ďťż

Blog literacki, portal erotyczny - seks i humor nie z tej ziemi


18. Małżeństwo Jakuba Sobieskiego
i waśń rodzinna w domu królewskim

Powoli na dworze warszawskim zaczęły dochodzić ponownie
do głosu sympatie profrancuskie; natychmiast została wznowio-
na zwykła gra: opozycja magnacka związała się z cesarzem. Tak
Sapieha, jak i hetman Jabłonowski zgłosili się z zapewnieniami
dochowania wierności Lidze Świętej. Splot wielu okoliczności
uchronił jednakże stosunek Sobieskich do wiedeńskiego dworu
przed poważniejszym zakłóceniem. Marysieńka okazała się od-
porna na wszelkie francuskie pokusy, ponieważ już nie wierzyła
w burbońskie małżeństwo syna i obstawała żarliwie przy związ-
ku z jaśnie oświeconym domem Witteisbachów; według słów
Schiemunsky'ego "postępowała dość generose i bona fide".1 Po
drugie, pogorszenie militarnej sytuacji na węgierskiej arenie
wojny zmuszało cesarskich ministrów do ostrożnego i pełnego
względów postępowania. Thokóły odniósł wielkie zwycięstwo nad
generałem Heissierem; główny reprezentant idei habsburskiej w
Siedmiogrodzie, Teleki, padł; Osmanowie odbili Nisz, a na za-
chodzie Francuzi pustoszyli palatynat.

Tak więc już kardynał Radzie j owski podczas swojej podróży
powrotnej z Rzymu został bardzo uprzejmie przyjęty w Wiedniu.
W wyniku jego rozmów z austriackimi mężami stanu 2 września
1690 roku nadeszło odręczne pismo Leopolda I, w którym życzył /
Sobieskiemu szczęścia w nowej planowanej wyprawie na Mołda-
wię i Budziak. Austria chce przy tym zapewnić ,,omnem possi-
bilem assistentiam".2 Cesarz będzie żądał od węgierskiego parla-
mentu zgody na aneksję Mołdawii przez Polskę, oczywiście wów-
czas muszą zostać uznane habsburskie prawa do Wołoszczyzny,

1 szlachetnie i w dobrej wierze

2 wszelką możliwą pomoc

334

Rozdział 18

Trzy tygodnie później monarcha przesłał swemu pełnomocniko-
wi, Schiemunsky'emu, projekt tajnej umowy, która stanowiła
polityczne tło do paktów małżeńskich Jakuba Sobieskiego. Moł-
dawia została przyznana Polsce, królewiczowi użyczy się Złotego
Runa i król hiszpański wypłaci mu znaczną sumę pieniędzy. Na-
tomiast Jan III miał się zobowiązać do udzielenia palatynowi
Karolowi Filipowi polskiego indygenatu, przez co automatycznie
radziwiłłowskie dobra zapewnione zostałyby małżonkowi Ludwiki

Karoliny; wreszcie miano złożyć w jakiejś formie poręczenie
o wykluczeniu francuskich wpływów.

Doradcy Leopolda I zdawali sobie jasno z tego sprawę, że dla
tej ostatniej klauzuli ciężko będzie znaleźć właściwe sformuło-
wanie. Z pewnością głównym celem małżeństwa polskiego króle-
wicza z palatynką jest "Królestwo Polskie od króla we Francji
odciągnąć i toże samo przywieść do interesów Jego Cesarskiej
Wysokości i Jego powszechnej wspólnoty". Nie można jednak nic
więcej uczynić, jak tylko Sobieskiego "przez prywatny reces1
spróbować zobligować, żeby zechciał od dalszej konfidencji i ko-
respondencji z Francją odstąpić i wspomóc interesy Waszej Ce-
sarskiej Wysokości, jak również Najjaśniejszego Domu".

Doszło do tego, co przewidzieli austriaccy ministrowie: prze-
słanie gorąco upragnionego i równie niepewnego, co niecierpliwie
wyczekiwanego małżeńskiego kontraktu przywiodło do milczenia
wszelkie profrancuskie skłonności; oświadczenia poczynione pry-
masowi Radziejowskiemu załatwiły resztę. Nawet poważne tara-
paty, w które popadła cesarska armia w Siedmiogrodzie, nie były
w stanie zachwiać pozycji Ligi Świętej. Przeciwnie, sam Jan III
obiecał pomoc polskich oddziałów w walce z Osmanami, Schie-
munsky przyjął na własną odpowiedzialność tę obietnicę. Jed-
nakże w Wiedniu wciąż panowała nieufność. Trzeba było inter-
wencji papieskiej dyplomacji, żeby Leopold I przywołał Pola-
ków do Siedmiogrodu. Przy czym dworska rada wojenna po-
^ instruowała cesarskich generałów, by, jeśli to możliwe, nie do-
puszczono do przezimowania sojuszników na terenie tego księ-
stwa. Cesarz obawiał się, jak pisał do margrabiego Ludwika ba-
deńskiego, że Polacy tam "zadomowią się", i

Ach, jakże zbędna okazała się ta obawa! Pod koniec września
Sobieski obiecał pomoc; gdy dworska rada wojenna, pojękując
i wzdychając, wyrzekła wreszcie "tak" i "amen" 16 paździer-

umowę

Małzeństwo Jakuba i waSn rodzinna

___________335

nika, sam Jan III potrzebował raczej wówczas pomocy. Polskie
wojsko po prostu się rozleciało. Papieski komisarz, ojciec Bone-
sana, oskarżał z tego powodu deszcz i śnieg, którym "nudus
miles resistere non valeat".1 Jednakże dużo gorsze szkody wy-
rządził zły wiatr, który hulał po kwaterze głównej Jabłonow-
skiego. Cesarski ambasador Zierowski słusznie przestrzegał przed
zaufaniem temu podstępnemu człowiekowi, który w czasie każ-
dego kryzysu w stosunkach między Sobieskim i Habsburgiem
cisnął się do wiedeńskiego dworu i który w ciągu całego życia
Jana III otaczał go obłudną przyjaźnią, podczas gdy nienawidził
go z zazdrości jako człowieka większego formatu, lepszego i wy-
żej postawionego. Całe szkaradzieństwo tego intryganta, godne-
go dramatu grozy z epoki rycerskiej, ujawniło się dopiero w
ostatnich latach panowania Sobieskiego. Hetman posłużył się
całą swoją chytrością, by zdemoralizować armię i przede wszy-
stkim przysparzać trudności militarnej współpracy Austrii i Pol-
ski. "Z inyidia2 i z powodu wyższych motywacji," mianowicie
dlatego, że palatyńskie małżeństwo królewicza Jakuba przybli-
żało dziedziczenie tronu i tym samym krzyżowało zamiary Ja-
fałonowskiego, który pragnął korony dla siebie. Jeżeli nie ina-
czej, to jako drugi małżonek Marii Kazimiery. Aby nie powięk-
szać prestiżu Sobieskich przez militarne zwycięstwa i przez
bliski, szczery sojusz dworu z domem cesarskim, dowódca ten
nie cofał się przed żadną zdradą.

Tatarzy od czerwca ogniem i mieczem pustoszyli polskie po-
granicze. Jabłonowski siedział spokojnie w domu, raz wymówił
się chorobą, innym razem słabością sił zbrojnych, którymi do-
wodził. Czas upływał, tak że operacje niedostatecznie uzbrojo-
nego wojska nie mogły już doprowadzić do jakichkolwiek rezul-
tatów. Dopiero teraz udał się hetman do obozu. Tymczasem nad-
szedł wrzesień. 18 000 żołnierzy stało gotowych do walki. Lecz
ani prośby i rozkazy Sobieskiego, ani zaproszenie cesarza nie
były w stanie skłonić Jabłonowskiego nawet do niewielkiej dy-
wersji. Kiedy wreszcie król Polski stracił cierpliwość i posłał
,biskupa Witwickiego wraz z austriackim komisarzem do kwate-
ry głównej, by skierować armię do Siedmiogrodu, dowódca,

uprzedzony o tym listem od Bethune'a, rozpuścił w pośpiechu
oddziały.

1 nieodziany żołnierz nie jest w stanie się oprzeć.

2 z zazdrości

Jana III rozgniewał bardzo ten figiel, pocieszył się jednak
tym, że w następnym roku, po usunięciu wszystkich spraw róż-
niących go z Austrią, nadrobi się to zaniedbanie. Na posiedzeniu
senatu w Żółkwi, w połowie listopada, zapadła decyzja o nowej
ekspedycji na Mołdawię i Budziak, planowanej na rok 1691.
Król ma osobiście dowodzić wyprawą; austriacka piechota jest
proszona o świadczenie dobrych usług polskiej kawalerii przy
wyprawie nad Dunaj i przy obleganiu Kamieńca. Na początku
grudnia owe podstawowe zarysy przyszłej kampanii zostały zgło-
szone wiedeńskiemu gabinetowi w formie noty. Ostatniego dnia

tego roku udzielono planowi Sobieskiego pospiesznej i nieogra-
niczonej akceptacji.

Jednocześnie, zanim jeszcze zaczęto datować pisma rokiem 1691,
została uregulowana finansowa strona paktów małżeńskich mło-
dego Sobieskiego. Spierano się o to zacięcie i uporczywie. Suma
500 000 guldenów od początku była obopólnie zatwierdzona jako
posag i wyprawa. Król polski żądał zabezpieczenia w śląskim
księstwie, podczas gdy Leopold I proponował jako gwarancję
austriackie warzelnie. Godząc się z przekonującym wnioskiem
Schiemunsky'ego, cesarz ustąpił i w ten sposób posiedzenie se-
natu w połowie października 1690 roku mogło zatwierdzić kon-
trakt małżeński królewicza Jakuba. Pełen radości przesłał papież
powinszowania i błogosławieństwo, po niedawnym zresztą upo-
mnieniu, gdzie w zatroskanych słowach strofował obu połączo-
nych sojuszem władców, by zapomnieli o swych drobnych nie-
porozumieniach. Natomiast Ludwik XIV rozgniewał się ogrom-
nie z powodu niepowodzenia swego pełnomocnika. "On disoit
que le mariage du fils du roi de Polegnę etoit conclu avec la
princesse palatine - brzmi to lakonicznie w zapiskach dwor-
skiego kronikarza z Wersalu - et ainsi l'on connoissoit que la
negociation du marquis de Bethune n'avoit pas reussi."1

Biedny markiz, który trwożył się o swój los, wkrótce atoli
okazał swoją przydatność. Skoro nie mógł poruszyć najwyż-
szych, zwrócił się do niższych. I ci dii minores z zawiści do dii
maiores2 dali mu posłuch. Cała polska arystokracja pałała wiel-
kim gniewem z powodu wreszcie podpisanego palatyńskiego mał-
żeństwa królewicza. Gratulowała ze słodko-kwaśną miną. We

* Mówiło się, że małżeństwo syna króla Polski z księżniczką palatyńską

było ustalone, i w ten sposób wiadomo było, że negocjacje markiza de
Bethune nie odniosły skutku.

2 mniejsi bogowie... większych bogów

Małżeństwo Jakuba i waśń rodzinna

ŤJO f

lwowskim Ossolineum leży pakiet tych listów, nawet najgorsze-
go wroga Sobieskiego, biskupa Opalińskiego, nie zabrakło w tym
chórze. Lecz jednocześnie oligarchia zastanawiała się, jak zni-
weczyć plany dynastyczne. Bethune zaciągał coraz ciaśniej swo-
ją sieć wokół Sobieskich.

Środki, które przedsięwziął, aby przeszkodzić dywersji pol-
skiego króla na korzyść wiedeńskiego dworu, uniemożliwią po-
myślne zakończenie przyszłej wyprawy wojennej. Przeszkodził
marszałkowi nadwornemu Hieronimowi Lubomirskiemu w ne-
gocjowaniu z cesarzem w sprawie wysłania korpusu posiłkowe-
go na Węgry, Wojewoda ruski (Jabłonowski) jest bardzo dobrze
usposobiony, jeśli go nie przestroi królowa. Należy obecnie
wszcząć ważną "negociation" z litewską armią. Sapiehowie są
już pozyskani dla sprawy. To wszystko możemy przeczytać w
pewnym ważnym liście Bethune'a do Croissy'ego z 17 lutego
1691 roku. Między potężnymi litewskimi opozycjonistami So-
bieskiego i francuskim pełnomocnikiem został zawarty układ za
pośrednictwem abbe Bernicza, zgodnie z którym jeden z mło-
dych Sapiehów miałby pojąć za żonę córkę Bćthune'a. Rodzina
narzeczonego zobowiązuje się za to po śmierci Jana III nie do-
puścić do elekcji żadnego z austriackich kandydatów, wstrzymać
pobór rekruta dla cesarza, udaremnić udział litewskiego wojska
w najbliższej kampanii, działać na rzecz pokoju separatystycz-
nego z Porta i wreszcie bronić francuskiej sprawy przeciwko

Szwedom i Brandenburgii tak długo, aż te kraje znajdą się zno-
wu w sojuszu z Wersalem.

Kiedy czytamy te układy, w które własny szwagier władcy,
rycerski i oddany całym sercem swemu wysoko postawionemu
powinowatemu człowiek, wszedł z pierwszymi rodami Polski,
wówczas widzimy dokładnie cały rozmiar tragedii nieszczęśliwe-
go wielkiego króla. Ile razy dążył wzwyż, ile razy był już bliski
szczytu, ciemne moce ściągały go wciąż w dół: obca intryga,
która wybrała sobie Polskę na arenę walk i swoich machinacji,
haniebny i zdradziecki egoizm magnatów i braki polskiej kon-
stytucji, która nie gwarantowała monarsze wystarczających środ-
ków do skutecznej obrony przed zewnętrznymi i wewnętrznymi
nieprzyjaciółmi. Wkrótce poznamy jeszcze czwarte zło, to naj-
gorsze, zabójcze, które było nie do przezwyciężenia, jeśli nawet
te trzy inne zostałyby pokonane dzięki niezmordowanej energii
Jana III: waśń na łonie własnej rodziny, nieporozumienia mię-
dzy ojcem, matką i synem, między obu braćmi.

fS, - Jan SobiesKi

338

Rozdział 18

W marcu 1691 roku panowała jednak w domu Sobieskich
złudna aura rzekomego szczęścia, jak we wsi Leopardiego, La
•quiete dopo la tempesta.1 Jan III i Maria Kazimiera wierzyli,
że są u celu. Oczekiwali na warszawskim zamku wielce uprag-
nionej synowej. Wreszcie, wreszcie najstarszy, to dziecko szcze-
gólnej troski, znalazł narzeczoną z najznamienitszego rodu. Tym
samym Sobiescy - tak sobie to wyobrażali - dostali się do
europejskiej rodziny panujących. Droga do tronu stoi przed sy-
nem otworem. Albowiem któż mógłby kwestionować następstwo
szwagra cesarza rzymskiego? Z pewnością nie Austria, która od
śmierci Lotaryńczyka nie ma innego kandydata. Na pewno nie
Brandenburgia, która jest blisko związana z Habsburgami, ani
Moskwa, która wielce sobie ceni przymierze z Austrią. A już na
Jiewno nie palatyn, małżonek Ludwiki Karoliny, tej ongiś nie-
cierpliwie oczekiwanej synowej, która jednak była tylko Radzi-
wiłłówną, a nie Witteisbachówną. Francja? Tam można by uła-
godzić samo niebo, dlaczegóż by więc także nie króla-słońce?
A poza tym: czy Francja wystąpi przeciw połączonym siłom Ligi
•Świętej, do której również zalicza się Anglię, i przeciwko pol-
skiemu narodowi? Własny lud ma się przecież po swojej stro-
nie. Co do tego król po dwóch ostatnich sejmach nie miał wąt-
pliwości. W marcu ślub, w lecie zwycięska wyprawa na Moł-
dawię, która dzięki cesarskiemu wsparciu i pod dowództwem
monarchy musi się powieść. Po czym na późniejszym sejmie re-
forma konstytucji i albo elekcja vivente rege, albo, jeśli Bóg co
innego przeznaczył, następstwo Jakuba drogą wolnej elekcji
szlachty. Jana III odmłodziło szczęście i pozornie ozdrowiał z ra-
dości. (Tak raportują obcy dyplomaci w tamtych dniach).

Palatynka Jadwiga jedzie do Polski, narzeczony spieszy jej
naprzeciw i jest oczarowany swą przyszłą małżonką. Ta nie-
miecka młodziutka księżniczka jest podobna tak zewnętrznie,
jak wewnętrznie, do niezapomnianej królowej Eleonory. To
.piękne, miłe stworzenie, dobroduszne i ufne, jest od początku
szczerze i serdecznie oddane przeznaczonemu jej przez politykę
mężowi; nie za mądra, lecz taktowna i dobrze wychowana. Przed
'wjazdem do stolicy młodsi bracia Jakuba witają swoją przyszłą
bratową. Damy z królewskiej familii, wreszcie para królewska
-wyjeżdżają jej naprzeciw. 25 marca kardynał Radziejowski

1 Spokój po burzy. Utwór liryka włoskiego Giacoma Leopardi (1798-
-1837) - (przyp. red.).

Małżeństwo Jakuba i waśń rodzinna

339

udziela ślubu pośród wielkiego przepychu. W przemowach sławi
się jaśnie oświeconych przodków obojga małżonków. Zmyślni
genealogowie odkryli królewskie pochodzenie d'Arquienów; p3
kądzieli pochodzą oni od Burbonów i niemieckich cesarzy. Była
• to prawda, tylko że było to już tak dawno, a z pewnością nie
znalazłoby się człowieka z dobrej szlachty, który by za pomocą
pieniędzy i dzięki gorliwości nie doszukał się podobnych royal
descents.1 Jednakże wielcy przodkowie Marysieńki zrobili duże
wrażenie. Niektórzy drwili i wątpili (niesłusznie), inni przyjmo-
wali to jako pewnego rodzaju równość urodzenia, istniejącą mię-
dzy rodami Witteisbachów i Habsburgów z jednej strony,
a d'Arquienów i Sobieskich z drugiej (również niesłusznie).

Wolni od tego rodzaju antykwarycznych trosk, Jakub i Jadwi-
ga rozkoszowali się swym młodzieńczym szczęściem. Każdy mógł
dostrzec, że byli "wzajem z siebie kontenci". Lecz nie każdy
był z tego powodu kontent. A zadowolony małżonek był bardzo,
ale to bardzo niezadowolonym synem, jeszcze bardziej niezado-
wolonym bratem. Byłoby niesprawiedliwie zrzucić całą winę na
tego nie bardzo sympatycznego dziedzica. Cierpiał on bardzo pod
ciężarem losu, że jest synem tak wielkiego męża, jeszcze bar-
dziej pod naporem miłości i opiekuńczości swej matki, najbar-
dziej zaś z powodu tego, że nie dano mu zaznać samodzielności
w działaniu i postępowaniu. Fizyczna szpetność tego mężczyzny,
który wokół siebie widział dom pełen pięknych, wyrośniętych
ludzi, pozostawiła w jego psychice głębokie ślady. Los Jakuba
Sobieskiego był prawdziwie tragiczny, lecz jedynie na tyle, na
ile Tersytes zasługuje na współczucie. Jakże jednak jest wstrzą-
sające zestawienie oczekiwań, nadziei i niespełnienia; czytać
wszystkie te słowa czułości i nadziei, które Jan III napisał do
Marysieńki o tym pierwszym dziecku jego głębokiej miłości,
a potem przedstawić zdarzenia tych okropnych sześciu lat, pod-
czas których ojciec nie miał gorszego wroga nad swego syna,
a przecież wiązał z nim dosłownie wszystko, przyszłość domu
Sobieskich, państwa i polskiego narodu! Jeszcze przed narodze-
niem ten dziedzic był przedmiotem najserdeczniejszej troski ów-
czesnego hetmana koronnego. Z jaką obawą i zapobiegliwością
czuwał król nad wychowaniem chłopca. "II ne faut pas douter
qu'il sera fort joli",2 pisze papa o ośmiolatku do nie mniej opty-

1 królewskich przodków.

2 Nie należy wątpić, że będzie on bardzo piękny

340

Rozdział 18

mistycznej mamy. (Czy nie przypomina to bajki La Fontaine'a
o puchaczu i jego małych?) Podczas wyprawy pod Wiedeń,
anno 1683, monarsze braknie wprost słów, gdy chwali mądrość,
dzielność i piękność królewicza, który mu towarzyszy. Później
wszystkie zamysły i wszelkie działania służą najpierw uprzywi-
lejowanej pozycji i następstwu tronu, potem małżeństwu naj-
starszego syna. I wreszcie, w roku 1689, wkrótce po aferze z Ra-
dziwiłłówną, pierwszy wyraźny rozdźwięk.

Gravelle pozostawił Sobieskim trwałą po sobie pamiątkę. On
to posiał ziarno niezgody i obcości między ojcem i synem. Aby
utrudnić życie królowi, francuski dyplomata podjudził królewi-
cza przeciwko rodzicom; rozbudził ów popęd, który najszybciej
da się wykorzystać u młodego człowieka, popęd do nie krępowa-
nej samodzielności. Jakub, ten wciąż znajdujący się pod opieką,
wciąż prowadzony na pasku, nie dał się długo przekonywać.
Czyż nie traktowano go jak uczniaka? Jeśli brał udział w wy-
prawie, to musiał prowadzić dziennik, już w 1683, a nawet jesz-
cze w 1691 roku jako małżonek, mając 24 lata. Jeżeli wyraził
własne zdanie, to mama Marysieńka przywoływała go do po-
rządku. Gdy wyjeżdżał w podróż kawalerską, obsypywała go
podarunkami, lecz również radami (przypomnijmy sobie kores-
pondencję z czasu, gdy Jakub starał się jeszcze o Ludwikę).
Bieliznę i ubranie, studia i podróże, książki i przyjaciół, wszy-
stko pragnęła Maria Kazimiera synowi narzucić, przyzwyczajo-
na do bezwzględnego posłuszeństwa i skwapliwego posłuchu, jak
w przypadku ,,najukochańszego Jachniczka". Chłopiec stawał się
bojaźliwy, a przede wszystkim począł odczuwać ogromną tęskno-
tę za emancypacją. Jedynym środkiem do jej osiągnięcia wyda-
wało mu się małżeństwo. Dlatego łaknął on narzeczonej jak
diabeł dobrej duszy. Już podczas tych długich miesięcy negocjacji
o palatynkę Jadwigę doszło do kilku gwałtownych scen rodzin-
nych. Młodemu człowiekowi dłużyło się to targowanie o posag,
a wszelkie polityczne warunki uważał za słuszne, byleby tylko
dostać wreszcie żonę i tym samym wyrwać się spod opieki i nad-
zoru matki. Ach, ten kochający, kochany, znienawidzony tyran
Marysieńka! W marcu nadchodzi portret wybranki. Papa So-
bieski promienieje, Sobieski-syn chciałby również podziwiać ry-
sy narzeczonej. Mama odprawia go surowo. Z tego powodu po-
tem królewicz "jest bardzo udręczony". Brzmi to prawie jak
anegdota o synu, który chce wiedzieć coś bliższego o przezna-

Małżenstwo Jakuba i waśń rodzinna

czonej mu małżonce i zostaje ofuknięty przez apodyktycznego

ojca: "Zajmij się swoimi sprawami!"

Królewicz zwierza się austriackiemu charge d'affaires Schie-
munsky'emu (widzimy, że nie były to pierwsze uczucia, która
przywiodły młodego Sobieskiego do Gravelle'a): "Jeśliby moi ro-
dzice chcieli mi przeszkodzić w tej koniunkcji - z palatynką -
będę ich przeklinał po wieczne czasy." W miesiąc potem, pod
koniec kwietnia, ten niecierpliwy młodzieniec oświadcza, że jego
rodzice rzekomo nie poparli go, aby przyspieszyć zawarcie mał-
żeństwa; chce więc uciec na dwór cesarski. Schiemunsky nie
wziął tej groźby poważnie, musiał jednak zaraz po tym stwier-
dzić, że "ten dobry książę traci zdrowie, trwając w ogromnym
zmartwieniu i poczuciu krzywdy". Korzystny zwrot w negocja-
cjach dotyczących paktów matrymonialnych uśmierzył na jakiś

czas ową waśń rodziną.

W maju 1691 roku rozpętała się, oczywiście, znowu burza ze
wzmożoną gwałtownością. Młody małżonek żywił palące uczuci0
zazdrości w stosunku do obu swoich braci, Aleksandra i Kon-
stantego. Oni bowiem mieli wszystko, czego jemu brakowało:

urodę, pogodne, szczere usposobienie i dzięki temu sympatię
dworu i opinii publicznej, do tego jeszcze jedną przewagę -
byli prawdziwymi synami królewskimi, jego zaś spłodził hetman
koronny. Ci jego "w purpurze urodzeni" rywale pozostali teraz,
po małżeństwie Jakuba, który założył swoje własne ognisko do-
mowe, w pobliżu ojca. Tym samym byli bliżsi może nie tylkc
sercu rodziców, lecz również tronu, następstwa, niż ten szpetny
niezgrabny pierworodny? Jan III chciał wziąć ze sobą na ekspe
dycję do Mołdawii Aleksandra; czegóż miał ten chłopiec tan
szukać, kiedy towarzyszył przecież ojcu przyszły następca tronu
Jedno słowo wywoływało następne; Marysieńka dała szorstk
odczuć krnąbrnemu królewiczowi, że nawet po zawarciu ma3
żeństwa zależy całkowicie od niej. Król zaś, którego zachowani
Jakuba bardzo przygnębiało, zaczął czuć do syna prawie obrz^
dzenie. Rozczarowana, zawiedziona wielka miłość przemieniła s:

w niechęć. Małżonek łagodnej palatynki Jadwigi, którą każd
lubił i przeciwko której w żadnym razie nie zwrócił się gnie
pary królewskiej, znowu chwycił się swego pomysłu uciecz'
na dwór cesarski. Skoro nawet małżeństwo nie wyzwoliło g
przecież dawno pełnoletniego, spod pieczy rodziców, chciał wi
opuścić kraj, który stał się dla niego więzieniem; w Austrii, ja]

342

Rozdział 18

szwagier cesarza, musiałby mieć więcej poważania i większą sa-
modzielność.

Jan III wrzał gniewem. Niech się ten niewdzięcznik wynosi,
skoro mu, księciu, już niewygodnie w ojczyźnie; lecz wówczas
ma na zawsze tam pozostać i weźmie na drogę ze sobą klątwę
ojcowską. Ojciec Vota, wenecki poseł Albert! i inni uczciwi po-
średnicy wzięli się do dzieła. Skłonili tego chętnego do emigracji
do ustępliwości. Doszło do nieszczerego pojednania. Jakub poja-
wił się w kwaterze głównej króla, aby - wspólnie z Aleksan-
drem - wziąć udział w wyprawie do Mołdawii. Matka dała mu
znowu jeden ze swoich nie do zniesienia listów jako prowiant
na drogę. Należy sobie życzyć, by w sercu syna nie mieściło się
nic prócz uległości wobec rodziców. Ma spełniać swój obowiązek
wobec tych, którym wszystko zawdzięcza; wreszcie, ma okazy-
wać należną miłość młodszemu bratu, temu, który nie popełnił
nic niewłaściwego, może tylko to, że powinien mieć więcej
względu dla starszego, chociaż miał rację. Jeżeli Jakub nie zmie-
ni swego zachowania, wówczas straci sympatię wszystkich, tak
jak stracił sympatię swego brata, albowiem przyjaźń ofiarowuje
się tylko za przyjaźń. Niewinność Aleksandra zdobywa mu przy-
chylność otoczenia, przede wszystkim zaś własnych rodziców;

zaczyna się już nawet podejmować znaczące rozważania co do
jego przyszłości. To pismo, majstersztyk psychologicznego błę-
du, kończy się twardymi jak stal słowami: "la soumission entiere
d'un fils a 1'egard de ses maitres qui le sont par le droit que
leur a donnę la naturę et la place qu'ils occupent, une grandę
dependance, pleine de respect, est ce qui vous attire 1'estime
et la consideration de tout le monde."1

Otóż to: żąda się ślepego posłuszeństwa i przy najlżejszym
odruchu samodzielności grozi utratą następstwa tronu. Tak więc
ta szkodliwa zasada elekcji, która przeciwstawiała sobie nawza-
jem króla i wielmożów, magnatów i szlachtę, poszczególne rody
arystokracji, nastawiała każdego przeciw każdemu, wniosła rów-
nież waśń i nienawiść w dom królewskiej familii. Mimo napo-
mnienia Marii Kazimiery, ba, jeszcze bardziej przez nie roznie-
cona, niezgoda narastała. W krótkim czasie spotęgowana została
przez polityczne motywy, które dotąd nie wchodziły tutaj w ra-

1 całkowita synowska uległość względem swoich nauczycieli, którzy są
nimi z prawa, jakie daje im natura oraz zajmowane stanowisko, wielkie,
pełne szacunku uzależnienie - oto za co cenią i poważają cię wszyscy.

Malźenstwo Jakuba i waśń rodzinna

chubę. Jakub Sobieski stał się automatycznie przywódcą austri,
ckiego stronnictwa, podczas gdy jego matka wróciła do swyc
naturalnych skłonności sympatyzowania z Francją i pozosta
aż do śmierci męża najznamienitszą sojuszniczką wersalskie^
dworu.

Zwrot ten, .ostatni w tak zmiennej polskiej polityce zagr
mężnej za panowania Jana III, wziął swój początek ze zdarz<
z okazji wymuszonego wyjazdu Bethune'a. Choć w polsk
-austriackim tajnym układzie, który został zawarty przy ko
trakcie małżeńskim Jakuba, zostało uzgodnione, że "Jego Kr
lewska Mość całkowicie poniecha francuskiej sprawy, za to wr
ze mną i moim Najjaśniejszym Domem, dla dobra powszechn
wspólnoty, zawrze nierozłączne korzystne porozumienie i ciąg
je będzie podtrzymywać", jednakże Leopold I, "z powodu szcz
gólnego risguardo1 dla królowej w Polsce i życzliwości, nie bi
rżę pod uwagę usunięcia jego - Bethune'a - tak blisko z r
spokrewnionej osoby". Oczywiście pod warunkiem, że marł
będzie się trzymał z dala od bezpośrednich czy pośrednich kr
wań przeciwko Lidze Świętej. Jednak obecnie działanie przeć
austriackiemu sojuszowi stanowiło główny cel, który miał rea
zować ów nieoficjalny ambasador Ludwika XIV na warsza
skim dworze. W połowie maja wpadła w ręce Austriaków i
strukcja Croissy'ego dla Bethune'a; w niej było napisane,
Polskę należy całkowicie odciągnąć od cesarza, że francuski p
nomocnik ma udaremnić Janowi III dalsze prowadzenie woj
z Turkami. Z innych źródeł dowiedziano się, że markiz wszęd
rozpowiada, jakoby Leopold I nawet po małżeństwie Jaku
pragnął pomóc palatynowi Karolowi Filipowi zdobyć koronę >
giellonów. To oszczerstwo dotknęło cesarza szczególnie boleśr
bowiem burzyło szczęście małżeńskie polskiego królewicza i p(
judzało go przeciw habsburskiemu szwagrowi.

Austriacki ambasador, hrabia Thurn, otrzymał datowaną 13 n
ja 1691 roku instrukcję, z którą udał się do Warszawy, gd
najpilniejszym zadaniem było uspokoić Sobieskich, że pałał
nie myśli wcale o kandydaturze i że jest nawet gotów sprze<
dobra swojej żony. "Jak prawdziwie dobre intencje żywię t:

razem do księcia Jakuba za jego życzliwość, tego nie czas je
cze wyjawiać" - dodał cesarz, i zrozumiano, że w ten spo;

zasugerował austriacką pomoc przy obsadzaniu tronu. Thurn p

1 względu, szacunku

344

Rozdział 18

traktował z najstarszym synem króla na temat polskiego kor-
pusu ekspedycyjnego do Siedmiogrodu, którym mieliby dowo-
dzić Jakub albo ponownie zdradzony przez Francję Hieronim
Lubomirski. Z tego powodu doszło do utarczek między Janem III

1 jego pierworodnym, albowiem monarcha chciał wziąć ze sobą
syna do Mołdawii, ten zaś tęsknił za każdym przejawem samo-
dzielności, a więc pragnął własnej komendy. Kiedy teraz wmie-
szał się do tej sprawy Bethune, rozgardiasz osiągnął punkt szczy-
towy. Kłócono się w kręgu rodzinnym władcy, markiz i Thurn
wymyślali sobie nawzajem tak soczyście, że doszło do wyzwania
na pojedynek, do którego nie doszło tylko dzięki interwencji So-
bieskiego. Znowu odżyły małoduszne zawiści między dworami
wiedeńskim i warszawskim, kiedy rozważano plan wyprawy..
Jedynie trzeźwa mądrość Schiemunsky'ego zapobiegła konflikto-
wi jeszcze przed kampanią jesienną. Radził on "dysymulować".1
Polskie roszczenia nie wyglądają groźnie. Można spokojnie za-
aprobować wszystkie życzenia terytorialne Sobieskiego. Albo-
wiem "król ze swoją armią nie jest zdolny utrzymać takiej [za-
bronionej zdobyczy], jeszcze mniej zaś zatrzymać ją."

Również inni wnikliwi obserwatorzy nie żywili żadnych ilu-
zji. W ten sposób brzmi to w pewnym pełnym bólu wołaniu
wojewody poznańskiego. Leszczyńskiego, do króla: "Czy poenam
abusus dla limitowania sejmów tuimus, czy fatum nam tandem
koniec poświęcić zechce, trudno to odgadnąć; to zaś jest pewną
i palpabilis sprawą, że zawodzimy wobec armii, ojczyzny i na-
wet wobec Waszej Królewskiej Mości. Nihii spei nie byłoby w
tej tak corrupta Republica, gdyby rządy Waszej Królewskiej
Mości dla powszechnego dobra nie erigeret animos, tak że Wasza
Królewska Mość nas, którzy się in praecipitium rzucamy, wstrzy-
muje medicali manu."2 Zamiary tego wielkopolskiego magnata,
jednego z najbardziej wpływowych członków w łańcuchu oli-
garchii, były tak czyste jak jego język (pełen makaronizmów);

poglądy zaś, które wyrażał, były szczerą prawdą.

* zatajać.

2 Czy kary za nadużycia dla limitowania sejmów boimy się, czy wresz-
cie los koniec przeznaczyć nam zechce, trudno to odgadnąć; to zaś jest
pewną i namacalną sprawą, że zawodzimy wobec armii, ojczyzny i nawet
wobec Waszej Królewskiej Mości. Żadnej nadziei nie byłoby w tej tak
skorumpowanej Rzeczypospolitej, gdyby rządy Waszej Królewskiej Mości
dla powszechnego dobra nie podniosły ducha, tak że Wasza Królewska
Mość nas, którzy się w przepaść rzucamy, wstrzymuje uzdrawiającą ręką.

Małżeństwo Jakuba i waśń rodzinna

Polskie społeczeństwo i tym razem zostawiło króla na lodź
Nie dlatego, że było niezdolne do ofiary czy wojennego czyi
i również nie dlatego, że nie było do tego chętne, lecz tył
i wyłącznie dlatego, że brakowało mu jednolitego dowodzi
i że przywódców arystokracji sprowadzał na złą drogę ów egou
stanowy, który Polskę pchał w przepaść. Z setki innych głosc
należałoby znowu zacytować biskupa Opalińskiego. Na nagle
propozycje Sobieskiego, by przyczynić się datkiem do zbrój
przeciwko Turkom, ten prałat odpowiada, że on sam jest "bie
nym biskupem" (który już dzięki swemu urodzeniu pochód
z jednego z najbogatszych domów wysokiej arystokracji i c:

szył się najbardziej lukratywną prebendą), a Polska jako cało;

jako państwo nie powinna prowadzić wojen, albowiem przez
obciąża się szlachtę. Jak gdyby ten jednostronny zapał poko;

wy miał powstrzymać nieprzyjaciół, by nie wtargnęli do z włs
nej woli bezbronnej Republiki! Na początku maja ponownie sz
ieli Tatarzy w południowo-wschodnich prowincjach Rzeczypos]:

litej. Lecz cóż to obchodziło Wielkopolan czy Litwinów, że Żi
kiew, królewska rezydencja; została spalona i że dobra dz:

dziczne monarchy pod Złoczowem zostały splądrowane, co mo^
ich obchodzić, że tysiące biednych ludzi zostało wziętych
jasyr?

Jan III popełnił ten jeden błąd, że nie wierzył i że nig
nie mógł uwierzyć w rozmiar wagi tego karygodnego egoizn
Rada wojenna w Żółkwi, 15 sierpnia, opracowała plan drug
wyprawy króla do Mołdawii tak, jakby dysponowano świeti
zdyscyplinowanym wojskiem i dobrze zorganizowaną intende
turą Francuzów czy Austriaków. Polska armia pokazała się
paradzie 31 sierpnia nie mniej liczebna i nie mniej ochocza
walki niż w roku 1686. Również jej wytrzymałość nie była in
niż przed pięciu laty. Początek przypominał początek poprze
niej kampanii. Wkroczono bez przeszkód do Mołdawii i da:

przez Bojanę do Pererata, przekroczono Prut. Hospodar Kani
mir, na którego Sobieski, niepoprawny w tym względzie, p
nownie liczył, w decydującym momencie przezornie dał nu;

Turcy byli niewidoczni i Tatarzy unikali bitwy. W połov
września zaczęło braknąć pożywienia. Potem rozpoczęły się de;

cze i przedwczesna śnieżyca w górach. Polacy musieli wrac;

nie spróbowawszy nawet poważniejszego wypadu nad Dun
12 października armia była z powrotem w Sniatyniu i tam o
parła atakujących muzułmanów, co dało okazję do w pewr

346

Rozdział 18

mierze słusznych wieści o zwycięstwie. A ponieważ oprócz tego
zostały zdobyte dwie małe twierdze, Neam^; i Soroka, propagan-
da polskiego dworu - która lepiej była zorganizowana niż
większość innych publicznych instytucji tego kraju - potrafiła
przedstawić tę wyprawę w ten sposób, jak gdyby tu chodziło
tylko o zdobycie kilku punktów oparcia.

Za pomocą tych argumentów przekonał Jan III nawet nie-
ufnego i bynajmniej nie przychylnego Schiemunsky'ego. Ów
opowiadał, że Sobieski niczego więcej nie pragnął, jak tylko
"jedną i drugą przydatną miejscowość na Mołdawii obsadzie
polskim garnizonem i na tym zakończyć tę kampanię". Jedynie
w zaufanym kręgu przyznano się do porażki. Ojciec Vota uspra-
wiedliwiał ją przed kardynałem-protektorem Barberinim wrogi-
mi żywiołami natury. Maria Kazimiera do ambasadora w Wied-
niu, Proskiego, obwiniała Austriaków o niedostarczenie przyrze-
czonego prowiantu. Naprawdę zaś była wyłącznie jedna grupa
odpowiedzialnych za to, że nawet w ramach ograniczonych mo-
żliwości ówczesnej Polski nie zostało dokonane to, co było do
osiągnięcia: zdradzieccy magnaci. Bethune zmówił się z Sapiehą,
Jabłonowskim i innymi dowódcami armii, że nie zdarzy się nic
istotnego. Tak więc sabotaż wielmożów przyhamował siłę ude-
rzeniową armii, oni to za cenę klęski i tysiąca ofiar z własnych
szeregów rozluźnili sojusz z cesarzem, przybliżyli separatystycz-
ny pokój Rzeczypospolitej z Porta i podważyli autorytet So-
bieskiego.

Bethune mógł opuścić Polskę 9 stycznia 1692 roku ze świado-
mością ostatecznego tryumfu. Nie Austriacy, którzy swego od-
wiecznego wroga "propter nimiam impertinentem audaciam"^
wypędzili obrzydziwszy mu życie, lecz wypędzony był zwy-
cięzcą. Przymierze warszawsko-wiedeńskie nabawiło się śmier-
telnego zarazka w górach i na bagnach Mołdawii, tak jak Jan III
swej poważnej choroby. I to była ta dawna Polska, która - jak
się później okazało - z końcem rządów Sobieskiego skazana.
została na upadek. Albowiem wraz z tym władcą skończyła się
prawdziwa niepodległość, wraz z nim pogrzebano szansę na od-
rodzenie władzy królewskiej, na zbawcze ustanowienie monarchii:

dziedzicznej, na formę rządów, która sama byłaby w stanie prze-
prowadzić państwo w tym wieku książęcego absolutyzmu przez;

niebezpieczeństwa epoki.

1 z powodu przekraczającej miarę bezczelnej zuchwałości

Małżeństwo Jakuba i waśń rodzinna

Palatyńskie małżeństwo i Liga Święta były, pomijając ich
różne ciemne strony, już choćby z powodu wspólnego interesu
obu stron wsparciem, jedynym możliwym, dla następstwa tronu
Jakuba i dla przekształcenia oligarchii w nowoczesne państwo
z odpowiednim rządem i wystarczającą siłą zbrojną. Ludwik XIV,
posługując się Polską jak figurą na szachownicy swej polityki
światowej, odciągał ją od jej naturalnego rozwoju, pozbawiał ją
sprzymierzeńców, przy pomocy których mogłaby urzeczywistnić
swoje wewnętrzne odrodzenie. Nie jest prawdą, jakoby wiedeń-
scy mężowie stanu byli bardziej bezinteresowni niż ci z Wersalu.
Naturalna wspólnota interesów działała jednak w ten sposób,
że Francja związana była w zasadzie z polską anarchią, Austria
zaś z władzą monarszą. Polityczna konieczność kazała widzieć
'królowi-słońce w Polsce teren werbowania rekruta na wy-
pady odciążające do krajów przeciwników Francji, podczas
gdy właśnie wówczas państwu Sobieskiego trafiało się wielkie
i godne zadanie, dzięki któremu rosłoby w potęgę i mogło po-
wrócić do swej najlepszej tradycji.

Jan III zawsze. w decydującym momencie ze słusznym zapa-
łem opowiadał się za Ligą Świętą. Teraz jednakże jego fizyczna
i psychiczna odporność skończyła się. Wrócił z Mołdawii do kra-
ju jako znużony starzec. Jeśli na początku roku 1691 stanął raz
jeszcze na szczycie swej kariery, bardzo bliski celu, to obecnie
wszystko się skończyło,- i to ostatecznie. Berło wysunęło sit;

z jego osłabłej dłoni. Te pięć lat, przez które miał jeszcze we-
getować, były wyłącznie rządami Marii Kazimiery. Na tym pię-
cioleciu jednakże nie bez przyczyny gruntuje się zła sława, które
pozostawiła po sobie ta mądra, ambitna kobieta. Okazało się, że
ta królowa skorzystała wiele od swego przewyższającego ją mał-
żonka, lecz przy swoim wnikliwym umyśle i bogatym doświad-
czeniu zawiodła jednak tam, gdzie oprócz intelektu konieczny jes'
charakter, moralna siła.

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  •