Blog literacki, portal erotyczny - seks i humor nie z tej ziemi


Casus
1. - student K. (Kamil)

Student K zglosil sie telefonicznie
do mnie, aby uzyskac porade. Od kilku lat leczyl sie w placowkach psychiatrycznej
sluzby zdrowia. A takze uczestniczyl w roznych programach terapeutycznych.Zdiagnozowany
jako schizofrenik paranoidalny, niemal przyrosl do swojej diagnozy. Inteligentny,
znal rozne opisy i wymagania, jakie lekarze i terapeuci maja wobec tego
typu osob. Zglosil sie, gdyz namowil go do tego kolega ze studiow, ktory
uzyskal kilka lat temu pomoc w podobnej sytuacji, biorac udzial w programie
SSHP.

Po dosyc dlugiej rozmowie K. zostal poproszony
o przygotowanie odpowiedzi na test bodzcow slownych i test autobiograficzny.
Jako student zostal wlaczony do grupy szkoleniowo-terapeutycznej w ramach
dwutygodniowego treningu. Jego cecha charakterystyczna jest nastawienie
profilaktyczne i autoterapeutyczne. Osoby biorace w nim udzial nie moga
liczyc na gratyfikacje z tego powodu, ze kiedys przezyly epizod psychotyczny
lub zostaly zdiagnozowane za pomoca etykiety psychiatrycznej. Wrecz przeciwnie
- caly wysilek skierowany jest na zdjecie etykiety psychopatologicznej,
przedefiniowanie problemu na jezyk zdrowia psychicznego i rozwoju osobowego.
W tym celu stosowany jest jezyk teorii dezintegracji pozytywnej K.Dabrowskiego,
ktory definiuje zaburzenia psychiczne, zwlaszcza psychonerwice, ale takze
i pewne fenomeny psychotyczne jako zjawiska kryzysowe, pjawiajace sie na
drodze rozwoju osobowego.

Osoby, ktore zglaszaja sie do SSHP, w
tym takze K., znaja teorie dezintegracji pozytywnej tylko haslowo. I zapamietuja
z niej tylko to, ze zaburzenie psychiczne to nic zlego. Niestety, osoby
te dokonuja utozsamienia zaburzenia psychicznego z rozwojem, tylko po to,
aby potwierdzic diagnoze, ktora otrzymaly od innego terapeuty lub lekarza.
I aby zneutralizowac napiecie rozwojowe. Ich celem staje sie obsesyjna
potrzeba potwierdzenia diagnozy, aby przekonac sie, ze nic sie nie zmienilo
w stanie zdrowia. Bo wtedy nie trzeba podejmowac zadnych wysilkow osobistych
w celu przekroczenia diagnozy. Ona bowiem ulatwia zycie, daje poczucie
bezpieczenstwa, uwalnia od odpowiedzialnosci za wlasny los. I pozwla oskarzac
lekarzy lub terapeutow za to, co sie z jednostka dzieje. Argumentem jest
wlasnie negatywna diagnoza, ktora pacjent traktuje jako argument obronny.
Mozna nieraz odniesc wrazenie, ze etykieta jest dodatkowym mechanizmem
obronnym, ktory niszczy jedne, a wzmacnia inne mechanizmy obronne.

Student K. jest przykladem gracza, ktory
uznal, ze najlepsza bronia, czyli obrona, jest atak za pomoca wlasnej etykiety
psychiatrycznej. Dzieki tej etykietce, ktora otrzymal w niejednym szpitalu
i od niejednego autorytetu, czul sie mocny w walce z otoczeniem. Zwlaszcza
z Rodzicami i terapeutami, ktorych chetnie zmienial, gdy okazywalo sie,
ze latwo daja sie pokonac i zastraszyc tak ciezka diagnoza. Z tak dobrze
opracowana gra trafil do SSHP. Byl przekonany, ze i tym razem zostanie
zwyciezca.

System pracy w SSHP respektuje zalozenia
psychologii analitycznej i psychologii glebi, dotyczace funkcjonowania
mechanizmow obronnych. Zwlaszcza zas tlumienia, przeniesienia i percepcji.
Miedzy innymi dlatego, grupe skladajaca sie w miare mozliwosci z rownej
liczby mezczyzn i kobiet prowadzi dwoje terapeutow. Ulatwia to rozlozenie
projekcji, ich lepsza asymilacje, a takze rownomierny, diagnostyczny rozklad
przeniesien z Rodzicow na terapeutow. A wiec K. mogl sobie wybrac terapeute
zlego i dobrego. Zlym zostal terapeuta, dobra - terapeutka. Ten wybor mial
znaczenie dla odczytania powiazan jakie K. mial z Rodzicami.

K. traktowal mezczyzn z unizeniem, poddanczo,
lekowo, kobiety natomiast wyniosle. Chetnie wydawal im polecenia. Nawet
wtedy, gdy prosil o przysluge np. o herbate. Jednoczesnie mial potrzebe
codziennego kontaktu telefonicznego z matka, ktorej opowiadal, co robi
podczas zajec oraz jaka jest wlasnie pogoda. Po takiej rozmowie wracal
podniecony. Coraz bardziej wzmagal konfrontacje z terapeutka, az do czasum
gdy powiedziala mu, ze nie musi byc synkiem mamusi
i opowiadac jej to, co moglby powiedziec podczas terapii w grupie. K. zareagowal
natychmiast - podniosl glos i wykrzyknal: - niech
pan uwaza! Zrobil to tak, jakby chcial mnie uderzyc. To wywolalo
emocjonalna eksplozje. Byla ona rozladowywana podczas zajec grupowych.

K. byl niewatpliwie silnie zwiazany z
matka. Odgrywal role mediatora w konflikcie matki z ojcem, ktorego szczerze
nie lubil. I ktoremu szczerze zazdroscil pozycji materialnej, spolecznej
i psychologicznej. K. przedstawial sie niemal jako straznik matki, wlasciwiej
byloby powiedziec - straznik zony swojego ojca. Pogarda, jaka okazywal
zenskiej czesci grupy wskazywala jednak, ze problemem byla dla K. pozycja
meska. Nie mogl tego problemu wyrazic inaczej, jak tylko przez konflikt
z terapeuta. Konflikt ten zostal mu przypadkowo narzucony. Poniewaz zrobil
to ktos, kto pelnil role superwizora, nie bylo wyjscia. Gra musiala zostac
rozegrana.

Podczas kolejnych zajec K. zaatakowal
terapeute, oskarzajac go o niekompetencje wtedy, gdy zwrocil uwage jednej
ze studentek, ze nie jest szczera. K. wlaczyl sie wtedy, broniac postawy
kolezanki z grupy i wzmacniajac ja w sporze wobec prowadzacego. W ten sposob
K. skupil uwage grupy na swoim problemie. Wyrazal go, powtarzajac zarzut
o niekompetencji trenera. Dyskusja w grupie potoczyla sie w sposob oczekiwany
i spotykany w tego typu sytuacjach. Cwiczacy przerazeni oskarzeniami K.
skonsolidowali sie przeciw niemu, starajac sie wytlumaczyc terapeute. Sytuacja
stala sie trudna do rozwiazania. Nie chcial ustapic terapeuta, racjonalizujac
swoje zachowania i zarzuty K. A K. byl wyspecjalizowany w nieustepowaniu
w takim momencie, gdyz dotychczas byl gratyfikowany za tego typu gre. Nadarzyla
sie okazja do interwencji.

Po krotkiej naradzie z terapeutami i wysluchaniu
trzech stron wlaczylem sie do treningu, dokonujac szybkiej zmiany w interpretacji
zarzutow K. Uznalem, ze sa one uzasadnione i maja glebszy sens psychologiczny.
Zarzuty wedlug mnie wskazuja zawsze na droge, jaka trzeba obrac w terapii.
Totez stwierdzilem, ze K. sie nie myli w ocenie kompetencji terapeuty.
Ale, skoro tak, to myli sie w graniu roli pacjenta. Podwazona zostala wiec
pozycja K. jako pacjenta. W tym momencie bystry, wyksztalcony filozoficznie
K. zatrzymal swoj atak i rozpoczal obrone. byla to jedna z najciekawszych
gier obronnych, jaka udalo mi sie obserwowac.

Nadarzyla sie, nie pierwsza okazja, aby
zerwac etykiete pacjenta i chorego, ktora K. otaczal niemal kultem. Uprawial
swego rodzaju liturgie choroby psychicznej. celebrowal ja w sobie i siebie
wobec niej. Dlatego pozbawienie go przedmiotu kultu musialo byc bolesne.
K. nie chcial zrezygnowac z pozycji chorego. A jednak ostatecznie wymowilem
mu kontrakt, ktorego byl pewny. Stwierdzilem, ze jest zupelnie zdrowy i
majac wyksztalcenie filozoficzne powinien raczej odgrywac role terapeuty;
co zreszta mu sie tak swietnie udalo, gdy wlaczyl sie do obrony kolezanki
z grupy. K. byl zdumiony i wystraszony. Nie chcial przyjac nowej definicji
samego siebie. Wolal byc pacjentem.

Moja interwencja nie mogla miec charakteru
gry. Musiala byc definitywne, rzeklbym ontologiczna. Dlatego, po dluzszej
dyskusji i wyjasnieniu mojego odkrycia, postanowilem sklonic K. do opuszczenia
zajec terapeutycznych. Poradzilem mu, aby zajal sie nauka. Mial to byc
dodatkowy argument do rezygnacji z roli pacjenta. K. dlugo i ostro sie
jednak opieral. Zrozumial, ze rola pacjenta zostala mu definitywnie wymowiona.
Mimo to nie chcial opuscic zajec. Chcial grac dalej. Ale wtedy podjalem
decyzje o calkowitym zwolnieniu go z zajec i oglosilem przerwe. Powrot
do poprzeniej pozycji nie byl juz mozliwy. Reakcja K. byla ostra. Nie mogl
zniesc takiego obrotu rzeczy. Probowal innych gier poza zajeciami grupowymi.
Interweniowal przez kolege, ktory sklonil go do przyjazdu, przez terapeutke,
itd. Ostatecznie sam zrezygnowal i przed zakonczeniem obozu wyjechal do
domu zlorzeczac przy tym i przeklinajac osoby, ktore wyrzadzily mu taka
krzywde.

K. naprawde nie chcial byc zdrowy. Chcial
byc uzalezniony od etykiety psychiatrycznej. Ta dawala mu profity: zwolnienia
lekarskie z zajec, ulgi w studiowaniu, wolnosc od pracy, wolnosc od odpowiedzialnosci
za wlasny los i los najblizszych. Pozwalala jednoczesnie zakrywac wlasciwy
problem - walke jaka prowadzil z ojcem w przymierzu z matka, zaleznosc
od niej. Uzaleznienie od choroby jest uzaleznieniem wtornym wobec zaleznosci
od Rodzica. Dziecko, nawet w wieku doroslym, sklada jednemu z nich hold,
by drugiego ponizyc. Ta gra, byla przez K. powtarzana przez wiele lat.
Odwiedzil wielu terapeutow i lekarzy; poznal ich mieszkania i upodobania.
Zawsze wychodzil gora. I w istocie zywil do nich pogarde, gdyz powtarzali
tylko ot, co on im swoim zachowaniem podyktowal. Teraz ta gra zostala zerwana.
K. to zerwanie nazwal faszyzmem. Jego uczucia
byly tak bardzo stlumione i niszczace, ze analogia pojeciowa do faszyzmu
wydala mu sie na miejscu. Reakcja K. wskazala w formie odwroconej i zaprzeczonej,
czego potrzebowal najbardziej. Niewatpliwie przezywal on deficyt wolnosci.
Ale gdy ja otrzymywal, blokowal swoj wybor lekiem przed byciem wolnym,
ucieczka od wolnosci. Identyfikowal ja z czyms nie do zniesienia, ze zniewoleniem,
ktore znal z ukladow rodzinnych, znajdujac dla niego pojecie faszyzmu.

Terapia K., rzecz jasna nie zostala w
chwili tego odkrycia zakonczona. Ona sie dopiero wtedy naprawde zaczela.
Ale, aby mogla byc skuteczna, powinna objac jego relacje z rodzicami. Oni
jednak woleli miec chorego syna, ktory stabilizowal
separacyjny uklad malzenski, niz syna zdrowego. Jego odejscie spowodowaloby
rozpad rodziny i malzenstwa. Dlatego K. dalej gratyfikowany jest z powodu
gry w chorego. Dlej bierze leki i szuka coraz to nowych terapeutow. Jego
zaleznosc psychiczna podtrzymywana jest przez granie rownoleglej roli studenta.
Nalezy sie spodziewac, ze gdy wypadnie z tej gry, nastapi kolejny kryzys.

Oderwanie sie doroslego syna od Rodzicow
wydaje sie rzecza prosta. Ale uwiklanie w syndrom uzaleznienia komplikuje
zaleznosc i oslabia poczucie tozsamosci. Tymczasem jest ono utrzymywane
przez komponente paranoidalna. Co stanie sie jednak wtedy, gdy zabraknie
Rodzicow, i gdy nie bedzie mozna grac roli Dziecka lub gdy trzeba ja bedzie
grac dla nikogo? Bycie kims we wlasnej wyobrazni jest teraz stabilizujace,
Ale ostatecznie trzeba byc kims dla kogos. Takie bycie realizuje sie przez
milosc, przyjazn i empatie. Aby do nich dojsc potrzebne jest doswiadczenie
i przezycie osobistej wolnosci. Bez niej lub zamiast niej trzeba trzeba
doswiadczac pustki i leku przed niebytek. Wtedy lepiej jest chorowac i
zdac sie na instytucjonalizacje poczucia pustki i leku. To pozwala prowadzic
gre w uzaleznienie, w aureoli uznanego nieszczescia.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  •