Blog literacki, portal erotyczny - seks i humor nie z tej ziemi
51
AKT TRZECI
Ta sama dekoracja,co w akcie pierwszym i drugim.Za podniesieniem zasłony w drzwiach
przedpokoju stoi Niańka gotowa do wyjścia,owinięta chustką,trzymająca na ręku Małą
Jadzię ubraną w płaszczyk i kapturek.Obok stoi Żabusia i poprawia na dziecku ubranie
SCENA PIERWSZA
Żabusia,Niańka,Mała Jadzia
ŻABUSIA
Niech niańka nadstawi łapę.Tu jest czterdzieści groszy tam i czterdzieści groszy
z powrotem na dorożkę.A tu za dwadzieścia groszy kup Jadzi karmelków,a sobie tam
za dziesięć groszy czego.
NIAŃKA
Dobrze,proszę pani.
ŻABUSIA
Panience się kłaniaj i nie siedźcie długo.Wracajcie przed wieczorem.
NIAŃKA
Rozumiem,proszę pani.
ŻABUSIA
A z dorożki nie wyleć...i trzymaj dobrze Nabuchodonozora,żeby nie wyleciał...
NIAŃKA
Dobrze,proszę pani.
Żabusia całuje córkę
ŻABUSIA
No,wynoście się swoim kosztem i wracajcie prędko...
Woła do przedpokoju
A zasłoń dziecko woalką,bo się opali...
Biegnie do okna balkonowego
Żeby tylko zaraz znalazła dorożkę...Może lepiej było posłać kucharkę po jednokonkę...
Stoją na trotuarze...Mój Nabuchodonozor!...moje śliczności,moja księżniczka.
Wysuwa się na balkon,ale zostawia drzwi szeroko otwarte
Pa!...córeczko!...pa!...widzi mnie...
SCENA DRUGA
Bartnicki,Żabusia
BARTNICKI
idzie ku balkonowi.
Jest schylony,trochę zmieniony i smutny
Żabuś!...gdzież ona?...a,na balkonie.
ŻABUSIA
Patrz,Raku...Nabuchodonozor dryndą jedzie!...
BARTNICKI
Jak Boga kocham,prawda!
Przesyłają dziecku pocałunki i wracają na scenę
Posłałaś dziecko do Mani?
ŻABUSIA
Tak!...mówiłeś mi,że prosiła cię,aby Jadzia dziś po obiedzie do niej przyjechała.
BARTNICKI
Waśnie wracam od Mani.Czeka na dziecko!
ŻABUSIA
Jakże się dziś czuje?
BARTNICKI
macha ręką
Nieszczególnie.Osłabiona bardzo,ledwo się na nogach trzyma.
ŻABUSIA
Ale już w łóżku nie leży?
BARTNICKI
Nie.
ŻABUSIA
Co mówi doktor?
BARTNICKI
Że powrót do zdrowia będzie bardzo długi...trzeba ją wysłać na wieś albo w góry.
ŻABUSIA
szybko
Tak!...tak!...najlepiej będzie,skoro wyjedzie z Warszawy.
Po chwili
Czy to prawda,że jej włosy obcięli?
BARTNICKI
Spodziewam się...zapalenie mózgu...jakże chcesz!...
Z nagłym wybuchem
A,biedna moja Mańka...taka zmieniona!taka zmarnowana!Ci,co ją w tę chorobę wtrącili,
ciężki mi za nią rachunek oddadzą.
ŻABUSIA
zmieszana
Ależ mój drogi!...Choroba Mani przyszła sama...bez niczyjej winy...zapewne za dużo
czytała.Ja zawsze mówię,że kobieta nie powinna być za mądra.Te wszystkie książki,ta cała
literatura teraz Mani zrobiły to,że jej wszystkie włosy wyszły.
BARTNICKI
To nie książki,Żabciu...to ludzie!
ŻABUSIA
niespokojna,ramionami wzrusza
A ja ci mówię,że książki.
BARTNICKI
A ja ci mówię,co wiem na pewno.
ŻABUSIA
Co wiesz na pewno?
BARTNICKI
To,że moja biedna siostra jest nieszczęśliwą przez dwoje nikczemnych ludzi,którzy jej życie
zatruli.
ŻABUSIA
A!...
BARTNICKI
Tak!...tak!...ty tego nawet zrozumieć nie możesz,bo ty jesteś dobre i poczciwe dziecko,ty
nie wiesz nawet,jakiego rodzaju nikczemne,panie tego,kobiety chodzą po Bożym świecie.
Zrywa się
I pomyśleć,że to ja,panie tego,ratowałem tych dwoje szubrawców i wyprowadzałem tego
pana z bramy pod rękę.
ŻABUSIA
kurcząc się instynktownie
Cóż ma twoja siostra do całej historii Maniewiczowej z tym panem?
BARTNICKI
Co ma?co ma?...A wiesz ty,kto jest ten błazen,którego nam twoja pani Maniewicz na balkon
wyrzuciła?...To narzeczony Mani...
ŻABUSIA
O!..
BARTNICKI
Tak,ten narzeczony,którego nam miała wreszcie przedstawić i który miał się z nią ożenić!...
I ta wymalowana nikczemnica romansowała z nim tymczasem,sprowadzała go do swego
domu,odbierała go Mani,mojej Mani,takiej Mani!...
ŻABUSIA
cicho
Od kogo się o tym dowiedziałeś?od Mani?
BARTNICKI
Od niej?Taka skryta,że w gorączce nawet jeszcze liczy się ze słowami.Jakeśmy ją stąd wtedy
z ziemi podnieśli i nieprzytomną do domu zawieźli...to tylko powtarzała ciągle:Zabili
mnie!zabili mnie!...No i tak było ciągle zresztą wiesz o t ym dobrze.Już ci to mówiłem...
Doktor mówi,że to może tyfus...a drugie,a trzecie,nawet ty dlatego do niej chodzić nie
chciałaś,ale ja to,wiesz,tak chłopskim rozumem powiadam sobie to nie tyfus,panie tego,
co mi tak je moją dziewczynę...to zgryzota!...I skoro już tak było źle,że ot!ot!...śmierć była
za progiem,ja,panie,myślę...gdzie ten narzeczony?dlaczego o nim ani widu,ani słychu...może
on mi wyratuje dziewczynę...bo go strasznie kochała.Więc zacząłem przewracać jej papiery,
myślę,może się ślad jaki znajdzie,kto,gdzie ten pan...znajduję listy...czytam,panie tego,
rozumne,mądre,pół rozumiem,pół nie...ot,zrozumiałem tyle,że ją nazywał ciągle kobietą
wyższą!...patrzę...fotografia!do lampy z nią,pod światło...mrowie mnie przeszło,poznałem tę
gębę...to ten sam,com go z balkonu zabrał i pod rękę z bramy sprowadził,krew mi zbiegła do
serca...zrozumiałem wszystko.Mańka tu była wtedy,dowiedziała się,że ten błazen ją zdradzał,
i tak sobie to wzięła do serca,że aż zachorowała.A nawet...czekaj!...pamiętasz,jak on wyszedł
z tego balkonu,to oboje spojrzeli się na siebie i pogłupieli!...pamiętasz?
ŻABUSIA
Nie pamiętam!
BARTNICKI
Bo też i ty wtedy byłaś taka wystraszona i zmieszana,że i o ciebie się bałem...I to wszystko
przez tę przeklętą!...Dam ja jej romanse!
ŻABUSIA
Cicho!...nie krzycz!...
BARTNICKI
Dlaczego nie mam krzyczeć!...będę krzyczeć!...niech jej mąż posłyszy...Co ona sobie myśli?
że ja pozwolę dla ocalenia jej sytuacji tak,panie tego,moją siostrę krzywdzić...
Żabusia idzie ku drzwiom balkonowym i zamyka je
BARTNICKI
A tę furtkę,co kazała sobie w kracie dorobić,żeby tu co chwila przyłazić,każę zamknąć od
dziś na taki,panie tego,rygiel,że go żaden ślusarz ani kochanek nie odśrubują...
Po chwili spokojniej
Czy wiesz,Żabciu,że ja u niego byłem?
ŻABUSIA
szybko
Byłeś,po co?...
BARTNICKI
Jak to po co?Żeby go,panie tego,nauczyć rozumu i obić,panie tego,za jego łajdactwo...
Adresu domacałem się i dopytałem u tych ludzi,u których Mańka mieszkała,bo syn ich nieraz
do niego z listem biegał.
ŻABUSIA
wahająca
I...widziałeś go?...
BARTNICKI
Nie,bo szelma uciekł!...jak ostatni tchórz...wyjechał!...
ŻABUSIA
z uczuciem ulgi
Wyjechał.
BARTNICKI
Ale ja go dogonię!...Rozpytywałem tam o niego w kamienicy stróża...chciałem wiedzieć
mniej więcej coś o nim...i wiesz?ta Maniewiczowa musiała dobrze pieniędzmi sypać,bo o
niej stróż ani dudu...a tylko o jakiejś innej,blondynce...o małej...
Nagle
Żabcia,czy ty czasem do niego nie chodziła?
ŻABUSIA
przerażona
Ja?
BARTNICKI
Ty,bo ty masz takie poczciwe serduszko,żeś gotowa dla oddania komuś usługi Bóg wie co
zrobić...Mogła cię Maniewiczowa posłać z jaką karteczką albo z ustnym poleceniem.Powiedz
mi,chodziłaś?Lepiej się przyznaj!
ŻABUSIA
Nie,Raku!nie chodziłam!
BARTNICKI
Jak mnie kochasz?
ŻABUSIA
Jak cię kocham!
BARTNICKI
Ale pewnie nieraz Maniewiczowa prosiła cię o to?
ŻABUSIA
Prosiła...ale ja nie chciałam.
BARTNICKI
Oddycham!...Która to godzina?Siódma!Dlaczego ten dziadzio nie przychodzi.
ŻABUSIA
A po co ci dziadzi?
BARTNICKI
Muszę się z nim naradzić,co zrobić z tym błaznem i jak go odnaleźć.
ŻABUSIA
To dziadzio wie?
BARTNICKI
Spodziewam się,że wie!
ŻABUSIA
zrywając się
Po co?po co?jeszcze babci powie!
SCENA TRZECIA
Ciż sami i Maniewiczowa przez drzwi balkonu
MANIEWICZOWA
za drzwiami stuka
Czy wolno?
ŻABUSIA
Ona?proszę cię,mój Raku,odejdź...ja sama ją przyjmę...
BARTNICKI
Nie!...to ja,panie tego,ją przyjmę...od dawna chciałem się z nią spotkać,ale ty zawsze
przeszkodziłaś...
ŻABUSIA
Raku!...ja nie chcę!
BARTNICKI
idzie ku drzwiom balkonowym
Pozwól,to do mnie należy...
Otwiera drzwi,ale nie wpuszcza do pokoju Maniewiczowej
MANIEWICZOWA
wesoło
Cóż to,zamknęliście się,przed kim?przede mną?
BARTNICKI
Zamykamy te drzwi,odkąd nieszczęście nimi weszło,pani dobrodziejko.
MANIEWICZOWA
Nieszczęście?przez balkon?...
BARTNICKI
Tak...a że my swój spokój cenimy bardzo...więc,panie tego...choć mi to bardzo boleśnie,
ale uprzedzam panią dobrodziejkę,że te drzwi będą zawsze zamknięte...
MANIEWICZOWA
Co panu jest,panie Raku?...czy zaczynasz cierpieć na zawroty głowy?...
BARTNICKI
z hamowanym gniewem
Moja główna choroba to uczciwość!i to choroba całego mojego domu...całej mojej rodziny!
Ja chcę,żeby próg mojego domu nie był splamiony nigdy nogą szubrawców,a taka żona,
panie tego,co kochanków do domu podczas nieobecności męża wpuszcza...to jest...panie
tego...ja już wiem,co ona jest!
ŻABUSIA
Raku,proszę cię!...
MANIEWICZOWA
Co to wszystko znaczy?
BARTNICKI
Niech pani przede mną nie udaje i oczów nie mruży,bo ja,choć,panie tego,na razie na prośby
Żabusi panią wyratowałem...ale kpić z siebie nie dam.A o Żabcię mi także chodzi.To dobre,
niewinne i czyste dziecko.Pani mi ją możesz popsuć,a już dosyć nieszczęścia na ten
dom spadło...Dlatego pani daruję...ale...
Z gestem
Kłaniam.
Wychodzi trzaskając drzwiami
MANIEWICZOWA
Co się dzieje?
ŻABUSIA
szybko
Nic!nic!nieporozumienie...zlituj się nade mną...nie przychodź tutaj...ja to naprawię
wszystko jakoś...Zresztą już tak zrobię,że się stąd wyprowadzimy!moja droga!moja droga,
daruj to wszystko!ale...ja ci powiedzieć nie mogę,bo ty byś się na mnie gniewała...
MANIEWICZOWA
Czyś ty czasem jakiegoś swojego wybryku na mnie nie spędziła?
ŻABUSIA
Ja?
cóż znowu!jak babcię kocham,nie!Tylko Rak zrobił się taki podejrzliwy...i to wszystko
przez tę Manię...to ona go tak zbuntowała...
MANIEWICZOWA
Przyznam ci się,że robicie na mnie wszyscy wrażenie szpitala wariatów,i twój mąż nie
potrzebuje mi drzwi zamykać,aby mi odebrać ochotę przychodzenia do was przez czas
dłuższy...Żegnam cię,moja droga...i pamiętaj,co ci powiedziałam.Strzeż się wplątać w jakąś
awanturę...twój spryt i twoja przebiegłość nie na wiele ci się wtedy przydadzą.Nerwy wezmą
górę i...zgubią cię!...bądź zdrowa!...
Wychodzi przez balkon i znika
SCENA CZWARTA
ŻABUSIA
sama.
Ściemnia się
I...zgubią cię!...o!...zdaje mi się nagle,że nie mam dachu nad głową...Zimno!...to był jej
narzeczony!...
Nagle
Jezus Maria!...jeżeli ona to wszystko Rakowi powie!...co ja zrobię!...co ja zrobię!...
Po chwili
Dlaczego ta niańka nie wraca?Jeszcze mała się zaziębi.Nie mogłam odmówić żądaniu Mani i
nie posłać do niej dziecka.Boję się teraz sprzeciwić jej w czymkolwiek...Ze strachu głowę
tracę.
Wychodzi do swego pokoju
SCENA PIĄTA
Milewski,Franciszka,później Bartnicki
FRANCISZKA
Niech starszy pan pozwoli!Ja zaraz pana zawołam.
MILEWSKI
Rozdarłem sobie palto.
FRANCISZKA
A czegóż to starszy pan przez kuchnię przyszedł?
MILEWSKI
Żeby ciebie zobaczyć.
FRANCISZKA
Ojej,także zachcenie.
Idzie do Bartnickiego i woła
Proszę pana,starszy pan już przyszedł.
Idzie do kuchni
BARTNICKI
A!...nareszcie...wie dziadzio...ten szubrawiec wyjechał.
MILEWSKI
A cóż miał innego do zrobienia.Zawsze w takich razach mężczyzna wyjeżdża.
BARTNICKI
Ale ja go odnajdę.Dziadzio mi dopomoże.
MILEWSKI
A czego ty właściwie chcesz od niego?
BARTNICKI
Chcę mu uszy obciąć!
MILEWSKI
W takim razie nie spiesz się zbytecznie.Ja myślałem,że ty masz inne plany.
BARTNICKI
Jakie?
MILEWSKI
Ja myślałem,że ty chcesz wpłynąć na tego pana i na twoją siostrę...zgodnie i dodatnio.
BARTNICKI
Jak to?niby żeby Mańka przebaczyła?
MILEWSKI
Aha.
BARTNICKI
I poszła za niego?
MILEWSKI
Naturalnie.Skoro go kocha i ponieważ to już było ułożone...
BARTNICKI
krzycząc
Ale dziadzio zapomniał,że on ją zdradził!
MILEWSKI
O!...zaraz zdradził,zdradził.Mężczyzna nie zdradza,tylko...się zapomina.A zresztą można
Mani wytłumaczyć,że się pomyliła,że to wszystko nieprawda!...W kobietę wszystko można
wmówić...Ona tylko na to czeka.
BARTNICKI
Inna kobieta nie Mańka..
MILEWSKI
Głupi jesteś...Nie ma innych kobiet...są tylko kobiety.
BARTNICKI
Mańka nie przebaczy.
MILEWSKI
Przebaczy!Gadanie!...A zresztą cóż znowu tak strasznego?
BARTNICKI
Jak to co strasznego?Był zaręczony i miał kochankę!
MILEWSKI
Wielka historia!
BARTNICKI
Dla mnie wielka historia.
MILEWSKI
Bo ty oprócz Żabusi już innej kobiety na świecie nie widzisz...Nic dziwnego bo też takiej
Żabusi na świecie nie znajdziesz.Ale też panna Mania...to nie Żabusia.Daruj,mój drogi,ale
twoja siostra to czysty pastor w spódnicy.Cóż dziwnego,że młody chłopiec tego...ten...
BARTNICKI
Dziadzio go uniewinnia.
MILEWSKI
Spodziewam się.Wszystko zależy od usposobienia.Ty masz takie usposobienie,a ktoś inne.
Cóż ja winien na przykład,że mnie ciągle coś za babami ciągnie...Czy to moja wina,że nie
umiałem się kochać tylko w babci całe życie?Ha!...A czy przez to babcię mniej kocham?co?
Nie.A czy może babcia nie jest szczęśliwa?Bo nic nie wie...O!w tym cała filozofia...trzeba,
ażeby i ona nic nie wiedziała.Zdradzać można,tylko tak,ażeby to na wierzch nigdy nie wyszło.
Jak nie wyjdzie,to i wilk syty,i owca cała.
BARTNICKI
E!...prawda jak oliwa na wierzch wypływa.
MILEWSKI
A ot,u mnie nie wypływa...Dwadzieścia sześć lat...i babcia przysięgłaby,że jestem wzorem
mężów.Trzeba umieć dobrze łgać.O!...tu cała sztuka!...i nigdy się nie przyznać.Co do
mnie,jestem przekonany,że Mania przebaczy i że będziemy jeszcze na weselu.Gdzie Żabcia?
Chcę się z nią pożegnać i chodźmy do cukierni.Pogadamy jeszcze po drodze...Zamiast
obcinania uszów kup lepiej obrączki...
BARTNICKI
Nigdy!...
MILEWSKI
Głupi jesteś.Wierz staremu...ja wiem,co jest życie!...chodź!...
BARTNICKI
Żabusia!...
SCENA SZÓSTA
Ciż sami,Żabusia
ŻABUSIA
Wołasz mnie,Raku?
BARTNICKI
Tak,wychodziemy z dziadziem...
ŻABUSIA
Dobry wieczór dziadziowi!...
Całuje ojca
BARTNICKI
Co ci to,Żabciu?masz oczęta czerwone?płakałaś?
ŻABUSIA
To nic,głowa mnie boli.
BARTNICKI
Zmartwiłaś się,że wyrzuciłem za drzwi Maniewiczową?Ale,jak Boga kocham,inaczej postąpić
nie mogłem.
ŻABUSIA
Nie,to mi wszystko jedno...tylko niespokojna jestem...niańka z dzieckiem nie wraca.
BARTNICKI
Nic im się nie stanie.Mania musiała im zrobić czekoladę i bawi się z Nabuchodonozorem...
Nie widziała dziecka blisko od miesiąca...Niech się z nią nacieszy.
ŻABUSIA
Wolałabym,żeby już Jadzia była w domu.
Idzie ku drzwiom balkonowym,nachyla się i patrzy na ulicę
MILEWSKI
patrzy na nią
Cacko!...nie dlatego,że moja córka,ale cacko!...To nie żadna sztuka,że jej nie zdradzasz.
Babcia także mnie nie zdradzała,nawet jej to przez myśl nie przeszło.Żabcia wdała się we
mnie jak dwie krople wody...przypomina mnie zupełnie i z charakteru,i z wyglądu...
Do Bartnickiego
Więc przepędziłeś tę Maniewiczową?
BARTNICKI
A jakże...bez pardonu!...
MILEWSKI
Miałeś rację.Co nam,mężczyznom,wolno,to kobietom zasię...Kobieta powinna być jak
kryształ...o!jak Żabcia!...Już my ją z babcią na pokusy uzbroili...Ta ma zasady!Możesz być
spokojny.
BARTNICKI
Spodziewam się.
Do żony
Do widzenia,Żabciu,może ci przynieść antypiryny?
ŻABUSIA
Nie,Raku!...dziękuję...
Dławiąc się łzami,uwieszona u męża na szyi
Ja ciebie bardzo kocham,Raku!
BARTNICKI
Moje ty Żabstwo brylantowe!
MILEWSKI
Przyjdziemy wieczorem z babcią...zagramy w loteryjkę...
ŻABUSIA
Przyjdźcie!...
Odprowadza ich do przedpokoju
SCENA SIÓDMA
ŻABUSIA
sama.
Ściemniło się zupełnie.
Żabusia idzie do okna balkonowego i patrzy
Nie widać ich!...Boże,jak bym chciała,ażeby dziecko już było w domu!
Wzrusza ramionami
Głupia jestem,nieraz przecież Jadzia wracała jeszcze później od babci i nic się jej złego nic
stało...Może deszcz pada?nie!nie!sucho i ładnie...
Wraca na przód sceny
Ciemno już...zapalę lampę,nie będzie tak smutno!
Zapala lampę i znów idzie do okna
Jakaś dorożka,nie...jedzie dalej!...
Bije ósma
Już ósma!...zapalają gaz.
Nagle jakby ją coś za serce chwyciło
O!...żeby tylko Mania milczała!...żeby ona tylko nic Rakowi nie powiedziała...zaraz mnie
dreszcze przejmują,kiedy o tym myślę...Boję się...zawołam Franciszkę i zrobię z nią
rachunek...będzie mi weselej...zajmę się czym...O!...
Pociera ręką po czole i idzie do kuchni,i wola
Franciszko!Franciszko!...
Milczenie
Nie ma jej!...wyszła i zostawiła drzwi otwarte!...zaczekam!
Owija się szalem i siada w kąciku
Jak mnie głowa boli!...
Zamyka oczy,chwilowa pauza
SCENA ÓSMA
Żabusia,Maria
Przez drzwi otwarte wchodzi Maria,ubrana czarno,w pelerynce zarzuconej na ramiona.Na
głowie ma czepeczek wiązany pod brodę i kryjący zupełnie jej głowę bez włosów.Jest bardzo
zmieniona.Wszedłszy zamyka za sobą drzwi kuchenne i staje naprzeciw Żabusi oświetlona
lampą,podczas gdy Żabusia jest w cieniu
ŻABUSIA
otwiera oczy,dostrzega Marię i krzyczy
To ty!
MARIA
Ja!...
ŻABUSIA
Gdzie Jadzia?
MARIA
U mnie!
ŻABUSIA
Chora?
MARIA
Zdrowa...
ŻABUSIA
Dlaczego jej nie przywiozłaś?
MARIA
Bo twoja córka już do tego domu nie wróci.
ŻABUSIA
Nie wróci?...Jadzia?...
MARIA
Tak!...nie krzycz!...krzykiem nic nie naprawisz.Pamiętaj,że i ty,i twoje dziecko jesteście
moralnie w moim ręku.Lepiej milcz i słuchaj,co ci mówić będę.To obrachunek pomiędzy
nami,a ta chwila przyjść nareszcie musiała.Powinnaś była na to się przygotować...
ŻABUSIA
łkając
Czego ty chcesz ode mnie?...czego ty chcesz ode mnie?...
Chowając się za fotel
Nie zrób mi nic złego!
MARIA
Nie lękaj się...nie uczynię ci żadnej fizycznej krzywdy...
ŻABUSIA
Ja nie jestem winna,to on!...
MARIA
z ironią
To samo i on mi napisał...ja nie jestem winien to ona!...Para zbrodniarzy,rzucająca na
siebie wzajemnie odpowiedzialność za spełnioną zbrodnię...Nawet z godnością swej podłości
nosić nie umiecie!...
ŻABUSIA
Oddaj mi moje dziecko!
MARIA
Nie zasługujesz na to!...Wiedziałam od dawna,że jesteś występną.Przeczuwałam to instynktem
kochającej siostry;mnie twe słodkie minki nie zwiodły,twa święta naiwność,twój wdzięk i
pieszczoty nie budziły we mnie zaufania.Od dziecka boję się kotów i takich jak ty
pieszczotek!Ile razy wracałaś ze schadzki z rozrzuconymi włosami i płonącymi oczyma i
chwytałaś w swe objęcia dziecko,całowałaś swego męża,rodziców ja usuwałam się od ciebie
i drżałam ze wstrętu.Robiłaś na mnie wrażenie gadziny,podczas kiedy inni,ci oszukiwani,
nazywali cię wiochną i promieniem słońca!...
Po chwili
Wszystko to jednak były moje domysły,moje przeczucia...na nich nie mogłam oprzeć swego
oskarżenia.Los jednak zrządził,że kochankiem twoim został...mój narzeczony!
ŻABUSIA
szybko
Ja nie wiedziałam...gdybym wiedziała,przysięgam ci...
MARIA
Postąpiłabyś tak samo!
ŻABUSIA
Nigdy!...Skoro tylko byłby znajomy i bywał w domu...to przecież...nie...ja taka zła nie
jestem!...
MARIA
Chwilami patrząc na ciebie czuję,że mnie przytomność opuszcza.Ty masz cały odrębny kodeks
moralności,który sobie stworzyłaś i wysnułaś z twego ptasiego mózgu.I według tego
kodeksu ty i tobie podobne oplątujecie rozum i serca ludzi,kłamstwem cukrowym osładzacie
waszą nikczemność!I świat,oczarowany waszym wdziękiem,stawia dla was kapliczki
uwielbienia,zamiast powlec was na pręgierz i ochłostać rózgą pogardy i nienawiści!...
ŻABUSIA
zakrywając twarz
Ja taka zła nie jestem!
MARIA
Nie,ty nawet jesteś bardzo dobra,bardzo poczciwa Żabusia!Ty kochasz wszystkich,i męża,i
dziecko,i kochanka.Ty pogodzić wszystko potrafisz...i obowiązki żony,i matki,i...kochanki!...
ŻABUSIA
Czego więc chcesz ode mnie?
MARIA
Czego ja chcę?Chcę,żeby to życie kłamstwa i nikczemności,w którym przebywa mój brat i
jego dziecko,skończyło się z dniem dzisiejszym!Nie sądź,że przeze mnie przemawia znieważona
w swych uczuciach narzeczona!Nie narzeczonego mojego rzucam ci na pastwę,możesz
się z nim połączyć,jeżeli zechcesz,ale brata mojego oszukiwać ci nadal nie pozwolę.W chwili,
gdy Julian ukazał się w tych drzwiach serce moje zamarło,bo miałam dowód jego zdrady
względem mnie.Zapanowałam jednak nad bólem moim i powiedziałam,że nie znam tego
człowieka.W kilka chwil później wskutek twej własnej nieostrożności poznałam całą ohydę
twojej zdrady względem mego brata.Wtedy...siły mnie opuściły,przeraziłam się stojąc wreszcie
wobec twej zbrodni.Ogrom twego kłamstwa był dla mnie uderzeniem piorunu...
Cicho
O mało nie umarłam.
Chwila milczenia
Jak ja go przecież chroniłam od zetknięcia się z tobą!...Nie mam wiele doświadczenia,bo
skąd go mieć mogę?ale mam instynkt,który mi mówił:Skoro się tych dwoje pozna,kłamać
będą wspólnie .A przecież Julian nie jest przeciętnym człowiekiem.Każda inna kobieta w
jego powadze,w jego inteligencji byłaby widziała dostateczną ilość odpornej siły przeciwko
pokusom takiej jak ty istoty.Ale ja widząc,jak obmotałaś w swe sieci najuczciwszego człowieka,
jakim jest mój brat,lękałam się,że podziałasz w ten sposób i na Juliana.Chłopski mój
rozum mówił mi,że w mężczyźnie ani uczciwość,ani inteligencja nie mają nic wspólnego z
tym,co wy,Żabusie,nazywacie szałem czy namiętnością.Nie zawiodłam się,bo choć nie
wprowadziłam pod wasz dach Juliana,potrafiłaś jednak znaleźć go i połączyć się z nim na
moje nieszczęście...
Nagle
Powiedz mi przynajmniej,dlaczego ty to uczyniłaś?
Żabusia milczy
MARIA
Dlaczego?
ŻABUSIA
Ja...nie wiem...
MARIA
Czy kochałaś go przynajmniej?
ŻABUSIA
Nie wiem.
MARIA
Otóż to właśnie!Nie wiem to jedyna twoja wymówka...ty...nieodpowiedzialna,niepoczytalna
lalko bez mózgu,ze zbyt dobrym sercem!...Z tym słodkim słowem nie wiem popełniasz występek
za występkiem i całe twoje władze umysłowe wytężasz w jednym tylko kierunku.Okłamać tak
wszystkich,aby ci wszyscy czuli się zadowoleni.I tryumfujesz kochana,ubóstwiana,stawiana
później za wzór swoim własnym dzieciom,skoro te dorosną.A jedyną cnotą twoją,jedyną zasługą
jest to,żeś zręcznie i bez zająknienia kłamać umiała.
Po chwili
Ale dość o tym,to,co się stało,nie wróci.Powtarzam ci raz jeszcze,możesz się połączyć ze
swoim kochankiem...Ja wam nie będę stać na drodze.
Podnosząc ton i silniej
Trzeba jednak,ażebyś zrozumiała,czego chcę od ciebie!Mój brat dłużej z tobą żyć nie może...
nie będzie...Zrozumiałaś mnie?
ŻABUSIA
blednąc ze wzruszenia
Rak...ze mną?...dlaczego?...
MARIA
Bo ja na to pozwolić nie mogę!
ŻABUSIA
Powiesz mu?
MARIA
Nie,to ty mu sama powiesz!
ŻABUSIA
z płaczem
Ja?...nigdy!...
MARIA
A jednak powiesz...skoro zrozumiesz,o co idzie.Mąż twój bezwarunkowo dowie się o wszystkim.
Jeżeli ty mu sama nie powiesz,ja go o wszystkim uwiadomię,gdyż milczeć dłużej sumienie moje
mi zabrania.Mówiąc jednak,że jedyną twoją zaletą jest kłamstwo ,pomyliłam się.Zapomniałam
bowiem,że tak jak wiele kobiet takich jak ty kochasz bardzo swe dziecko....prawda?
ŻABUSIA
Kocham!
MARIA
Tak,można być żoną występną,lecz zarazem wzorową matką!...To zdaje się niemożliwe,a
jednak jest tak nie inaczej..Rozstając się z mężem,musisz także rozłączyć się z dzieckiem...
ŻABUSIA
z krzykiem prawdziwego bólu
Nie!...nie!...zostawcie mi dziecko!...ja sobie stąd pójdę,tylko zostawcie mi dziecko!...
MARIA
Dziecko może zostać przy tobie...tylko...
ŻABUSIA
na kolanach
Co chcesz,wszystko zrobię,tylko niech moja mała przy mnie zostanie!Ja ci straszną wyrządziłam
krzywdę,to rozumiem!mówisz,że ukrzywdziłam także mego męża...może masz rację,ale ja nie wiem,
że ja mu krzywdę zrobiłam!Ja mam już taką naturę...ja nie mogę się kochać zawsze w jednym
i tym samym człowieku,ale ja tak zawsze postępowałam,że Rakowi się żadna krzywda nie działa!
Ale...ty mówisz,że ja powinnam się z nim rozejść...dobrze!...ja się z nim rozejdę,tylko mi
dziecka nie zabierajcie!tylko mi moją Jadzię zostawcie!...ja już będę inna!ja się poprawię!
ja...się...poprawię!...
MARIA
Wstań!...mam litość nad tobą,nad twym uczuciem matki.I choć sumienie moje nakazuje mi
również i dziecko z rąk twych wydrzeć,jednak nie chcę pozbawiać cię wszystkiego w życiu.
Zostawię ci dziecko,a raczej wymogę na moim bracie,że ci dziecko zostawi.Ja jednak czuwać
nad wami będę.Skoro dojrzę,iż jad kłamstwa zaczynasz sączyć w duszę swej córki,odbiorę ci
ją natychmiast.Jeżeli jednak chcesz,ażeby się to stało,musisz sama wszystko powiedzieć
mężowi.Tą chwilą szczerości zmażesz po części wszystkie dawne kłamstwa twoje i przekonasz
mnie,że i ty prawdę powiedzieć umiesz...
ŻABUSIA
nerwowo podniecona jak w gorączce
I dziecko mi oddasz?
MARIA
Oddam!
ŻABUSIA
Jak Bóg na niebie?
MARIA
Jak prawda na ziemi!
Dzwonek
Jeżeli to twój mąż wiesz,co masz uczynić...
ŻABUSIA
prawie nieprzytomna
Wiem,wiem...wszystko mu powiem,bo ty mu powiesz,jeżeli ja...mu...nie zechcę powiedzieć...
ja znam ciebie...
Biegnie ku drzwiom przedpokoju,otwiera drzwi wchodowe
SCENA DZIEWIĄTA
Maria,Bartnicki,Żabusia
ŻABUSIA
całą tą sceną gra jak w gorączce
Dobrze,żeś przyszedł...usiądź...albo nie!...ja ci muszę coś powiedzieć,Raku!
BARTNICKI
Co się stało?...ty cała się trzęsiesz jak w febrze...a!...Mania tutaj?...co to wszystko
znaczy?
MARIA
Twoja żona chce ci powiedzieć...
Usuwa się na bok
ŻABUSIA
Tak,mam ci powiedzieć...to jest,muszę ci powiedzieć...każą mi powiedzieć,że...ja...miałam
kochanka...
BARTNICKI
Jezus Maria!...ona ma gorączkę...
ŻABUSIA
wyrzucając ze siebie słowa jak w gorączce
Nie...nie...ja wiem dobrze,co mówię...Ja miałam kochanka...poznałam się z nim w Botanicznym
Ogrodzie...schodziłam się z nim często...
Z krzykiem
Raku...ty się na mnie nie gniewaj bo ja i ciebie także kochałam!!
Do Marii
Oddaj mi teraz dziecko!...
BARTNICKI
cofa się z oczyma szeroko rozwartymi
Żabcia!...Żabcia!...co się z tobą dzieje?a toż mówisz takie herezje,że mi tchu brakuje,jak
cię słyszę...Sfiksowałaś?Mańka,co jej się stało?Powiedz ty jej,że nawet przez usta poczciwej
kobiety nie powinny przejść takie głupie słowa...Słyszałaś,Mańka,co żona mówiła?
Mańka milczy.Żabusia padła przy kanapie.Bartnicki uczuwając zaniepokojenie
Dlaczego ty jesteś taka blada,Mańka,i dlaczego ty nie śmiejesz się z jej bzika?...Dlaczego ty
się tak dziwnie patrzysz na mnie?Przemów co,powiedz,że...
Po chwili,nagle przyskakując do Żabci
Matko Boża...może ona prawdę powiedziała?...Słuchaj,Żabciu...powtórz raz jeszcze to,coś
mówiła...
ŻABUSIA
Och!Raku!...
BARTNICKI
chwytając jej głowę i sunąc rękami po jej twarzy
Ty płaczesz?ty naprawdę płaczesz,nie udajesz?Mańka także naprawdę jest blada...Wy nie
kłamiecie?to prawda?...O!...o!...co będzie teraz?co będzie teraz?...
Pada na krzesło,po chwili łkając
Dlaczegoście mi o tym powiedziały?tacy byliśmy szczęśliwi...
MARIA
Nie mogliście dłużej żyć w ciągłym kłamstwie i wzajemnym oszukiwaniu się.
BARTNICKI
płącząc
Kiedy nam z tym dobrze było!A teraz co!Ruina...pogorzelisko...Nie mam domu,nie mam
żony...nie mam nic...
Do Żabusi gwałtownie
Dlaczegoś to zrobiła?po co?odpowiedz!
ŻABUSIA
Nie wiem!
BARTNICKI
chodząc po pokoju i drąc włosy rozpaczliwie
Co teraz zrobię?...gdzie pójdę!...dla mnie już nie ma nic na świecie...zabiję tamtego...
ale co mi z tego przyjdzie...nie wróci mój dom...nie wróci Żabcia...
Z głośnym jękiem padając na krzesło
O!...niechby to już było...tylko czemuście wy mnie wszystko powiedziały?Było wszystko...
a teraz nie ma nic!nic!...Mnie serce pęknie...Jaki ja biedny!...
Długa chwila milczenia,słychać tylko płacz Żabusi i Bartnickiego
MARIA
zrywa się i wchodzi pomiędzy nich
Dosyć!nie płacz,Janku!czyż ty nie widzisz,że ona kłamie...że to jej zwykłe figle...
Do Żabusi ostro i cicho
Dalej...skłam,żeś skłamała,każę ci...nadto wielka ruina...kłam dalej,dalej...tak potrzeba
dla jego szczęścia...przyszłe wam dziecko...kłam,każę ci!...
Żabusia z krzykiem radości rzuca się do kolan męża
BARTNICKI
Idź precz!...idź precz!nie znam cię!muszę cię nie znać!
MARIA
Kiedy to był żart...ułożona farsa...graliśmy ją wszyscy...nudno było...chciałam,chciałyśmy
się zabawić...
ŻABUSIA
nieśmiało powtarzając
Nudno było...chciałyśmy się zabawić...
BARTNICKI
Jakże to się zabawić ?...to zabawa?kiedy ja płaczę?...
MARIA
Nie myślałam,że potrafisz tylko płakać,i gdybym była wiedziała...
BARTNICKI
To co?to co?no!gadajcie,czego się mam trzymać,bo oszaleć przyjdzie...Prawda czy nieprawda?
niech wiem...bo toć łeb człowieka nie wytrzyma czegoś podobnego.Kiedyżeście kłamały!
przedtem...czy teraz?No,gadaj,Żabusia...Spójrz mi w oczy...albo nie ty nie...to
Mańka niech powie...czy ona kłamała,kiedy mówiła,że zna tego...jakiegoś z Botanicznego
Ogrodu i że go kocha?
MARIA
szybko i żywo
O!...przysiąc ci mogę na wszystko,że kłamała wtedy,kiedy mówiła,że go kocha.
BARTNICKI
No!jeżeli ty przysięgasz...
Po chwili,z wybuchem serdecznej radości
A to baby!...a to mnie wzięły na fis!...a to komediantki!...niechże was kaczki zdepczą...
jak Boga mego kocham,jak Boga kocham!I rozbeczałem się,głupiec,jak jaka baba...A bo
się naokoło mnie wszystko walić zaczęło i zdawało mi się,że mnie ktoś żywcem w trumnę
wpakował...A to szkaradne zbytnice,jak to mnie zmaniły!...No,że Żabcia ma szusa,to
dawno wiadomo i nieraz mi już figla wypłatała...choćby wtedy,jakeś list do mnie napisała,
że żyć ze mną nie możesz,a samaś w szafie siedziała...ale żeby Mańka się dała do tego
namówić,to,jak Boga mojego kocham...no!...no!...trzeba już,żeby ta Żabcia wszystkich na
swoje kopyto przerobiła...No...no...
Wstaje,chodzi po pokoju,zaciera ręce i śmieje się hałaśliwie
A jak to sama beczała!o!Raku!Raku!...ja się z nim poznałam w Botanicznym Ogrodzie .
Komediantka!jakby była na scenie,to niczym Modrzejewska 29 ...Jak mi ty tak wygrywać
będziesz,to cię jeszcze do komediantów oddam...ty...ty...Żabo kochana.
Siada przy żonie,całuje ją i pieści
A jak to czasem człowiek nagle rozum straci...A toż żebym się był zastanowił na chwilę,to
byłbym zrozumiał,że to komedia,bo gdzież Żabcia by się takiej hańby dopuścić mogła...
Moja Żabcia!nasza Żabcia.To ta Mańka winna,że się dałem obałamucić,bo to panna
prawdomówna, nigdy niby nie kłamie,więc mnie jakby obuchem w łeb...uwierzyłem...
Ej wy,baby!komediantki!... a jak to gładko kłamią!...Jezu miłosierny!...
Chwila milczenia
Cóż obie nic nie mówicie?Takie jesteście kontente,że wam się udało i żeście mnie zwiodły?
Tylko niech to będzie raz ostatni,bo,jak Boga kocham,mogło się stać nieszczęście.Ja byłbym
się wypłakał,a potem się do ciebie wziął...ty...Żaba...to byłyby z ciebie kosteczki nie
pozostały...Tylko mnie to cieszy,że Mańka widać do zdrowia wróciła,skoro jej się żarty
trzymają...A to,jak Boga kocham,koncepta...a to koncepta...Ale dzięki Bogu,że Mańka w
figle się bawi.To dobry znak,widać zdrowie wraca...dzięki Bogu...dzięki Bogu...
Całuje siostrę i garnie ją do siebie drugą ręką tuli Żabusię
Dzwonek
SCENA DZIESIĄTA
Ciż sami,Franciszka,Milewski,Milewska,Niańka,Mała Jadzia
MARIA
na przedzie sceny do siebie
Nie mogłam inaczej uczynić!
MILEWSKA
wchodząc
Czy jest tu panna Maria?Wstąpiłam do pani i nie zastawszy jej,przywiozłam z sobą Jadzię...
ŻABUSIA
rzuca się do dziecka
Moje dzidzi!...moje maleństwo!...
BARTNICKI
Ostrożnie,udusisz jeszcze dziecko!
MILEWSKI
Przyniosłem nowe szkiełka do loteryjki i pudełko angielskich cukierków,takich,jakie Żabcia
lubi.
MILEWSKA
Zagramy zaraz w loteryjkę...a potem wypijemy herbatę...
BARTNICKI
A ja wam opowiem,jakiego mi dziś figla pani Żabcia wypłatała...
MILEWSKA
Figla!...aj ty!...ty...pieszczotko...ty zawsze myślisz,czym mężowi radość sprawić.
BARTNICKI
Kiedy to nie był przyjemny figielek...przeciwnie,aż mi serce się tłucze jak nietoperz...
Starzy przygotowują stół,rozkładają tabliczki,sypią szkiełka.Maria gotuje się do wyjścia
BARTNICKI
Jak to,Maniu,odchodzisz?
MARIA
Tak.
BARTNICKI
Dokąd?...Zostań...widzisz,jak u nas wesoło...
MARIA
Pójdę się nauczyć kłamać! to i mnie będzie wesoło..
Wychodzi
MILEWSKI
Do loteryjki!do loteryjki!
Zasłona zapada
KONIEC KSIĄŻKI