ďťż

Blog literacki, portal erotyczny - seks i humor nie z tej ziemi


Card Orson Scott - Cień Endera - Część Piąta - 03 Buntownik



Buntownik
    
    
    - Włączenie Achillesa to ostatni postępek Graffa i wiemy, że istniały poważne obiekcje. Dlaczego przynajmniej nie przeniesiemy Achillesa do innej armii ze względów bezpieczeństwa?
    - Dla Groszka to wcale nie musi być podobna sytuacja jak z Bonzo Madridem.
    - Co do tego nie mamy pewności, sir. Pułkownik Graff zatrzymywał dla siebie wiele informacji. Na przykład mnóstwo rozmów z siostrą Carlottą, nigdzie niezapisanych. Graff wie różne rzeczy o Groszku i zapewniam pana, że również o Achillesie. Myślę, że zastawił na nas pułapkę.
    - Błąd, kapitanie Dimak. Jeśli Graff zastawił pułapkę, to nie na nas.
    - Jest pan pewny?
    - Graff nie bawi się w biurokratyczne rozgrywki. Ma w nosie mnie i pana. Jeśli zastawił pułapkę, to na Groszka.
    - Właśnie o to mi chodzi!
    - Rozumiem, o co panu chodzi. Ale Achilles zostaje.
    - Dlaczego?
    - Testy wykazały niezwykle opanowanie Achillesa. To nie jest Bonzo Madrid. Zatem Groszkowi nie grozi fizyczne niebezpieczeństwo. Napięcie ma chyba podłoże psychologiczne. Próba charakteru. A właśnie w tej dziedzinie mamy najmniej danych o Groszku, zważywszy jego odmowę uczestnictwa w grze psychologicznej oraz niejednoznaczne informacje, jakie uzyskaliśmy z jego zabaw nauczycielskim loginem. Toteż uważam, że warto obserwować ten wymuszony związek między Groszkiem a jego postrachem.
    - Postrachem czy nemezis, sir?
    - Zachowamy najwyższą czujność. Nie usunę dorosłych tak daleko, żeby nie mogli interweniować w porę, jak Graff zrobił z Enderem i Bonzem. Podejmiemy wszelkie środki ostrożności. Nie zamierzam grać w rosyjską ruletkę tak jak Graff.
    - Owszem, zamierza pan. Jedyna różnica polega na tym, że Graff miał tylko jedną pustą komorę, a pan nawet nie wie, ile komór jest pustych, bo to on ładował broń.
    
    
    Pierwszego ranka, kiedy Groszek obudził się jako dowódca Armii Królika, zobaczył papier leżący pod drzwiami. Przez chwilę ogłuszyła go myśl, że wyznaczyli mu bitwę, zanim jeszcze spotkał swoją armię, ale ku jego uldze wiadomość dotyczyła bardziej trywialnej sprawy.
    Ze względu na liczbę nowych dowódców znosimy tradycję wstępu do mesy dowódców dopiero po pierwszym zwycięstwie. Będziesz jadał posiłki w mesie dowódców od zaraz.
    To miało sens. Ponieważ zamierzali przyspieszyć rozkład walk dla wszystkich, chcieli zebrać dowódców w takim miejscu, żeby od początku wymieniali informacje. I żeby znaleźli się pod presją społeczną swoich rywali.
    Trzymając papier w ręku, Groszek przypomniał sobie, jak Ender trzymał swoje rozkazy, każdą nową niemożliwą permutację gry. Akurat ten rozkaz miał sens, co jeszcze nie świadczyło o nim dobrze. Sama gra nie miała w sobie nic takiego uświęconego, żeby Groszek oburzał się na zmianę reguł i zwyczajów, ale nauczyciele manipulowali nimi w sposób rzeczywiście oburzający.
    Na przykład odcięcie mu dostępu do informacji o uczniach. Kwestia polegała nie na tym, dlaczego go odcięli ani nawet dlaczego tak długo pozwalali mu korzystać z dostępu. Kwestia polegała na tym, dlaczego inni dowódcy od początku nie otrzymywali tych informacji. Skoro mieli się uczyć dowodzenia, powinni dostać odpowiednie narzędzia.
    A skoro już zmieniali system, dlaczego nie pozbyli się tych naprawdę szkodliwych, destruktywnych rzeczy? Na przykład tablice wyników w jadalniach. Punkty i pozycje! Zamiast rozgrywać bitwę doraźnymi środkami, żołnierze i dowódcy w obawie o wyniki zachowywali ostrożność, unikali eksperymentów. Właśnie dlatego śmieszny zwyczaj walczenia w szyku przetrwał tak długo - przed Enderem na pewno inni dowódcy dostrzegli lepsze metody. Ale nikt nie chciał burzyć ustalonego porządku, skoro za wprowadzanie innowacji płaciło się spadkiem na niższą pozycję w tabeli. Znacznie lepiej traktować każdą bitwę jak całkowicie oddzielny problem i swobodnie angażować się w walkę • jak w zabawę, nie pracę. Nastąpiłby drastyczny wzrost kreatywności i rywalizacji. A dowódcy nie musieliby się martwić, że na ich rozkaz pluton lub indywidualny żołnierz poświęcili swoje wyniki dla dobra armii.
    Najważniejsze jednak było wyzwanie zawarte w decyzji Endera, żeby porzucić grę. Wprawdzie skończył szkolenie, zanim zdążył na dobre zastrajkować, ale to nie zmieniało faktu, że gdyby zastrajkował, Groszek musiałby go poprzeć.
    Teraz, kiedy Ender odszedł, bojkot gry nie miał sensu. Zwłaszcza jeżeli Groszek i inni chcieli awansować na pozycję, skąd zostaną przeniesieni do floty Endera, kiedy zacznie się prawdziwa walka. Ale mogli przejąć kontrolę nad grą, wykorzystać ją do własnych celów.
    Więc ubrany w swój nowy - i niedopasowany - mundur Armii Królika, Groszek wkrótce znowu stanął na stole, tym razem w znacznie mniejszej oficerskiej mesie. Ponieważ przemówienie Groszka z poprzedniego dnia przeszło już do legendy, wokół niego rozległy się śmiechy i szydercze okrzyki.
    - Czy tam, skąd pochodzisz, ludzie jedzą nogami?
    - Zamiast włazić na stoły, może wreszcie urośnij, Groszek!
    - Stań na szczudłach, żeby nie zabrudzić blatu! Lecz inni nowi dowódcy, którzy jeszcze do wczoraj byli plutonowymi w Armii Smoka, nie śmiali się i nie wykrzykiwali. Ich pełna szacunku uwaga wkrótce zrobiła wrażenie i cisza zapadła w sali.
    Groszek wyciągnął ramię i wskazał tablicę wyników.
    - Gdzie jest Armia Smoka? - zapytał.
    - Rozwiązali ją - odpowiedziała Petra Arkanian. - Żołnierzy wcielono do innych armii. Oprócz was, którzy byliście Smokami.
    Groszek słuchał, zachowując dla siebie swoją opinię o Petrze. Ale nie mógł odpędzić wspomnienia przedwczorajszej nocy, kiedy Petra, świadomie lub nie, odegrała rolę Judasza, który miał wciągnąć Endera w zasadzkę.
    - Bez Smoka ta tablica nic nie znaczy - oświadczył Groszek. - Żadne wyniki nie liczą się, jeśli wygrywamy tylko dlatego, że rozwiązali Smoka.
    - To nie nasza cholerna wina - stwierdził Dink Meeker.
    - Nie w tym problem, że brakuje Smoka - podjął Groszek. - Problem w tym, że w ogóle nie powinniśmy mieć tej tablicy. Nie jesteśmy sobie wrogami. Jedyny wróg to robale. My powinniśmy być sojusznikami. Powinniśmy uczyć się od siebie nawzajem, wymieniać informacje i pomysły. Powinniśmy swobodnie eksperymentować, wypróbowywać nowe rzeczy bez obawy, jak to wpłynie na naszą pozycję w tabeli. Ta tablica w górze to nauczycielska gra, żeby nastawić nas przeciw sobie. Jak Bonza. Nikt tutaj nie oszalał z zazdrości jak on, ale nie okłamujmy się, on był wytworem tego systemu. Usiłował rozwalić głowę naszemu najlepszemu dowódcy, naszej największej nadziei w razie następnej inwazji robali, i dlaczego? Bo Ender przewyższał go pozycją. Pomyślcie o tym! Pozycja w tabeli była dla niego ważniejsza niż wojna z Formidami!
    - Bonzo to wariat - odezwał się William Bee.
    - Więc my nie dajmy się zwariować - zripostował Groszek. - Wyrzućmy tę tablicę z gry. Rozgrywajmy każdą bitwę oddzielnie, z czystą tablicą. Próbujcie wszelkich możliwych pomysłów, żeby zwyciężyć. A po bitwie niech obaj dowódcy usiądą i wyjaśnią, co myśleli, dlaczego akurat tak postąpili, żebyśmy uczyli się od siebie nawzajem. Żadnych sekretów! Każdy próbuje wszystkiego! I chrzanić wyniki!
    Rozległ się pomruk zgody, nie tylko ze strony byłych Smoków.
    - Łatwo ci powiedzieć - zaprotestował Shen. - Twoja obecna pozycja jest nie do ruszenia.
    - I właśnie na tym polega problem - oznajmił Groszek. - Podejrzliwie oceniacie moje motywy, a dlaczego? Z powodu pozycji. Ale czy wszyscy nie zostaniemy kiedyś dowódcami w tej samej flocie? Którzy pracują razem? Którzy sobie ufają? M.F. wyglądałaby jak dom wariatów, gdyby każdy kapitan statku, dowódca sił uderzeniowych i admirał floty przez cały czas martwił się o swoją pozycję w tabeli, zamiast współpracować z innymi przeciwko Formidom! Chcę uczyć się od ciebie, Shen. Nie chcę rywalizować z tobą o jakąś pustą rangę, którą nauczyciele wywieszają na ścianie, żeby nami manipulować.
    - Wam ze Smoka na pewno strasznie zależy, żeby uczyć się od nas, przegranych - sarknęła Petra. Postawiła sprawę jasno i otwarcie.
    - Tak! Tak, mnie zależy. Właśnie dlatego, że byłem w Armii Smoka. Jest nas tutaj dziewięciu i wiemy tylko to, czego się nauczyliśmy od Endera. I chociaż taki genialny, nie on jeden we flocie czy nawet w szkole wie cokolwiek. Chcę się nauczyć, jak wy myślicie. Nie potrzebuję nic ukrywać przed wami, a wy nie potrzebujecie niczego ukrywać przede mną. Ender był dobrym dowódcą chyba częściowo dlatego, że pozwalał swoim plutonowym ciągle rozmawiać, ciągle próbować czegoś nowego, ale tylko dopóki wymieniali doświadczenia.
    Tym razem zgodę wyrażono bardziej zdecydowanie. Nawet sceptycy w zamyśleniu kiwali głowami.
    - Więc proponuję następującą rzecz. Jednogłośne odrzucenie tej tablicy na górze, a także tej w mesie żołnierzy. Wszyscy przestajemy zwracać uwagę na wyniki, kropka. Poprosimy nauczycieli, żeby rozmontowali tablice albo wygasili. Jeśli odmówią, zakryjemy je prześcieradłami albo będziemy rzucali krzesłami, aż je rozbijemy. Nie musimy grać w ich grę. Możemy sami pokierować własnym szkoleniem i przygotować się do walki z prawdziwym wrogiem. Zawsze musimy pamiętać, kim jest prawdziwy wróg.
    - Taak, nauczyciele - odpowiedział Dink Meeker. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Ale wtedy Dink Meeker stanął na stole obok Groszka.
    - Jestem tutaj najstarszym dowódcą, odkąd promowali wszystkich starszych chłopców. Pewnie jestem najstarszym żołnierzem w Szkole Bojowej. Więc proponuję od razu przyjąć propozycję Groszka, a ja pójdę do nauczycieli i zażądam wyłączenia tablic. Czy ktoś się sprzeciwia?
    Cisza.
    - Czyli decyzja jednogłośna. Jeśli tablice dalej będą działać podczas lunchu, przyniesiemy prześcieradła, żeby je zakryć. Jeśli będą działać przy obiedzie, dajmy spokój z rzucaniem krzesłami, po prostu odmówimy poprowadzenia armii na następne bitwy, dopóki nie wyłączą tablic.
    Alai odezwał się ze swojego miejsca w kolejce:
    - Po takim numerze nasze pozycje zlecą na łeb... Potem zorientował się, co mówi, i parsknął śmiechem.
    - Kurde, oni rzeczywiście wyprali nam mózgi!
    Po śniadaniu Groszek, jeszcze zarumieniony od zwycięstwa, ruszył do koszar Królików na pierwsze oficjalne spotkanie ze swoimi żołnierzami. Armia Królika odbywała treningi w połowie dnia, więc miał tylko pół godziny od śniadania do pierwszych porannych lekcji. Wczoraj, kiedy rozmawiał z Itu, głowę miał zaprzątniętą innymi sprawami i tylko pobieżnie zlustrował wnętrze koszar Królika. Teraz jednak uświadomił sobie, że w przeciwieństwie do Armii Smoka wszyscy żołnierze z Armii Królika osiągnęli przepisowy wiek. Groszek nie dorównywał wzrostem ani jednemu. Wyglądał jak czyjaś lalka i co gorsza, tak się czuł, kiedy szedł przejściem między łóżkami i widział tych wszystkich wielkich chłopaków - i kilka dziewczyn - którzy patrzyli na niego z góry.
    W połowie drogi odwrócił się twarzą do tych, których już minął. Najlepiej od razu wziąć byka za rogi.
    - Widzę pierwszy problem - powiedział głośno - że wszyscy jesteście o wiele za wysocy.
    Nikt się nie roześmiał. Serce Groszka zamarło. Ale musiał brnąć dalej.
    - Rosnę najszybciej jak mogę. Nie wiem, co jeszcze da się na to poradzić.
    Dopiero teraz usłyszał jeden czy dwa chichoty. Ogarnęła go ulga, że przynajmniej kilka osób gotowe było wyjść mu naprzeciw.
    - Pierwszy wspólny trening mamy o 10.30. Co do naszej pierwszej wspólnej bitwy, nie jestem wróżką, ale jedno mogę wam obiecać: nauczyciele nie zamierzają dać mi tradycyjnych trzech miesięcy po przydzieleniu do nowej armii. To samo z innymi nowo wyznaczonymi dowódcami. Dali Enderowi Wigginowi tylko parę tygodni z Armią Smoka, zanim wyznaczyli mu bitwę... a Smok był nową armią, zbudowaną od podstaw. Królik to dobra armia z ładną kartą. Jedyna nowa osoba to ja. Spodziewam się, że pierwsze bitwy to kwestia dni, najwyżej tygodnia, i spodziewam się częstych walk. Więc przez pierwszych kilka treningów właściwie wy będziecie mnie uczyć swojego obecnego systemu. Muszę wiedzieć, jak pracujecie z plutonowymi, jak każdy pluton współpracuje z innymi, jak reagujecie na rozkazy, jakich komend używacie. Mam kilka rzeczy do powiedzenia, raczej na temat postawy niż taktyki, ale ogólnie chcę zobaczyć was w akcji dokładnie tak samo, jak pod dowództwem Carna. Chociaż wolałbym, żebyście ćwiczyli intensywnie i pokazali mi się od najlepszej strony. Jakieś pytania?
    Żadnych. Cisza.
    - Jeszcze jedno. Przedwczoraj Bonzo z kumplami czaili się na Endera Wiggina w korytarzu. Wykryłem niebezpieczeństwo, ale żołnierze z Armii Smoka byli w większości za mali, żeby stanąć przeciwko bandzie zebranej przez Bonza. To nie przypadek, że kiedy potrzebowałem pomocy dla mojego dowódcy, zapukałem do drzwi Armii Królika. To nie były najbliższe koszary. Przyszedłem do was, bo wiedziałem, że macie porządnego dowódcę w osobie Carna Carby'ego i wierzyłem, że jego armia jest taka sama. Nawet jeśli nie bardzo kochacie Endera Wiggina czy Armię Smoka, wiedziałem, że nie pozwolicie bandzie łobuzów pobić mniejszego chłopca, którego nie mogli uczciwie pokonać w bitwie. I miałem rację. Kiedy wyszliście całym tłumem z koszar i stanęliście na korytarzu jako świadkowie, byłem dumny z waszej postawy. Teraz jestem dumny, że należę do was.
    To załatwiło sprawę. Pochlebstwo rzadko zawodzi, a nigdy szczere. Dając im do zrozumienia, że już zdobyli jego szacunek, znacznie złagodził napięcie, ponieważ oczywiście martwili się, że jako były Smok potraktuje z pogardą armię, którą Ender Wiggin pokonał jako pierwszą. Teraz wiedzieli więcej i on również mógł zdobyć ich szacunek.
    Itu zaczął klaskać, a inni przyłączyli się do niego. Owacja nie trwała długo, ale wystarczyła jako dowód, że drzwi zostały otwarte, a przynajmniej uchylone.
    Groszek podniósł rękę, żeby uciszyć oklaski - w samą porę, ponieważ i tak zamierały.
    - Chciałbym porozmawiać parę minut z plutonowymi w mojej kwaterze. Reszta jest wolna aż do treningu. Prawie natychmiast Itu stanął obok niego.
    - Dobra robota - powiedział. - Tylko jeden błąd.
    - Jaki?
    - Nie jesteś tutaj jedynym nowym.
    - Przydzielili do Królika któregoś żołnierza Smoka? Przez chwilę Groszek pozwolił sobie na nadzieję, że to był Nikolai. Przydałby mu się godny zaufania przyjaciel. Nic z tego.
    - Nie, przecież żołnierze Smoka to weterani! Ten jest zupełnie nowy. Przyleciał do Szkoły Bojowej dopiero wczoraj po południu i przysłali go tutaj wieczorem, po twojej wizycie.
    - Starter? Przydzielony prosto do armii?
    - Och, pytaliśmy go o to, i przerabiał dużo tych samych lekcji. Przeszedł kilka operacji na Ziemi i uczył się przez cały czas, ale...
    - Więc w dodatku jest rekonwalescentem?
    - Nie, chodzi normalnie, tylko... słuchaj, czemu sam go nie zobaczysz? Muszę tylko wiedzieć, czy chcesz go włączyć do jakiegoś plutonu.
    - No to chodźmy go zobaczyć.
    Itu zaprowadził Groszka na tyły koszar. I tam on stał obok swojego łóżka, kilka cali wyższy, niż Groszek zapamiętał, z obiema nogami prostymi, jednakowej długości. Chłopiec, którego ostatnio widział obmacującego Buch na chwilę przedtem, zanim jej martwe ciało spadło do rzeki.
    - Hej, Achilles - powiedział Groszek.
    - Hej, Groszek - odpowiedział Achilles. Uśmiechnął się ujmująco. - Zdaje się, że jesteś tutaj głównym szefem.
    - Można tak powiedzieć.
    - Wy się znacie? - zapytał Itu.
    - Znaliśmy się w Rotterdamie - wyjaśnił Achilles.
    Nie przydzielili go do mnie przypadkowo. Nigdy nikomu nie mówiłem, co on zrobił, tylko siostrze Carlotcie, ale skąd mam wiedzieć, co ona powiedziała M.E? Może wsadzili go tutaj, bo myśleli, że obaj pochodzimy z ulic Rotterdamu, z tej samej bandy - rodziny - więc pomogę mu szybciej dostosować się do Szkoły. A może wiedzieli, że jest mordercą, który potrafi chować urazę przez bardzo długi czas i uderzyć w najmniej spodziewanej chwili. Może wiedzieli, że zaplanował moją śmierć tak samo nieuchronnie, jak zaplanował śmierć Buch. Może on ma zostać moim Bonzem Madridem.
    Tylko że ja nie skończyłem żadnych indywidualnych kursów samoobrony. I jestem dwa razy mniejszy od niego - nawet nie podskoczę tak wysoko, żeby walnąć go w nos. Cokolwiek próbowali osiągnąć, narażając życie Endera, Ender zawsze miał większe szansę ode mnie.
    Na moją korzyść przemawia jedynie to, że Achillesowi bardziej zależy na życiu i powodzeniu niż na zemście. On potrafi chować urazę przez wieczność, wcale nie spieszy się do działania. I w przeciwieństwie do Bonza nigdy nie pozwoli się sprowokować do ataku w okolicznościach, które zdemaskują go jako zabójcę. Dopóki sądzi, że mnie potrzebuje, i dopóki nie przyłapie mnie samego, chyba będę bezpieczny.
    Bezpieczny. Zadygotał. Buch też czuła się bezpiecznie.
    - Achilles był wtedy moim dowódcą - oznajmił Groszek. - Utrzymał naszą grupę dzieci przy życiu. Wprowadził nas do darmowej kuchni.
    - Groszek jest za skromny - sprzeciwił się Achilles. - To był głównie jego pomysł. On nam wpoił samą ideę współpracy. Dużo się nauczyłem od tamtego czasu, Groszku. Przez rok nic, tylko książki i lekcje... kiedy nie kroili mi nóg i nie piłowali kości. I w końcu zrozumiałem, że pomogłeś nam dokonać ogromnego skoku. Od barbarzyństwa do cywilizacji. Ten dzieciak to powtórka ewolucji człowieka.
    Groszek nie był taki głupi, żeby nie rozpoznać pochlebstwa. Ale dobrze się złożyło, więcej niż dobrze, że ten nowy chłopiec, prosto z Ziemi, już znał Groszka i okazywał mu szacunek.
    - Przynajmniej ewolucji pigmejów - zażartował Groszek.
    - Muszę wam powiedzieć, że Groszek był najtwardszym małym draniem na całej ulicy.
    Nie, nie tego Groszek teraz potrzebował. Achilles właśnie przekroczył granicę pomiędzy pochlebstwem a posiadaniem. Historyjki o „twardym małym draniu" stawiały Achillesa wyżej od Groszka, którego oceniał. Te historyjki mogły nawet przemawiać na korzyść Groszka - ale jeszcze większą korzyść przynosiły Achillesowi, ponieważ dzięki nim mógł znacznie szybciej wkręcić się do grupy. A Groszek nie chciał, żeby Achilles należał do grupy.
    Achilles już opowiadał dalej, a wokół niego zbierało się coraz więcej żołnierzy.
    - Groszek zwerbował mnie do swojej bandy w ten sposób...
    - To nie była moja banda - przerwał mu Groszek. - Tutaj w Szkole Bojowej nie opowiadamy o domu i nie słuchamy takich historyjek. Więc wolałbym, żebyś nigdy więcej nie wspominał o Rotterdamie, dopóki jesteś w mojej armii.
    Powiedział dosyć miłych rzeczy we wstępnej przemowie. Teraz nadeszła pora na autorytet.
    Achilles nie okazał żadnego zmieszania z powodu reprymendy.
    - Rozumiem. Nie ma problemu.
    - Powinniście już wychodzić na lekcje - powiedział Groszek do żołnierzy. - Muszę się naradzić tylko z dowódcami plutonów.
    Wskazał na Ambula, tajskiego żołnierza, który według danych znalezionych przez Groszka w zbiorach uczniów powinien był dawno zostać plutonowym, gdyby nie jego skłonność do nieposłuszeństwa głupim rozkazom.
    - Ty, Ambul. Wyznaczam cię do opieki nad Achillesem. Zaprowadzisz go na lekcje i pokażesz, jak działa kombinezon, jak się go nakłada, i podstawowe ruchy w sali bojowej. Achilles, masz słuchać Ambula jak Boga, dopóki nie przydzielę cię do regularnego plutonu.
    Achilles wyszczerzył zęby.
    - Ale ja nie słucham Boga. Myślisz, że nie wiem?
    - Prawidłowa odpowiedź na rozkaz to „tak, sir". Uśmiech Achillesa zgasł.
    - Tak, sir.
    - Cieszę się, że tu jesteś - skłamał Groszek.
    - Ja też się cieszę, sir - powiedział Achilles.
    Groszek nie bez racji przypuszczał, że nawet jeśli Achilles nie kłamał, miał bardzo szczególne powody do radości, między innymi nową nadzieję na śmierć Groszka.
    Po raz pierwszy Groszek zrozumiał, dlaczego Ender prawie zawsze zachowywał się tak, jakby nie dbał o zagrożenie ze strony Bonza. Wybór był prosty. Albo mógł ratować siebie, albo utrzymać władzę nad armią. Żeby zdobyć prawdziwy autorytet, Groszek musiał wymagać całkowitego posłuszeństwa i szacunku od swoich żołnierzy, nawet jeśli to oznaczało publiczne strofowanie Achillesa, nawet jeśli zwiększało osobiste zagrożenie.
    A jednak inna część Groszka myślała: Achilles nie trafiłby tutaj, gdyby nie posiadał przywódczych zdolności. Radził sobie doskonale jako nasz papa w Rotterdamie. Teraz do moich obowiązków należy wyszkolić go jak najszybciej, ze względu na jego potencjalną przydatność dla M.F. Nie mogę pozwolić, żeby przeszkodziły mi w tym osobiste lęki albo nienawiść do niego za to, co zrobił Buch. Więc nawet jeśli Achilles jest złem wcielonym, moje zadanie polega na przekształceniu go w sprawnego żołnierza z dobrymi zadatkami na dowódcę.
    A tymczasem będę miał oczy z tyłu.


Strona główna
   
Indeks
   
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  •