Blog literacki, portal erotyczny - seks i humor nie z tej ziemi
42
Rozdział VII
Generał Południowców
Przybywający do portu Charleston Delfin, został powitany przez olbrzymi tłum
okrzykami hurra. Mieszkańcy tego miasta, szczelnie blokowanego od morza,
wcale nie byli przyzwyczajeni do wizyt statków europejskich. Nie bez zdumienia
zapytywali, po co przybył na ich wody ten wielki parowiec pod angielską
banderą. Ale gdy się dowiedziano w jakim celu odważył się przerwać blokadę, i
że cały wyładowany jest wojenną kontrabandą, okrzyki i oklaski były jeszcze
huczniejsze.
James Playfair nie zwlekając ani chwili poszedł złożyć sprawozdanie
generałowi Beauregardowi, wojskowemu komendantowi miasta, który przyjął go
ze skwapliwością; młody kapitan przywoził mu ubiory dla żołnierzy i amunicję,
dwie rzeczy bardzo teraz potrzebne. Rozładowywanie okrętu rozpoczęło się
natychmiast.
Przed opuszczeniem pokładu James Playfair przyjął od panny Jenny
najgorętsze prośby odnośnie jej ojca. Młody kapitan całkowicie był zawładnięty
przez tę dziewczynę.
Panno Jenny, może pani na mnie liczyć. Uczynię wszystko, co tylko będzie w
mojej mocy aby uratować pani ojca. Spodziewam się, że ta sprawa nie
przedstawia wielkich trudności. Dziś jeszcze będę się widział z generałem
Beauregardem i ostro zażądam wolności dla pana Halliburtta. Dowiem się od
generała w jakiej sytuacji znajduje się pani ojciec, czy jest wolny na słowo, czy
też uwięziony.
Mój biedny ojciec! Nie wie, że jego córka jest tak blisko niego, i nie może
wziąć go w swe ramiona!
Trochę cierpliwości, panno Jenny! Wkrótce pani uściśnie swego ojca. Będę
postępował z całkowitą nieugiętością, ale także jak człowiek roztropny i myślący.
Wierny swemu przyrzeczeniu, James Playfair załatwiwszy sprawy handlowe
swojej firmy sprzedaniu generałowi ładunku Delfina i zakupieniu za nadzwyczaj
niską cenę wielkiej partii bawełny, skierował rozmowę na aktualne wydarzenia.
Zatem zwrócił się do generała Beauregarda wierzy pan w zwycięstwo
Południowców?
Ani na chwilę nie wątpię w nasze ostateczne zwycięstwo i jeśli idzie o
Charleston, armia Lee[66] doprowadzi wkrótce do zaprzestania jego oblężenia.
Zresztą czego spodziewać się po Unionistach? Przyjmując, że miasta handlowe
Virginii, obu Karolin, Georgii, Alabamy i Missisipi później zostaną
doprowadzone do utraty swego znaczenia miałyby być one głównymi w kraju,
który nigdy nie był okupowany? Wątpliwe według mnie, nigdy nie będąc
zwycięskimi tak jak Charleston byłyby zakłopotane swoim zwycięstwem.
Czy jest pan pewny swoich żołnierzy zapytał kapitan i nie obawia się, że
znuży ich długie oblężenie?
Nie, zdrady się nie obawiam. Zresztą ze zdrajcami postąpiłbym bez żadnej
litości; gdybym dostrzegł najmniejszy spisek unionistowski, zniszczyłbym miasto
żelazem lub ogniem. Jefersson Davis[67] powierzył mi Charleston i może być
pewny, że Charleston jest we właściwych rękach. Czy ma pan więźniów
Unionistów? zapytał James Playfair, skierowując rozmowę na interesujący go
temat.
Tak, kapitanie odpowiedział generał. To w Charleston rozległy się
pierwsze strzały w tej wojnie. Abolicjoniści, którzy się tu znajdowali, chcieli
stawiać opór, a gdy ich pokonano stali się jeńcami wojennymi.
Czy jest ich dużo?
Około stu.
Wolno im chodzić po mieście?
Można było aż do dnia, w którym odkryłem założone przez nich
sprzysiężenie. Ich przywódca zdołał nawiązać kontakty z oblegającymi, którzy
byli powiadamiani o sytuacji w mieście. Kazałem więc uwięzić tych
niebezpiecznych gości; wielu z nich wyjdzie z więzienia już tylko na skarpy
twierdzy, a tam dziesięć konfederackich kul będzie odpowiedzią na ich
federalizm.
Jak to?! Będą rozstrzelani?! zawołał młody kapitan, mimowolnie
zadrżawszy.
Tak! Przede wszystkim ich przywódca, człowiek bardzo zdeterminowany i
bardzo niebezpieczny. Jego korespondencję przesłałem dowództwu w Richmond;
w ciągu ośmiu dni jego los zostanie definitywnie rozstrzygnięty.
Kto jest tym człowiekiem, o którym pan mówi? zapytał James Playfair z
dobrze udawaną obojętnością.
Pewien dziennikarz z Bostonu, wściekły abolicjonista, przeklęty człowiek
Lincolna.
A nazywa się?
Jonathan Halliburtt.
Nieszczęśnik! rzekł na to James Playfair, hamując swe wzruszenie. Jeśli
to zrobił, nie można go żałować. Sądzi pan, że będzie rozstrzelany?
Jestem przekonany odpowiedział Beauregard. Co pan chce? Wojna jest
wojną. Bronimy się jak możemy.
Zresztą, to mnie nie dotyczy stwierdził kapitan. W tym czasie, gdy będzie
miała miejsce egzekucja, ja będę już daleko.
Jak to? Zamierza pan już odpłynąć?
Tak jest, generale. Przede wszystkim jestem kupcem. Gdy załadunek bawełny
będzie ukończony, wypłynę w morze. Przybyłem do Charlestonu bardzo dobrze
lecz muszę go opuścić. To jest konieczne. Delfin jest dobrym statkiem, może
stanąć do wyścigu ze wszystkimi okrętami marynarki federalnej, lecz nawet
posiadając taką szybkość nie ma zamiaru ścigać się z setkami kul, a z kulą w
kadłubie lub maszynie zupełnie może nie powieść się mój sprytny plan handlowy.
Niech pan robi, jak się panu podoba, kapitanie odpowiedział generał. Nie
mam prawa dawać rad w podobnych okolicznościach; wykonuje pan swój zawód i
ma pan rację. Będąc na pana miejscu postąpiłbym tak samo. Zresztą pobyt w
Charleston jest mało przyjemny, a port, gdzie za trzy lub cztery dni posypią się
kule, nie jest dostatecznym schronieniem dla statku. Odpłynie pan, kiedy zechce.
Lecz wcześniej poproszę o jedną zwykłą informację. Jakie są siły i liczba okrętów
federalnych, które krążą przed Charlestonem?
James Playfair odpowiedział na pytanie generała tak dobrze, jak to było
możliwe i rozstał się z nim w najlepszych stosunkach. James Playfair powracał na
Delfina bardzo markotny, bardzo zmartwiony tym, czego się dowiedział.
Co powiedzieć Pannie Jenny? myślał. Jak powiadomić ją o tragicznej
sytuacji pana Halliburtta? Może przekazać jej bardziej optymistycznie, pomijając
grożące mu niebezpieczeństwa? Biedne dziecko!
Nie uszedł jeszcze pięćdziesięciu kroków od domu gubernatora, kiedy zderzył
się z Crockstonem. Zacny Amerykanin czatował na niego cały czas.
I jak, kapitanie?
James Playfair popatrzył uważnie na Crockstona, a ten zrozumiał dobrze, że
kapitan nie ma do przekazania pomyślnych wiadomości.
Widział się pan z Beauregardem? zapytał.
Tak odpowiedział James Playfair.
I powiedział mu pan o panu Halliburcie?
Nie! To on sam mi o nim powiedział.
I co, kapitanie?
I co! Czy mogę wszystko ci powiedzieć, Crockstonie?
Wszystko, kapitanie.
Więc dobrze! Generał Beauregard powiedział, że w ciągu ośmiu dni twój pan
będzie rozstrzelany.
Na taką wiadomość ktoś inny niż Crockston skoczyłby z przerażenia, lub
rozpłynął się w żalu; tymczasem Amerykanin nie zmieszał się wcale. Owszem,
jakby lekki uśmiech przeleciał mu po twarzy i tylko powiedział:
Ba! I co z tego!
Jak to, co z tego? zawołał James Playfair. Mówię tobie, że pan Halliburtt
będzie rozstrzelany w ciągu ośmiu dni, a ty odpowiadasz: i co z tego?
Tak, ponieważ za sześć dni będzie on na pokładzie Delfina, a za siedem
Delfin będzie na pełnym oceanie.
Wspaniale! Rozumiem cię teraz, mój zacny Crockstonie! stwierdził kapitan,
ściskając mu rękę. Jesteś rezolutnym człowiekiem! Co do mnie, nie zważając na
stryja Vincenta i ładunek Delfina, gotów jestem wysadzić statek w powietrze dla
panny Jenny.
Nie trzeba nikogo wysadzać w powietrze odpowiedział Amerykanin. Na
tym skorzystają tylko ryby. Główną rzeczą jest oswobodzić pana Halliburtta.
Nie sądzisz, że to będzie trudne?
E tam! odpowiedział Crockston.
Trzeba porozumieć się z pilnie strzeżonym więźniem.
Niewątpliwie.
Doprowadzenie do pomyślnej ucieczki graniczy z cudem!
Ba! odpowiedział Crockston. Więzień jest bardziej opętany myślą o
ucieczce niż jego strażnik opętany myślą o pilnowaniu go. Właśnie dlatego
zawsze więzień może liczyć na powodzenie. Wszystkie atuty są po jego stronie.
Oto dlaczego, dzięki naszym poczynaniom, pan Halliburtt będzie wolny.
Masz rację, Crockstonie.
Ja zawsze mam rację.
Lecz jak to zrobisz? Musisz ułożyć plan, zachowując środki ostrożności.
Pomyślę o tym.
Ale gdy panna Jenny dowie się, że jej ojciec jest skazany na śmierć i że
rozkaz egzekucji może nadejść każdego dnia?
Nie dowie się i basta!
Tak, niech nic nie wie. Lepiej to będzie dla niej i dla nas.
Gdzie jest uwięziony pan Halliburtt? spytał Crockston.
W twierdzy odpowiedział James Playfair.
Doskonale! Teraz udajmy się na pokład!
Na pokład, Crockstonie!
KONIEC ROZDZIAŁU