ďťż

Blog literacki, portal erotyczny - seks i humor nie z tej ziemi


117






























AKT CZWARTY

SCENA PIERWSZA
Dzika okolica.
Wchodzi E d g a r.
EDGAR
Przecież tak lepiej:lepsza jawna wzgarda
Niż ubarwiona pochlebstwem.Najlichsza,
Najniżej pchnięta od losu istota
Żyje w nadziei ciągłej,nie w obawie,
Żałosna zmiana dotyka jedynie
Wyższych,maluczkim śmiech wraca na usta;
Święć się więc wolne,otwarte powietrze,
Co mnie otaczasz:wichrzeń twych i wstrząśnień
Nie mam ci za złe.Lecz któż to się zbliża?
Wchodzi G l o u c e s t e r wsparty na ramieniu S t a r c a.
Mój ojciec w takim opłakanym stanie?
O świecie,świecie,świecie!Gdyby twoje.
Dziwne koleje i kapryśne przejścia
Nie kazały nam nienawidzić ciebie,
Któż by cierpliwie znosił brzemię wieku?
STARZEC
O drogi panie,byłem twym dzierżawcą
I twego ojca przez lat osiemdziesiąt.
GLOUCESTER
Idź sobie,idź,mój dobry przyjacielu,
Pomoc twa nic mi poradzić nie może,
A tobie może szkodzić.
STARZEC

O milordzie,
Nie widzisz drogi.
GLOUCESTER
Dla mnie jej już nie ma;
Więc mi do tego oczy niepotrzebne:
Zdarzało mi się potknąć,kiedym widział.
Często brak bywa zbawienny i strata
Jedna nam korzyść.O drogi Edgarze,
Ofiaro gniewu zwiedzionego ojca!
Gdybym cię widzieć mógł przez namacanie,
Rzekłbym,że oczy odzyskałem.
STARZEC
Kto tu?
EDGAR
na stronie
O bogi!komuż wolno jest powiedzieć,
Że już być gorzej nie może?mnie teraz
Gorzej niż kiedy bądź.
STARZEC
To biedny Tomek.
EDGAR
na stronie
I jeszcze może być gorzej.Zaprawdę,
Najgorzej jeszcze nie jest,póki człowiek
Może powiedzieć:"Teraz mi najgorzej."
STARZEC
Gdzie,przyjacielu,idziesz?
GLOUCESTER
Czy to żebrak?

STARZEC
Wariat i żebrak.
GLOUCESTER
Ma on jeszcze rozum;
Bo gdyby nie miał go,nie mógłby żebrać.
Widziałem właśnie jednego takiego
Ostatniej nocy w czasie burzy;istny
Obraz robaka stawił mi ów człowiek.
Wtedy mi biedny mój syn na myśl przyszedł,
A przecież wtedy myśl moja nie była
Usposobiona dla niego przyjaźnie.
Zmieniło się to później.Czym są muchy
Dla psotnych chłopców,tym ludzie dla bogów;
Gnębią nas dla zabawki.
EDGAR
na stronie
Czyi być może?
Smutna to sprawa błaznować w cierpieniu
I drażnić przez to i siebie,i drugich -
głośno
Bogowie z wami,mój paneczku!
GLOUCESTER
do s t a r c a
Powiedz,
Czy to ów nagi bedlamczyk?
STARZEC
Tak,panie,
GLOUCESTER
To idź do domu,bracie.Gdybyś dla mnie

Chciał jeszcze wrócić i złączyć się z nami
O jaką milę albo i dwie dalej,
W kierunku Dowru,to cię proszę,w imię
Twej przychylności dawnej,przynieś z sobą
Jakie okrycie dla tego biedaka,
Co mię prowadzić będzie.
STARZEC
Ależ,panie.
On wariat.
GLOUCESTER
Taki dziś porządek świata,
Ze ślepych wodzą wariaci.Idź,uczyń,
O co prosiłem,lub zresztą,co zechcesz,
Tylko idź sobie.
STARZEC
Przyniosę mu odzież
Najlepszą,niechaj,co chce,stąd wyniknie,
Wychodzi.
GLOUCESTER
Słuchaj no,nagi,biedny mój człowieku.
EDGAR
Tomkowi zimno.
na stronie
Nie wytrzymana dłużej.
GLOUCESTER
Chodź no tu;zbliż się.
EDGAR na stronie
A jednakże muszę.
głośno

Niechaj bogowie uzdrowią,paneczku,
Niebogie oczy twoje:krew z nich ciecze.
GLOUCESTER
Czy znasz ty drogę do Dowru?
EDGAR
Drogi i drożyny,ścieżki i manowce.Biedny Tomek stracił,niestety,jedną z pięciu klepek.
Poczciwa duszo,niech cię bogowie chronią od złego ducha!Pięciu ich na raz siedziało w
biednym Tomku:Obidykut,duch.pożądliwości;Hoberdydas,książę niemoty;Mahu,kradzieży;
Modo,morderstwa,i Flibbertygibet,duch fochów i fomfrów,który potem przeszedł w pokojówki
i służebne.Bogowie z tobą,paneczku.
GLOUCESTER
Masz tu trzos;weź go ty,którego nieba
Zgięły pod brzemię wszelkich upokorzeń:
Bądź ty szczęśliwszym przeto,żem ja biedny.
Czyńcie tak zawsze,bogowie;niech człowiek
Opływający w dostatki,syt uciech,
Co szydzi z waszych praw,co nie chce widzieć,
Nie czując,nagle moc poczuje waszą:
Takim sposobem podział zniesie zbytek
I każdy będzie miał dosyć.Czy dobrze
Znasz okolice Dowru?
EDGAR
Znam,paneczku.
GLOUCESTER
Jest tam gdzieś skała,której grzbiet spadzisty
Strasznie pogląda w przepaścistą głębię;
Do jej krawędzi tylko mnie doprowadź;
A zmniejszę ciężar twej nędzy czymś drogim,
Co mam przy sobie.Tam się już obejdę
Bez przewodnika.
EDGAR
Oprzyj się o ramię
Biednego Tomka;on cię poprowadzi.
Wychodzą.

SCENA DRUGA
Przed zamkiem K s i ę c i a A l b a n i i.
Wchodzą G o n e r y l a i E d m u n d;O s w a l d
wychodzi na ich spotkanie.
GONERYLA
do E d m u n d a
Witaj,milordzie.Dziwi mię to bardzo,
Że mój łagodny małżonek nie raczył
Wyjść na spotkanie nasze.
do O s w a l d a
Gdzie pan?
OSWALD
W domu,
Łaskawa pani,ale odmieniony
Nie do poznania.Gdym go uwiadomił
O owych wojskach,co wylądowały,
To się uśmiechnął;gdy mu oznajmiłem
Twój powrót,pani,rzekł na to:"Tym gorzej ";
A gdym mu wspomniał o Gloucestera zdradzie
A jego syna lojalnej usłudze -
Nazwał mnie głupcem,powiedział,że biorę
Rzeczy na opak.Co by mu powinno
Nie być po myśli,zda mu się przyjemne,
A co po myśli - przykre.
GONERYLA
W takim razie
Nie potrzebujesz,Edmundzie,iść dalej.
Jest to właściwa mu tchórzliwość ducha,
Odbierająca wszelką przedsiębiorczość.
Krzywd on nie czuje,gdy się za nie śmiało
Ująć potrzeba.Wynurzone w drodze
Życzenia nasze mogą być ziszczone.
Wróć się,Edmundzie,do mojego szwagra.
Przyśpiesz czynione przezeń uzbrojenia
I przywiedź jego wojsko.Muszę w domu
Zamienić rolę i mężowi memu
Dać w rękę kądziel.Ten mój wierny sługa
Będzie pomiędzy nami pośrednikiem.
Jeżeli,dbały o swe własne dobro,
Zechcesz na wszystko się ważyć,niebawem
Usłyszysz słodszy rozkaz twojej pani.
Noś to
daje mu upominek
Bądź skąpy w mówieniu;schyl głowę,
Ten pocałunek,gdyby mówić umiał,
Wzniósłby pod niebo władze twego ducha.
Zrozum mię dobrze,bądź zdrów.
EDMUND
Twój niewolnik,
Aż do bram śmierci.
GONERYLA
Drogi mój Gloucesterze!
Wychodzi E d m u n d.
Co za różnica między tymi ludźmi!

Tamtemu winnam uległość - cap taki
Ma do mnie prawa.
OSWALD
Pani,milord idzie.
Wychodzi.Wchodzi K s i ą ż ę A l b a n i i.
GONERYLA
Sądzę,żem warta choć kiwnięcia głową.
KSIĄŻĘ ALBANII
O Gonerylo!ty nie jesteś warta
I tego pyłu,coć nim wiatr w twarz wieje.
Twoja natura trwoży mię:kto gardzi
Szczepem,z którego powstał,ten nie może
Żądz swych w granicach utrzymać.Gałązka
Odczepiająca się od pnia swojego
Musi koniecznie schnąć i stać się zgubną.
GONERYLA
Dosyć już tego;ten tekst nie ma sensu.
KSIĄŻĘ ALBANII
Mądrość i cnota złym zdaje się zdrożna,
Gnój pachnie gnojkom.Cóżeś uczyniła?
Hieny,nie córki,coście wy zrobiły?
Ojciec wasz,starzec dostojny,którego
Niedźwiedź by ze czcią lizał - o sromoto!
O nieprawości!- wpadł przez was w szaleństwo.
Mógłże mój szwagier coś takiego ścierpieć?
Mąż,książę,który mu tyle był winien?
Jeżeli nieba niebawem widzialnie.
Nie ześlą duchów swoich dla skarcenia
Takich bezprawiów,przyjdzie czas,że ludzie

Żreć się nawzajem będą jak potwory Piekielnych głębi.
GONERYLA
O miękki człowieku!
Co masz policzki do policzkowania,
A głowę,żeby kołki na niej strugać;
Co nie masz zmysłu zdolnego rozpoznać,
Gdzie honor,a gdzie obelga,co nie wiesz,
Że tylko głupcy zwykli się litować
Nad niecnotami,których ukarano,
Nim złe spełnili.Gdzie twój róg wojenny!
Francja rozwija sztandar w naszych krajach;
Pióropuszastym hełmem wróg twój grozi;
A ty,cnotliwy głąb,siedzisz i stękasz:
"Przecz on to czyni?ach!"
KSIĄŻĘ ALBANII
Spójrz na się,diable!
Wewnętrzna szpetność mniej razi w szatanie
Niż w białogłowie.
GONERYLA
Nikczemny półgłówku!
KSIĄŻĘ ALBANII
Z gruntu zepsuta,zbestwiona istota,
Nie czyń potwornym swojego widoku.
Gdyby mi na to przystało pozwolić,
Żeby ta ręka słuchała krwi mojej,
Łatwo by ona mogła ciało twoje
Odprząc od kości.Choć jesteś szatanem,
Niewieścia twoja postać chroni ciebie.
GONERYLA

Ho!co za męska dzielność teraz przyszła!
Wchodzi G o n i e c
KSIĄŻĘ ALBANII
Co mi przynosisz?,
GONIEC
O łaskawy panie,
Książę Kornwalii zmarł,zamordowany
Przez swego sługę,gdy miał Gloucesterowi
Wyłupić drugie oko.
KSIĄŻĘ ALBANII
Gloucesterowi
Oko wy łupić?
GONIEC
Sługa ten,którego
On sam wychował,przejęty litością
I chcąc go w jego zamiarze powstrzymać,
Wydobył miecza przeciw dostojnemu
Swojemu panu,który,do wściekłości
Tym przywiedziony,rzucił się na niego
I przy pomocy drugich go powalił,
Zostawszy jednak wprzód sam ugodzony
Tym ciosem,który później śmierć sprowadził,
KSIĄŻĘ ALBANII
Widoczna,że wy tam jesteście w górze
Sędziowie,którzy ziemskie nasze zbrodnie
Szybko umiecie karać.Biedny Gloucester!
Obojeż oczu stracił!
GONIEC
Tak,milordzie.

List ten wymaga spiesznej odpowiedzi;
Jest on od siostry milady.
GONERYLA
do siebie
Po części
Kontentam z tego;skoro ona jednak
Jest teraz wdową,a przy niej mój Gloucester,
Cała budowa mojej wyobraźni
Mogłaby łatwo runąć i przywalić
Me nienawistne życie.Z drugiej strony
Nie tak trapiąca jest ta wieść.
głośno
Przeczytam
I dam odpowiedź.
Wychodzi.
KSIĄŻĘ ALBANII
Gdzież był syn jego,gdy go oślepiali?
GONIEC
Pojechał ź twoją małżonką,milordzie,
KSIĄŻĘ ALBANII
Nie ma go tutaj.
GONIEC
Tak,łaskawy panie;
Wracającego stąd spotkałem właśnie.
KSIĄŻĘ ALBANII
Czy wie on o tym barbarzyńskim czynie?
GONIEC
Wie,miłościwy panie.On to świadczył
Przeciwko ojcu i unikał zamku

Umyślnie,aby ukaraniu jego
Dać bieg swobodny.
KSIĄŻĘ ALBANII
Ja żyję,Gloucesterze,
Bym ci zawdzięczył twą wierność królowi
I wzrok twój pomścił.Pójdź,mój przyjacielu;
Powiedz mi,jeśli jeszcze wiesz co więcej.
Wychodzą.

SCENA TRZECIA
Obóz francuski w pobliskości Dowru.
Wchodzi K e n t i J e d e n z r y c e r z y.
KENT
Nie wiesz,rycerzu,co było powodem,
Że król francuski tak nagle odjechał?.
RYCERZ
Jakiś interes,państwa dotyczący,
Nie załatwiony,a który dopiero
Przyszedł mu na myśl po wylądowaniu.
Królestwu jego grozić ma podobno
Niebezpieczeństwo tak wielkie,że powrót
Jego osoby był wielce potrzebny,Niezbędny nawet.
KENT
Kogóż on w swe miejsce
Wodzem zostawił?
RYCERZ
Marszałka Le Fera
KENT
Czy ten list,któryś pan oddał królowej,

Wywołał jaki objaw,jej boleści?
RYCERZ
Tak,panie;wzięła go i odczytała
W mej obecności,a gdy go czytała,
Duże łez krople od czasu do czasu
Spadały po jej delikatnych licach.
Widząc ją,byłbyś rzekł,że jest królową
Swojego żalu,który buntowniczo
Chciał jej królować.
KENT
Była więc wzruszona!
RYCERZ
Ale nie gniewna.Żałość i moc duszy
Walczyły w niej o lepsze;widać było
Deszcz i pogodę razem;jej uśmiechy
I jej łzy były jako dzień majowy,
Pełen uroku;błogie te promyki,
Które igrały na jej świeżych ustach,
Zdawały się nie wiedzieć,jacy goście
Byli w jej oczach i z nich wychodzili,
Jakoby perły kapiące z brylantów.
Słowem,żal byłby pożądanym skarbem,
Gdyby każdego tak upiękniał.
KENT
Nicże
Nie powiedziała?
RYCERZ
Owszem,parę razy
Z głębi jej piersi wyszło imię ojca,

Jakby się serce jej oswobadzało
Z ciężaru."Siostry!- zawołała - siostry!
Hańba kobietom!Siostry!Kencie!Ojcze!
Jak to?W noc?W czasie burzy?Więc litości
Nie ma na świecie!" Wtedy się puściły
Święte strumienie z jej niebiańskich oczu
I rzewny głos jej stłumiły.Wybiegła,
By zostać sama z swym cierpieniem.
KENT
Gwiazdy,
Gwiazdy to rządzą treścią naszych jestestw,
Inaczej,jedno i to samo stadło
Nie wydałoby dzieci tak odmiennych.
Czy się z nią .potem widziałeś,rycerzu?
RYCERZ
Nie.
KENT
Czy to było przed odjazdem króla?
RYCERZ
Później.
KENT
To dobrze.Biedny Lir jest w mieście.
Chwilami sobie przypomina,po co
Tu przybyliśmy - i na żaden sposób
Nie chce się widzieć z córką.
RYCERZ
Czemu,panie?
KENT
Tak mu wstyd.Twardość,z jaką jej odmówił

Błogosławieństwa,puścił ją na hazard
W obczyznę,wyzuł ją z praw przynależnych,
Na korzyść tamtych dwóch pogańskich córek;
Wszystko to gryzie mu serce tak srodze,
Tak go zawstydza,że nie śmie nieborak
Spojrzeć Kordelii w oczy.
RYCERZ
Biedny człowiek!
KENT
Wiesz co,rycerzu,o obrotach książąt?.
RYCERZ
Wieść się potwierdza,że są w marszu.
KENT
Dobrze.
Powiodęć teraz,rycerzu,do króla
I pozostawię,abyś nad nim czuwał.
Ważne powody każą mi się jeszcze
W skrytość obwijać;gdy mię waćpan poznasz
W właściwym świetle,nie będziesz żałował
Dotychczasowej naszej znajomości;
Chciej mi tymczasem towarzyszyć.
Wychodzą.

SCENA CZWARTA
Tamże.Pole.
Wchodzi K o r d e l i a,D o k t o r,orszak,
rotmistrze i żołnierze.
KORDELIA
To on,niestety!spotkano go właśnie

Szalejącego jak wzburzone morze,
Śpiewającego i uwieńczonego
Chabrem,kąkolem,łopianem i innym
Bezużytecznym zielskiem,które rośnie
W żywiących zbożach.Weźcie ze stu ludzi,
Przepatrzcie pilnie każdy mórg tych łanów
Bujnie porosłych i przywiedźcie do nas
Nieszczęśliwego.
Wychodzi rotmistrz z częścią żołnierzy.
Czyliż mądrość ludzka
Zdoła mu wrócić utracone zmysły?
Wszystkie me skarby chętnie oddam temu,
Kto go uleczy.
DOKTOR
Są sposoby,pani.
Odżywicielem natury najlepszym
Jest wypoczynek,na którym mu zbywa;
Do zapewnienia mu tego posłużą
Pewne skuteczne,specyficzne leki,
Których moc uśpi jego udręczenia.
KORDELIA
O wy zaradcze,zbawcze tajemnice,
Wy niezbadane potęgi natury,
Spłyńcie wraz z mymi łzami!Przyjdźcie w pomoc,
Uzdrówcie tego drogiego mi starca!
A wy szukajcie go,szukajcie wszędzie;
Zanim samemu sobie zostawione
Szaleństwo jego rozstroi to życie,
Niezdolne sobie radzić.

Wchodzi G o n i e c.
GONIEC
Wieści,pani!
Wojska brytańskie zbliżają się.
KORDELIA
O tym
Już wiedzieliśmy i jesteśmy na to
Przygotowani.O!drogi mój ojcze,
W twojej to sprawie uchwyciłam oręż,
W twojej to sprawie wspaniały pan Francji
Cierpienia mego i łez się użalił.
Nie próżna pycha wkłada na nas zbroję,
Lecz miłość,a z nią święte prawa twoje.
Obym cię mogła ujrzeć jak najprędzej,
Słyszeć,i koniec twej położyć nędzy!
Wychodzi ze swoimi.

SCENA PIĄTA
Pokój w zamku G l o u c e s t e r a.
R e g a n a i O s w a l d.
REGANA
Więc wojska mego szwagra są w pochodzie?
OSWALD
Tak,pani.
REGANA
I on sam dowodzi nimi?
OSWALD
Tak jest,po wielu korowodach.Siostra
Waszej miłości lepszym jest żołnierzem.

REGANA
Czy się lord Edmund widział z waszym księciem?
OSWALD
Nie,pani.
REGANA
Cóż by w sobie mógł zawierać
List mojej siostry do niego?
OSWALD
Nic nie wiem.
REGANA
Wyjechał wprawdzie stąd w nie lada celu;
Było to wielkim głupstwem Gloucesterowi,
Po ócz wyjęciu,pozostawiać życie:
Gdzie się pokaże,wszędzie wszystkich serca
Od nas odwraca.Edmund,jak rozumiem,
Z politowania nad jego niedolą,
Udał się mroczny jego byt zakończyć,
A przy tym zbadać siły nieprzyjaciół.
OSWALD
Muszę go szukać z tym listem,milady.
REGANA
Jutro ruszają nasze wojska;czekaj,
Drogi niepewne.
OSWALD
Nie mogę,milady;
Mam przez mą panią zalecony pośpiech.
REGANA
Po co jej było pisać?Czyliż waćpan
Nie mogłeś ustnie powiedzieć,co chciała?

Coś się w tym święci - czyby czasem?...słuchaj;
Będę ci za to nieskończenie wdzięczna,
Pozwól mi pismo to rozpieczętować.
OSWALD
Wolałbym raczej...
REGANA
Wiem,że.twoja pani
Nie cierpi męża;jestem tego pewna,
A za ostatnim swoim tu pobytem,
Rzucała dziwnie znaczące spojrzenia
Na szlachetnego Edmunda.Wiem także,
Iż waćpan jesteś jej wiernkiem.
OSWALD
Ja,pani?
REGANA
Mówię zasadnie:żeś nim jest,wiem o tym;
Muszę dlatego uprzedzić waćpana
O rzeczy,którą,trzeba,żebyś wiedział.
Mój mąż nie żyje;jam się już z Edmundem
Porozumiała i moja dlań ręka
Jest stosowniejsza niż ręka twej pani.
Resztę wywnioskuj sam.Jeśli go znajdziesz,
Oddaj mu,proszę,i to moje pismo;
A gdy twa pani dowie się od ciebie
O tych szczegółach,staraj się ją skłonić,
Ażeby poszła za radą rozumu.
Bywaj mi teraz zdrów.Gdybyś przypadkiem
Tego ślepego zdrajcę gdzie napotkał,
Pomnij,że tego,co go sprzątnie,hojna

Czeka nagroda.
OSWALD
Rad bym go napotkać,
Łaskawa pani,byś się przekonała,
Czyjej się strony trzymam.
REGANA
Idź szczęśliwie.
Wychodzą.

SCENA SZÓSTA
Okolica w pobliskości Dowru
Wchodzi G l o u c e s t e r i E d g a r w ubraniu,wieśniaczym.
GLOUCESTER
Kiedyż dojdziemy na szczyt tego wzgórza?
EDGAR
Drapiemy się nań,panie;nie czujecież,
Jak to iść ciężko?
GLOUCESTER
Grunt zdaje się równy,
EDGAR
Okropnie stromy.Nie słyszycie morza ?
GLOUCESTER
Nic wcale.
EDGAR
Widać więc,że wasz brak wzroku
I innym zmysłom odejmuje władzę.
GLOUCESTER
W istocie,być to może.Mnie się zdaje,
Że twój głos inny teraz,że twa mowa

Jest rozsądniejsza i gładsza niż pierwej.
EDGAR
Mylisz się,panie;nie ma we mnie zmiany,
Chyba w ubraniu.
GLOUCESTER
Zdaje mi się jednak,
Że lepiej mówisz.
EDGAR
Jesteśmy na miejscu,
Stójcie spokojnie.- O,jakie to straszne,
Jak to odurza patrzeć w taką głębię!
Wrony i kawki krążące w pośrodku
Ledwie wydają się wielkości chrząszczów.
W połowie chyłu wisi jakiś człowiek,
Zbierając morski kopr,okropna czynność
Zda mi się,że się wydaje nie większym
Jak jego głowa.Rybacy,chodzący
Owdzie wzdłuż brzegów,rzekłbyś,że to myszy;
A ów ogromny statek na kotwicy
Wygląda jak czółenko;jego czółna
Jak morskie boje,ledwie dostrzegalne.
Głuchy ryk fali bijącej o piaski
Tu dojść nie może.Nie będę już patrzał,
Bo mi się w mózgu zawraca i mógłbym
Stoczyć się w przepaść.
GLOUCESTER
Postaw mię,gdzie stoisz.
EDGAR
Dajcie mi rękę;jesteście już tylko

O stopę od krawędzi,za nic w świecie
Nie podskoczyłbym tutaj.
GLOUCESTER
Puść mi rękę.
Masz tu trzos jeszcze jeden,przyjacielu,
A w nim zawarty klejnot,wielkiej ceny
Dla ubogiego,niech ci z nim bogowie
Szczęście przyniosą!Idź teraz,kochanku;
Bywaj zdrów,daj się słyszeć,że odchodzisz.
EDGAR
Bądźże mi,panie,zdrów!
GLOUCESTER
Bogowie z tobą.
EDGAR
do siebie
Pozwalam sobie tych żartów z rozpaczą,
Dlatego tylko,abym ją uleczył.
GLOUCESTER
klęka
O!wy potężni władcy na niebiosach!
W obliczu waszym wyrzekam się świata
I zrzucam z siebie wielką moją boleść.
Gdybym ją dłużej mógł znosić bez szemrań
Na waszą świętą nieodmienną wolę,
Knot mego życia sam przez się by wytlał.
Jeżeli Edgar mój żyje,o,zlejcie,
Zlejcie na niego swe błogosławieństwa!
No,przyjacielu,bądź zdrów - a gdzie jesteś?
EDGAR

Jużem daleko,panie;bądźcie zdrowi.
G l o u c e s t e r skacze i pada na ziemię.
A kto wie,czyli czasem wyobraźnia
Nie jest w możności wydrzeć skarbu życia,
Kiedy to życie samo chce swej zguby?
Gdyby był tam,gdzie myśli - już by nawet
I myśli nie miał.Żywy czy nieżywy?
Hej,przyjacielu!Panie!Czy nie słyszysz?
Przemów!Czyliżby umrzeć miał w istocie!
Przecież!Porusza się.Kto wy jesteście?
GLOUCESTER
Precz,daj mi umrzeć!
EDGAR
Gdybyś nie był piórkiem,
Nitką pajęczą,byłbyś się był rozbił
Jak jajko,spadłszy tyle sążni na dół:
Ale oddychasz,masz wagę,nie rannyś;
Przemawiasz,jesteś cały.Dziesięć masztów,
Stawionych jeden na drugi,nie czynią
Tej wysokości,z jakiej prostopadle
Zleciałeś tu,gdzie stoim.Cud,że żyjesz.
Przemów raz.
jeszcze.
GLOUCESTER
Spadłżem ja istotnie?
EDGAR
Stamtąd,z owego straszliwego wirchu
Kredowej skały.Spójrz tylko do góry:
Donośnogłosy skowronek nie mógłby

Na taką metę ani być widzianym,
Ani słyszanym.Spójrz tylko do góry.
GLOUCESTER
Niestety,nie mam oczu.Czyliż nędzy
Jest odmówione i to dobrodziejstwo,
By śmiercią sobie położyła koniec?
Było to pewnym rodzajem pociechy,
Gdy uciśniony mógł się tym sposobem
Od okrucieństwa ciemięzcy uchronić
I podejść dumną jego samowolę.
EDGAR
Daj rękę,panie;wstań,tak;no,i jakże?
Stoiszli mocno?
GLOUCESTER
Aż nadto,aż nadto.
EDGAR
To nie do wiary.Co to było owdzie
Na skale,co się od was oddaliło,
Nimeście spadli?
GLOUCESTER
Był to biedny żebrak.
EDGAR
Stąd mi się jego oczy wydawały
Jak dwa księżyce w pełni:miał sto nosów,
Rogi zagięte na kształt wzdętej fali.
Był to niechybnie zły duch.Pomyśl przeto,
Szczęśliwy starcze,żeś winien swą całość
Opatrznym bogom,którzy zakładają
Swą chwałę na tym,żeby uskuteczniać

To,co się ludziom zdaje niepodobnym.
GLOUCESTER
Tak jest,poznaję teraz.Będę odtąd
Dźwigał mą nędzę,aż zawoła sama:
"Dość już,umieraj!" Ten,o którym mówisz,
Mój bracie,mnie się wydawał człowiekiem:
Często on mówił:"Zły duch!Zły duch!" On mię
Tam przyprowadził.
EDGAR
Bądźcie dobrej myśli
I nie frasujcie się.Któż to tu zmierza?
Wchodzi K r ó l L i r,fantastycznie przybrany w polne kwiaty.
Przytomny umysł nigdy swego pana
Tak nie wystroi.
KRÓL LIR
Wolno mi przecie bić monetę;za to mi nic nie zrobią:nie jestżem królem?
EDGAR
Rozdzierający widoku!
KRÓL LIR
Natura w tym względzie przechodzi sztukę.Oto macie jurgielt.Ten drab trzyma łuk jak
stracha na ptaki.Naciągaj lepiej krawiecki łokieć,bałwanie.Patrzcie,patrzcie!- mysz.
Cicho!cicho!ten kawałek sera to potrafi.Oto moja rękawica:pójdź,olbrzymie,zmierzmy
się.Przynieście berdysze!O ptaku,jakżeś czmychnął!W samo centrum,w samo centrum!
hiiu!Stój!jakie hasło?
EDGAR
Pachnie majeranek.
KRÓL LIR
Przejdźcie.
GLOUCESTER

Ten głos mi znany.
KRÓL LIR
Ha!Gonerylo!- z białą brodą ! - Pochlebiali mi jak.psy;mówili mi,że mam biały włos na
brodzie,nim mi jeszcze urósł czarny."Tak " i "nie " na wszystko,com powiedział!"Tak "i
"nie "na jedno i toż samo!to nie bogomyślnie.Kiedy mię razu j ednego deszcz prażył i
wiatr na wskroś przejmował,kiedy grzmot nie chciał się uciszyć,choć mu kazałem,wtedym
je poznał,wtedym je przewąchał.Dajcie im pokój!nie można liczyć na ich słowo.
Powiedzieli mi,że mogę wszystko,to fałsz:nie mogę się nie trząść we febrze.
GLOUCESTER
Dźwięk tego głosu przypominam sobie,
Czy to król?
KRÓL LIR
Tak jest,król z przodu i z tyłu.
Gdy groźnie spojrzę,patrz,jak drżą poddani.
Temum darował życie:cóż on zgrzeszył?
Popełnił cudzołóstwo.
Nie umrzesz,ponieść śmierć za cudzołóstwo?
Nie,nie,tak samo grzeszy pokrzywniczek,
Maleńka złota muszka w moich oczach
Grzeszy tak samo.Niech się ludek mnoży!
Przecież nieprawy syn Gloucestera bardziej
Miłował ojca niż Lira dwie córki
Spłodzone w prawym łożu.
Święć się,rozpusto,bo mi brak żołnierzy.
Patrzcie na ową piękną damę:twarz jej
Zdaje się mówić,że lód jest w jej łonie;
Jawi wzór cnoty i odwraca głowę
Słysząc ten wyraz:rozkosz.
A jednak żadna klacz,żadna łasica

Nie jest w swej żądzy tak nieposkromiona.
Od góry są to kobiety,
Lecz w dół od pasa - chutliwe centaury,
Tylko część górną bogowie dziedziczą,
Dolna to własność diabła,tam jest piekło!
Tam są ciemności,otchłań siarki,smoła!
Żar i war,fetor,stęchlizna.
Tfy!tfy!tfy!Daj mi piżma,aptekarzu,
Na złagodzenie mojej wyobraźni...
Oto pieniądze
GLOUCESTER
Niech ucałuję tę reke
KRÓL LIR
Zaczekaj;
Wprzód ją obmyję,czuć ją cielesnością.
GLOUCESTER
O ty,ludzkości zrujnowany szczątku!
Tak samo kiedyś wniwecz się obróci
Ten ogrom świata.Poznajesz mię,panie?
KRÓL LIR
Poznaję twoje oczy.Mrugasz na mnie?
Nie,darmo kusisz,ślepy Kupidynie:
Nie chcę już kochać.Czytaj to wyzwanie,
Tylko uważaj na charakter pisma.
GLOUCESTER
Choćby litera każda była słońcem,
Nie przeczytałbym i jednej.
EDGAR do siebie
Nie chciałem wierzyć,gdy mi to mówiono,

Sam widzę teraz i serce mi pęka.
KRÓL LIR
Czytaj.
GLOUCESTER
Czym?
Tymi dziurami bez oczu?.
KRÓL LIR
Oho,tak ze mną poczynasz?Do licha?
Głowa bez oczu,worek bez pieniędzy?
Brak oczu gorzej ciąży twojej głowie
Niż brak pieniędzy twojemu workowi.
Taki to,widzisz,świat.
GLOUCESTER
Widzę,niestety!
KRÓL LIR
Co?Czyś oszalał?Żeby ślepy człowiek
Mógł widzieć,jaki jest świat!Patrz uszyma.
Patrz no,czy widzisz,jak ten sędzia jeździ
Po tym złodzieju dobrodusznym?Słuchaj,
Ale to zostaw przy sobie:zmień miejsce
I zgadnij,w której ręce złota kula?
Kto jest złodziejem,kto sędzią?Czyś widział,
Żeby wieśniaczy pies szczekał na dziada?
GLOUCESTER
Widziałem,panie.
KRÓL LIR
I nieboraczysko
Umknął przed kurtą?Widzisz w tym wielki obraz wpływu władzy:
Słucha się nawet kundlów na urzędzie.

Podły pachołku,odejm krwawą rękę!
Za co ty chłoszczesz tę dziwkę?Bijże się
Po własnym grzbiecie!Pożądasz jej,chamie,
A karzesz ją za pożądliwość?Lichwiarz
Wiesza Cygana.Przez wytarte suknie
Widać najmniejsze niedoskonałości.
Togi i szuby pokrywają wszystko.
Powlecz grzech złotem,a hartowna dzida
Sprawiedliwości pryśnie nie zraniwszy;
Uzbrój go w łachman,karzeł źdźbłem go zmoże
Nikt nie jest winnym,nikt,nikt,ręczę za to:
Jeżeli -zapisz to,mój przyjacielu -
Jeżeli zdoła oskarżycielowi Zapieczętować usta.
Wpraw sobie szklane oczy i tak uczyń,
Jak czynią zręczni politycy:udaj.
Że widzisz rzeczy,których nic nie widzisz.
Cóż teraz będzie?teraz,teraz,teraz
Zdejmcie mi buty - mocniej,mocniej,tak,tak.
EDGAR
O,ileż sensu wśród niedorzeczności!
Wśród obłąkania,jaki rozum!
KRÓL LIR
Chceszli
Płakać nade mną,to weź moje oczy.
Znam ja cię dobrze;nazywasz się Gloucester.
Cierp;myśmy wszyscy płacząc na świat przyszli.
Wiesz,że,wciągając pierwszy raz powietrze,
Kwilim i krzyczym.Powiem ci kazanie,
Tylko uważaj.

GLOUCESTER
Niestety!niestety!
KRÓL LIR
Krzyczymy,rodząc się,dlatego,bracie,
Że wchodzim na tę wielką scenę błazeństw.
Niezła myśl!Byłby to subtelny fortel
Część naszych koni kazać podkuć pilśnią.
Muszę spróbować,gdy zaś tym sposobem
Cichaczem zejdę moich panów zięciów,
Wtedy rżnij,morduj,morduj,morduj,morduj!
Wchodzi J e d e n z r o t m i s t r z ó w,za nim żołnierze.
ROTMISTRZ
Jest tu,jest;miejcie go na oku.Panie,
Dostojna wasza córka...
KRÓL LIR
Bez odsieczy.
Jak to?w niewoli?Istnym błazen losu.
Nie obchodźcie się ze mną barbarzyńsko.
Dam wykup.Każcie przywołać chirurga:
Ciętym tu.
Wskazuje na głowę.
ROTMISTRZ
Wszystko mieć będziecie,panie
KRÓL LIR
Znikąd pomocy?Zewsząd opuszczony?
To by człowieka w zdrój łez mogło zmienić,
A oczy jego w ogrodowe konwie
Do zalewania kurzu.
ROTMISTRZ

Drogi panie!
KRÓL LIR
Umrę walecznie,strojnie,jak pan młody.
Będę jowialny:cha!cha!jestem królem.
Czy wiecie o tym,państwo?
ROTMISTRZ
Wielkim królem.
Wiemy to,panie,i słuchać cię będziem.
KRÓL LIR
Jest więc nadzieja życia:gońcie za mną,
Jeśli mię chcecie schwytać.Hussa!husśa!
Wybiega,żołnierze za nim.
ROTMISTRZ
Ostatni nędzarz w tak żałosnym stanie
Litość by wzbudził,a cóż król dopiero!
Jedna ci jeszcze córka pozostała,
A ta wybawi świat spod ciężkiej klątwy,
Którą go tamte dwie przygniotły.
EDGAR
Cześć wam,
Szlachetny panie.
ROTMISTRZ
Życzę pomyślności,
Czegóż to chcecie?
EDGAR
Nie słyszałżeś,panie,
Czy się zanosi na bitwę?
ROTMISTRZ
Z pewnością;

To rzecz wiadoma:każdy o tym słyszy,
Kto może dźwięki rozeznać.
EDGAR
Wybaczcie:
A czy daleko nieprzyjaciel?
ROTMISTRZ
Blisko:
Szybkim pochodem posuwa się ku nam
I główne jego siły za godzinę
Pewnie nadejdą.
EDGAR
Dziękuję wam,panie,
To wszystko,czego chciałem się dowiedzieć.
ROTMISTRZ
Lubo królowa z szczególnych powodów
Tu się znajduje,wojska jej już dawno
Ruszyły naprzód.
EDGAR
Dziękuję wam,panie,
Wychodzi R o t m i s t r z.
GLOUCESTER
O bogi,których dobroć nieprzebrana,
Weźcie mi życie,ażeby mię znowu
Zły duch nie skusił do szukania śmierci,
Nim ona będzie zgodna z wolą waszą.
EDGAR
Dobrze się modlisz,ojcze.
GLOUCESTER
Któż ty jesteś,

Mój przyjacielu?
EDGAR
Nader biedny człowiek,
Co się otrzaskał już z ciosami losu
I w szkole własnych cierpień stał się czuły
Na nędzę drugich.Daj mi rękę,starcze,
Zapewnięć jaki przytułek.
GLOUCESTER
Przyjm dzięki:
Błogosławieństwo niebios niech ci zsyła
Pomyślność jedną po drugiej.
Wchodzi O s w a l d.
OSWALD
Ha!
tuś mi!
Nagroda sama wchodzi mi pod rękę.
Ta twoja ślepa głowa po to siadła
Na twoim karku,by szczęście me poprzeć.
Policz się z sobą,stary,nędzny zdrajco;
Już wydobyty miecz,co cię ma zgładzić.
GLOUCESTER
Kiedy tak,niechże twa przyjazna ręka
Silnie uderzy.
E d g a r zasłania go sobą.
OSWALD
Co się to ma znaczyć,
Zuchwały chłopie,śmiesz stawać w obronie
Osławionego zdrajcy?Precz!Inaczej
Zaraza jego doli będzie mogła

Udzielić się i tobie.Odstąp,mówię.
EDGAR
Jo nie kcę,ot,by wej się pon odcepił.
OSWALD
Odstąp,szubrawcze,albo zginiesz.
EDGAR Ejże,
Idźta jegomość lepiej w swoją drogę
I pozostawia biedny lud w pokoju.
Kiejby jo jeno kciał się dać zjeść w kasy,
To bych był od dwóch tyźni to potrafił.
Nie następujta,warujta się,radzę,
Bo wej spróbuję co mocniejse,łeb was
Cy moja pałka.Mata wóz i przewóz.
OSWALD
Precz,ryfo.
EDGAR
Ej ze,wylecą wam zęby.
Co mi tam tsąsać będzieta śpikulcem.
Walczą.E d g a r powala pałką O s w a l d a.
OSWALD
Nędzny,zabiłeś mię.Weź mój trzos,łotrze,
Chceszli,ażeby ci się dobrze działo,
To ciało moje pochowaj i oddaj
Te listy,które niosłem,Edmundowi,
Hrabiemu Gloucester,pytaj się o niego
W angielskim wojsku.O niewczesna śmierci!
Umiera.
EDGAR
Znam ja cię dobrze,usłużny niecnoto;

Z tobą twa pani straciła narzędzie
Wszelkich występków,do jakich jest zdolna.
GLOUCESTER
Czy on nie żyje?
EDGAR
Siądź tu,panie;spocznij.
do siebie
W kieszenie jego zajrzyjmy:te listy,
O których mówił,mogą mi wyświadczyć
Ważną przysługę.
głośno
Nie żyje on,panie,
Tylko mi przykro,że jego oprawcą
Nie był kto inny.
znalazłszy list,do siebie
Otóż i są,wybacz,
Szanowny wosku;nie wiń mię,dyskrecjo.
Ażeby odkryć myśl nieprzyjaciela,
Rozdarlibyśmy mu serce;rozedrzeć
Kopertę jego listu prędzej ujdzie.
rozpieczętowuje list i czyta
"Nie zapominaj,milordzie,o z obopólnych naszych przyrzeczeniach.Nie brak ci
sposobności do usunięcia go z drogi;jeżeli ci woli nie zabraknie,czas i miejsce nieraz
ci się przyjaźnie nastręczą.Wszystko na nic,jeżeli on wróci zwycięzcą;ja w takim razie
zostałabym niewolnicą,a jego łoże stałoby się moim więzieniem.Uwolnij mię od tej
ostateczności i zajmij w nagrodę trudów opróżnione miejsce przy mym boku.
Twoja (żona,chciałabym powiedzieć)
powolna sługa
Goneryla "

O nieprzejrzana głębio żądz niewieścich!
Spisek na życie jej zacnego męża;
A substytutem mój brat.- Tu,w tych piaskach,
Pogrzebię ciebie,niefortunny pośle
Krwawych sprośników,a gdy przyjdzie pora,
Stawię ten słodki bilecik przed oczy
Zagrożonemu księciu.Szczęście jego,
Że mu o śmierci twojej donieść mogę
I dać zbawienną na przyszłość przestrogę.
Wywleka ciało O s w a l d a za scenę.
GLOUCESTER
Król zmysły stracił.Jak silne są moje,
Że się kołaczę jeszcze,czując ogrom
Mojej niedoli!Bogdajbym oszalał!
Wtedy by moja myśl się oddzieliła
Od moich cierpień i boleść uśpiona
Urojeniami chorej wyobraźni
Świadomość siebie by straciła.
Odgłos trąb w dali.
E d g a r wraca.
EDGAR
Idźmy.
Dajcie mi rękę,ojcze.Zdaje mi się,
Że słyszę w dali głuche bicie bębna.
Pójdźcie;umieszczę was u przyjaciela.
Wychodzą.

SCENA SIÓDMA
Obóz francuski.Namiot K o r d e l i i na stronie.

Melodyjna muzyka za sceną.
K o r d e l i a,K e n t,D o k t o r i J e d e n z d w o r z a n.
KORDELIA
O najpoczciwszy Kencie!Jakże zdołam
Zawdzięczyć twoją dobroć?Życie moje
Za krótkie na to i możność za szczupła.
KENT
Takie uznanie,miłościwa pani,
Jest już zapłatą nad zasługę.Wszystko,
Co powiedziałem,jest rzetelną prawdą;
Nie przesadziłem nic ani ująłem.
KORDELIA
Ubierz się przecie inaczej:te szaty
Budzą wspomnienie owych chwil żałosnych.
Proszę cię,zdejm je.
KENT
Wybacz mi,królowo;
Plan mój chce,abym jeszcze nie był znanym.
Proszę cię o to,pani,jak o łaskę,
Byś mię nie znała poty,póki pora
Nie przyjdzie i ja nie uznam,że przyszła.
KORDELIA
Niechże tak będzie.
do D o k t o r a
Co się dzieje z królem?
DOKTOR
Śpi ciągle,pani,
KORDELIA
O bogi,uleczcie

Tę wielką szczerbę w tej zranionej duszy!
Wróćcie harmonię rozstrojonym zmysłom
Ojca,co się stał dzieckiem.
DOKTOR
Czy nie każe
Wasza .królewska mość obudzić króla?
Dość już spał.
KORDELIA
Rządź się,panie,własnym zdaniem
I czyń,co tylko uznasz za stosowne.
Czy on ubrany?
DWORZANIN
Tak,łaskawa pani.
Pogrążonemu w śnie głębokim świeżą
Daliśmy odzież.
KENT
Bądź pani obecną,
Gdy go przebudzim;jestem prawie pewny,
Że teraz będzie spokojniejszy.
KORDELIA Dobrze.
K r ó l L i r śpiący w krześle zostaje wniesiony na scenę.
DOKTOR
Bliżej.Powiedzcie,żeby głośniej grano,
KORDELIA
Drogi mój ojcze,oby moje usta
Były lekarstwem i ten pocałunek
Ukoił boleść,którą moje siostry
Czcigodny wiek twój zatruły!
KENT

Kochana
Zacna istoto!
KORDELIA
A chociażbyś nawet
Nie był ich ojcem,te białe kędziory
Powinny były litość w nich obudzić.
Czyliż to była twarz do wystawienia
Na pastwę wichrów,deszczu i piorunów,
Czuwać wśród strasznych i szybkich błyskawic
Jak owa biedna stracona placówka
W wiotkim szyszaku?[6] Pies mojego wroga
Choćby mię ugryzł,byłby był przytułek
W taką noc znalazł przy moim ognisku.
A tyś poprzestać musiał,biedny ojcze,
Na chlewnej strzesze,na skąpej i zgniłej
Garści barłogu,wśród świń i włóczęgów,
O bogi,bogi!to cud,że cię życie
Nie opuściło z przytomnością razem.
Budzi się,przemów do niego,doktorze.
DOKTOR
Uczyń to,pani;to będzie właściwiej.
KOBDELIA
Jakże się miewa nasz dostojny chory?
Jakże się wasza królewska mość czuje?
KRÓL LIR
Niepotrzebnieście mię dobyli z grobu.
Tyś dobra dusza,alem ja przykuty

6 szyszaku z białych włosów

Do ognistego koła,które łzami
Jak roztopionym ołowiem polewam.
KORDELIA
Czy mię poznajesz,panie?
KRÓL LIR
Jesteś duchem,
Wiem,wiem.Dawnożeś opuściła ciało?
KORDELIA
Wciąż nieprzytomny.
DOKTOR
Tylko co się ocknął,
Zostaw go,pani,chwilkę w spokojności.
KRÓL LIR
Gdzież to ja byłem?Gdzie ja jestem?Dzień jasny.
Zwodzą mię srodze.Umarłbym z litości,
Gdybym w tym stanie widział drugich.Nie wiem,
Co mam powiedzieć.Nie przysiągłbym na to,
Ze to są moje ręce,a nie cudze;
Zobaczmy:czuję to zakłucie szpilką.
Gdybym mógł pewność mieć mojego stanu!
KORDELIA
O,spojrzyj na mnie,panie,i wznieś ręce
Nad moją głową w znak błogosławieństwa,
Nie,panie,tobie klękać nie przystoi.
KRÓL LIR
Nie szydźcie ze mnie!Jestem zdziecinniały,
Bezsilny starzec;mam lat osiemdziesiąt
Z górą,o jeden dzień ni mniej,ni więcej.
Boję się,mówiąc otwarcie,czy jestem

Przy całkiem zdrowych zmysłach.
Zdaje mi się,
Że cię znam,pani,i tego tu męża;
A jednak wątpię,bom zgoła nie świadom,
Co to za miejsce,i cały mój rozum
Nie może sobie przypomnieć tych sukien.
Nie mogę sobie podobnież zdać sprawy,
Gdziem tę noc spędził.Nie śmiejcie się ze mnie,
Bo,na poczciwość,jako żyw tu stoję,
Ta pani zdaje mi się moim dzieckiem,
Moją Kordelią.
KORDELIA
Jestem nią też,jestem!
KRÓL LIR
Sąli wilgotne twe łzy?Tak,zaiste.
Proszę cię,nie płacz.Jeżeli masz dla mnie
Jaką truciznę,chętnie ja wypiję.
Ty mnie nie kochasz,wiem;bo twoje siostry,
Ile pamiętam,złymi były dla mnie.
O,ty masz powód,one go nie miały.
KORDELIA
Nie mam go,nie mam.
KRÓL LIR
Jestżem ja we Francji?,
KORDELIA
W własnym Królestwie swoim.
KRÓL LIR
Czy być może?
O nie oszukuj mnie.

DOKTOR
Pociesz się,pani.
Owo szaleństwo wielkie jest,jak widzisz,
Już usunięte;nie byłoby jednak
Bezpiecznie teraz objaśniać mu przeszłość.
Namów go,pani,by wszedł do namiotu;
Nie przerywajmy mu tak potrzebnego
Spoczynku,póki lepiej się nie wzmoże.
KORDELIA
Może się wasza królewska mość przejdzie.
KRÓL LIR
Wybacz mi,proszę,bądź wyrozumiała;
Zapomnij:jestem niedołężny starzec.
Wychodzi z K o r d e l i ą;za nimi D o k t o r i służba.
DWORZANIN
Czy się to sprawdza,ze książę Kornwalii
Tak marnie zginął?
KENT
Z największą pewnością.
DWORZANIN
Któż jego wojska prowadzi?
KENT
Podobno
Ów syn Gloucestera z nieprawego łoża.
DWORZANIN
Mówią,że jego syn wygnany,Edgar,
Jest w Niemczech z hrabią Kentem.
KENT
Ta wiadomość

Może być błędna.Czas nam się obejrzeć,
Wojska książęce postępują naprzód.
DWORZANIN
Będzie to krwawa bitwa.Bądźcie zdrowi.
Wychodzi.
KENT
A.w miarę tego,jak los ją rozstrzygnie,
Szala mej doli schyli się lub dźwignie.
Wychodzi.

KONIEC ROZDZIAŁU
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  •