Blog literacki, portal erotyczny - seks i humor nie z tej ziemi
Card Orson Scott - Cień Endera - Część Trzecia - 02 Podstęp
Podstęp
- Nie mogę wam pomóc. Nie daliście mi informacji, o które prosiłam.
- Daliśmy siostrze cholerne streszczenia.
- Nie daliście mi nic i dobrze o tym wiecie. A teraz przychodzicie do mnie z prośbą, żebym ocenifa dla was Groszka... ale nie mówicie mi, dlaczego, nie podajecie mi żadnego kontekstu. Oczekujecie odpowiedzi, ale pozbawiacie mnie środków do jej uzyskania.
- Frustrujące, co?
- Nie dla mnie. Po prostu nie udzielę wam żadnych odpowiedzi.
- Więc skreślam Groszka z programu.
- Jeśli pan już podjął decyzję, żadna moja odpowiedź tego nie zmieni, zwłaszcza że pan dopilnował, żeby moje odpowiedzi były nieścisłe.
- Siostra wie więcej, niż mi powiedziała, i muszę to wiedzieć.
- Jak cudownie. Osiągnął pan całkowitą empatię ze mną, ponieważ dokładnie to samo powtarzałam panu wiele razy.
- Oko za oko? Bardzo po chrześcijańsku.
- Niewierzący zawsze chcą, żeby to inni postępowali po chrześcijańsku.
- Może siostra nie słyszała, ale trwa wojna.
- Znowu mogłabym powiedzieć panu dokładnie to samo. Trwa wojna, a jednak zasłaniacie się głupimi tajemnicami. Ponieważ nie znaleziono żadnych dowodów, że formidzki wróg nas szpieguje, tajemnica nie ma związku z wojną. Chodzi o triumwirat, żeby utrzymał władzę nad ludzkością. A na tym wcale mi nie zależy.
- Myli się siostra. Ta informacja jest tajna, żeby nie dopuścić do prowadzenia pewnych okropnych eksperymentów.
- Tylko głupiec zamyka wrota, kiedy wilk już jest w oborze.
- Czy siostra ma dowód, że Groszek jest wynikiem eksperymentu genetycznego?
- Jak mogę to udowodnić, skoro odsunęliście mnie od wszelkich poszlak? Poza tym nie jest ważne, czy on ma zmodyfikowane geny, tylko do czego mogą go doprowadzić ewentualne zmiany genetyczne. Wszystkie wasze testy ułożono w ten sposób, żeby pozwoliły wam przewidzieć zachowanie normalnej istoty ludzkiej. Niekoniecznie nadają się dla Groszka.
- Jeśli nie możemy przewidzieć jego zachowania, to nie możemy na nim polegać. Skreślam go.
- A jeśli tylko on może wygrać wojnę? Wtedy też wyrzucicie go z programu?
Groszek nie chciał za bardzo się objadać, nie dzisiaj wieczorem, dlatego oddał prawie całą swoją porcję i zwrócił czystą tacę na długo przed innymi. Niech żywieniowiec nabiera podejrzeń - Groszek potrzebował paru chwil samotności w koszarach.
Inżynierowie zawsze umieszczali wlot na szczycie ściany nad drzwiami w korytarzu. Zatem powietrze musi napływać do pokoju z drugiego końca, gdzie stały niezajęte dodatkowe koje. Ponieważ nie dostrzegł wentylatora, widocznie znajdował się pod jedną z dolnych koi. Nie mógł go szukać w obecności innych dzieci, ponieważ nikt nie powinien wiedzieć, że Groszek interesuje się wentylatorami. Teraz, sam w pokoju, rzucił się na podłogę i już po chwili mocował się z osłoną wentylatora. Ustąpiła łatwo. Spróbował nałożyć ją z powrotem, słuchając uważnie, ile hałasu spowoduje taka operacja. Za dużo. Pokrywa wentylatora pozostanie zdjęta. Położył ją na podłodze obok otworu, ale z boku, żeby przypadkiem nie wpadł na nią po ciemku. Potem dla pewności w ogóle wyciągnął ją spod koi i wsunął pod drugą, dokładnie naprzeciwko.
Zrobione. Następnie zajął się zwykłymi czynnościami.
Aż do nocy. Aż oddechy innych dzieci powiedziały mu, że większość, jeśli nie wszyscy, śpią.
Groszek sypiał nago, jak wielu chłopców - mundur go nie zdradzi. Kazano im nosić ręczniki, kiedy w nocy wychodzili do toalety, więc Groszek założył, że ręczniki również można wyśledzić. Toteż kiedy zsunął się z koi, ściągnął swój ręcznik z wieszaka, owinął się nim i podreptał do drzwi koszar.
Nic niezwykłego. Wyprawy do toalety po zgaszeniu świateł były dozwolone, wręcz do nich zachęcano, a Groszek postarał się zrobić kilka takich wycieczek podczas swojego pobytu w Szkole Bojowej. Nie naruszył żadnego wzorca. I to był dobry pomysł, żeby zrobić pierwszą wycieczkę z pustym pęcherzem.
Kiedy wrócił, nawet jeśli ktoś jeszcze nie spał, zobaczył tylko dzieciaka w ręczniku idącego z powrotem do swojej koi.
Ale Groszek minął swoją koję, cicho opadł na podłogę i wsunął się pod ostatnie łóżko, gdzie czekał na niego odkryty wentylator. Ręcznik został na podłodze pod koją, więc gdyby ktoś obudził się i zauważył puste łóżko Groszka, domyśliłby się po braku ręcznika, że Groszek wyszedł do toalety.
Tym razem wciśnięcie się do kanału wentylacyjnego było równie bolesne, lecz już w środku Groszek stwierdził, że treningi się opłaciły. Mógł ześliznąć się w dół dostatecznie powoli, żeby nie narobić hałasu i nie zadrasnąć skóry o wystające metalowe części. Nie chciał żadnych obrażeń, z których musiałby się tłumaczyć.
W kompletnych ciemnościach przewodu wentylacyjnego musiał nieustannie wyobrażać sobie zapamiętany plan stacji. Słabe nocne lampki w kolejnych koszarach przepuszczały do kanału wentylacyjnego tylko tyle światła, żeby Groszek rozróżniał kolejne wyloty. Jednak nie lokalizacja koszar na tym poziomie się liczyła. Groszek musiał przedostać się wyżej albo niżej na pokład, gdzie mieszkali i pracowali nauczyciele. Sądząc po tym, ile czasu zabierało Dimakowi dotarcie do koszar w rzadkich przypadkach, kiedy kłótnia wymagała jego obecności, Groszek zakładał, że nauczycielskie kwatery znajdowały się na innym pokładzie. A ponieważ Dimak zawsze zjawiał się lekko zasapany,
Groszek założył również, że chodziło o pokład położony poniżej, nie powyżej poziomu koszar - Dimak musiał wspinać się po drabinie, a nie ześlizgiwać po słupie.
Niemniej Groszek nie zamierzał najpierw schodzić na dół. Musiał sprawdzić, czy zdoła wspiąć się na wyższy pokład, zanim zejdzie w potencjalną pułapkę niższego.
Więc kiedy wreszcie - minąwszy trzy pomieszczenia - dotarł do pionowego szybu, nie skręcił w dół. Zamiast tego obmacał ściany, na wypadek gdyby szyb okazał się większy od poziomych kanałów. Był znacznie szerszy - Groszek nie sięgał do przeciwnej ściany - ale tylko trochę głębszy, mierząc od przedniej do tylnej ściany. Doskonale. Jeżeli Groszek nie spoci się zanadto z wysiłku, tarcie pomiędzy jego skórą a ścianami kanału powinno mu umożliwić podpełznięcie cal po calu do góry. I w pionowym przewodzie mógł trzymać głowę prosto, żeby ciągle skręcona w bok szyja wreszcie odpoczęła.
Droga w dół okazała się nawet trudniejsza niż w górę, ponieważ po rozpoczęciu ześlizgu trudno było wyhamować. Poza tym Groszek zdawał sobie sprawę, że im niżej zjedzie, tym cięższy się zrobi. I ciągle musiał sprawdzać boczne ściany, szukając następnego poziomego kanału.
Ale przynajmniej nie musiał go szukać po omacku. Zobaczył boczny przewód, ponieważ w obu kierunkach było światło. Nauczyciele nie przestrzegali takich samych przepisów o gaszeniu światła co uczniowie, a ponieważ ich kwatery były mniejsze, otwory wentylacyjne pojawiały się częściej i wpuszczały więcej światła do kanału.
W pierwszym pokoju nauczyciel nie spał, tylko pracował przy komputerze. Kłopot w tym, że Groszek, wyglądając zza osłony wentylatora tuż nad podłogą, nie widział ani słowa ze wstukiwanego tekstu.
To samo czekało go w innych pokojach. Podłogowa wentylacja nie nadawała się dla niego. Musiał dostać się do systemu wyciągu powietrza.
Z powrotem do poziomego przewodu. Wiatr dmuchał z góry, więc tam powinien skierować się Groszek, jeśli chciał przejść z jednego systemu do drugiego. Miał tylko nadzieję, że natrafi na drzwi awaryjne w systemie przewodów wentylacyjnych, zanim dotrze do wirników, i że znajdzie je po ciemku.
Posuwając się wciąż pod prąd powietrza, znacznie lżejszy po pokonaniu siedmiu pokładów, na koniec dotarł do większej przestrzeni z małym paskiem świetlnym. Wentylatory chodziły znacznie głośniej, ale wciąż ich nie widział. Nieważne. Wydostanie się z tego przeciągu.
Drzwi awaryjne były wyraźnie oznaczone. Mogły być również podłączone do alarmu, uruchamianego po otwarciu. Ale Groszek w to wątpił. Takie rzeczy robiono w Rotterdamie, jako zabezpieczenie przed włamaniem. Na stacji kosmicznej raczej nie grasowali włamywacze. Te drzwi miałyby alarm tylko wtedy, gdyby wszystkie drzwi na stacji wyposażono w alarmy. Wkrótce się przekona.
Otworzył drzwi, wsunął się do słabo oświetlonego pomieszczenia, zamknął drzwi za sobą.
Struktura stacji była tutaj widoczna, dźwigary, sekcje metalowego pancerza. Żadnych równych płaszczyzn. W pomieszczeniu było również wyraźnie chłodniej, nie tylko dlatego, że nie dochodził tutaj gorący wiatr. Po drugiej stronie tych zakrzywionych płyt znajdował się zimny, wrogi kosmos. Wprawdzie tutaj umieszczono palenisko, ale bardzo dobrze izolowane, i nie fatygowano się pompowaniem gorącego powietrza do tego pomieszczenia, licząc raczej na przecieki. Groszek nie zmarzł tak od czasów Rotterdamu... lecz w porównaniu z zimowym wiatrem znad Morza Północnego przenikającym przez cienkie ubranie, tutaj powietrze było wręcz balsamiczne. Zirytowało Groszka, że tak go tutaj rozpieszczono i teraz przeszkadzało mu nawet trochę zimna. A jednak nie mógł opanować dreszczy. Nawet w Rotterdamie nie chodził nago.
Przewodami wentylacyjnymi wspiął się po drabinkach dla techników aż do paleniska, znalazł przewody wyciągu powietrza i opuścił się nimi na dół. Z łatwością odszukał drzwi awaryjne i wszedł do głównego pionowego szybu.
Ponieważ w systemie wyciągu utrzymywanie ciśnienia powietrza nie było konieczne, kanały nie musiały być takie wąskie. Ponadto właśnie w tej części systemu przechwytywano i usuwano brud, więc zapewnienie dostępu było ważniejsze; zanim powietrze dotarło do paleniska, zostawało już dokładnie oczyszczone. Toteż zamiast przepychać się w górę i w dół ciasnymi szybami, Groszek swobodnie zszedł po drabince i w słabym świetle bez trudu odczytał oznaczenia informujące, który boczny otwór prowadzi na który pokład.
Poziome przejścia właściwie nie przypominały kanałów. Zajmowały całą przestrzeń pomiędzy sufitem dolnego korytarza a podłogą górnego. Tędy biegły wszystkie kable elektryczne i rury kanalizacyjne - zimna woda, gorąca, ścieki. Oprócz słabo świecących pasków awaryjnych wnętrze oświetlały liczne otwory wentylacyjne po obu stronach - te same wąskie szczeliny, które Groszek widział z poziomu podłogi podczas pierwszej wycieczki.
Teraz łatwo mógł zajrzeć do kwatery każdego nauczyciela. Pełznął przed siebie jak najciszej - opanował tę sztukę do perfekcji, polując na odpadki w Rotterdamie. Szybko znalazł to, czego szukał - nauczyciela, który nie spał, ale nie pracował przy swoim pulpicie. Groszek nie znał go dobrze, ponieważ ten mężczyzna opiekował się starszą grupą starterów i nie uczył żadnych przedmiotów w klasie Groszka. Wybierał się pod prysznic. To znaczyło, że wróci do pokoju i może wpisze się ponownie, dając Groszkowi sposobność, żeby podpatrzeć jego zalogowane nazwisko i hasło.
Na pewno nauczyciele często zmieniali hasła, więc cokolwiek Groszek zdobędzie; nie wystarczy na długo. Co więcej istniała możliwość, że próba użycia nauczycielskiego hasła na uczniowskim pulpicie wywoła alarm. Ale Groszek w to wątpił. Cały system bezpieczeństwa zaprojektowano na odizolowaniu uczniów, obserwowaniu ich zachowań. Nauczycieli nie pilnowano tak dokładnie. Często pracowali na komputerach w dziwnych porach, często również w czasie dnia wpisywali się na pulpity uczniów, żeby wywołać swoje potężniejsze narzędzia i pomóc uczniowi w rozwiązywaniu problemu albo zapewnić mu dostęp do bardziej osobistych źródeł. Groszek miał powody wierzyć, że korzyści z przechwycenia nauczycielskiego hasła przeważają nad ryzykiem przyłapania.
Czekając, usłyszał głosy kilka pokojów dalej. Nie znajdował się dostatecznie blisko, żeby rozróżnić słowa. Czy warto ryzykować, że przegapi powrót spod prysznica?
Po chwili zaglądał z góry do kwatery... samego Dimaka. Ciekawe. Dimak rozmawiał z mężczyzną, którego holograficzny obraz pojawił się w powietrzu nad pulpitem. Pułkownik Graff, uświadomił sobie Groszek. Komendant Szkoły Bojowej.
- Zastosowałem prostą strategię - mówił Graff. - Ustąpiłem i przyznałem jej dostęp do odpowiednich materiałów. Miała rację, nie uzyskam od niej wartościowych odpowiedzi, dopóki nie pozwolę jej zobaczyć danych, których zażądała.
- Więc nie udzieliła panu żadnych odpowiedzi?
- Nie, za wcześnie. Ale zadała mi bardzo trafne pytanie.
- Czyli?
- Czy ten chłopiec naprawdę jest człowiekiem.
- Och, daj pan spokój. Ona myśli, że to larwa robali w ludzkim skafandrze?
- Nie ma nic wspólnego z robalami. Genetycznie udoskonalony. To by wiele wyjaśniało.
- Więc jednak człowiek.
- To sprawa do dyskusji. Różnica pomiędzy człowiekiem a szympansem jest genetycznie drobna. Pomiędzy człowiekiem a neandertalczykiem jest znikoma. Jak dużej różnicy potrzeba, żeby ten chłopak stanowił odmienny gatunek?
- Interesujące filozoficzne zagadnienie, ale praktycznie...
- Praktycznie nie wiemy, co ten dzieciak zrobi. Nie mamy danych o jego gatunku. On należy do naczelnych, co sugeruje pewne prawidłowości, ale nie możemy z góry zakładać, że jego motywacje...
- Sir, z całym szacunkiem, on jest jeszcze dzieckiem. Istotą ludzką. Nie jakimś obcym...
- Właśnie to musimy ustalić, zanim zdecydujemy, w jakim stopniu możemy na nim polegać. I dlatego musisz go obserwować jeszcze uważniej. Jeśli nie możesz go wciągnąć do psycho-gry, to znajdź jakiś inny sposób, żeby się dowiedzieć, co go napędza. Ponieważ nie możemy go wykorzystać, dopóki nie sprawdzimy, w jakim stopniu możemy na nim polegać.
Interesujące, że pomiędzy sobą otwarcie nazywają to „psycho-grą", pomyślał Groszek.
A potem dotarło do niego, o kim rozmawiają. „Nie możesz go wciągnąć do psycho-gry". O ile Groszek wiedział, tylko on w całej szkole nie grał w grę fantasy. Rozmawiali o nim. Nowy gatunek. Genetycznie zmieniony. Groszek poczuł, że serce wali mu w piersi. Czym jestem? Nie tylko inteligentny, ale... odmienny.
- Co z naruszeniem bezpieczeństwa? - zapytał Dimak.
- To druga sprawa. Musisz sprawdzić, co on wie. A przynajmniej, ile zamierza wypaplać innym dzieciakom. W tej chwili to największe niebezpieczeństwo. Czy prawdopodobieństwo, że ten dzieciak jest dowódcą, którego potrzebujemy, dostatecznie równoważy ryzyko naruszenia bezpieczeństwa i załamania programu? Myślałem, że Ender to nasz strzał w ciemno, ale przy tym chłopaku Ender wygląda jak pewniak.
- Nie wiedziałem, że pan jest hazardzistą, sir.
- Nie jestem. Ale czasami musisz wejść do gry.
- Ja wchodzę, sir.
- Zakoduj wszystko, co mi o nim przysłałeś. Bez nazwisk. Żadnych dyskusji z innymi nauczycielami poza normą. Trzymaj fason.
- Oczywiście.
- Jeśli jedynym sposobem na pokonanie robali jest zastąpienie samych siebie nowym gatunkiem, to czy naprawdę ratujemy ludzkość, Dimak?
- Jedno dziecko nie zastępuje całego gatunku - zaprotestował Dimak.
- Stopa w drzwiach. Od rzemyczka do koniczka. Podaj im palec...
- Im, sir?
- Tak, jestem paranoikiem i ksenofobem. Dlatego dostałem to stanowisko. Rozwijaj te cnoty, a może i ty kiedyś awansujesz tak wysoko.
Dimak roześmiał się. Graff nie. Jego głowa zniknęła z displeju.
Groszkowi wystarczyło dyscypliny, by pamiętać, że czekał na hasło. Popełznął z powrotem do pokoju tamtego nauczyciela.
Jeszcze nie wrócił.
O jakim naruszeniu bezpieczeństwa mówili? Widocznie to stało się niedawno, skoro dyskutowali z takim przejęciem. Czyli chodziło o rozmowę Groszka z Dimakiem na temat prawdziwego oblicza Szkoły Bojowej. A jednak nie zgadł prawidłowo, że bitwa już się odbyła, bo Dimak i Graff nie nazwaliby go jedynym sposobem na pokonanie robali. Skoro robale jeszcze zostały pokonane, naruszenie bezpieczeństwa dotyczyło czego innego.
Zresztą może odgadł część prawdy i Szkoła Bojowa miała nie tylko bronić Ziemi przed robalami, ale też pozbawić ją dobrych dowódców. Graff i Dimak obawiali się, że Groszek dopuści do sekretu inne dzieci. Przynajmniej u niektórych mogła odżyć lojalność wobec ojczyzny, grupy etnicznej lub ideologii rodziców.
A ponieważ Groszek zdecydowanie planował wypróbować lojalność innych uczniów w ciągu najbliższych miesięcy i lat, powinien odtąd zachować szczególną ostrożność, żeby jego wzorzec rozmowy nie przyciągnął uwagi nauczycieli. Musiał tylko wybadać, którzy z najlepszych i najbystrzejszych uczniów wykazywali najsilniejszą lojalność wobec domu. Oczywiście w tym celu Groszek powinien wiedzieć, jak działa lojalność, żeby mógł ją osłabiać lub wzmacniać, wykorzystywać lub przenosić.
Ale pierwszy domysł Groszka wcale nie musiał być trafny tylko dlatego, że tłumaczył ich słowa. I wstępne założenie nie musiało być całkiem błędne tylko dlatego, że ostateczna wojna z robalami jeszcze się nie odbyła. Mogli na przykład przed laty wysłać flotę na ojczysty świat robali, ale wciąż przygotowywać dowódców do walki z nadciągającą flotą najeźdźców. W takim przypadku naruszenie bezpieczeństwa omawiane przez Graffa i Dimaka oznaczało, że Groszek nastraszy inne dzieci, przedstawiając im ponurą sytuację ludzkości.
Ironia polegała na tym, że spośród wszystkich dzieci znanych Groszkowi, żadne nie potrafiło dochować sekretu tak dobrze jak on. Nawet Achilles, ponieważ zdradził się, odmawiając przyjęcia chleba od Buch.
Groszek potrafił dochować tajemnicy, ale wiedział również, że czasami trzeba trochę odkryć karty, żeby zdobyć więcej informacji. Właśnie tym się kierował w rozmowie z Dimakiem. Ryzykował, ale na dłuższą metę, jeśli spowoduje, że nie wyrzucą go ze szkoły, by go uciszyć - i oczywiście jeśli go nie zabiją z tego samego powodu - zdobył więcej ważnych informacji, niż sam udzielił. Ostatecznie oni mogli dowiedzieć się od niego tylko czegoś o nim samym. A on mógł dowiedzieć się od nich o wszystkim, co stanowiło znacznie bardziej rozległy obszar wiedzy.
On sam. Dla nich stanowił zagadkę - kim był. Głupio się martwić, czy był człowiekiem. Czym innym mógł być? Nigdy nie widział, żeby jakieś dziecko okazywało emocje lub pragnienia, których sam nie odczuwał. Jedyna różnica polegała na tym, że Groszek był silniejszy i nie pozwalał, żeby chwilowe potrzeby i emocje kierowały jego działaniem. Czy dlatego był obcy? Był człowiekiem - tylko lepszym.
Nauczyciel wrócił do pokoju. Powiesił wilgotny ręcznik, ale zamiast się ubrać, usiadł znowu przed komputerem i zalogował się. Groszek obserwował jego palce śmigające po klawiaturze. Poruszały się tak szybko. Rozmazany ruch. Będzie musiał odtwarzać ten widok w pamięci wiele razy, żeby się upewnić. Ale przynajmniej zobaczył wszystko; nic nie zasłaniało widoku.
Groszek poczołgał się z powrotem w stronę pionowego szybu wyciągu. Wieczorna wyprawa trwała już dostatecznie długo - potrzebował snu, a każda dodatkowa minuta zwiększała ryzyko przypadkowego zdemaskowania.
W gruncie rzeczy miał wielkie szczęście na swojej pierwszej wycieczce do kanałów wentylacyjnych. Przypadkiem podsłuchał rozmowę Dimaka z Graffem, i to o sobie, przypadkiem podglądał nauczyciela, który uprzejmie pozwolił mu zobaczyć swój login. Przez chwilę Groszek podejrzewał, że oni wiedzieli o jego wycieczce do kanałów wentylacyjnych, że nawet wszystko zaaranżowali, by zobaczyć, co zrobi. Kolejny eksperyment i tyle.
Nie. Nauczyciel pokazał mu login przypadkiem. Groszek wybrał go do obserwacji, ponieważ nauczyciel szedł pod prysznic, ponieważ jego pulpit stał na stole w takim miejscu, że Groszek miał spore szansę zobaczyć login. Po prostu dokonał inteligentnego wyboru. Postawił na najlepszą kartę i wygrał.
Co do Dimaka i Graffa, wprawdzie podsłuchał ich przypadkiem, ale z własnej woli przesunął się bliżej, żeby lepiej słyszeć. I właściwie podjął decyzję o wyprawie do kanałów z powodu tego samego incydentu, który tak zaniepokoił Dimaka i Graffa. I nic dziwnego, że rozmawiali po zgaszeniu świateł - wtedy panował spokój i po wypełnieniu obowiązków Dimak miał czas na rozmowę, Graff nie musiał go specjalnie wzywać na spotkanie, co mogło wywołać podejrzenia w umysłach innych nauczycieli. Żaden tam traf - Groszek sam zapracował na swoje szczęście. Zobaczył login i podsłuchał rozmowę, ponieważ wcześniej podjął szybką decyzję, żeby wejść do systemu wyciągu, i działał bez wahania.
Zawsze sam pracował na swoje szczęście.
Może to miało coś wspólnego z genetyczną modyfikacją, o której dowiedział się Graff.
Ona, tak mówili. Jakaś ona zadała pytanie, czy Groszek genetycznie jest człowiekiem. Jakaś kobieta, która szukała informacji, a Graff ustąpił i przyznał jej dostęp do faktów, które przed nią ukrywano. Czyli zamierzał uzyskać więcej odpowiedzi od tej kobiety, skoro zaczęła przetwarzać nowe dane. Więcej informacji o pochodzeniu Groszka.
Czy to siostra Carlotta zwątpiła w człowieczeństwo Groszka?
Siostra Carlotta, która szlochała, kiedy ją opuścił i odleciał w kosmos? Siostra Carlotta, która go kochała jak własne dziecko? Jak mogła w niego zwątpić?
Jeśli chcieli znaleźć jakiegoś nieludzkiego stwora, jakiegoś obcego w ludzkiej skórze, powinni dobrze się przyjrzeć pewnej zakonnicy, która obejmuje dziecko jak własnego syna, a potem rozsiewa wątpliwości, czy on jest prawdziwym chłopcem. Przeciwieństwo bajki o Pinokiu. Ona dotyka prawdziwego chłopca i zmienia go w coś strasznego, okropnego.
Niemożliwe, żeby chodziło o siostrę Carlottę. Jakaś inna kobieta. Po prostu błędnie wywnioskował, że mówili o niej, tak jak błędnie wywnioskował, że ostatnia wojna z robalami już się odbyła. Właśnie dlatego Groszek nigdy nie ufał do końca własnym domysłom. Działał zgodnie z nimi, ale zawsze pozostawał otwarty na możliwość, że jego interpretacja jest fałszywa.
Poza tym jego problem nie polegał na ustaleniu, czy jest prawdziwym człowiekiem. Kimkolwiek był, był sobą i musiał postępować w ten sposób, żeby nie tylko przeżyć, ale również możliwie najlepiej kontrolować swoją przyszłość. Groziło mu tylko jedno, że oni obawiali się skutków jego ewentualnej genetycznej modyfikacji. Zatem Groszek powinien zachowywać się normalnie, żeby rozproszyć ich obawy.
Ale jak mógł udawać normalność? Nie sprowadzono go tutaj dlatego, że był normalny, lecz dlatego, że był wyjątkowy. Podobnie jak reszta dzieciaków. A szkoła wywierała na nich taką presję, że niektórzy robili się całkiem nienormalni. Jak Bonzo Madrid z jego hałaśliwą wendettą przeciwko Enderowi Wigginowi. Więc w zasadzie Groszek nie powinien wydawać się normalny, powinien wydawać się dziwaczny w oczekiwany sposób.
Tego nie mógł symulować. Na razie nie wiedział, jakich oznak wypatrują nauczyciele w zachowaniu tutejszych dzieci.
Mógł odgadnąć dziesięć rzeczy i zrobić je, ale nie zauważyć dziewięćdziesięciu innych.
Nie, nie powinien działać w przewidywalny sposób, tylko zachowywać się jak ich wymarzony idealny dowódca.
Po powrocie do koszar wdrapał się na koję, sprawdził czas i odkrył, że załatwił wszystko w niecałą godzinę. Odłożył pulpit i leżał, odtwarzając w pamięci palce nauczyciela, wpisywanie loginu. Dopiero kiedy upewnił się, jak brzmi login i hasło, pozwolił sobie odpłynąć w sen.
I właśnie wtedy, już na krawędzi snu znalazł dla siebie idealny kamuflaż, który rozproszy ich obawy, a jemu zapewni bezpieczeństwo i awans.
Musiał zostać Enderem Wigginem.
Strona główna
Indeks