Blog literacki, portal erotyczny - seks i humor nie z tej ziemi
Card Orson Scott - Cień Endera - Część Pierwsza - 03 Wyrównanie Rachunków
Wyrównanie rachunków
- Chyba mam kogoś dla pana.
- Mówiła tak siostra już przedtem.
- To urodzony przywódca. Ale nie odpowiada pańskim fizycznym wymogom.
- Więc wybaczy mi siostra, jeśli nie będę tracił na niego czasu.
- Jeśli dokładnie spełnia wymagania intelektualne i osobowościowe, całkiem możliwe, że za drobny ułamek budżetu M.F. na mosiężne guziki czy papier toaletowy można naprawić jego fizyczne ograniczenia.
- Nie wiedziałem, że zakonnice bywają ironiczne.
- Nie dosięgnę pana linijką. Ironia to moja ostatnia broń.
- Proszę mi pokazać testy.
- Pokażę panu tego chłopca. A przy okazji pokażę panu drugiego.
- Również upośledzonego fizycznie?
- Mały. Niewyrośnięty. Ale słyszałam, że taki sam był Wiggin. A ten... jakimś cudem na ulicy nauczył się czytać.
- Ach, siostro Carlotto, pomagasz mi wypełniać puste godziny mojego życia.
- Pilnuję, żeby pan nie narozrabiał, w ten sposób służę Bogu.
Groszek poszedł z tym, co podsłuchał, prosto do Achillesa. Zrobiło się zbyt niebezpiecznie, skoro Ulisses wyszedł ze szpitala i rozpuszczał plotki, że zamierza się odegrać za swoje upokorzenie.
- Myślałam, że już to mamy za sobą - powiedziała zasmucona Buch. - To znaczy bójki.
- Ulisses przez cały czas leżał w łóżku - stwierdził Achilles. - Nawet jeśli wie o zmianach, jeszcze nie zdążył załapać, jak to działa.
- Więc trzymajmy się razem - zaproponował Sierżant. - Dla twojego bezpieczeństwa.
- Chyba będzie bezpieczniej dla wszystkich - oświadczył Achilles - jeśli zniknę na kilka dni. Dla waszego bezpieczeństwa.
- Więc jak wejdziemy do kuchni? - zapytał jeden z najmłodszych. - Nigdy nas nie wpuszczą bez ciebie.
- Pójdziecie z Buch - odparł Achilles. - Helga przy drzwiach was wpuści.
- A jeśli Ulisses cię dopadnie? - pisnął maluch. Otarł łzy z oczu, żeby nie robić sobie wstydu.
- Wtedy zginę - odpowiedział Achilles. - Wątpię, czy mu wystarczy, jeśli mnie pośle do szpitala.
Dzieciak ryknął płaczem, co doprowadziło do łez następnego i wkrótce rozbrzmiewało chóralne beczenie. Achilles tylko śmiał się i kręcił głową.
- Nie zamierzam umierać. Będziecie bezpieczni, jeśli zejdę z widoku, a potem wrócę, kiedy Ulisses ochłonie i przywyknie do systemu.
Groszek patrzył i słuchał w milczeniu. Nie uważał, że Achilles odpowiednio to załatwił, ale przekazał ostrzeżenie i na tym kończyła się jego odpowiedzialność. Achilles sam prosił o kłopoty, skoro zamierzał się ukrywać - inni wezmą to za oznakę słabości.
Tej nocy Achilles wymknął się, nie mówiąc nikomu, dokąd idzie, żeby nikt przypadkiem się nie wygadał. Groszek bawił się pomysłem, żeby go śledzić i odkryć jego prawdziwe zamiary, ale doszedł do wniosku, że bardziej przyda się w głównej grupie. Przecież teraz Buch będzie nimi dowodziła, a ona była tylko zwykłym przywódcą. Innymi słowy, była głupia. Potrzebowała Groszka, nawet jeśli o tym nie wiedziała.
Tej nocy Groszek próbował pełnić wartę, nie wiadomo przed kim. W końcu zasnął i śnił o szkole, tylko że to nie była szkółka na chodniku czy w alejce z siostrą Carlottą, to była prawdziwa szkoła z ławkami i krzesłami. Ale we śnie Groszek nie mógł usiąść w ławce. Zamiast tego wisiał nad nią w powietrzu i latał po całym pokoju, dokąd tylko chciał. Pod sufit. Do szczeliny w ścianie, do ciemnego sekretnego miejsca, wznosił się coraz wyżej, robiło się coraz cieplej i...
Zbudził się w ciemności. Dmuchał zimny wiatr. Groszek chciał siusiu. Chciał również latać. Prawie rozpłakał się z rozpaczy, że sen się skończył. Nie pamiętał, żeby kiedyś przedtem śnił o lataniu. Dlaczego musiał być mały, dlaczego tylko krótkie nóżki przenosiły go z miejsca na miejsce? Kiedy latał, patrzył na wszystkich z góry i widział czubki ich głupich głów. Mógł na nich nasikać albo nasrać jak ptak. Nie musiał się ich bać, bo gdyby się wściekli, mógł odlecieć.
Oczywiście gdybym umiał latać, wszyscy inni też by umieli i wciąż byłbym najmniejszy i najpowolniejszy, i wciąż by mną pomiatali.
Nie mógł już zasnąć. Czuł to w środku. Był za bardzo przestraszony, chociaż nie wiedział, dlaczego. Wstał i wszedł w zaułek, żeby się wysikać.
Buch już tam była. Podniosła wzrok i zobaczyła go.
- Zostaw mnie na chwilę - zażądała.
- Nie - odmówił.
- Nie wciskaj mi żadnych bzdur, smarkaczu.
- Wiem, że kucasz do sikania - powiedział Groszek - i wcale nie patrzę.
Nie spuszczając z niego wzroku czekała, aż odwrócił się do niej plecami, żeby wysikać się pod murem.
- Pewnie już o mnie wygadałeś - powiedziała ze złością.
- Oni wszyscy wiedzą, że jesteś dziewczyną, Buch. Kiedy cię nie ma, papa Achilles mówi o tobie „ona".
- On nie jest moim papą.
- Tak myślałem - przyznał Groszek. Czekał, stojąc twarzą do ściany.
- Możesz się odwrócić. - Buch wyprostowała się i zapinała spodnie.
- Boję się czegoś, Buch - wyznał Groszek.
- Czego?
- Nie wiem.
- Nie wiesz, czego się boisz?
- Dlatego to takie straszne. Parsknęła krótkim, ostrym śmiechem.
- Groszek, to tylko znaczy, że masz cztery lata. Małe dzieci widzą stwory w nocy. Albo nie widzą. Tak czy owak boją się ciemności.
- Nie ja - zaprzeczył Groszek. - Jeśli się boję, to dlatego, że coś jest źle.
- Ulisses chce skrzywdzić Achillesa, dlatego.
- To by cię nie zmartwiło, prawda? Spiorunowała go wzrokiem.
- Jemy lepiej niż przedtem. Wszyscy są szczęśliwi. To był twój plan. A ja wcale nie chciałam być szefem.
- Ale go nienawidzisz - powiedział Groszek. Zawahała się.
- Mam takie uczucie, że on ciągle śmieje się ze mnie.
- Skąd wiesz, czego się boją małe dzieci?
- Bo sama byłam mała - odparła Buch. - I pamiętam.
- Ulisses nie skrzywdzi Achillesa - oświadczył Groszek.
- Wiem o tym - mruknęła Buch.
- Bo ty zamierzasz znaleźć Achillesa i bronić go.
- Zamierzam zostać tutaj i pilnować dzieci.
- Albo może chcesz najpierw znaleźć Ulissesa i zabić go.
- Jak? Jest większy ode mnie. Dużo większy.
- Nie przyszłaś tutaj na siku - powiedział Groszek. - Chyba że masz pęcherz wielkości orzeszka.
- Słuchałeś?!
Groszek wzruszył ramionami.
- Nie pozwoliłaś mi patrzeć.
- Za dużo myślisz, ale za mało wiesz, żeby zrozumieć, co się dzieje.
- Myślę, że Achilles nas okłamał - powiedział Groszek - i myślę, że ty też teraz kłamiesz.
- Przyzwyczajaj się - odparła Buch. - Świat jest pełen kłamców.
- Ulissesowi wszystko jedno, kogo zabije - stwierdził Groszek. - Równie chętnie zabije ciebie, jak Achillesa. Buch niecierpliwie potrząsnęła głową.
- Ulisses to zero. On nikomu nie zrobi krzywdy. Tylko się przechwala.
- Więc o co ci chodzi? - zapytał Groszek. Buch wzruszyła ramionami.
- Sama planujesz zabić Achillesa, prawda? - odgadł Groszek. - W taki sposób, żeby to wyglądało na robotę Ulissesa. Przewróciła oczami.
- Czy ty dzisiaj wypiłeś duży kubek ogłupiacza?
- Mam dość rozumu, by wiedzieć, że kłamiesz!
- Wracaj spać - rozkazała. - Wracaj do innych dzieci.
Przyglądał się jej przez chwilę, potem posłusznie odszedł.
Albo raczej udał, że odchodzi. Wpełznął z powrotem do szczeliny, w której ostatnio sypiali, ale natychmiast wyczołgał się tylnym wyjściem i wdrapywał się po skrzynkach, beczkach, niskich murach, wysokich murach, aż wlazł na nisko zwieszony dach. Dotarł do krawędzi i zdążył zobaczyć, jak Buch wymyka się z zaułka na ulicę. Jednak gdzieś poszła. Na jakieś spotkanie.
Groszek ześliznął się po rynnie na beczkę z deszczówką i pobiegł za Buch po Korte Hoog Straat. Próbował zachować ciszę, ale ona nie próbowała, więc w miejskim hałasie nie usłyszała jego kroków. Krył się w cieniu pod ścianami, ale nie kluczył zbytnio. Całkiem łatwo było ją śledzić - obejrzała się tylko dwa razy. Szła w stronę rzeki. Na spotkanie.
Z kim? Groszek zakładał, że albo z Ulissesem, albo z Achillesem. Nie znała nikogo więcej, kto nie spał już w gnieździe. Po co jednak miała spotykać się z jednym czy z drugim? Błagać Ulissesa o darowanie Achillesowi życia? Bohatersko ofiarować siebie zamiast niego? Albo namówić Achillesa, żeby wrócił i stawił czoło Ulissesowi zamiast się ukrywać? Nie, te wszystkie propozycje mógł wymyślić Groszek - ale Buch nie wybiegała myślą tak daleko.
Zatrzymała się pośrodku otwartej przestrzeni w dokach Sheepmakershaven i rozejrzała się dookoła. Potem zobaczyła to, czego szukała. Groszek wytężył wzrok. Ktoś czekał w głębokim cieniu. Groszek wspiął się na wielką pakę, żeby lepiej widzieć. Usłyszał dwa głosy - oba dziecięce - ale nie mógł rozróżnić słów. Ten ktoś był wyższy od Buch, więc to mógł być albo Achilles, albo Ulisses.
Chłopiec otoczył Buch ramionami i pocałował ją.
To było naprawdę zadziwiające. Groszek wiele razy widział, jak dorośli robią takie rzeczy, ale dzieci? Po co? Buch miała dziewięć lat. Oczywiście były dziwki w tym wieku, ale wszyscy wiedzieli, że ich klienci to zboczeńcy.
Groszek musiał podejść bliżej, żeby usłyszeć, co mówią. Zeskoczył z tyłu za pakę i powoli wszedł w cień słupa ogłoszeniowego. Tamci, jak na zamówienie, odwrócili się do niego przodem; w głębokim cieniu nie mogli go zobaczyć, przynajmn iej dopóki trwa ł w bezruchu. On wpraw dzie też ich nie widział, ale słyszał teraz strzępki rozm owy.
- Obiecałeś - mówiła Buch. Chłopiec wymamro tał coś w odpowiedzi.
Łódź płynąca po rzece oświetliła reflektorem powierzchnię wody i wydobyła z mroku twarz chłopca, z którym rozmawiała Buch. To był Achilles.
Groszek nie chciał więcej patrzeć. Pomyśleć, że kiedyś wierzył, iż pewnego dnia Achilles zabije Buch. Ta rzecz między chłopcami a dziewczynami jakoś przerastała jego pojęcie. Wśród nienawiści nagle coś takiego. Akurat kiedy Groszek zaczynał chwytać sens świata.
Wymknął się i pobiegł po Posthoornstraat.
Ale nie wrócił do gniazda w szczelinie, jeszcze nie. Bo chociaż znał już wszystkie odpowiedzi, serce wciąż mu waliło; coś jest źle, ostrzegało, coś jest bardzo źle.
A potem przypomniał sobie, że nie tylko Buch ukrywała coś przed nim. Achilles również kłamał. Coś ukrywał. Jakiś plan. Czy chodziło tylko o spotkanie z Buch? W takim razie po co udawał, że ukrywa się przed Ulissesem? Nie musiał się ukrywać, żeby wziąć Buch za swoją dziewczynę. Mógł to zrobić jawnie. Niektóre łobuzy tak robiły, ci starsi. Chociaż zwykle nie brali dziewięciolatek. Czy dlatego Achilles się krył?
„Obiecałeś", powiedziała Buch do Achillesa w dokach.
Co jej obiecał Achilles? Dlatego Buch do niego przyszła - żeby zapłacić za obietnicę. Ale co mógł jej obiecać Achilles, czego już nie dostawała z racji przynależności do rodziny? Achilles niczego nie miał.
Więc musiał jej obiecać, że czegoś nie zrobi. Nie zabije jej? Nawet Buch nie byłaby taka głupia, żeby wtedy pójść gdzieś sama z Achillesem.
Nie zabije mnie, pomyślał Groszek. To jej obiecał. Nie zabije mnie.
Tylko że nie mnie grozi niebezpieczeństwo, przynajmniej nie największe. Chociaż kazałem go zabić, to Buch go przewróciła, to Buch stała nad nim. Ten obraz na pewno pozostał w pamięci Achillesa, on ciągle o tym myśli, ciągle śni, jak leży na ziemi, a dziewięcioletnia dziewczynka stoi nad nim z pustakiem i grozi, że go zabije. Chociaż kulawy, jakoś dostał się w szeregi łobuzów. Więc był twardy - ale zawsze wyszydzany przez chłopców ze zdrowymi nogami, łobuz o najniższej pozycji. I najbardziej został poniżony wtedy, kiedy dziewięcioletnia dziewczynka przewróciła go, a banda maluchów stała wokół niego.
Buch, on ciebie obwinia najbardziej. To ciebie musi zmiażdżyć, żeby zatrzeć to bolesne wspomnienie.
Teraz wszystko się wyjaśniło. Achilles dzisiaj kłamał jak najęty. Nie ukrywał się przed Ulissesem. Mógł zmierzyć się z Ulissesem, pewnie zrobi to jutro. Ale wtedy wytoczy znacznie cięższe oskarżenie. Zabiłeś Buch! Achilles krzyknie ten zarzut w twarz Ulissesowi. Ulisses będzie wyglądał słabo i głupio, zaprzeczając po wszystkich wcześniejszych przechwałkach, jak to wyrówna rachunki. Może nawet przez chełpliwość przyzna się, że ją zabił. A wtedy Achilles zaatakuje Ulissesa i nikt nie weźmie mu za złe, jeśli zabije chłopca. Nie tylko w samoobronie, lecz w obronie całej rodziny. Achilles był za sprytny. I cholernie cierpliwy. Czekał z zabiciem Buch, aż mógł o to oskarżyć kogoś innego.
Groszek pobiegł z powrotem, żeby ją ostrzec. Jak najszybciej przebierał małymi stopkami, jak najdalej wyciągał krótkie nóżki. Biegł przez wieczność.
Nikogo nie było w doku, gdzie Buch spotkała się z Achillesem. Groszek rozejrzał się bezradnie. Pomyślał, żeby zawołać, ale to był głupi pomysł. Chociaż Achilles najbardziej nienawidził Buch, to wcale nie znaczyło, że przebaczył Groszkowi, nawet jeśli przyjął od niego chleb.
A może dostałem świra bez żadnego powodu? Przecież on ją obejmował. Ona przyszła tu dobrowolnie. Są rzeczy pomiędzy chłopcami a dziewczynami, których po prostu nie rozumiem. Achilles jest opiekunem, obrońcą, nie mordercą. Tylko mój umysł działa w ten sposób, tylko ja myślę o zabiciu kogoś bezbronnego, bo może mi zagrozić w przyszłości. Achilles jest dobry. Ja jestem zły, występny.
Achilles wie, co to miłość. Ja nie wiem. Groszek podszedł do krawędzi doku i popatrzył na kanał. Na wodzie leżała lekka mgiełka. Na drugim brzegu światła Boompjes Straat migotały jak w dzień Sinterklaas. Fale chlupały o słupy jak wilgotne pocałunki.
Groszek spojrzał na rzekę u swoich stóp. Coś podskakiwało w wodzie, obijało się o nabrzeże.
Przez chwilę patrzył na to i nie rozumiał. Ale potem zrozumiał, że wiedział przez cały czas, co to jest, tylko nie chciał uwierzyć. To była Buch. Nie żyła. Dokładnie tak, jak przewidział Groszek. Wszyscy na ulicy uwierzą, że Ulisses popełnił morderstwo, nawet jeśli niczego mu nie udowodnią. Groszek miał rację we wszystkim. Cokolwiek istniało pomiędzy chłopcami a dziewczynami, nie miało takiej mocy, żeby stłumić nienawiść, powstrzymać zemstę za upokorzenie.
Stojąc tam i patrząc na wodę, Groszek zrozumiał: Albo muszę powiedzieć wszystkim, co się stało, natychmiast, w tej chwili, albo nigdy nikomu nie powiem, ponieważ jeśli Achilles odkryje, co widziałem dzisiejszej nocy, zabije mnie bez namysłu. Po prostu powie: Ulisses znowu uderzył. Potem będzie udawał, że zabił Ulissesa, żeby pomścić dwie śmierci, nie jedną.
Nie, Groszek mógł tylko milczeć. Udawać, że nie widział ciała Buch dryfującego w rzece, z twarzą łatwą do rozpoznania w blasku księżyca.
Buch była głupia. Głupia, że nie przejrzała planów Achillesa, głupia, że mu zaufała nawet odrobinę, głupia, że nie chciała mnie słuchać. Równie głupia jak ja, bo odszedłem zamiast krzyknąć ostrzeżenie, może uratować jej życie jako świadek, którego Achilles nie miał szans złapać, więc nie mógł uciszyć.
To dzięki niej Groszek żył. To ona nadała mu imię. To ona wysłuchała jego planu. A teraz umarła za to, chociaż mógł ją ocalić. Jasne, kazał jej na początku, żeby zabiła Achillesa, ale w końcu okazało się, że słusznie go wybrała - on jedyny spośród łobuzów mógł zrozumieć plan i wykonać go w takim stylu. Ale Groszek również miał rację. Achilles był mistrzem kłamstwa i kiedy postanowił, że Buch musi umrzeć, zaczai budować kłamstwa maskujące morderstwo - kłamstwa, które sprowadzą Buch samą tam, gdzie mógł ją zabić bez świadków; kłamstwa, które zapewnią mu alibi w oczach innych dzieci.
Zaufałem mu, pomyślał Groszek. Od początku wiedziałem, kim jest, a jednak mu zaufałem.
Oj, Buch, ty biedna, głupia, dobra, porządna dziewczyno. Ocaliłaś mnie, a ja cię zawiodłem.
To nie tylko moja wina. To ona poszła do niego sama.
Sama z nim, żeby uratować moje życie? Co za błąd, Buch, myśleć o kimś innym oprócz siebie!
Czy ja też zginę przez jej błędy?
Nie. Zginę przez moje własne cholerne błędy.
Ale nie dzisiejszej nocy. Achilles jeszcze nie uknuł żadnego planu, żeby przyłapać Groszka samego. Odtąd jednak, leżąc rozbudzony w nocy, niezdolny zasnąć, Groszek będzie myślał o Achillesie, który czeka. Czeka cierpliwie. Aż do dnia, kiedy Groszek również skończy w rzece.
Siostra Carlotta próbowała współczuć tym dzieciom w bólu, skoro jedno z nich tak niedawno zostało uduszone i wrzucone do rzeki. Ale śmierć Buch stanowiła kolejny powód, żeby przyspieszyć testy. Achilles jeszcze się nie znalazł - ponieważ ten Ulisses już raz zaatakował, należało się spodziewać, że Achilles nieprędko wyjdzie z kryjówki. Więc siostra Carlotta nie miała wyboru, musiała wziąć Groszka.
Początkowo chłopiec był rozproszony i słabo wypadł. Siostra Carlotta nie rozumiała, jak mógł oblać nawet podstawowe etapy testu, skoro był taki bystry, że sam nauczył się czytać na ulicy. Pewnie wstrząsnęła nim śmierć Buch. Więc siostra Carlotta przerwała test i rozmawiała z nim o śmierci, że dusza Buch odeszła do Boga i świętych, którzy otoczą ją opieką, i będzie tam szczęśliwa bardziej niż za życia. Nie okazał zainteresowania. Wypadł jeszcze gorzej, kiedy zaczęli następną fazę testu.
No, jeśli współczucie nie poskutkowało, może lepiej podziała surowość.
- Nie rozumiesz, po co jest ten test, Groszek? - zapytała.
- Nie - odparł. Tonem głosu dodał niedwuznacznie: „I mam to gdzieś".
- Znasz tylko życie ulicy. Ale ulice Rotterdamu są tylko częścią wielkiego miasta, a Rotterdam jest tylko jednym miastem w świecie tysięcy takich miast. Cała rasa ludzka, Groszku, o nią chodzi w tym teście. Ponieważ Formidzi...
- Robale - poprawił ją Groszek. Jak większość uliczników, drwił z eufemizmów.
- Oni wrócą, splądrują Ziemię i nie zostawią żywej duszy. Ten test ma pokazać, czy należysz do tych dzieci, które można zabrać do Szkoły Bojowej i wyszkolić na dowódcę floty, która spróbuje ich powstrzymać. Ten test dotyczy ocalenia świata, Groszku.
Po raz pierwszy od rozpoczęcia testu Groszek poświęcił jej całą uwagę.
- Gdzie jest Szkoła Bojowa?
- Na orbitującej platformie w kosmosie - odpowiedziała. - Jeśli dobrze wypadniesz na teście, zostaniesz kosmonautą!
Na jego twarzy nie pojawił się dziecięcy zapał. Tylko twarda kalkulacja.
- Na razie wypadłem fatalnie, prawda? - powiedział.
- Jak dotąd wyniki testu pokazują, że jesteś za głupi, by jednocześnie chodzić i oddychać.
- Mogę zacząć jeszcze raz?
- Tak, mam drugą wersję testu - powiedziała siostra Carlotta.
- Dawaj.
Wyjmując alternatywny zestaw, uśmiechnęła się do niego, próbowała go uspokoić.
- Więc chcesz zostać &nb &nbs p;sp; kosmonautą, tak? Czy m arzysz o wstąpieniu do Międz ynarodowej Floty?
Zignorował ją.
Tym razem odpowiedział na wszystkie pytania, chociaż testy zostały tak zaprojektowane, żeby nie dało się ich skończyć w wyznaczonym czasie. Nie osiągnął idealnych wyników, ale był blisko. Tak blisko, że nikt by nie uwierzył.
Więc dała mu następną baterię testów, tym razem przeznaczonych dla starszych dzieci - standardowe testy dla sześciolatków, kiedy zdają do Szkoły Bojowej w normalnym wieku. Nie spisał się tak dobrze, jak poprzednio; brakowało mu doświadczenia, żeby zrozumieć kontekst niektórych pytań. Niemniej poradził sobie znakomicie. Najlepiej ze wszystkich uczniów, jakich dotąd testowała.
A ona myślała, że to Achilles ma prawdziwy potencjał. Ten malec, ten właściwie niemowlak - był zdumiewający. Nikt nie uwierzy, że znalazła go na ulicy, przymierającego głodem.
Do jej umysłu zakradło się podejrzenie, i kiedy zakończyła drugi test, zapisała punktację i odłożyła arkusze, odchyliła się do tyłu w krześle, spojrzała w kaprawe oczy małego Groszka dodał i zapytała z uśmiechem:
- Czyj to był pomysł, te rodziny wśród ulicznych dzieci?
- Pomysł Achillesa - odpowiedział Groszek. Siostra Carlotta czekała.
- W każdym razie jego pomysł, żeby nazywać to rodziną - dodał Groszek.
Czekała dalej. Jeśli zostawi mu czas, duma wydobędzie więcej na powierzchnię.
- Ale to był mój plan, żeby łobuzy bronili maluchów - wyznał Groszek. - Powiedziałem to Buch, a ona namyśliła się i postanowiła spróbować, i zrobiła tylko jeden błąd.
- Jaki błąd?
- Wybrała nieodpowiedniego łobuza do ochrony.
- Dlatego, że nie obronił jej przed Ulissesem?
Groszek zaśmiał się gorzko, łzy popłynęły mu po policzkach.
- Ulisses tylko przechwala się naokoło, czego to nie zrobi. Siostra Carlotta wiedziała, ale nie chciała wiedzieć.
- Więc wiesz, kto ją zabił?
- Kazałem jej, żeby go zabiła. Powiedziałem jej, że on się nie nadaje. Widziałem w jego twarzy, kiedy leżał na ziemi, że nigdy jej nie wybaczy. On jest zimny. Czekał tak długo. Ale nigdy nie wziął od niej chleba. To powinno ją ostrzec. Nie powinna sama iść do niego.
Teraz rozpłakał się na dobre.
- Myślę, że to mnie chroniła. Bo tego pierwszego dnia kazałem jej go zabić. Myślę, że próbowała go przekonać, by mnie nie zabijał.
Siostra Carlotta starała się ukryć emocje.
- Czy uważasz, że coś ci grozi ze strony Achillesa?
- Teraz tak, kiedy ci powiedziałem - odparł. A po chwili namysłu dodał: - Przedtem też. On nie wybacza. Zawsze wyrównuje rachunki.
- Zdajesz sobie sprawę, że nie taki wydaje się Achilles mnie albo Hazie. To znaczy Heldze. Nam wydaje się... cywilizowany.
Groszek popatrzył na nią, jakby zwariowała.
- Czy nie na tym polega cywilizacja? Że umiesz zaczekać, żeby dostać, czego chcesz?
- Ty chcesz wyjechać z Rotterdamu i dostać się do Szkoły Bojowej, żeby uciec przed Achillesem. Groszek przytaknął.
- Co z innymi dziećmi? Myślisz, że im też zagraża?
- Nie - zaprzeczył Groszek. - On jest ich papą.
- Ale nie twoim. Chociaż brał od ciebie chleb.
- On ją objął i pocałował - powiedział Groszek. - Widziałem ich w dokach, i ona pozwoliła się pocałować, a potem powiedziała coś, że obiecał, więc odszedłem, ale potem zrozumiałem i wróciłem biegiem, to nie trwało długo, przebiegłem najwyżej sześć przecznic, i ona już nie żyła, dryfowała w wodzie z wybałuszonymi oczami, obijała się o przystań. On może pocałować i zabić, jeśli nienawidzi dostatecznie mocno.
Siostra Carlotta zabębniła palcami po biurku.
- Co za dylemat.
- Co to jest dylemat?
- Zamierzałam przetestować również Achillesa. Myślę, że nadaje się do Szkoły Bojowej.
Całe ciało Groszka zesztywniało.
- Więc mnie nie wysyłaj. Jego albo mnie.
- Naprawdę myślisz... - głos ją zawiódł. - Naprawdę myślisz, że on spróbuje cię tam zabić?
- „Spróbuje"? - powtórzył Groszek pogardliwym tonem. - Achilles nie „próbuje".
Siostra Carlotta wiedziała, że cecha, o jakiej mówił Groszek, ta bezlitosna determinacja należała do zalet, jakich poszukiwano w Szkole Bojowej. Pod tym względem Achilles mógł odpowiadać im bardziej od Groszka. I potrafili tam skanalizować takie mordercze skłonności. Zrobić z nich pożytek.
Ale ucywilizowanie ulicznych łobuzów nie było pomysłem Achillesa. Wymyślił to Groszek. Niesamowite, jak na dziecko w tym wieku, stworzyć i zrealizować taki plan. Ten dzieciak był prawdziwym skarbem, nie zimnym zabójcą żyjącym tylko dla zemsty. Ale jedno było pewne. Nie mogła wziąć ich obu. Chociaż z pewnością weźmie też drugiego, zabierze go z ulicy i umieści w jakiejś szkole na Ziemi. Achilles naprawdę się ucywilizuje tam, gdzie uliczna desperacja już nie zmusza dzieci do robienia sobie nawzajem takich obrzydliwych rzeczy.
Potem dotarło do niej, jaką bzdurę wymyśliła. To nie uliczna desperacja popchnęła Achillesa do zbrodni, tylko pycha. To Kain, który uważał, że wstyd stanowi wystarczający powód, żeby odebrać życie bratu. To Judasz, który nie wzdragał się pocałować, zanim zabił. Co jej przyszło do głowy, żeby traktować zło jak mechaniczny produkt nędzy? Wszystkie uliczne dzieci cierpiały z głodu i strachu, z zimna i rozpaczy. Ale nie wszystkie wyrastały na zimnokrwistych, wyrachowanych morderców.
To znaczy, jeśli Groszek mówił prawdę.
Ale nie wątpiła, że Groszek powiedział jej prawdę. Jeśli kłamał, już nigdy nie będzie ufała swojej ocenie dziecięcego charakteru. Teraz, po zastanowieniu doszła do wniosku, że Achilles był śliski. Pochlebca. Wszystko, co mówił, było obliczone na efekt. Natomiast Groszek mówił niewiele i wyrażał się z prostotą. I był młody, a jego strach i ból w tym pokoju były prawdziwe.
Oczywiście namawiał również do zabicia dziecka.
Ale tylko dlatego, że tamten stanowił zagrożenie dla innych. Nie z powodu pychy.
Jak mam osądzać? Czyż Chrystus nie powinien sądzić żywych i martwych? Dlaczego ten ciężar spadł na moje barki, kiedy nie jestem przygotowana?
- Czy chciałbyś zostać tutaj, Groszku, dopóki nie prześlę wyników twoich testów ludziom, którzy podejmują decyzje w Szkole Bojowej? Tutaj będziesz bezpieczny.
Spojrzał na własne dłonie, kiwnął głową, potem oparł głowę na rękach i zaszlochał.
Achilles wrócił do gniazda tego ranka.
- Nie mogłem zostać bez was - wyjaśnił. - Za dużo ryzykujemy.
Zaprowadził ich na śniadanie jak zwykle. Brakowało tylko Buch i Groszka.
Potem Sierżant zrobił obchód, nadstawiał ucha tu i tam, rozmawiał z innymi dziećmi, rozmawiał z kilkoma dorosłymi, sprawdzał, co się dzieje, węszył za jakimś tropem. Obok doku Wijnha-ven podsłuchał kilku robotników portowych gadających o zwłokach, które wyłowiono z rzeki dziś rano. Mała dziewczynka. Sierżant dowiedział się, gdzie trzymano ciało do przybycia władz. Nie stchórzył, podszedł prosto do ciała nakrytego płachtą brezentu i nie pytając nikogo z obecnych o pozwolenie, ściągnął płachtę i spojrzał.
- Co ty wyprawiasz, chłopcze?!
- Ona nazywa się Buch - powiedział.
- Znasz ją? Wiesz, kto mógł ją zabić?
- Chłopiec imieniem Ulisses, on ją zabił - oświadczył Sierżant.
Potem opuścił płachtę. Zakończył obchód. Achilles musiał się dowiedzieć, że jego obawy były uzasadnione, że Ulisses załatwi każdego z rodziny, kogo tylko dopadnie.
- Nie mamy wyboru, musimy go zabić - oświadczył Sierżant.
- Dość już było rozlewu krwi - powiedział Achilles. - Ale boję się, że masz rację.
Kilkoro młodszych dzieci płakało. Jeden wyjaśnił:
- Buch nakarmiła mnie, kiedy umierałem.
- Zamknij się - rozkazał Sierżant. - Teraz jemy dużo lepiej niż wtedy, kiedy Buch była szefem.
Achilles położył rękę na ramieniu Sierżanta, żeby go uspokoić.
- Buch jako szef bandy robiła, co mogła. I to ona przyjęła mnie do rodziny. Więc w pewnym sensie wszystko, co wam dałem, dostaliście od niej.
Dzieciaki przytaknęły z powagą.
Jeden zapytał:
- Myślisz, że Ulisses załatwił również Groszka?
- Też mi wielka strata - parsknął Sierżant.
- Każda strata w mojej rodzinie to wielka strata - sprzeciwił się Achilles. - Ale koniec z tym. Ulisses albo natychmiast opuści miasto, albo już nie żyje. Rozgłoś to, Sierżant. Niech wiedzą na ulicach, że rzucam wyzwanie. Ulisses nie ma prawa jeść w żadnej kuchni w mieście, dopóki nie zmierzy się ze mną. Sam do tego doprowadził, kiedy wbił nóż w oko Buch.
Sierżant zasalutował mu i odbiegł pędem. Obrazek wzorowego posłuszeństwa.
Tylko że biegnąc, również płakał. Ponieważ nie powiedział nikomu, jak zginęła Buch, jak jej oko zmieniło się w krwawą ranę. Może Achilles wiedział z innego źródła, może już usłyszał nowinę, ale nie wspominał o tym, dopóki Sierżant nie wrócił. Może, może. Sierżant znał prawdę. Ulisses na nikogo nie podniósł ręki. Achilles to zrobił. Dokładnie tak, jak Groszek ostrzegał na początku. Achilles nigdy nie wybaczył Buch, że go pobiła. Zabił ją teraz, bo mógł zwalić winę na Ulissesa. A potem siedział i gadał, jaka była dobra i jak wszyscy powinni być jej wdzięczni, i że cokolwiek Achilles im dał, dostali od niej.
Więc Groszek przez cały czas miał rację. We wszystkim. Achilles może jest dobrym papą dla rodziny, ale jest również zabójcą i nigdy nie wybacza.
Przecież Buch o tym wiedziała. Groszek ją ostrzegł, więc wiedziała, a mimo to wybrała Achillesa na ich papę. Wybrała go i dlatego umarła. Była jak Jezus, o którym Helga wygłaszała kazania w kuchni, kiedy jedli. Umarła za swoich ludzi. A Achilles był jak Bóg. Kazał ludziom płacić za swoje grzechy, nieważne, co zrobili.
Ważne, żeby stać po dobrej stronie Boga. Tego uczy Helga, prawda? Pojednaj się z Bogiem.
Pojednam się z Achillesem. Będę czcił papę swego, jeszcze jak, żeby przeżyć, dopóki nie dorosnę i pójdę na swoje.
Co do Groszka, no, on był sprytny, ale za mało sprytny, żeby przeżyć, a jeśli komuś brakuje sprytu, żeby przeżyć, to niech lepiej umiera.
Zanim Sierżant dotarł na pierwszy róg, by rozgłosić, że Achilles wygnał Ulissesa ze wszystkich kuchni w mieście, przestał już płakać. Żal minął. Teraz chodzi o przeżycie. Wprawdzie Sierżant wiedział, że Ulisses nikogo nie zabił, ale miał taki zamiar, więc dla bezpieczeństwa rodziny powinien umrzeć. Śmierć Buch stanowiła dobry pretekst do żądania, żeby inni tatusiowie nie wtrącali się i pozwolili Achillesowi rozprawić się z Ulissesem. Po tej rozprawie Achilles zostanie przywódcą nad wszystkimi tatusiami w Rotterdamie. A Sierżant stanie przy nim, znając sekret jego zemsty i nie mówiąc o tym nikomu, ponieważ w ten sposób Sierżant, w ten sposób rodzina, w ten sposób wszyscy ulicznicy Rotterdamu przetrwają.
Strona główna
Indeks