne s'arrete plus que faute d'auditeurs."3 Jan III lubił te-

' Drobny pomysł!

2 jeden z owych ludzi uniwersalnych w każdej 'dziedzinie nauki, którzy
posiedli całą wiedzę i są niezwykle oświeceni... słowem jeden z najbar-
dziej uczonych ludzi swoich czasów, który miał tak wielką łatwość wy-
powiadania się, że bez trudu mówił od rana do wieczora.

3 podobny rozpędzonej maszynie nie był w stanie się zatrzymać, chyba

mr]\rr-no l ł-ťT"aL-n ołnnTnar*'7tr

J.nDť-_yiiLiJqť,cgu r>.oit;i-tóct, r^wi y puz-ilicj, pi^.y Liolailciwicllliu. r"
l na

ólestwem, odegrał istotną rolę; Vota był tym, który w naj-
rdziej krytycznych momentach potrafił utrzymać władcę przy
dze Świętej. Ten niezastąpiony rzecznik Austrii, który służył
sarzowi w nieoficjalnej misji za skromny żołd 800 talarów
z tego jeszcze większą część obracał na małe podarki), zniwe-
ył wysiłki Ludwika XIV i Croissy'ego, Marysieńki i Bethune'a.
i to uratował polsko-austriacki sojusz. Uratowałby też monar-
ię dziedziczną Sobieskich i tym samym dawną Polskę, gdyby
kub, dziedzic, choć trochę dorównywał swemu wielkiemu, szla-
etnemu i rozumnemu ojcu. Ale o tym później.

W każdym razie pomysł Voty został natychmiast przez nun-
isza Cantelmiego przekazany do Wiednia do kardynała Buon-
dego i do Rzymu do sekretarza stanu Cibó. Cesarscy ministro-
e robili z początku kwaśne miny, lecz ich władca Leopold I ro-
miał, że Sobieskim należy się zadośćuczynienie i że tylko jakiś
ergiczny krok mógłby powstrzymać rozpad Ligi Świętej. Uwa-
t to też za konieczne, aby odwieść Polskę od interwencji w eu-
pejską wojnę po stronie Francji.

Krótko mówiąc, dumny Habsburg zgodził się wysłać do Jana III
wnego rodzaju usprawiedliwienie, w którym zanegowano ja-
ikolwiek powiązania z cesarskim posłem w Berlinie Sternber-
'm. Skoro uczyniono w ten sposób zadość zranionej ambicji
bieskich, Vota i austriacki charge d'affaires Schiemunsky do-
li do tego ustnie, że Leopold I pragnie spróbować doprowadzić
skutku małżeństwo Jakuba Sobieskiego z młodszą siostrą ce-

•zowej Eleonory Magdaleny. Ta obietnica została potwierdzona
sez polskiego delegata na wiedeńskie negocjacje pokojowe
Porta, Raczyńskiego, kiedy powrócił on do Warszawy pod ko-

•c lutego. Mniej więcej w tym czasie król zdał sobie sprawę,
z francuskiego ożenku syna znowu nic nie będzie. Tak więc
spoczął swą mądrą i skuteczną grę.

Przezwyciężył gniew, który w ciągu połowy roku miał czas

ulotnić, zrobił grubą krechę pod kontem Ludwiki Karoliny,
zwolił Bethune'owi nadal raportować, projektować i kombino-
,ć i wykorzystał europejskie napięcie, aby ostatecznie zobo-
ązać cesarza do zaaprobowania nowego kształtu państwa pol-
.ego Sobieskich, przy czym niby przypadkowo dać się we zna-
Brandenburgii i trzymać w szachu całą opozycję. Dom Habs-
rgów potrzebował pokoju z Porta, by mieć wolną rękę w woj-
' z Ludwikiem XIV. Leopold I biadoli w swoich listach do

• Jan Sobieski

322 Rozdział 17

Marka d'Aviano (na przykład 23 stycznia 1689 roku) nad prze-
szkodami, które piętrzy chęć Polski do dalszej walki z Osmana-
mi. Rozmowy z Zulfikar paszą nie mogą ruszyć z miejsca, po-
nieważ przedstawiciele Polski i Wenecji każą na siebie czekać.
Jan III wiedział już, jak ma sprzęgnąć udział w pokojowych
pourparlers1 z małżeństwem swego najstarszego syna z palatyn-
ką. Pełnomocnik Sobieskiego, Raczyński, miał czuwać nad tymi
dwoma kompleksami zagadnień. Podczas rozpoczętych 10 lute-
go 1689 roku konferencji z Turkami siedział "niemy jak ryba,
lecz nie głuchy". Jednak gdy podniesiono się od stołu, a rozmo-
wa między Raczyńskim i cesarskimi ministrami przeszła na spra-
wy małżeństwa, wówczas stawał się wymowny, a głuchota poja-
wiała się znowu dopiero wówczas, gdy mówiono o rozmiarze pol-
skich żądań.

Leopold I zachował się nienagannie, odrzucając turecką pro-
pozycję separatystycznego pokoju, chociaż warunki Raczyńskie-
go uniemożliwiały zawarcie powszechnego pokoju. Dzięki tej
wierności sojuszniczej Austriaków Jan III został zmuszony do
odrzucenia szczególnej propozycji tatarskiego emisariusza, który
pojawił się w Warszawie pod koniec stycznia. Jednakże te wabią-
ce propozycje chana zapewniały Sobieskiemu środek nacisku na
dwór wiedeński, i to naprawdę nie do pogardzenia. Austria z ko-
nieczności musiała być lojalna, albowiem separatystyczny układ
z Porta sprowadziłby na Węgry w miejsce Turków Polaków.
Jan III mógłby spokojnie połączyć się z Tatarami, nie doznając
żadnych represji od zajętego sprawami na Zachodzie Habsburga.
Sobieski kształtował tę, i tak już drażliwą, sytuację jeszcze kry-
tyczniej, zrywając konferencję pokojową wyśrubowanymi żąda-
niami. W pewnym memorandum z 19 lutego Raczyński domagał
się, oprócz przesiedlenia Tatarów do Azji, zwrotu Ukrainy i
twierdzy Kamieniec, odstąpienia Polsce i Moskwie całego obsza-
ru między Dnieprem i Dunajem i polskiego zwierzchnictwa nad
Mołdawią i Wołoszczyzną. Na to Turcy nie mogli przystać, woj-
na musiała trwać dalej, a tym samym przyjaźń Polski stała się
cesarzowi tak nieodzowna, że musiał przyrzec Sobieskiemu wszy-
stko, co tylko bezpośrednio nie sprzeciwiało się austriackim in-
teresom.

Podczas gdy negocjacje z Zulfikar paszą kulały, Jan III
przeprowadził zamach na chronionych przez Austrię magnatów.

1 negocjacjach

Ponowny zwrot w stronę Austrii t Ligi Świętej 323

Chwila była korzystna, gdyż Wiedeń nie mógł kryć swych klien-
tów, aby się przy tym nie zdemaskować, a ci na sejmie opano-
wanym całkowicie przez partię królewską byli skazani na to, by
przez awanturnictwo i wreszcie przez liberum veto jeszcze bar-
dziej niż dotychczas skompromitować się przed opinią publiczną.
Sobieski, w przeciwieństwie do swych krytyków, miał zwykle
wdzięczniejszą rolę. Gdy ci krzyczeli, by zawrzeć separatystycz-
ny pokój, który proponował poseł chana tatarskiego, wówczas
pojednany znowu z dworem biskup Załuski mógł przypomnieć,
dokąd zawiódł Bizancjum sojusz z Osmanami. Kiedy nieznośny
Pieniążek palnął jedną ze swoich grubiańsko wyzywających fili-
pik. kiedy rozgniewany brakiem nagrody za swą zdradę biskup
Opaliński atakował monarchę ze zjadliwą ironią, na końcu wzy-
wając go do abdykacji, wówczas Sobieski odpowiadał łzami, któ-
re przychodziły mu wcale łatwo. Izba wrzała, Matczyński, zaw-
sze wierny królowi, wołał, że należy zebrać wszystkich bisku-
pów do kupy i odesłać do Rzymu. Opaliński musiał opuścić salę,
a kardynał-prymas prosił w imieniu biskupa-kolegi o przeba-
czenie.

7 marca nastąpił ów coup de theatre. Marszałek Szczuka po-
prosił, jak zaplanowano, o szczegóły dotyczące rzekomego sprzy-
siężenia. Wybranej wówczas komisji przedstawiono materiał, który
dwór zebrał w ciągu roku: listy zmarłego Wielopolskiego, Lubo-
mirskiego i Pieniążka, Sapiehów i biskupa Opalińskiego. Najbar-
dziej obciążające były listy marszałka wielkiego koronnego, któ-
rego powracający z Wiednia sekretarz wpadł w ręce Sobieskich
wraz z zaszyfrowaną korespondencją swego pana. Nie było sen-
su zaprzeczać, a dwór wiedeński musiał cicho siedzieć, albowiem
o wszystkich tajemnicach, które łączyły Lotaryńczyka i Lubo-
mirskiego, cesarzową Eleonorę i polską opozycję, można było
przeczytać czarno na białym w zdobytych listach. I wtedy Jan III
uczynił następne świetne posunięcie. Okazał mądrą wielko-
duszność. Jego zausznik, sprytny opat Hacki, który po mistrzow-
sku rozszyfrował korespondencję Morsztyna, oświadczył, że tym
razem nie mógł nic rozszyfrować, referenci komisji, biskupi Za-
łuski i Witwicki, zapewnili, że w papierach nie ma nic niebez-
piecznego. Podczas gdy tymczasem Sobieski omawiał z nuncju-
szem Cantelmim, który oblewał się ze zdenerwowania krwawym
potem, warunki, pod którymi można by utrzymać w tajemnicy
treść skonfiskowanych akt.

Groźny był jednak jeszcze nieprzewidziany incydent. Benedykt

ar

Sapieha, któremu obecnie jedynym wyjściem z krytycznych dla
niego tarapatów wydawało się zerwanie stosunków między dwo-
rami Wiednia i Warszawy, spowodował dziką awanturę. Przyznał
się przed sejmem do udziału w sprzysiężeniu, wyciągnął jakiś pa-
pier z kieszeni i chwalił się, że jest to układ z cesarzem; ten do-
kument - powiadał - sporządzony został przez najznaczniej-
szych senatorów, aby udaremnić elekcję Jakuba vivente rege. Tak
więc teraz wszyscy bojażliwi pospiesznie odsunęli się od Sapie-
hów. Inni byli oburzeni zdradą litewskiego magnata. Wkrótce o-
pozycja skurczyła się do grupki najbardziej butnych. Sobieski
doprowadziłby z pewnością sejm do pomyślnego końca, ale z tak-
tycznych powodów było lepiej, żeby opozycja jeszcze tym ostat-
nim razem dokonała swego podłego czynu. Tak więc poplecznik
Sapiehów mógł podnieść owo fatalne veto 31 marca. Po hałaśli-
wym finale Izba się rozeszła.

Zakończenie takie stało się tylko przez to niepewne i wątpli-
we, że zgubiony celowo czy też przypadkowo przez jednego z
delegatów Sapiehy dokument wskazywał na współdziałanie w
zerwaniu sejmu brandenburskiego rezydenta Wicherta. Maria
Kazimiera, która jeszcze niezupełnie opowiedziała się po stronie
Ligi, Bśthune, Gravelle i Du Theił napierali na Jana III, by pod-
jął znów swoje wschodniopruskie plany; podczas gdy nuncjusz,
Vota i austriaccy dyplomaci starali się wspólnie powstrzymać
króla przed tym niebezpiecznym krokiem. Spór na warszawskim
dworze zaostrzył się do dylematu: Prusy czy Ruś. Ciągnął się
cały kwartał. 29 lipca Jan III wyjechał do Złoczowa i tego same-
go dnia w odległym Wersalu świetnie poinformowany kronikarz
Sourches pisał w swoim dzienniku: "on sut que la negociation
que le Roi avoit conduite pour obliger le roi de Pologne a at-
taquer la Prusse orientale, n'avoit pas eu un heureux succes.'"

Tymczasem spełzły na niczym rozmowy z Zulfikar paszą;

książę Anhaltu pojawił się u Sobieskiego, załagodził konflikt mię-
dzy Waszawą i Berlinem; małżeństwo Jakuba Sobieskiego było
wreszcie, wreszcie na najlepszej drodze. Polski delegat na nego-
cjacje pokojowe - tym razem był to wojewoda Łoś - przybył do
Wiednia raczej nie po to, aby mówić o zakończeniu działań wo-
jennych, lecz by przedstawić plan następnej wyprawy. Zapewnił,

1 dowiedzieliśmy się, że negocjacje, jakie król prowadził, chcąc zobo-
wiązać króla Polski do zaatakowania Prus Książęcych, nie osiągnęły po-
zytywnego rezultatu.

Ponowny zwrot w stronę Austrii i Ligi Świętej 825

że Sobieski ma "większą inklinację do rozważnej wojny niż- dys-
putowanego pokoju". Wróciwszy do Polski przywiózł austriacką
zgodę, by decyzję dotyczącą posiadania księstw naddunajskich,
gdyby te zostały wreszcie zdobyte, pozostawić do rozsądzenia pa-
pieżowi. Podróż do Polski księcia Anhaltu rozwiązała kwestię
pruskiego hołdu w ten sposób, że do Królewca postanowiono wy-
słać dwóch polskich komisarzy, którzy by tam w imieniu Rze-
czypospolitej przyjęli ewentualną przysięgę stanów; ważna ona
była w wypadku wymarcia Hohenzollernów i dawała Polsce, przez
to publiczne obwieszczenie resztki jej zwierzchnictwa, moralne
zadośćuczynienie. W ten sposób został zapewniony pokój na za-
chodniej granicy. Sobieski w piśmie do Leopolda I dobitnie po-
świadczył pełną neutralność Polski w wojnie europejskiej. Droga
była wolna do obu zadań, których realizację wciąż odwlekano w
ciągu trzech lat wskutek różnych przeciwności: zadania te to woj-
na z niewiernymi i reforma wewnętrzna.

Po ponownym tryumfie nad opozycją para królewska nakreś-
liła plan akcji, który można byłoby ująć pokrótce następująco:

konfederacja w rodzaju tej z Gołębia, pod kierownictwem Szczu-
ki, miałaby powstać przeciw oligarchom dla osłony i wzmocnie-
nia władzy królewskiej. Tymczasem trzeba byłoby odnieść jakiś
militarny sukces na tureckiej arenie wojennej. Następnie, przy
wsparciu obecnie znowu zaprzyjaźnionych mocarstw niemiec-
kich, wraz z małżeństwem Jakuba z palatynką, należałoby też
uregulować sprawę jego następstwa tronu. Szczególną radość
sprawiało to, jak możemy wyczytać z listu Buonyisiego do Can-
telmiego, że Leopold I żądał tego właśnie jako warunku mał-
żeństwa szwagierki, żeby polski książę otrzymał jakąś szcze-
gólną znamienitą rangę. Marysieńka obecnie była znowu przy-
jaźniej nastawiona do cesarza. Ta pobudliwa kobieta była pod
głębokim wrażeniem artykułu pewnej holenderskiej gazety, w
którym napisano, że jej męża odwiodły od wojny tureckiej fran-
cuskie pieniądze, przez co jednakże jego syn stracił widoki na
tron, albowiem tylko przez walkę z niewiernymi mógłby się
Jakub wykazać jako godny następca Jana III. Tak więc połą-
czyły się ze sobą plany matrymonialne, następstwo tronu, Liga
Święta i wojna turecka. A na polskim dworze król i królowa
byli zgodni co do tego, by pod pełnymi żaglami płynąć austriac-
kim kursem.

7 maja monarcha wysłał pismo do senatorów, w którym było
napisane, iż Leopold I ma słuszność mówiąc, że Polacy sami są

326 Rozdział 17

winni swego nieszczęścia; obecnie trzeba więc dzięki należytymi
zbrojeniom przykuć wreszcie zwycięstwo do własnych chorągwi. K
Tym razem miano poważnie potraktować zdobywanie Kamieńca. |t
Tylko ze względu na Francję, z którą nie zamierzano w zad-l'
nym razie zrywać stosunków, chciano ostrożnie zabrać się do S
dzieła. Ludwik XIV starał się przez swego ambasadora w Istam-J)
bule o dobrowolny zwrot twierdzy i polsko-turecki separaty-;

styczny pokój. Sobieski nie miał nic przeciwko tym dyploma-'
tycznym negocjacjom. W połowie lipca atoli dowiedziano się na?
dworze Jana III, że Porta chce przekazać tylko zburzony Ka-
mieniec. To było nie do pogodzenia z polskim poczuciem własnej
godności. Lecz jak przebrnąć między Scyllą i Charybdą? Doku-
menty ujawnią nam tu piękną historię podstępu.

Pod koniec lipca Sobieski zawarł z Bethune'em tajne porozu-
mienie, że Polska będzie prowadziła z Turkami tylko wojnę po-
zorowaną, za to chan tatarski będzie się trzymał z dala, i pod-
iczas tych walk na pokaz, których dość przykładów dostarczyły
ostatnie wyprawy, można by kontynuować negocjacje z Porta.
Kilka zaś dni wcześniej rada wojenna w Jaworowie postanowiła
wziąć Kamieniec szturmem. 23 sierpnia Jan III powtórzył ten
rozkaz w liście do pojednanego znowu z dworem Jabłonowskie-
go; należy działać, zanim nie nadejdzie oszukany układem
z Bethune'em chan Tatarów. Tak więc hetman spróbował
26 sierpnia nagłym natarciem zaskoczyć Kamieniec. Jednak,
chociaż atakowało 4000 żołnierzy, a Turcy mieli zaledwie do
dyspozycji 2000 obrońców, atak się nie powiódł, gdyż muzułma-
nie zostali ostrzeżeni. Drugą próbę, 4 września, spotkał ten sam
los. Kiedy wreszcie zbliżyli się rozeźleni złamanym przyrzecze-
niem Tatarzy, Litwini, nie zważając na rozkazy Jabłonowskiego
i Kątskiego, pospiesznie odeszli. Po czym oblężenie musiało zo-
stać przerwane 12 września. Całe to przedsięwzięcie na pewno
nie przyniosło chluby ni zaszczytu. W Wersalu, słusznie zresztą,
nie dawano wiary zapewnieniom Sobieskiego; na próżno starał
się przedstawić akcję Jabłonowskiego jako samowolną działal-
ność hetmana; Tatarzy zemścili się pustoszącymi najazdami. Mi-
litarna część programu z 1689 roku nie miała chlubnego prze-
biegu. Natomiast cesarskie wojska znowu walczyły z sukcesem.
Chociaż prowadziły wojnę na dwa fronty, Ludwik z Badenii
pobił Turków pod Niszem 24 września; zdobyły Widyń i w cią-
gu listopada weszły do księstw naddunajskich. Lecz Jan III
przezwyciężył te wszystkie rozdźwięki; pocieszał się, że w przy-

Ponowny zwrot w stronę Austrii i Ligi Świętej 327

szłym roku będzie miał dosyć czasu na zbrojenia. Liczył na lo-
jalność cesarza i na przyszłą wspólnotę interesów w związku
z małżeństwem Jakuba z palatynką. Oparł się upartym i po-
dziwu godnym w swym niezmordowaniu staraniom Bethune'a,
który nigdy nie dawał za wygraną; albowiem Sobieski nie miał
.żadnych wątpliwości co do uczuć, które tak teraz, jak i przed-
tem żywiono dla niego w Wersalu. Ci "Francuzi, na których
obecnie na tym dworze patrzono dosyć lekceważąco", przez naj-
bardziej powołanego rzecznika, ministra spraw zagranicznych
Croissy'ego, wyrazili swe zdanie na temat ich stosunku do Pol-
ski: "La Pologne - aussi inutiie a la maison d'Autriche qu'elle
le sera toujours a Są Majeste"1 (Ludwika XIV).

Bethune stawił opór temu powszechnemu trendowi. 28 paź-
dziernika 1689 roku błagał Croissy'ego, by v/ ostatniej chwili
ratować wpływy francuskie szybkim działaniem. Małżeństwo Ja-
kuba Sobieskiego z palatynką jest tylko następstwem jego od-
mownej odpowiedzi na starania o Burbonkę. Jeszcze można by
' przywieźć polskiemu księciu jako narzeczoną Mademoiselle de
Conde lub księżniczkę hanowerską, cioteczną wnuczkę zmarłej
królowej Ludwiki Marii. Albo można byłoby ożenić księcia
Chartres z bardzo piękną i bogatą córką Jana III.

Ach, te argumenty ognistego Bethune'a, który pragnął połą-
czyć to, co połączyć się nie da, wierną służbę swej ojczyźnie
i interesy Sobieskich, przebrzmiały nie wysłuchane. Zamiast
wierzyć ostrzegającemu rzeczoznawcy, gabinet z Wersalu udzie-
lił obu oficjalnym przedstawicielom Francji polecenia, by się
porozumieli z przeciwnikami warszawskiego dworu, z Sapieha-
mi, ze Stanisławem Lubomirskim i z wielkopolskimi magnatami,
ze wszystkimi tymi, którzy do tej pory byli przysięgłymi zwo-
lennikami Austrii, a teraz, po zwrocie polityki króla, dojrzeli
już do francuskich prób zbliżenia.

Na sejmie z czasu zimy i wiosny 1690 roku wszyscy wrogowie
władcy gromadzili się wokół Gravelle'a i Du Theila, którzy przy-
stępowali do dzieła z daleko mniejszą oględnością niż poprzednio
posłowie cesarza i Brandenburgii. Ci dwaj nie tylko zupełnie
jawnie podjudzali licznych delegatów do liberum veto, lecz rów-
nież w swoich raportach gromadzili najobrzydliwsze wypowie-
dzi dotyczące pary królewskiej, chociaż z doświadczenia swoich

1 Polska - równie bezużyteczna dla domu austriackiego, jak będzie
[zawsze] bezużyteczna dla Waszej Wysokości

328 Rozdział 17

poprzedników powinni byli wiedzieć, jak niepewna była tajem-
nica korespondencji dyplomatów w Polsce. Gravelle drażnił Marię
Kazimierę przewlekłym sporem o pierwszeństwo z jej bratem,
comte de Maligny. Tym jednak, co przepełniło czarę, były usi-
łowania francuskich wysłańców, by podburzyć księcia Jakuba
przeciwko rodzicom.

Na dworze doszło do najprzykrzejszych scen. Bśthune, który
z przyczyn merytorycznych i osobistych był oburzony na swych
nieproszonych pomocników, krzyczał na Gravelle'a, iż we Fran-
cji nie zdają sobie z tego sprawy, kim tenże jest. ,,Coquin, fri-
pon1 - huczał krewki markiz - gdybym nie szanował rezyden-
cji Jego Wysokości, już ja bym tobie pokazał!" W takim stanie
rzeczy szwagier Sobieskiego nie zdenerwował się zbytnio, gdy
król i jego małżonka zdecydowali się pozbyć uciążliwych diosku-
rów w jeszcze bardziej dosadny sposób, niż to się stało z tym
nieszczęśnikiem Yitrym. Mnóstwo przechwyconych przez pocztę
i pieczołowicie odcyfrowanych przez mistrza Hackiego listów
było dostateczną podstawą do zapobieżenia każdemu protestowi.
W kilka dni po nadejściu z Wiednia zgody palatyna neuburskie-
go na małżeństwo jego córki z synem Sobieskiego, Jan III pole-
cił poprosić francuskich dyplomatów, by opuścili polską ziemię.
Zaistniała tylko niewielka trudność, jak ich przeprawić podczas
wojny przez wrogie austriackie terytorium. Lecz dwór wiedeń-
ski, by odebrać Du Theilowi pretekst do dalszego pobytu, za-
pewnił mu pospiesznie swobodny przejazd. Gravelle natomiast
zniknął w połowie lutego i wypuszczał swe zatrute strzały
z ukrycia, które mu zaofiarowali jego polscy przyjaciele. Siła
francuskiego stronnictwa była teraz złamana. Bethune był unie-
ruchomiony przez działalność niezręcznych ambasadorów Fran-
cji, opozycja nie mogła sobie pozwolić na jawne wystąpienie
przeciw Austrii, kupieni za drogie pieniądze veto-krzykacze zo-
stali poskromieni groźbami i jeszcze droższymi podarkami dwo-
ru. Nuncjusz i cesarski ambasador współpracowali zgodnie z So-
bieskim. Tak więc sejm zaakceptował kontynuację wojny turec-
kiej, na zamku zaś długie i żmudne debaty dotyczące małżeństwa
księcia Jakuba przybrały korzystny obrót.

Mimo zasadniczego porozumienia co do książęcego małżeństwa,
obu stronom - oczywiście nie przyszłym narzeczonym, których
nikt nie pytał o zdanie, lecz cesarzowi i polskiej parze królew-

1 łajdak, oszust

Ponowny zwrot w stronę Austrii i Ligi Świętej 329

skiej - nie śpieszyło się z matrymonialnymi paktami. Jest to
niesłychanie interesujące, gdy się tak obserwuje krok po kroku
^e negocjacje, które co chwila utykały, w zależności od tego,
| czy sytuacja europejska zapowiadała się korzystniej dla Habs-
1 burgów, czy raczej dla Burbonów, czy dawna nieufność jednego
i z partnerów ożywała, czy tu Francja, tam polska opozycja przy-
: puściły niewielki atak, a przede wszystkim w zależności od tego,
! czy pieniężne żądania jednej ze stron układu zostały przychyl-
; nie ocenione, czy szorstko odrzucone.

14 stycznia 1690 roku austriacki charge d'affaires Schiemunsky
przekazuje zaufanemu Jana III, Matczyńskiemu, zgodę palatyna.
Z tego powodu na warszawskim dworze panuje wielka radość.
Jednak kiedy 18 lutego przybywa cesarski poseł nadzwyczajny
Zierowski, wizytę jego poprzedzają meldunki o austriackich klę-
skach na Wołoszczyźnie, a entuzjazm z powodu małżeństwa ze
szwagierką Leopolda I opada. W kilka dni później Clotomont,
dworzanin Marysieńki, wyprawiony do Francji, wysyła do niej
pismo, że księciu Jakubowi obiecano rękę córki Kondeusza,
a również brana jest pod uwagę portugalska infantka. Nastawie-
nie do palatynki pogarsza się jeszcze bardziej. Zierowski i jego
zięć oraz pomocnik Schiemunsky "mają powód nabierać podej-
rzenia i na różne cirkumstancje reflektować". Bethune, któremu
się przynajmniej na tyle poszczęściło, że jego matrymonialny
projekt wykorzystano jako środek do zyskania na czasie, nęci
teraz możliwością szybkiego, bardzo korzystnego pokoju separa-
tystycznego z Porta.

Tatarski poseł oferuje zwrot zburzonego Kamieńca i Podola;

polski dwór pozwala je zniszczyć, nawet choćby strona turecka
obiecała oba księstwa naddunajskie. A z Rzymu kardynał Ra-
dziejowski, który pojechał tam na konklawe po śmierci Inno-
centego XI, melduje, że wziął górę kurs francuski; Forbin otrzy-
muje dzięki nowemu papieżowi, Aleksandrowi VIII, kardynalski
kapelusz; jest to znak, że Watykan znowu liczy się z Ludwi-
kiem XIV. Wszystkie te fakty działają w Polsce na niekorzyść
związku z Austrią. W Wiedniu natomiast Sapiehowie i Stanisław
Lubomirski skarżą się, że chce się ich przycisnąć do muru, że
brakuje wystarczających gwarancji na to, by utrzymać w stanie
nieuszczuplonym majątek litewski Ludwiki Karoliny i jej męża.
Benedykt Sapieha i marszałek wielki koronny oferują, oczy-
wiście po uprzednim uzgodnieniu, w listach z 21 i 22 marca
Leopoldowi I swoje służby dla domu Austrii, ba, nawet złoże-

330 Rozdział 17

nie przysięgi na wierność. Fryderyk brandenburski oświadcza,
mimo uspokajającego go zapewnienia Jana III, że musi stanąć
na polskiej granicy, by trzymać tam straż przed francuskimi
intrygami. Do tego żądanie zwierzchnictwa nad Mołdawią i Wo-
łoszczyzną, zastój w rozmowach dotyczących małżeństwa! Czyż
można ufać tym Sobieskim?

Lecz anioł stróż Ligi Świętej i tego drugiego, bardziej ziem-
skiego przymierza między Jakubem i palatynką, ojciec jezuita
Vota, czuwał. Gdy austriaccy delegaci stali się niecierpliwi w
połowie kwietnia, uśmierzył ich - zresztą umotywowaną -
nieufność. Kiedy para królewska miała już, już ulec podszeptom
Bethune'a, on schlebiał obojgu i swoimi argumentami rozbijał
w puch najlepsze oratorskie sztuczki markiza. Nie miał groźniej-
szego przeciwnika ów separatystyczny pokój z łaski tatarskiego
chana nad tego roztropnego i śliskiego jak piskorz Sabaudczyka.
I tak 8 czerwca 1690 roku zostały wreszcie podpisane owe ,,con-
ditiones matrimoniales" między Jakubem Sobieskim i palatynką.

Zierowski i polski poseł Proski pojechali więc natychmiast
z tym dokumentem do Wiednia. Tu w pierwszej połowie lipca
1690 roku odbywały się ważne konferencje dotyczące paktów
matrymonialnych, dalszej wojny z Turkami i politycznych pod-
staw austriacko-polskiego przymierza. Proski miał za zadanie
doprowadzić wreszcie do uznania przez Austrię praw swojego
kraju do księstw naddunajskich, zakończyć sprawę małżeństwa
królewicza i zapewnić ścisłe współdziałanie obu armii podczas
przyszłej wyprawy, to znaczy, prosić o austriackie oddziały na
ponowną ekspedycję na Mołdawię i do oblegania Kamieńca.
W tym samym czasie poseł Sobieskiego w Moskwie nalegał na
energiczne prowadzenie dalszych działań wojennych, które też
pod jedynowładztwem pozbawionego teraz swej siostry, Zofii,
Piotra stały się bardzo opieszałe.

Za tymi ostrzeżeniami, kierowanymi do cesarza i cara, krył
się również Vota; zupełnie jakbyśmy słyszeli słowa jego listu
do nuncjusza Cantelmiego z 13 listopada 1689 roku, gdzie pisze,
że nie będzie spokoju, dopóki Turek nie zostanie przepędzony
z Europy. Istambuł, wyzwolenie Grobu Świętego muszą stano-
wić cel ostateczny. Dlatego powinnością Austrii, Polski i Moskwy
jest trwała jedność i nieustanna gotowość do walki. Tak brzmia-
ło idealne żądanie jezuity. W szarej codzienności dyplomatycz-
nych rozmów wyglądało to tak, że ów dumski diak Ukraińców
z polskim pełnomocnikiem mało co się za łby nie wzięli i że,

Ponowny zwrot w stronę Austrii i Ligi Świętej 331

według świadectwa osoby dobrze poinformowanej, w Moskwie
"nie czuje się do nikogo większej zawiści i nieufności niż do
Polaków". A w Wiedniu?... 13 lipca wyszła cesarska odpowiedź
na propozycje Proskiego, a w niej uprzejmie i w sposób nieco
zagmatwany odrzucono zarówno prośbę o militarną pomoc, jak
też o przyrzeczenie zwierzchnictwa nad Mołdawią i Wołoszczyzną.
Małżeństwo z palatynką zostało wprawdzie 15 lipca zaaprobo-
wane przez Tajną Konferencję austriackich ministrów, lecz w
spornych punktach, dotyczących posagu i wyprawy, nie posu-
nięto się ani o krok dalej.

W Warszawie natychmiast wahadło wychyliło się ponownie na
francuską stronę. Na sejmikach z końca czerwca tylko wroga
królowi opozycja krytykowała śmiało wzmocnienie Ligi Świętej
i proponowała separatystyczny pokój. W Wielkopolsce znany
polityk Przyjemski, "lekkomyślny zły człowiek", wyżywał się
w gwałtownych atakach na niewdzięczność cesarza. Obecnie po-
dobny ton słyszymy u Jana III. 19 lipca obradujący senat zaj-
mował się odpowiedzią z Wiednia. Rozczarowanie i niechęć króla
możemy odczytać z listu, jaki wkrótce potem wysłał do Proskie-
go: że Zierowski podczas ostatniego sejmu wyraźnie przyrzekł
Mołdawię i robił nadzieje na Wołoszczyznę. Teraz zaś odsyła się
nas do węgierskiego parlamentu, któremu podobno przysługuje
w tej sprawie decydujące słowo! Cesarz prowadzi wojnę turecką
z powodu zagrożenia własnej egzystencji. "My zaś zostaliśmy
wciągnięci dla dobra i na ratunek Jego Cesarskiej Wysokości...
Z Jego powodu złamaliśmy traktat z Zurawna." Jeżeli nie można
otrzymać lepszego oświadczenia, jak tylko pocieszenie na mglistą
przyszłość, to Sobieski nie będzie rościć prawa do zaakceptowa-
nych przez sejm środków na tę wojnę. Koniec z wojną turecką,
dopóki Polska jasno się nie dowie, jaka jest nagroda za uczest-
nictwo w niej.

Na ten nastrój władcy, który do nadejścia austriackiej odpo-
wiedzi był pełen zapału do walki, natrafiły deputacja wrogich
Lidze wielkopolskich sejmików i nowa wiadomość od Clotomonta
z Francji z 28 lipca. Ludwik XIV obiecuje w razie rezygnacji
z palatyńskiego małżeństwa Jakuba najpierw tytuł księcia i order
Świętego Ducha dła starego d'Arquiena - ten dostojny, obyty
w przyjemnościach tego świata starzec bawił wciąż jeszcze, wiel-
biony i rozpieszczany, u swej królewskiej córki w Polsce - na-
stępnie odpowiednią narzeczoną dla Jakuba. Do obietnic dołą-
czone były groźby, które raniły Marię Kazimierę i tym samym

332

Rozdział 17

Jana III w najczulsze miejsce. Biada d'Arquienom i Bśthune'om ,
jeśli nie zrealizują swego przyrzeczenia pozyskania pary królew^
skiej!

A wierność układowi? "Les traites d'aliance ne doivent entrer
dans cette consideration lors qu'il s'agit d'espargner le sang, la
libertś et le bien du pauvre peuple. C'est de quoy les Souverains
et leurs Ministres repondront devant Dieu."1 Wreszcie to: wojna-
turecka jest wyłącznie korzystna dła Austrii.

1 W tej sprawie sojusze mogą wchodzić w rachubę jedynie wówczas,
gdy chodzi o to, by oszczędzić krwi, uszanować wolność i dobro biednego
ludu. Z tego bowiem rządzący i ich ministrowie zdadzą sprawę przed
Bogiem.

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  •