ďťż

Blog literacki, portal erotyczny - seks i humor nie z tej ziemi


29






























Rozdział V
Kule Irokeza i argumenty panny Jenny
Do tej pory podróż Delfina przebiegała bardzo szczęśliwie i z niezwykłą
szybkością. Był to dopiero pierwszy statek, który został zasygnalizowany przez
wachtowego z bocianiego gniazda. Obecnie Delfin znajdował się na 32° 15’
szerokości i 57° 43’ długości zachodniej od południka w Greenwich, miał więc
już poza sobą trzy piąte swojej drogi. Od dwóch dni gęsta mgła zalegała nad
wodami oceanu. Jeżeli z jednej strony pomagała Delfinowi w ukrywaniu swej
drogi, to jednak przeszkadzała obserwować morze na większej przestrzeni; bez
wątpienia mógł on żeglować burta w burtę, jeśli tak można powiedzieć, ze
statkami, które chciał ominąć.
Tak się też właśnie stało i kiedy zauważono okręt, to znajdował się on po
zawietrznej, w odległości nie większej jak trzy mile.
Kiedy James Playfair dotarł do rei, zobaczył wyraźnie, w przerwie między
obłokami mgły, wielką korwetę federalną, pędzącą całą siłą pary. Kierowała się
na Delfina z zamiarem przecięcia mu drogi. Kapitan, po dokładnym jej
obejrzeniu, zszedł na pokład i kazał zawołać zastępcę.
– Panie Mathew – zapytał – co pan myśli o tym statku?
– Myślę, kapitanie, że to jest okręt marynarki federalnej, który podejrzewa nas
o złe zamiary.
– Rzeczywiście, nie ma żadnej wątpliwości co do jego narodowości –
odpowiedział James Playfair – Niech pan patrzy!
W tej chwili gwiaździsta bandera Stanów Zjednoczonych Północy ukazała się
na gaflu[52] korwety i na cześć jej barw oddano strzał armatni.
– Jest to wezwanie do pokazania naszych barw – powiedział pan Mathew. – A
więc dobrze, pokażmy je. Nie ma się czego wstydzić.
– Po co? – powiedział James Playfair. – Nasza bandera wcale nas nie ochroni i
nie przeszkodzi tym ludziom od złożenia nam wizyty. Nie, lepiej płyńmy dalej.
– I płyńmy szybko – dorzucił pan Mathew – gdyż, jeśli się nie mylę, widziałem
już kilka razy tę samą korwetę gdzieś koło Liverpoolu, jak bardzo uważnie
przypatrywała się budowie nowych statków. Niech nie nazywam się Mathew,
jeżeli nie widzę nazwy Irokez na tablicy jego relingu rufowego![53] Czy jest to
szybki okręt? Jeden z najszybszych w całej marynarce federalnej.
– Ile ma dział?
– Osiem.
– Ech!
– O, niech pan tak nie wzrusza ramionami, panie kapitanie! – odpowiedział pan
Mathew bardzo poważnie. – Z tych ośmiu dział dwa są obrotowe; jedno,
sześćdziesięciofuntowe na pomoście przednim, drugie stufuntowe na pokładzie
głównym; oba gwintowane.
– Do diabła! – zawołał James Playfair. – To działa systemu Parrotta niosące na
trzy mile.
– Tak, a nawet i dalej, kapitanie.
– A więc dobrze, panie Mathew, niech te działa są stu albo czterofuntowe,
niech niosą sobie na trzy mile czy na pięćset jardów,[54] to wszystko jedno, jeżeli
tylko płynie się dość szybko, by umknąć przed ich kulami. Pokażemy więc temu
Irokezowi, jak się szybko pływa, kiedy statek jest zbudowany do szybkiego
pływania. Proszę podsycić paleniska, panie Mathew.
Pierwszy oficer przekazał mechanikowi rozkazy kapitana i wkrótce gęsty,
czarny dym kłębił się wokół kominów parowca. To widocznie nie spodobało się
korwecie, gdyż dała znak, by Delfin zatrzymał się, ale James Playfair zlekceważył
to ostrzeżenie i nie zmienił kursu swego statku.
– A teraz – powiedział – zobaczymy, co zrobi Irokez. Ma bowiem najlepszą
okazję do wypróbowania swego stufuntowego działa i przekonania się, jak daleko
niesie. Płynąć całą siłą pary!
– Dobrze! – zgodził się pan Mathew. – Zapewne wkrótce będziemy pięknie
powitani.
Powracając na rufówkę, kapitan ujrzał pannę Halliburtt, siedzącą spokojnie
przy relingu.
– Panno Jenny – powiedział do niej – prawdopodobnie jesteśmy ścigani przez
tą korwetę, którą pani widzi od zawietrznej i przez którą będziemy ostrzeliwani.
Niech więc pani pozwoli odprowadzić się do swej kajuty.
– Bardzo panu dziękuję, panie Playfair – odpowiedziała dziewczyna,
spoglądając na młodzieńca – ale nie obawiam się strzałów z armat.
– Jednakże, pomimo znacznej odległości, może tu być trochę niebezpiecznie.
– Och, nie wychowano mię na bojaźliwą dziewczynę! W Ameryce uczy się nas
wszystkiego i zapewniam pana, że kule Irokeza nie zmuszą mnie do schylenia
głowy.
– Jest pani odważna, panno Jenny.
– Przypuśćmy, że jestem dzielna, panie Playfair, a więc proszę pozwolić mi
pozostać przy panu.
– Nie mogę niczego pani odmówić, panno Halliburtt – odpowiedział kapitan,
przypatrując się uważnie dziewczynie, której twarz wyrażała zupełny spokój.
Zaledwie zostały wymówione te słowa, gdy z boków korwety trysnął biały
dymek. Zanim huk wystrzału doszedł do Delfina, pocisk stożkowo-cylindryczny,
obracając się z niewiarygodną prędkością i, jeśli tak można powiedzieć,
przekręcając powietrze, zbliżał się do parowca. Łatwo było śledzić jego lot, który
odbywał się z pewną powolnością, ponieważ pociski tego rodzaju, wyrzucone z
dział o gwintowanej lufie lecą wolniej, niż z dział o gładkim wnętrzu.
Przybywszy o dwadzieścia sążni[55] od Delfina, pocisk, którego trajektoria[56]
obniżała się stopniowo, musnął fale, znacząc swoją drogę strumieniami wody,
następnie nabrał ponownego rozpędu i dotykając płynnej powierzchni odbił się od
niej na pewną wysokość, przeleciał ponad Delfinem i przecinając brasy rei foka[57]
z prawej burty, upadł trzydzieści sążni dalej i pogrążył się ostatecznie w morzu.
– Do diaska! – zawołał James Playfair. – Uciekajmy! Uciekajmy! Druga kula
nie każe czekać na siebie.
– Och! – powiedział Mathew. – Na nabicie tego rodzaju dział potrzeba trochę
czasu.
– Słowo daję, to bardzo interesujący widok – powiedział Crockston, który ze
skrzyżowanymi ramionami przypatrywał się wszystkiemu, jak zupełnie
niezainteresowany widz. – I to właśnie nasi przyjaciele posyłają nam takie kule.
– A! To ty! – zawołał James Playfair, mierząc Amerykanina od stóp do głowy.
– To ja, kapitanie – spokojnie odpowiedział Crockston. – Wyszedłem
popatrzeć, jak strzelają ci dzielni Federaliści. Nieźle! Doprawdy nieźle!
Kapitan zamierzał dość ostro odpowiedzieć Crockstonowi, lecz w tym
momencie drugi pocisk uderzył w morze z boku prawej burty.
– Dobrze! – zawołał James Playfair. – Uciekliśmy Irokezowi już o dwa
kable![58] Ci twoi przyjaciele płyną jak kawał drewna słyszysz Crockstonie?
– Nie zaprzeczam temu – odparł Amerykanin – i pierwszy raz w życiu
przyznaję, że sprawia mi to przyjemność.
Trzecia kula upadła jeszcze dalej od Delfina niż dwie poprzednie; w dziesięć
minut statek był już poza zasięgiem dział korwety.
– Oto jaką mają wartość wszystkie patenty ludzi, panie Mathew! – rzekł
zadowolony James Playfair. – Dzięki tym kulom poznaliśmy, że możemy polegać
na naszej szybkości. Niech pan każe zmniejszyć ogień pod paleniskami; nie warto
bez potrzeby zużywać paliwa.
– Dowodzi pan doskonałym statkiem – powiedziała wtedy panna Halliburtt do
kapitana.
– O tak, panno Jenny; dzielny mój Delfin robi siedemnaście węzłów;[59] nim
skończy się dzień, stracimy korwetę z oczu.
James Playfair wcale nie przesadzał, mówiąc o zaletach żeglarskich swego
statku; jeszcze słońce nie zaszło, kiedy szczyty masztów okrętu federalnego
zniknęły za horyzontem.
Zdarzenie to pozwoliło kapitanowi ujrzeć w zupełnie nowym świetle charakter
panny Halliburtt. Lody zostały przełamane. Od tej pory, w ciągu całej dalszej
podróży rozmowy kapitana Delfina i jego pasażerki były coraz częstsze i dłuższe.
James Playfair zobaczył w pannie Jenny dziewczynę spokojną, silną, rozsądną,
inteligentną, mówiącą z wielką otwartością, prawdziwie po amerykańsku, mającą
ustalone poglądy na wszystkie sprawy, które wyrażała z przekonaniem,
przenikającym bez jego wiedzy do jego serca.
Kochała swój kraj, zachwycała się wielką ideą Unii i wypowiadała się o wojnie
w Stanach Zjednoczonych z pewnym entuzjazmem, do którego inne kobiety nie
były zdolne. Toteż uzyskała to, że James Playfair był bardzo zakłopotany jej
wypowiedziami. Często nawet opinie “kupca” znajdowały się pod obstrzałem, a
Jenny atakowała je z energią i w żadnym wypadku nie chciała iść na ustępstwa.
Początkowo James dużo dyskutował. Próbował popierać Konfederatów przeciw
Unionistom dowodząc, że prawo jest po stronie secesjonistów i zapewniając, że
ludzie luźno związani, mogą się również rozłączyć. Ale młoda dziewczyna nie
chciała odstąpić od swoich poglądów; z drugiej strony dowodziła, że sprawa
niewolnictwa jest ważniejsza od wszystkich innych w tej wojnie Amerykanów z
Północy przeciw tym z Południa; że bardziej chodzi o moralność i humanitaryzm
niż o politykę.
James został pokonany, pozostawiony bez możliwości odpowiedzi. Zresztą, w
czasie tych rozmów, on przede wszystkim słuchał. Trafiały do niego argumenty
panny Halliburtt, która z wdziękiem poddawała próbie jego słuch tak, że prawie
niemożliwe było odpowiedzieć; w końcu przyznał, że kwestia niewolnictwa jest
sprawą nadrzędną w wojnie w Stanach Zjednoczonych, że należy ją w końcu
przerwać i skończyć z tymi barbarzyńskimi czasami.
Zresztą nie zajmowano się już więcej politycznymi poglądami kapitana. Uległ
on bardzo rzeczowym argumentom, prezentowanym w sposób zajmujący i w
podobnych warunkach. Poszedł więc w dobrym kierunku w swoich poglądach w
tym przedmiocie. Lecz to nie było wszystko i “kupiec” został zaatakowany wprost
w sprawie najżywotniejszych swoich interesów. Była to kwestia nielegalnego
handlu, do którego był przeznaczony Delfin, sprawa zapasów wojennych
przeznaczonych dla Konfederatów.
– Tak, panie James – powiedziała pewnego dnia panna Halliburtt –
wdzięczność nie potrafi mi przeszkodzić mówić do pana z największą szczerością,
wręcz przeciwnie. Jest pan odważnym marynarzem, sprytnym handlowcem; firma
Playfair wyróżnia się swoją zacnością, ale w tej sprawie brakuje jej zasad i nie jest
godna swego rzemiosła.
– Jak to?! – krzyknął James. – Firma Playfaira nie ma prawa przeprowadzać
tego rodzaju operacji handlowych?!
– Nie! Dostarcza ona sprzęt wojenny do ośrodka buntu, przeciw prawowitemu
rządowi tego kraju i użycza broni w złej sprawie.
– Słowo daję, panno Jenny – odpowiedział kapitan – nie dyskutuję z panią o
prawach Konfederatów. Powiem tylko jedną rzecz: jestem kupcem i jako taki nie
zajmuję się niczym więcej jak interesami mojej firmy. Szukam zysku wszędzie
tam, gdzie się on znajduje.
– Otóż to właśnie jest karygodne, panie Playfair – podjęła rozmowę młoda
dziewczyna. – Zysk jeszcze niczego nie usprawiedliwia. Podobnie jak
sprzedajecie Chińczykom opium, które czyni z nich zwierzęta, jesteście także
winnymi teraz, kiedy dostarczacie ludziom z Południa środków do kontynuowania
zbrodniczej wojny!
– Och, w tej sprawie jest pani zbyt surowa, panno Jenny, i nie zgadzam się…
– Nie, i to co mówię, jest prawdą; kiedy pan przyjmie mój pogląd, wtedy
zrozumie pan dobrze rolę, jaką pan gra; kiedy zastanowi się pan nad skutkami,
wtedy będzie pan całkowicie odpowiedzialny w oczach wszystkich i przyzna mi
pan rację w tej i innych sprawach.
Po tych słowach James Playfair stał jak ogłuszony. Nękany prawdziwym
gniewem opuścił młodą dziewczynę, ponieważ czuł swoją bezsilność. Dąsał się
jak dziecko przez pół godziny. Po godzinie powrócił do tej niezwykłej młodej
osoby, obciążającej go najbardziej gorzkimi dowodami z jakże ujmującym
uśmiechem.
W końcu tak się stało, choć James Playfair nie przyznawał się do tego, iż nie
zależał już sam od siebie i nie był “pierwszym po Bogu” na pokładzie swego
statku.
Ku wielkiej radości Crockstona sprawy pana Halliburtta zdawały się być na
dobrej drodze; kapitan zdawał się być zdecydowany zrobić wszystko dla
uwolnienia ojca panny Jenny, choćby z tego powodu miał skompromitować
Delfina, jego ładunek, załogę i ściągnąć na siebie klątwy swego zacnego stryja
Vincenta.

KONIEC ROZDZIAŁU
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • qualintaka.pev.pl
  •